PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=33088}

Duma i uprzedzenie

Pride and Prejudice
1995
8,2 37 tys. ocen
8,2 10 1 37221
7,9 7 krytyków
Duma i uprzedzenie
powrót do forum serialu Duma i uprzedzenie

moim zdaniem ta nowa jest o niebo (a może nawet dwa nieba) lepsza od starej. czemu? niby w serialu jest wszystko dokładniej opisane, a ehle jest bardziej urocza od keiry, ale to chyba jedyne plusy tego filmu. dobra, pierwszych 50 minut filmu, bo tyle dopiero obejrzałam, ale nie wiem, czy starczy mi cierpliwości na obejrzenie go do końca. ten serial jest po prostu beznadziejny! gdzie się podziała jane - najpiękniejsza dziewczyna we wsi? i w ogóle wszyscy tacy brzydcy! a przemarsz oficerów? oni byli już od pierwszego czy drugiego balu, tak po prostu i w ogóle w książce były tylko 2 bale, a w serialu już były 2, a teraz zanosi się na trzeci, ten u bingleya i licho wie czy nie będzie czwartego u oficerów, ale do tego jeszcze nie doszłam. a pan darcy w wannie? to było zupełnie nie potrzebne i w ogole tyle niepotrzebnych momentów zrobili... dobrze, że chociaż pokazali choć odrobinę przyjaźni sióstr bingleya z jane i te rozmowy o oczach lizzy... tak, to akurat jest w serialu a w filmie nie ma.
i jeszcze to, że są 2 bingley, a nie tylko karolina. poza tym to reszta może jest fajna ale w porównaniu z tym z 2005 to dno

ocenił(a) serial na 10
zorinka

Tru :)

nudziarra

Co to znaczy "widz nie musiał sie domyślać"?

Przecież różnica w wyglądzie domów Bennetow a chociażby domu Bingleya, nie mówiąc juz o Rosings Park czy Pemberley, była oczywista! Poza tym problemem nie było ubóstwo domu Elżbiety, ale brak ogłady jej matki i młodszych sióstr! Rodzina Lizzy miała być właśnie taka jak w serialu - dość zamożna rodzina angielskiego dżentelmena z prowincji. "Ubóstwo" sióstr nie wynikało z tego, ze ich ojciec hodował w domu świnie bo nie stać go było na chlew, ale z tego, ze ziemie Benneta objęte były prawem majoratu, czyli musiały przejść po śmierci właściciela w ręce męskiego potomka - tutaj pana Collinsa. To dlatego siostry musiały nieźle wyjść za mąż - na spadek po ojcu, a co za tym idzie, przyzwoity posag, liczyć nie mogły.

ocenił(a) serial na 10
nuta9

Zdecydowanie wersja z 1995 roku. Według mnie świetna ekranizacja powieści.

ocenił(a) serial na 6
nuta9

Mi się podobają obie wersje...do serialu mam sentyment, gdyż to dzięki niemu dowiedziałam się o istnieniu Jane Austen i jej twórczości. I w jednej i w drugiej wersji są pewne nieścisłości, ale to jak w każdej ekranizacji. Dobór aktorów również podoba mi się i w serialu i w filmie. W serialu aktorzy są dopasowani bardziej do XIX - wiecznych kanonów piękna, a w filmie do współczesnych. Jakby w tv puszczali jednocześnie film i maraton serialu to nie wiem co bym wybrała.

nuta9

Witam, zdecydowanie serial, serial... film to dla mnie a'la hoollylodzkie przesmiewcze widowisko, calkowicie oderwane od owczenych realiow sciagnietej gorsetem moralnosci i norm zachowawczych Angli... serial oddaje wszystko, nastroj, zwyczaje i aktorstwo jest doborowe... i przede wszystkim siegajac do owej filmografii nalezy sie zastanowic po co sie to oglada i czego oczekuje, "show" czy SZTUKI... Pozdrawiam

nuta9

Mom zdaniem serial jest lepszy.

ocenił(a) serial na 8
nuta9

Cóż ja tu mogę rzec? Wg mnie, obie ekranizacje są dobre, lecz wolę mimo wszystko film. Przepraszam bardzo, ale po co komu obrażać Keirę? 'Płaska i wychudzona'... wszędzie to słyszę i czytam! Ale - na miłość boską - jest świetną aktorką, idealną Elisabeth, choć serialową również darzę sympatią, ona również dobrze gra.
Pan Darcy - mówcie co chcecie, ale filmowy jak dla mnie jest genialny. Spójrzcie na jego ponuro-smutne spojrzenie, na jego niepowtarzalność!
Otwórzcie się na niego, ożywcie w sobie uczucia!
:D
To nie oznacza że Colin gra źle, a serial mi się nie podoba, co to, to nie!
Mam po prostu słabość do filmu, bardzo do mnie trafił. :)

ocenił(a) serial na 10
Veronica_Green

Idealną Elizabeth? Prawdziwa była inteligentna i subtelna. A w wykonaniu byla Keiry wrzaskliwa i lekko przygłupia. Państwo Bennet mieli taka córkę ale miała inaczej na imię. Lidia.

ocenił(a) serial na 10
Witek_9

"była" oczywiście za "Keiry". Lub zbędne; do wyboru :)

ocenił(a) serial na 8
nuta9

Serialowy Pan Darcy idealny <3
Dokładnie taki jakiego sobie wyobraziłam.

