Jak został ciężko ranny, to nie ukrywam serce mi zadrżało. Nie czytałam książki, ale mam nadzieje takiej osobowości twórcy się nie pozbędą. Trzy sezony, a tyle postaci dokonało żywota. Tyriona bym im nie wybaczyła - główne dla niego oglądam "Grę" :)
Hmm.. owszem, generalnie (jak raczyłeś zauważyć:) przedstawiłam (-liśmy) swe opinie na powyższe tematy i zdaję sobie sprawę, że trochę nas poniosło, jeżeli chodzi o objętość tej dyskusji ;) jednakże chciałabym się odnieść jeszcze do Twego ostatniego postu, mam nadzieję, że jednak mi wybaczysz :P
Biuro matrymonialne "Tywin" zostało przewałkowane w quizroomie wzdłuż i wszerz i nie przypominam sobie, że on robił cokolwiek w stylu przez Ciebie opisywanym. Wręcz przeciwnie, strasznie się chłop nastarał i namęczył przy tym, nierzadko narażając się na kpiny, aby i wilk był syty, i owca cała. A wtrącając prywatę to jestem przekonana, że gdybym żyła w westerowskich realiach i od mojego małżeństwa zależałoby być albo nie być i przetrwanie mego rodu, to bym się nie certoliła, tylko zacisnęła zęby i spełniła obowiązek, mając nadzieję, że jakoś się to ułoży, a jak nie, to trudno, coś za coś. Nie może być tak, że żyje się samymi przywilejami wynikającymi ze swego urodzenia, a nie chce się poświęcić nic z samego siebie, gdy jest potrzeba. Zresztą, dziś jest lepszy system? Chyba nigdy tyle małżeństwa się nie rozpadało co teraz, właśnie (imo) w wyniku tego, co piszesz - brak odpowiedzialności za jakieś wspólne dobro, którego jest się częścią, bo liczy się tylko ja ja ja, jakieś nie wiadomo jak długie poszukiwanie wciąż bliżej niesprecyzowanego indywidualnego szczęścia i hulaj duszo.
Małżeństwo Neda i Cat z pewnością nie dorównywało małżeństwu Tywina. Jeżeli uważasz, że to, co przeżywała Cat w związku z Nedem to mało, no to cóż... Chciałbyś mieć żonę, dla której ważniejszy od Ciebie jest jakiś jej facet z przeszłości? Którego pokochała wcześniej od Ciebie, a tak się po prostu złożyło, że jest Twoją żoną, ale nigdy nie przestała najbardziej kochać tamtego? Tak bardzo, że jest lojalna wobec niego niż wobec Ciebie, w dodatku w czasie małżeństwa przywozi Ci do domu jego dziecko? Ja w każdym razie nie bardzo. Cat miała swoją rodzinę, męża, z którym łączyła ją bliskość i wzajemna troska, ale czy była szczęśliwa? Ja tam jej szczęścia nie widziałam. Nie ma szczęścia, gdy nie ma tej lekkości, gdy nie czujesz się jedyny w oczach ukochanego, gdy wciąż walczysz, aby dzieci urodzone przez ciebie były ważniejsze od tego urodzonego przez inną kobietę, w wciąż ta druga kobieta jest cieniem w twoim sercu, gdy ukochana osoba ci nie ufa, gdy ukochana osoba cię zdradziła. Nie wiem, może po prostu jako facet (bez urazy;) nie jesteś w stanie się wczuć w przeżycia Cat.
