im dalej tym gorzej. Wszystko właściwie mi się w tym serialu podobało, poza główną bohaterką. Po drugim, trzecim odcinku nie była postacią, którą da się lubić. Egoistyczna, zmanierowana Mary Sue, która wszystkich rozwala w puch prawie bez żadnego problemu. Na plus charakteryzacja postaci. Bardzo dobrze oddane klimaty lat 60-70.
Tylko czy każdego bohatera trzeba lubić? Gdybym chciała oglądać tylko bohaterów wzbudzających pozytywne uczucia to oglądałabym tylko księżniczki Disneya.
W filmie mogłoby to aż tak nie przeszkadzać, ale jeśli w serial kręci się wokół tej jednej postaci, której nie lubisz a aktorzy drugoplanowi prawie nie istnieją, to trochę gorzej już to wygląda. To jak być zmuszonym oglądać szpetną mordę somsiada każdego dnia. Już nie wspominając o tym, że pewne negatywne cechy charakteru są dla mnie irytujące, inne tylko dodają smaczku. Nie wiem jak to wytłumaczyć, kwestia gustu chyba.