Jane niestety jest paskudna.

ocenił(a) serial na 10
nuta9

Zdecydowanie polecam serial z 1995 roku. Film można obejrzeć dla porównania, ale jest nieco infantylny, a postaci są płaskie, kiepsko zarysowane pod względem psychologicznym. Moim zdaniem zresztą nie tylko pan Darcy, ale również sama Lizzy jest zdecydowanie lepiej przedstawiona w serialu. Te jej głębokie oczy, genialna gra i jakaś mądrość bijąca z każdego gestu i słowa... Lizzy z 2005 roku przypomina przy niej rozwrzeszczaną nieokrzesaną trzpiotkę. jJst raczej ładną dziewczynką niż pociągającą kobietą. Lizzy z 1995 roku jest zdecydowanie bardziej kobieca i pociągająca, a tym samym lepiej również odzwierciedla pierwowzór książkowy.

ocenił(a) serial na 10
paulinasopata

Lizzy z filmu, to Lidia z serialu.

ocenił(a) serial na 10
nuta9

Przy okazji polecam do poczytania: http://literacie.blogspot.com/2012/12/duma-i-uprzedzenie-czyli-za-co-kochamy.htm l

nuta9

BEZSPRZECZNIE SERIAL!

Elizabet Bennet wg książki była osobą inteligentną. Nie ubliżając Kierze, jej bohaterka inteligencją nie grzeszy (np. głupi chichot podczas pierwszego spotkania).

Rodzina Bennetów nie była może bogata, ale nie byli też zwykłymi wieśniakami, którym po domu (!) pałętają się zwierzęta hodowlane!

No i moja ukochana pani Bennet - choć w filmie jako jedyna pasuje mi właśnie pani Bennet, to Alison Steadman jest przefantastyczna! Tak głupia i prostacka, aż ma się ochotę walnąć ją czymś ciężkim! Po prostu rewelacja! :)
Podobnie z resztą ma się rzecz z panem Bennetem - podziwiam talent Donalda Sutherlanda (uważam go za jednego z najlepszych światowych aktorów), ale w roli pana Benneta lepszy jest Benjamin Whitrow - ironiczny, ale dżentelmen, czyli taki jak opisała go Austen.

Film nie jest adaptacją książki, a jedynie komedią romantyczną na motywach powieści Jane Austen. Z całą pewnością powinna być taka adnotacja na początku filmu, wówczas może nawet obejrzałabym go z przyjemnością, a tak pomijając kilka drobnych szczegółów głównie mnie raził...

ocenił(a) serial na 10
lucynapilo

Dodałabym jeszcze fantastyczną grę Davida Bambera jako pana Collinsa :) Tak durny, zapatrzony we własną wielkość egoista, że aż sympatyczny :)

ocenił(a) serial na 8
baba_yaga

Obejrzałam dziś film z 2005 i serial z 1995, zdecydowanie obie wersje bardzo mi się podobają. Jednak nie mogę patrzeć na Jane z 95, to ma być piękność?? Wiem że wtedy obowiązywały inne kanony piękna, ale właśnie tym bardziej ta Jane powinna być subtelniejsza, delikatniejsza a ta z serialu to całkowita porażka. szczególnie jak siedzi profilem, wygląda jak facet. Absolutnie Jane z 2005 robiła lepsze wrażenie. No i w filmie miłość między głównymi bohaterami była dużo bardziej porywająca. Ten pan Darcy:D

ocenił(a) serial na 10
tea18

Ależ właśnie taki był wówczas kanon urody. Angielska róża, to właśnie Jane. Subtelniejsza? Delikatniejsza? Nie :) Obejrzyj malowidła z tamtego okresu - tak wyglądały dziewiętnastowieczne piękności. Pan Darcy z filmu nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Ot, typowy amerykański goguś. A ten z serialu, to prawdziwy, angielski lord.

ocenił(a) serial na 10
baba_yaga

Goguś... Bardzo trafne określenie:) Moim zdaniem był taki bezbarwny i nijaki. Jakby zupełnie nie miał charakteru. Z książkowym i serialowym Darcym miał tylko wspólne nazwisko...

ocenił(a) serial na 10
Roksolana_13

Zgadzam się :) Książkowo-serialowy Darcy był mężczyzną w każdym calu. Powściągliwy w słowach, w gestach, dlatego te przelotne uśmiechy (chyba jeden czy dwa w całej mini-serii) czy wyznanie były tak prawdziwe, tak... kurczę, tak wiarygodne. Chodził, jak mężczyzna. Mówił, jak rasowy gentleman, miał piękną sylwetkę, mądre oczy, szlachetną twarz... To był mężczyzna. Prawdziwy mężczyzna.

ocenił(a) serial na 10
tea18

Chyba nie masz większego pojęcia o kanonie piękna w XVIII/XIX wieku:D

ocenił(a) serial na 8
littlelotte52996

Wystarczy że wiem jak Jane była opisana w książce, i każdy może mieć na tej własnie podstawie inne wyobrażenie tej postaci. A co do książkowego Darcy faktycznie lepiej odzwierciedlony jest w serialu.