To, co piszesz o rodzicielstwie to jakieś idealistyczne podejście, do którego powinniśmy i owszem, dążyć, ale też weź pod uwagę, że mimo najszczerszych starań człowiek może być też ograniczony przez to, co mu natura dała. Przykładowo, jeżeli jesteś introwertykiem, nie zmienisz się w ekstrawertyka, choćbyś bardzo chciał. Jeżeli jesteś z natury oszczędny w słowach, to nie staniesz się nagle gadułą. Nie każdy też ma smykałkę do dzieci, do kontaktu z nimi, do zabawy czy nawet rozmowy. Ale to nie oznacza od razu, że jest złym człowiekiem czy złym rodzicem. Chodzi o to, żeby każdy dawał z siebie wszystko, co może, przy swoich czysto ludzkich możliwościach oraz ograniczeniach. No i nie dewaluujmy znaczenia opieki materialnej, dawania możliwości kształcenia, itp., bo to raczej jest podstawa bycia rodzicem, bez tego dziecko zginie, choćby nie wiem ile się nagadało czy naprzytulało z rodzicem ;)
Co do Joffreay i Aryi to nie jest kwestia oceny natury moralnej, czy Joffrey ma dobre czy niedobre serduszko. Tak samo jak dziś pewnych osób nietykalności cielesnej nie można naruszać w szczególności, za co grożą o wiele wyższe kary niż w przypadku zwykłego Kowalskiego, a i również karane jest naruszanie wizerunku i dobrego imienia, to co dopiero jeżeli chodzi o księcia i jeszcze w tamtych realiach? To była władza absolutna, następca tronu odpowiadał jedynie przed ojcem, ewentualnie przed matką, jeżeli ojciec nie miał nic przeciwko temu. Przecież nawet, gdy on zasłużył w oczach swych rodziców na karę, to miał od tego osobę trzecią, która tę karę przyjmowała w jego imieniu. I nikt, a już na pewno nie jakaś dziewczynka, nawet wysokiego urodzenia, nie miał najmniejszego prawa go tknąć w żaden sposób, ani jego własności (w tamtym przypadku miecza). W tamtej sytuacji Arya powinna się ukłonić, przeprosić go i się wycofać, ewentualnie błagać o łaskę dla Mycaha. Jeżeli książę postanowi się zabawić kosztem jakiegoś wieśniaka, cóż, wieśniak ma pecha.
Jasne, że to brutalne, ale nie zmienia faktu, że taki obowiązywał savoir vivre. Ciężko go porównywać z moim dzieciństwem i moimi zabawami w piaskownicy ;) Gdzie zresztą nijak nie mieliśmy wolności, jeżeli chodzi o swobodne dysponowanie sprzętem (czyt. walenie się łopatkami czy sypanie piaskiem), bo wciąż się wtrącał ktoś dorosły :D
Oczywiście, że Joff zachował się niegodnie i tchórzliwie, aczkolwiek jego reakcja była przesadzona ze względu na to, że chciał zaimponować Sansie, a mu nie wyszło i jestem przekonana, że od tamtego momentu zaczął czuć do niej w związku z tym coraz większą złość, w efekcie czystą nienawiść, którą potem przeniósł na Neda i Starków ogólnie.
Ale jemu było wolno. Aryi nie. Niezależnie od ich indywidualnych, prywatnych racji.
Dla mnie ta sytuacja nie oznacza jak dla Ciebie, że Ned ją dobrze wychował, a wręcz przeciwnie. nie umie się odpowiednio zachować w danej sytuacji (zresztą Sansa wciąż się za nią wstydziła w towarzystwie), była porywcza, nieopanowana, działała spontanicznie. To z pewnością jej się przyda w obecnej karierze, ale nie w cywilizowanym świecie.
Co do tych dzieci, ich dobra, rodzicielstwa, itp. to się z Tobą zgadzam, tylko że na powyższe sytuacje patrzę (a przynajmniej się staram) nie z naszego, tylko z tamtego punktu widzenia, zanurzając się w tamtym świecie, jego realiach, zasadach, mentalności ;)
Wybaczę, i też się jeszcze nieco odniosę, jeśli i mi wybaczysz. :) Ale nie chcę już się tak bardzo rozpisywać, bo temat w którym siedzimy, to rzeka płynąca do szerokiego morza.
Ja też nie wiem do końca jak postąpiłbym, żyjąc w tamtych realiach. Mogę sobie tylko to wyobrazić. Mógłbym może spróbować wejść w jakieś narzucane mi małżeństwo, żeby poznać bardziej moją małżonkę. Ale jeżeli czułbym się w tym małżeństwie naprawdę nie do wytrzymania, to po prostu bym nie wytrzymał i po prostu bym uciekł. Generalnie w ogóle nie wiem czy mógłbym żyć w jakiejś bogatej, szlacheckiej rodzinie. Nie zależy mi na bogactwach, wpływach, polityce i władzy. O wiele lepiej bym się czuł z dala od arystokratycznego tłumu, obcując z przyrodą. Nie mógłbym zacisnąć zębów, bo nigdy nie lubiłem się oszukiwać. Powiedziałbym sobie: "Życie jest tylko jedno. Więc grunt to przeżyć je uczciwie, wobec innych i wobec samego siebie".
Wiesz, pracowałem z różnymi ludźmi i poznałem też np. małomównych, którzy zaczęli otwierać się przed ludźmi, którzy z surowych i oschłych stawali się bardziej wyrozumiali i łagodni. Ludzi, którzy zmieniali na lepsze swoje charaktery. Zmieniali, bo chcieli to zmienić i dążyli do tego. Moim zdaniem ideały są nie po to, żeby o nich marzyć, tylko, żeby je osiągać. I oczywiście nie staje się to od razu - dziś, jutro ani pojutrze - tylko po dłuższym czasie pracy nad tym i zaangażowania. Tak samo z ideałem rodzicielstwa. Nie twierdzę, że Tywin był złym ojcem, bo nie był, dlatego, że chciał być dobrym. Stwierdzam po prostu, że nie spełnił się jako ojciec, co widać po jego dzieciach i ich stosunku wobec niego. Eddard również, tyle, że w nieco mniejszym stopniu. I o tym cała nasza dyskusja. I nie dewaluuję, ani nie umniejszam wartości opieki materialnej nad dziećmi, bo to oczywista podstawa rodzicielstwa, ale chodzi mi o to, że należy też brać pod uwagę opiekę duchową, która jest równie ważna. A o tym często zapominamy. I tego moim zdaniem w wychowaniu Tywina zabrakło.
Gdybym był na miejscu Cat też na pewno nie czułbym się z tym najlepiej i chciałbym wyjaśnić z małżonką tą sytuację. Wiem, jestem facetem, może tego nie rozumiem i nie umiem się wczuć. To są sytuacje bardzo skomplikowane i często psują niejedno małżeństwo. Jednak tutaj w ich przypadku, Ned bardzo kochał Cat, okazywał jej tą miłość, wsparcie i zaufanie, a ona to odwzajemniała. Nie chciał mówić o sprawie Jona, ale też nigdy nie dał Cat do zrozumienia, że bardziej kochał jego matkę niż ją. Ona mogła sobie to czasem wmawiać, ale nie miała na to dowodów. Więc mimo wszystko kochała męża jak tylko mogła, a on kochał ją. Gdyby sprawa Jona powodowała dużo większe spory między nimi, to sytuacja ich małżeństwa byłaby znacznie gorsza.
Dzisiejsze małżeństwa rozpadają się częściej z powodu zbytniej liberalizacji prawa i po prostu głupoty ludzi. "Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi mi korzyść" - o tym ludzie często zapominają. Jeśli ktoś nie wie czego chce i nie wie, co jest dla niego dobre, tak się to kończy. "Ja, ja, ja" czyli egoizm jest tego oczywistą przyczyną, a istnieje dziś i istniał zawsze od początku świata. Ale to też temat-rzeka.