ocenił(a) serial na 10
tea18

Ale ideał piękna pod koniec XVIII wieku, to była właśnie Susannah Harker. Ogromne oczy, spojrzenie anioła, miękkie rysy twarzy i sylwetki, delikatny nosek, kobiece kształty (i wszystkie suknie leżały na niej świetnie, tak jak na Jennifer Ehle zresztą), piękne włosy, wysokie czoło. Całą sobą powinna reprezentować uduchowienie, spokój, "anielskość". I taka jest pani Harker. I taka nie jest Rosamunde Pike.

ocenił(a) serial na 10
nuta9

Zdecydowanie i ostatecznie wersja z 1995 roku jest najlepszą ekranizacją Dumy i uprzedzenia ever and forever! Film to była dla mnie prawdziwa udręka, bez Colina Firth'a to to nie ma sensu. Darcy z filmu to jakaś porażka, ani on przystojny ani też za dobrze nie zagrał, ogólnie dół.

nuta9

moim zdaniem serial jest lepszy... i to dużo lepszy :)

ocenił(a) serial na 10
nuta9

Mnie też się bardzo podoba (jako komedia). Szczególnie jak Keira śmieje się z dupowatego p.Darcy i świnie biegają po Longbourn. Po serialu kupiłem ksiażkę. Też jest śmieszna ale temu filmowi nie dorównuje.

ocenił(a) serial na 5
nuta9

A ja się wyrwę z ogólnego zachwytu nad wersją 1995 ;)) podobała mi się owszem. Miło mi było spędzić te kilka godzin przy DiU. Jennifer i Colin na plus, postać pana Benetta również. I Whicam. Reszta drażniła mnie, nie wspominając o matce panien Benette, i królowej Katarzynie.
Zbyt dużo chciano 'upchać' w tej wersji. Były momenty, gdy usypiałam. Tak naprawdę od odcinka czwartego zaczęło się coś ciekawego dziać.

Film "Duma i uprzedzenie" oglądałam w tamtym roku, i znacznie bardziej mnie do siebie przekonał, pomimo wielu zmian w stosunku do książki. Keira i Matthew stworzyli zupełnie inne postaci niżeli Jenifer i Colin, dlatego nie miałam uczucia deja-vu. I mieli zdecydowanie lepszą "chemię". Nie przepadam za Keirą, ale spodobała mi się w roli Lizzy równie bardzo jak słodka Jennifer.

nuta9

Myślę że porównywanie wersji z 1995 do wersji z 2005 roku, to jak porównywanie ferrari do trabanta.
Moim zdaniem to oczywiste, że dla osób które lubią książki Jane Austen i cenią sobie dbałość o szczegóły oraz dobre odwzorowanie realiów epoki, serial będzie lepszy. Uważam że film broni się tylko dobrymi zdjęciami oraz muzyką, reszta to tragedia, łącznie z aktorami którzy nie pasowali wyglądem i nie potrafili oddać zupełnie charakterów postaci książkowych.

beksi

W książce miłość Darcego i Lizzy wcale nie była tak porywająca. W filmie bardziej przypadła mi do gustu. Serial jeszcze przede mną.

Kaveri_filmweb

Nie zgadzam się całkowicie, dla mnie miłość Lizzy i Darcy'ego w książce jest o wiele bardziej interesująca niż w filmie bo ma więcej warstw, po prostu jest dużo głębsza. W filmie większość wątków zostało bardzo mocno spłyconych i nie ma pokazanej przemiany głównych bohaterów, która moim zdaniem jest bardzo ważna bo bez niej ich uczucie do siebie wydaje się strasznie powierzchowne.
Jednocześnie większość scen romantycznych w tym filmie była dla mnie kiczowata i momentami śmieszna, jak oświadczyny to oczywiście w deszczu, albo wrzosowisku (łące) o wschodzie słońca. W książce było to odpowiednio stonowane i nie raziło tak bardzo, dużo bardziej podoba mi się normalny salonik albo zwyczajny spacer w ładny dzień.

Trzeba też wspomnieć o tym że książka to nie jest tylko zwyczajny romans jakich wiele, ale również rewelacyjna i bardzo dobrze przemyślana satyra na czasy, społeczeństwo, ludzi i zwyczaje. Dlatego mi książka bardziej przypadła do gusty, przy niej ten film wydaje się płytki jak kałuża.

beksi

Właśnie skończyłam czytać całość, zgadzam się z tym że Austen wyprzedzała swoją epokę, jej komentarze i spostrzeżenia były niezwykle trafne. Jednak nie zgodzę się, iż wrzosowiska były tandetne. Film rządzi się swoimi prawami, trzeba było co nieco upiększyć, żeby więcej ludzi przyszło do kin. W książce oświadczyny są bardziej stonowane i jeżeli można użyć takiego sformułowania mniej romantyczne. Jednak co by nie mówić jest to powieść ponad czasowa, ukazująca wachlarz ludzkich zachowań.