Odnośnie Joffreya też się zgadzamy. Było mu wolno, bo na to przyzwalali mu rodzice, którzy w ten sposób też w swej roli zawodzą na całej linii. Ned po prostu nie zdążył do końca wychować Aryi, ani żadnego ze swoich dzieci. Arya oczywiście nie pasuje do cywilizowanego świata (ani wtedy ani dziś). Mogę chyba powiedzieć o sobie podobnie (niestety, a może "stety"?). ;)
Dzięki bardzo za rozmowę. :)
Nie wiem, nie wiem, jakoś nie mogę sobie tego przyswoić ;)). Ileż ukrytych Targaryenów może się plątać po Westeros (i Essos)? Plus Tywin by się nie połapał, że coś jest nie tak? Wiele można o nim powiedzieć, ale gość był naprawdę inteligentny i stanowili z Joanną dobrany (i szczęśliwy) duet. Gdyby została zgwałcona, prawie na pewno odbiłoby się to niekorzystnie na jej małżeństwie, a nic nie wskazuje na jakiekolwiek problemy w stadle Lannisterów. Fani czasami szarżują z pomysłami, osobiście uważam to za bardzo naciąganą teorię.
Pamiętaj, każdy jasnowłosy człek to potencjalny Targaryen, :D i nawet zafarbowanie włosów na fioletowo czy zielono tego nie zmieni. :P Joanna mogła naprawdę bardzo psychicznie cierpieć przez te 9 miesięcy ciąży (i ostatnie miesiące swojego życia), choć pewnie starała się przez ten czas tego nie okazywać mężowi, nie chcąc go martwić, a gdyby zauważył, to od razu zacząłby drążyć temat. A ona nie chciała się do tego przyznawać, gdyż reakcja mogła być różna - oskarżać o gwałt, i to kogo - samego króla, którego on jest namiestnikiem? Mógł albo jej zupełnie nie uwierzyć, albo posądzić ją o zdradę, albo po prostu wywołać totalną wojnę w królestwie (a tego też raczej nie chciała). Wiesz, nie wiem, nie ja wymyśliłem tą teorię, nie moim zadaniem jest tu do niej przekonywać, ale po prostu jak dla mnie wszystko jest tu całkiem spójne - a gdyby to okazało się faktem, to wówczas wątek Tyriona miałby chyba jeszcze większe znaczenie dla fabuły całej sagi.
Aa,Tobie chodzi o Tyriona. A ja myślałam, że o bliźniaki. Zgoda, przez dziewięć miesięcy byłaby w stanie ukryć swoje uczucia (powiedzmy miała zmienne nastroje z powodu ciąży), a potem umarła przy porodzie, zaś efektem ohydnego gwałtu jest mały zdeformowany potworek. Ech, wolałabym żeby to nie była prawda. Tak, są pewne przesłanki, aby brać pod uwagę tę teorię, ale na Rulora mam dosyć tych wszechobecnych Targaryenów. Dany. Aegon, może Jon ...Litości.
No wiesz, chodzi o to, że gwałt to rzecz ohydna więc jego owoc takoż. W sensie zemsty bogów za straszny czyn. W sumie to dziecko niewinne, kobieta także ale wiadomo jak działają bogowie/fatum czy co tam jeszcze w świecie Westeros. Nieracjonalnie ;)
Chodzi mi o to, że kara powinna być w tym przypadku dla ojca, a taki Aerys to sobie (powiedzmy) zgwałcił, a co miałoby mu zaszkodzić, że Tyrion urodził się karłem? Miał to gdzieś, mało tego, pewnie się cieszył, że Tywina spotkała taka "przyjemność".
No stąd właśnie brak racjonalnego podejścia. Co do Aerysa to (szalejmy dalej ;) w ramach kary zginął z ręki brata swojego bękarta i byłaby w tym jakaś pokręcona westerowska sprawiedliwość. Ale na poważnie, mam nadzieję, że to bzdury i Tywin jest ojcem całej trójki.
Albo zginął z reki syna faceta, którego wrobił w karłowatego syna ;) Ale tak jak piszesz, czas, żeby Martin zaczął powoli porządkować to co namieszał i oby jednak nie przesadził z tym skrzyżowaniem Dynastii z Modą na Sukces.