Kaveri_filmweb

To zależy co uznaję się za romantyczne, bo dla mnie właśnie te stonowane sceny z książki są bardziej nastrojowe i emocjonalne. Również, nie rozumiem po co zmieniać sceny z książki, które od tylu lat uchodzą za doskonałe, bo niby współczesny widz ich nie zrozumie, albo nie polubi. Dla mnie to pokazuje że reżyser ma wszystkich ludzi za idiotów, którym trzeba wszystko wyłożyć na tacy, bo inaczej nie zrozumieją.

Nic też na to nie poradzę, ale dwójka zakochanych biegająca po wrzosowiskach lub łąkach, przy wschodzie albo zachodzie słońca, kojarzy mi się bardziej się z tandetnymi romansidłami, niż dobrą historią miłosną.
Podobnie jest z oświadczynami w deszczu. Chociaż tutaj, moim zdaniem dobry reżyser jest w stanie nakręcić taką scenę świetnie i wtedy przyjemnie mi się ją ogląda, uważam że niezłym przykładem jest tutaj mini serial BBC „Żony i córki” z 1999.
W filmie Joe Wrighta scena wyszła tandetnie i nie tylko sam reżyser ale również aktorzy w niej się nie popisali, Darcy wygląda jakby miał się zaraz rozpłakać i zacząć błagać Lizzy by ta go przyjęła, zaś ona wygląda jakby chciała go pocałować chociaż wrzeszczy że go nie lubi.

Nie wiem, może moja opinia jest taka, bo ogólnie cała miłość Lizzy i Darcy'ego w książce wydawała mi się bardziej romantyczna niż w tym filmie, w nim miałam wrażenie że to było jedynie seksualne zauroczenie dwójki niedojrzałych emocjonalnie młodych ludzi.

ocenił(a) serial na 8
nuta9

Mi podobały się obydwie wersje, chociaż w każdej coś innego. Na początku przeczytałam książkę (w oryginale - polecam, cudowny język, choć w moim przypadku nie obeszło się bez słownika ;)).
W wersji z 1995 bardzo doceniam zgodność z książką, fantastyczne oddanie atmosfery i charakteru poszczególnych postaci. Dzięki formie serialu można było przedstawić historię ze wszystkimi "smaczkami", bez spłycania i upraszczania. Jennifer Ehle i Colin Firth zagrali swoje role bardzo dobrze, natomiast trochę brakowało mi emocji - co, o ile w przypadku pana Darcy'ego jest uzasadnione, to u Elizabeth już niekoniecznie. Po obejrzeniu sceny oświadczyn, przypomniało mi się zdanie z książki: "Elizabeth's astonishment was beyond expression" - cóż, w serialu nie było tego widać. Nie odpowiadał mi też dobór niektórych aktorów - nie mam tu na myśli ich umiejętności, natomiast uważam, że obsada powinna być młodsza (tymczasem role sióstr Bennet grały aktorki nawet trzydziestokilkuletnie).
Co do filmu - był "ładniej zrobiony" (ale trudno porównywać na tym polu - technika, technika...), bardziej emocjonalny, relacje między bohaterami były przedstawione bardziej naturalnie. Natomiast, siłą rzeczy, historia została spłycona, uproszczona, czasem zmieniona. Irytowała mnie trochę Keira, zwłaszcza jej nerwowy śmiech w niektórych scenach - zupełnie to nie pasowało do Lizzy. Matthew Macfayden może nie zagrał pana Darcy'ego tak dobrze jak Colin Firth, ale jego sposób mówienia po prostu mnie urzekł - dykcja, akcent... cudo - a Colin trochę seplenił ;).

ocenił(a) serial na 4
nuta9

Jestem ciekawa, skąd się biorą Wasze superpozytywne opinie o serialu i supernegatywne o filmie. Ciekawią mnie zwłaszcza argumenty typu "świnie w domu Bennetów" czy "niedostatecznie ułożone fryzury". Brzmi to tak, jakbyście albo nie czytali książki, albo czytali ją wybiórczo. Bennetowie byli NISKĄ SZLACHTĄ. Mieszkali NA WSI. W FOLWARKU. Dlatego pani Bennet była tak zachwycona Netherfield - bo była to rezydencja pozbawiona właśnie tego gospodarskiego pierwiastka. Siostry Bennet miały mieć "nieułożone" fryzury, bo na bale stroiły się same. Służące (raczej pokojówki, jeśli już mamy być dokładni) mogły mieć Caroline i Louise, jako panie z wyższej sfery, natomiast panny Bennet nie miały takich luksusów! Nie wiem, skąd się bierze przekonanie, że skoro to szlachta, to muszą mieszkać w pięknym dworze, otoczeni służbą i pięknymi krajobrazami... Tak wyglądało życie Emmy Woodhouse, bohaterki "Emmy", która żyła na o wiele wyższym poziomie ze względu na majątek ojca!