I jeszcze jedno - dlaczego Aerys miałby czekać tak długo z tym gwałtem na Joannie, skoro miał wcześniej możliwości i chętki? ;)
"Pamiętaj, każdy jasnowłosy człek to potencjalny Targaryen, :D i nawet zafarbowanie włosów na fioletowo czy zielono tego nie zmieni. :P"
Nie strasz :D
Cóż, być może Aerys polował na nią już dużo wcześniej, ale jakoś nie miał szczęścia lub próbował już wcześniej, ale ta mu się oparła i uciekła. Aż w końcu ją dopadł.
Ech, ale macie rację - za dużo tych Targaryenów. :P Wszystko wina Martina. :D
Teoria naciągana bardziej lub mniej w zależności od danego dziecka na kandydata na bękarta i punktu widzenia danego fana (jak widać, mogą być totalnie różne:D), ale to wina Martina, bo porozrzucał różne aluzje, dając różne możliwości. Ostatecznie mam nadzieję, że wszystkie dzieci są Tywina, po pierwsze z powodów, o których napisałam niżej, po drugie, tak jak piszesz, Tywin nie był idiotą, a z pewnością lepiej by się czuł, gdyby ten mały wrzeszczący paskudny (choć nie ze swej winy) bobas nie był jego. Owszem, są tacy, którzy by się nie przejmowali i wywaliliby dzieciaka w cholerę, ale nie on, więc raczej dobrze się upewnił, że to jego dziecko. A Jaime synem Aerysa? Starzy i Nowi Bogowie, nie zrobilibyście mi tego! :D
Też bym wolała, żeby uroczy tercecik był Lannisterami z krwi i kości. Martin może sobie rozrzucać aluzje (na tym polega min urok sagi), ale na koniec powinien pozbywać się niepotrzebnego balastu i upraszczać wątki. I tak ma wystarczająco dużo roboty z sensownym poprowadzeniem bohaterów w czasie rzeczywistym, żeby jeszcze wplątywać się w jakieś zaszłości z rodowej prehistorii ;). W końcu okaże się, że Drogon i Rhaegal i ten trzeci to owoc miłości Renly`go i Lorasa. Bo w sumie czemu nie?
Właśnie, nawet chronologia nie do końca za Tyrionem przemawia. Ogólnie nie podoba mi się ta teoria, przytaczam po prostu, że taka istnieje.
Sama teoria ciąży Joanny z Aerysem nie jest zła (wyjaśniałaby to całe kazirodztwo i szalony charakter Cersei), ale co za dużo to niezdrowo. Jon, Aegon i co jeszcze, za dużo by się nagle pojawiło tych Targaryenów :D Jeżeli chodzi o smoczych bękartów to ja jednak jestem za Jonem :) Gdzieś też pojawiła się teoria, jakoby dziecko Dany przeżyło, jako że nikt (wiarygodny) nie widział jego ciała. No błagam :D
Przyznam, że ja przez moment też rozważałam teorię, jakoby syn Dany przeżył, bo przy porodzie była tylko Mirri. Jednak nie widzę realnej możliwości, jak mogłaby ukryć fakt, ze dziecko przeżyło, i gdzie miałoby się ono potem podziać. Zresztą za dużo grzybów w tym barszczu :) Fakt, że Targaryenowie rozsiali po świecie sporo bękartów, ale to nie znaczy, że każdy osobnik z kroplą smoczej krwi musi być kimś ważnym. Tyriona jako syna Aerysa nie kupuję. Jon - prawdopodobne.