Osobiście uważam film za o wiele lepszy, niż serial. Ba, co do serialu nie mam nawet pewności, czy obejrzę go do końca, bo tak koszmarnie się na nim wynudziłam, że wzbudził we mnie ogromną niechęć. Fakt, film jest okrojony i uproszczony, nie pojawia się wiele postaci, ale wątki są spójne i logiczne, nie ma żadnych dziur, akcja jest dynamiczna. Natomiast w serialu, który wiernie odwzorował praktycznie każdą scenę z powieści, aż wieje nudą. Kocham książkę, ale fabuła powieści rządzi się jednak innymi prawami, może być nieco wolniejsza i pozwalać sobie na "dłużyzny", ale to samo na ekranie po prostu nie powinno mieć miejsca. W dodatku serial wprowadził całą serię miniaturowych "zapychaczy" i scen zupełnie niepotrzebnych, np. Lizzie, przebywając z chorą Jane w Netherfield, schodzi wieczorem do salonu i przy schodach napotyka służącego, który kieruje ją do salonu, ona wchodzi do pokoju bilardowego, gdzie widzi Darcy'ego i ucieka - i po co to? Cała ta plejada spojrzeń, spotkań, zerknięć staje się po prostu irytująca. A już rozerotyzowane sceny Darcy'ego w wannie czy w jeziorze doprowadziły mnie do szału.

Nie potrafię też zdzierżyć aktorów serialowych, panny Bennet są zwyczajnie za stare, piętnastoletnia Lydia wygląda na dwudziestopięciolatkę, Caroline Bingley przypomina matronę, a pani Hurst niczym się nie różni od pani Bennet... Nie podoba mi się też sposób prowadzenia aktorów, grają sztucznie, bez uczuć. O wiele bardziej lubię filmową Lizzie, lekko zakręconą trzpiotkę - powieściowa Lizzie ideałem nie była, miała cięty język i potrafiła każdemu utrzeć nosa, a po aktorce serialowej spodziewam się dobrodusznego zachowania a'la Jane.

P.S. baba_yaga - opanuj swój entuzjazm. Nie wiem, czy próbujesz swoimi komentarzami upodobnić się do Lizzie, ale jeśli tak, to nie wychodzi Ci to wcale. Przypominasz mi raczej wyznawczynię sekty pro-serialowej, która objeżdża film z góry na dół, bo tak.

brulionbebeb

"Jestem ciekawa, skąd się biorą Wasze superpozytywne opinie o serialu i supernegatywne o filmie. Ciekawią mnie zwłaszcza argumenty typu "świnie w domu Bennetów" czy "niedostatecznie ułożone fryzury". Brzmi to tak, jakbyście albo nie czytali książki, albo czytali ją wybiórczo. Bennetowie byli NISKĄ SZLACHTĄ. Mieszkali NA WSI. W FOLWARKU. Dlatego pani Bennet była tak zachwycona Netherfield - bo była to rezydencja pozbawiona właśnie tego gospodarskiego pierwiastka."

Oj, to ty chyba nie przeczytałaś dokładnie książki. Bennetowie oczywiście byli niską szlachtą, ale nie byli bardzo biedni, mieli około ok. 3 tys. funtów rocznego dochodu. Dla porównania Bingley z dochodem 5 tys. był uważany za bogatego.
Angielski szlachcic jakim był pan Bennet, nigdy nie trzymał w domu zwierząt hodowlanych, bo utrzymywał się z czynszów płaconych przez dzierżawców w jego majątku.
Problemem Bennetów było to że ich majątek był tzw. majoratem, czyli był dziedziczony przez najstarszą osobę męską w całej rodzinie, a pan Bennet miał tylko córki, dlatego spadkobiercą był pastor Collins, czyli najbliższy krewny.

„Siostry Bennet miały mieć "nieułożone" fryzury, bo na bale stroiły się same. Służące (raczej pokojówki, jeśli już mamy być dokładni) mogły mieć Caroline i Louise, jako panie z wyższej sfery, natomiast panny Bennet nie miały takich luksusów!

W książce wyraźnie jest wspomniane, że Bennetowie mieli służbę (kucharkę również) i ich córki na bal nie stroiły się same. Co więcej Lizzy wstydzi się gdy ma lekko zabrudzoną halkę, a w tym filmie chodzi wiecznie rozczochrana w brudnych sukniach.

"Nie wiem, skąd się bierze przekonanie, że skoro to szlachta, to muszą mieszkać w pięknym dworze, otoczeni służbą i pięknymi krajobrazami... Tak wyglądało życie Emmy Woodhouse, bohaterki "Emmy", która żyła na o wiele wyższym poziomie ze względu na majątek ojca!”

Z książki „Duma i uprzedzenie” autorstwa Jane Austen.

"Fakt, film jest okrojony i uproszczony, nie pojawia się wiele postaci, ale wątki są spójne i logiczne, nie ma żadnych dziur, akcja jest dynamiczna"

Zwłaszcza wątek w którym Lizzy i Darcy spotykają się ledwo ubrani, nad ranem na wrzosowiskach. Do tego Darcy chyba przyszedł na piechotę, bez konia z Pemberley. Przykro mi ale ta scena jest nierealna, jeśli spojrzymy na realia przełomu XVIII i XIX wieku. Samotne spacery były dozwolone tylko w określonych godzinach i bohaterowie w książce ich przestrzegali.

"W dodatku serial wprowadził całą serię miniaturowych "zapychaczy" i scen zupełnie niepotrzebnych, np. Lizzie, przebywając z chorą Jane w Netherfield, schodzi wieczorem do salonu i przy schodach napotyka służącego, który kieruje ją do salonu, ona wchodzi do pokoju bilardowego, gdzie widzi Darcy'ego i ucieka - i po co to?"

Wybacz ale po stokroć wole oglądać scenę o której piszesz, niż Lizzy huśtającą się przez pięć minut nad kałużą z błota. To dopiero niepotrzebny zapychacz.

"Nie potrafię też zdzierżyć aktorów serialowych, panny Bennet są zwyczajnie za stare, piętnastoletnia Lydia wygląda na dwudziestopięciolatkę, Caroline Bingley przypomina matronę, a pani Hurst niczym się nie różni od pani Bennet... "

Cóż nie zgadzam się, może dlatego że patrzę na to trochę przez pryzmat tamtych czasów. Kiedyś ludzie szybciej dojrzewali i często zdarzało się że dziewczyny w wieku 15 były już mężatkami. Dla mnie Lizzy w serialu wygląda na około 20 lat, czyli dokładnie tyle ile ma w książce. Jednak najważniejsze jest dla mnie to, że aktorzy w serialu idealnie oddali charakter postaci z książki. W przeciwieństwie do filmu.

"Nie podoba mi się też sposób prowadzenia aktorów, grają sztucznie, bez uczuć. O wiele bardziej lubię filmową Lizzie, lekko zakręconą trzpiotkę - powieściowa Lizzie ideałem nie była, miała cięty język i potrafiła każdemu utrzeć nosa, a po aktorce serialowej spodziewam się dobrodusznego zachowania a'la Jane."

Ale postacie takie są właśnie w książce, powściągliwe w uczuciach, zwłaszcza Darcy. Jane Austen nie była amatorką gwałtownych emocji, dlatego nawet jak na standardy epoki jej bohaterowie są bardzo opanowani.

"O wiele bardziej lubię filmową Lizzie, lekko zakręconą trzpiotkę - powieściowa Lizzie ideałem nie była, miała cięty język i potrafiła każdemu utrzeć nosa, a po aktorce serialowej spodziewam się dobrodusznego zachowania a'la Jane."

Lizzy wspomina w książce że jest córką dżentelmena. Ona była dobrze wychowaną, inteligentną i jednocześnie potrafiącą śmiało wypowiadać swoje opinie, uroczą dziewczyną. Nie tak jak w filmie zakręconą trzpiotką, oraz infantylną, pyskatą, roztrzepaną i pozbawioną wdzięku panienką z głupkowatym uśmieszkiem, której obce są zasady dobrego wychowania.
Książkowy Darcy nawet by nie spojrzał na filmową Lizzy, skoro miał problem z nieodpowiednim zachowaniem jej rodziny.

ocenił(a) serial na 10
beksi

Po przeczytaniu komentarza brulionbebeb aż zawrzało ze mnie z niedowierzania. Niestety moją radość z możliwości odpisania na ten komentarz przytłumiło to, że znalazła się już odpowiedź, która zawiera większość moich zarzutów ;)

Osobą która pobieżnie czytała książkę, jesteś ty. A w każdym razie takie właśnie wrażenie odnoszę, po przeczytaniu twojego komentarza, swoją drogą pełnego nieścisłości. Jestem w stanie zrozumie

ocenił(a) serial na 10
jolec

No i mam za swoje... Pisanie na telefonie sprzyja wstawieniu niechcianych, niedokończonych komentarzy...

ocenił(a) serial na 10
brulionbebeb

Osobą która pobieżnie czytała książkę, jesteś ty. A w każdym razie takie właśnie wrażenie odnoszę, po przeczytaniu twojego komentarza, swoją drogą pełnego nieścisłości. Jestem w stanie zrozumieć że amerykańska produkcja z 2005 roku może się podobać. Są różne gusta, mniej lub bardziej wymagające, o tym się nie dyskutuje. Ale ogromnym zaskoczeniem jest czytać podobny komentarz od osoby która, podobno, czytała książkę (w grę wchodzi jeszcze czytanie ze zrozumieniem)... Poza muzyka i scenerią film z z 2005 roku nie ma w sumie nic, co mogłoby się spodobać komuś kto docenia książkowa wersję DIU. Postaci są puste, gra aktorska nie zasługuje nawet na miano dobrej, fakty, realia i szczegóły tak bardzo odbiegają od oryginału że aż kolą w oczy.

Filmowa Lizi zachowuje się jak 15 latka wyjęta z gimnazjum - prostacko i chamsko. Nie ma w sobie ani krzty tej inteligentnej ironii, ciętego, lecz sprytnie ubranego w uprzejmość języka. Lizi z serialu zaś, jest dokładnie taka jak być powinna. Inteligentna, błyskotliwa, pogodna, wychowana, 20 letnia córka dżentelmena.

Kieria nie ma w sobie za grosz elegancji, wiecznie zgarbiona, kołysząca się bez gracji przy każdym korku. Nieudolnie próbuje podrobić grę Jeniffer. Bardzo nieudolnie, co widać chociażby w scenie oświadczyn Pana Darcy'iego.

Z reszta gra żadnego z aktorów mnie nie uwiodła. Grają tak mdło i bez uczuć. Ich słowa tak bardzo kontrastują z tym co robią i jak je wypowiadają...
Ach, z resztą, co tu więcej pisać. Kiedyś DiU z 2005 rok oceniłam na 3. Po dzisiejszym dniu stwierdzam jednak że 2 jest bardziej odpowiednie.

ocenił(a) serial na 4
jolec

Nie mam zamiaru dyskutować z osobą, która nie potrafi dobrze odmienić powieściowych imion.

Proszę nie wmawiać mi niedokładne czytanie książki albo czytanie jej bez zrozumienia. Tak się składa, że piszę pracę naukową na temat "Dumy i uprzedzenia". Niepotrzebnie pisałam poprzednią wypowiedź, widać, że pewnych ludzi do niczego nie można przekonać.

Chętnie poznałabym źródła Waszych przekonań na temat czasów regencji. Może podacie jakieś tytuły?

brulionbebeb

Nie odpowiedziałaś na moją wypowiedź, szkoda : )
Fajnie że piszesz pracę naukową na temat "Dumy i uprzedzenie", tylko nie wiem czemu o tym wspomniałaś. Chcesz w ten sposób nas przekonać, że jedynie ty masz rację, a reszta się myli?

Sama sobie przeczysz, po co mamy ci podawać źródła o czasach regencji, gdy mówimy o tym co jest książce. Może ty podałabyś najpierw cytat z książki "Dumy i uprzedzenie" w którym jest jasno powiedziane, że Bennetowie byli biedni, nie mieli służby i trzymali w domu zwierzęta hodowlane. Próbujesz nas przekonać do czegoś, nie podając żadnych argumentów, a my mamy ci wierzyć na słowo.

ocenił(a) serial na 10
brulionbebeb

Do komentarza Beksi dodam tylko że Bennetowie nie byli NISKĄ SZLACHTĄ. Pan Bennet był takim samym szlachcicem jak Darcy. Pewnym problemem było pochodzenie pani Bennet (nie pochodziła ze szlachty,była córką adwokata) i tzw. koneksje, czyli powiązania rodzinne z innymi bogatymi rodami szlacheckimi. Z drugiej strony w książce jest drobna uwaga o tym że rodziny Bingley'a i Darcy'ego dorobiły się majątku na handlu. A to co piszesz o FOLWARKU to kompletne nieporozumienie. Bennetowie owszem mieszkali NA WSI ale w tym znaczeniu że nie mieszkali w mieście. W Anglii nie istniały wsie w znaczeniu polskim, ani folwarki. Pan Bennet nie musiał jak przeciętny polski szlachcic osobiście zajmować się gospodarstwem w folwarku bo go nie posiadał ani tym bardziej hodować świń w domu. Jak wspomniał(a) Beksi; utrzymywał się z czynszów płaconych przez dzierżawców. Przy okazji; wsie takie jak w Polsce istnieją tylko na terenach zasiedlonych przez ludność słowiańską (ale w Czechach już nie). Na zachodzie Europy, w Anglii i USA typowe są oddalone od siebie siedziby rolników (w USA farmy). A jeszcze; aktorem, który powiedział że nie czytał książki "Duma i uprzedzenie" był Colin Firth :)

ocenił(a) serial na 10
Witek_9

PS. Jeśli oglądałaś "Emmę" to przecież tam był pokazany dzierżawca. A z tą "pracą naukową" to żart, prawda? Jeśli nie to przy posiadanych wiadomościach (wsie, folwarki, świnie w domu) wyjdzie ci z tego praca na temat polskiej szlachty zagrodowej.

nuta9

Mówisz tak (a raczej piszesz) bo książki nie czytałaś;) jak oglądałam pierwszy raz film mysle sobie calkiem niezly potem przeczytalam ksiazke i uznalam film za sredni. Malo tekstow z ksiazki cytatow postacie zwlaszcza glowna bohaterka taka niedojrzala zlosliwa dziewczynka chuda kompletnie ona nie pasowala niestety a w tamtych czasach takie kobiety chude omijano z daleka (moze chora bezdomna prostyutka)a facet go aktor jednej miny nawet niebzyt przystojny bez zycia jakby byl na glodzie . Potem znalazlam serial zobaczyl;am ze stary i podeszlam do niego z dystansemjednak oszalam pan Darcy to pan Darcy a Elizabeth to Elizabeth! Swietnie zagrali spojrzenie Colina WOW no i przede wszystkim masa cytatow z ksiazki chocby jak Elizabeth odmawiala Colinowi to samo co w ksiazce . Serial wspanialy a ksiazka jeszcze lepsza(ksiazka zawsze bedzie lepsza).:)

ocenił(a) serial na 8
juliett9

absolutnie się zgadzam :) ja dopiero jestem na 3 odcinku, ale już uwielbiam ten serial. Rzeczywiście pan Darcy z serialu jest o wiele lepszy od filmowego (ja się po prostu rozpływam przez te jego spojrzenia) i Lizzie jest bardziej... rzeczywista. Ogólnie wszystkie postaci mają urodę upodobnioną do kanonu z XVIII/XIX wieku, nie jak te z filmu.
Niedawno przeczytałam "Sanditon" dokończoną przez Marrie Dobbs i gorąco ją polecam. Podczas czytania nawet nie zauważyłam kiedy zaczęła pisać Marrie (może odrobinę pod koniec książki), szczerze: Marie naprawdę się postarała i świetnie odwzorowała styl Jane Austen.

ocenił(a) serial na 8
nuta9

Przeczytałam książkę i kocham ją ! Obejrzałam film i serial. Film moim skromnym zdaniem ogólnie lepszy.

Zalety serialu:
-Colin Firth
-dłuższy czas, co wiąże się z tym, że człowiek dłużej przebywa w tych pięknych czasach

Wady serialu:
-kiepska gra aktorska, sporo sztuczności, słabo wyrażane uczucia
-brzydka Jane
-w nadmiarze przerysowana matka, tylko zabić taką osobę ! strasznie denerwowała i zbyt dużo jej było, a za mało Elizabeth

Zalety filmu ( najważniejsze ) :
-świetna gra aktorska
-wyrażanie uczuć Mr.Darcy'ego są dla mnie najpiękniejszą sceną filmową w historii !!! "I love I love I love you"............aż nauczyłam się całej kwestii na pamięć :-)
-przepiękna muzyka, widoki

Wady filmu:
-zbyt krótki

Kto myśli podobnie do mnie? :-)

ocenił(a) serial na 4
Sylvia_Cage

W 100% się zgadzam oprócz z zaletami serialu :) Mi się w ogóle nie podobał i nie widziałam w nim zalet,a pan Darcy bardziej mi się podobał w wykonaniu MacFaydena :) A co do czasu to wg mnie za dużo scen dodali w serialu, których w książce nie było.
I w filmie można odczuć ten klimat tamtych czasów, a w serialu w ogóle go nie czułam. I do tego ta sceneria, widoki i muzyka.. Arcydzieło normalnie! :)

Sylvia_Cage

Ja myślę dokładnie odwrotnie, jeśli chodzi o pana Darcy'ego. Serialowy, mimo sztywności, potrafi wyrazić ogrom uczuć. Filmowego nawet nie pamiętam :) Był i tyle, nie zrobił żadnego wrażenia.

ocenił(a) serial na 4
nuta9

Zgadzam się! Ja uwielbiam film, a serialu nie mogę ścierpieć. Ale nie uważam, że Ehle była bardziej urocza od Keiry. Wydawała się starsza i ogólnie nie przekonywała mnie w tej roli. Nie podobało mi się też dodawanie niepotrzebnych scen i wszystko mi się wydawało takie sztuczne. A Jane to zupełna pomyłka! Masz rację, gdzie ta najładniejsza dziewczyna ze wsi? Wszyscy byli jacyś tacy brzydsi i starsi. Jakoś nie wyobrażam sobie takiej "biuściastej" Lydii. Nie podobało mi się też to gadanie do siebie Elizabeth. Wiem, że w książce tak było, ale w myślach chyba a nie na głos. Bardzo nie podoba mi się ten serial i wg mnie na ślubie Darcy powinien być szczęśliwy a nie ponury jak zawsze. (wiem, że on zwykle był ponury, ale na własnym ślubie z kobietą, o którą tak bardzo się starał, to chyba powinien być uśmiechnięty)
Ale za to "Emma" z BBC mi się bardzo podobała :)

nuta9

tylko i wyłącznie serial z 95. choc oglądałam i film, nie jest niczego sobie, to dla mnie i tak bez porownania z serialem. mysle, że to zasluga przede wszystkim aktorów i chemii między niemi (z tego co pamietam, w tamtym czasie, podczas krecenia zdjec, mieli romans i ta chemia przedostala sie tez na ekran). sama atmosfera serialu jest po prostu wyjeta z ksiazki, zawsze jak ją czytam, to mam przed oczami aktorów z serialu.

ocenił(a) serial na 10
nuta9

Zdecydowanie ta z 1995 roku, choć film z 2005 ma pewne elementy pozytywne - mało. bo mało, ale zawsze coś na pocieszenie. Co prawda prac naukowych na temat książek Austen nie pisałam i raczej nie zamierzam, ale z przykrością muszę stwierdzić, że niektórzy swoją "naukowością" się nie popisali, a raczej nie powinni się popisywać.
Czemu serial?

- bardzo dobra gra aktorska i doskonale poprowadzeni aktorzy
- świetnie napisany scenariusz
- nagromadzenie scen, dekoracji, strojów, które tak wspaniale oddały realia czasów Regencji
- drobne detale, które niektórych mogą irytować i nużyć, mnie dodają smaczku serialowi
- wreszcie - tak super wykorzystane wskazówki Austen co do samej kreacji postaci, a w konsekwencji doskonale dobrani aktorzy
- wbrew pozorom sporo humoru
- muzyka i plenery


ocenił(a) serial na 10
nuta9

Moim zdaniem wszyscy w serialu są piękniejsi od Keiry Knightley :) Bo widzisz; uroda to pojęcie względne. Nie da się wymierzyć. No chyba że tak jak było dawniej u Arabów; po prostu ważono kobitki. Im więcej ważyła tym była piękniejsza. A brzydkie wsadzano do klatek i przymusowo karmiono. Anorektyczka Knightley trafiła by tam z pewnością.