No sęk w tym, że za dużo tych grzybów :) Ale Martin nie omieszkał tak zbudować tej sytuacji, że nikt oprócz Mirri nie widział dziecka, więc tadam, już podłoże do różnych spekulacji. Tym bardziej, że w serialu w wizjach Dany był pięknym, normalnym i słodkim bobaskiem. No bo co ci biedni fani mają robić w czasie oczekiwania na kolejne tomy? :D
Ok, wysłałaś mnie tu i przeczytałam większość waszej twórczości odnośnie Tywina, Tyriona a także Cat i Jona :)
Bardzo ciekawa lektura i wielce pouczająca. Pozwolę sobie dorzucić swoje 3 grosze, opierając się głównie na serialu oraz spojlerach z książki, które pamiętam. Tak że można mnie poprawiać :)
Przede wszystkim wydaje mi się, że Tywin popełnił jeden błąd - a mianowicie często zapominał, że reszta ludzkości (szczególnie jego dzieci i pewien wnuk) niekoniecznie są tak mądre, sprytne, przebiegłe jak on. I co najważniejsze - nie są w stanie przedłożyć interes rodu nad własne emocje i dominujące cechy charakteru. Poza tym zakładał, że skoro on potrafi panować nad własnymi uczuciami, to inni tez tak potrafią. Mam wrażenie, że traktował ludzi jak zwierzęta, które można łączyć w parki wg planu, zabijać wg planu, niszczyć wg planu i ten plan pójdzie dokładnie, tak jak przewidział. Błędem Tywina było ignorowanie czynnika ludzkiego.
Dlatego nie przewidział wybuchu uczucia miedzy bliźniakami, nie przewidział, jakie będą tego konsekwencje, nie brał pod uwagę głupoty Joffa i Cersei i do czego może ona doprowadzić, i nie przewidział tego, że bullying Tyriona ma swoją granicę.
Odnośnie relacji Tyrion/Tywin. Ewidentnie mamy tu do czynienia z przemocą psychiczną (po tym względem Tywin i Tyrion jest równy Cat i Jonowi). I nie zgadzam się z fune, że Tywin tak samo był surowy wobec J i C. No sorry, wobec nich był surowy i momentami brutalny, ale wobec Tyriona był po prostu okrutny. Pierwszy i właściwie ostatni przykład, to mówienie do Tyriona, że jest winny śmierci matki. Dziękuję, do widzenia.
Tyrion dostawał psychiczne manto w o wiele większym zakresie, niż Jamie i Cersei kiedykolwiek. Losu tej trójki nie można w żaden, ŻADEN sposób porównywać. Biorąc pod uwagę wpływ Tywina na życie jego dzieci na początku sagi: Jamie ma lajtowe życie i pozycję, jest uwielbiany, Cersei mimo ujowego małżeństwa, ma dzieci z ukochanym mężczyzną i jest pieprzoną królową! Z obiektywnego punktu widzenia nie mają źle. A gdzie jest Tyrion? Jak jemu pomógł/ ustawił Tywin? No tak, pozbył się jego ukochanej w najbardziej obrzydliwy sposób i na każdym kroku przypomina mu o jego beznadziejności.
Tywin stosował wobec swoich dzieci metodę: rób co ci każę i koniec. Jest to taktyka całkowicie sprzeczna z postawą babki Oleńki, która tak samo jak i Tywin dysponując swoimi wnukami, włączała Margery w swoje plany, przez co ta bez oporów wydawała się za kolejnych królów. Przykład, że marchewką osiąga się często więcej, niż kijem :D Czy ustawianie swoich dzieci siłą tam, gdzie chce przyniosło spodziewane efekty Tywinowi? Nie. Ma niezrównoważoną, głupią córkę jako królową, wnuki, o których wszyscy szepczą, że są owocem kazirodczego związku, potem głupiego wnuka na tronie i karła, który go w jego mniemaniu ośmiesza i gorszy. A jak ostatecznie to się kończy - to nawet nie ma co komentować.
Przechodząc do Tyriona - ten człowiek, to jest klasyczny wprost przykład kogoś, kto dorastając, od najwcześniejszego dzieciństwa spotykał od rodziców tylko negatywny odbiór, okrucieństwo i przemoc. Ktoś, kto zawsze słyszał o sobie złe zdanie, mimo prób zrobienia pozytywnego wrażenia, w końcu przestaje się starać i zaczyna się źle zachowywać. Jest to całkowicie logiczne i naturalne zachowanie i można spokojnie powiedzieć, że Tyrion został stworzony przez Tywina, nie tylko spłodzony.
I nie można go porównywać do Jona. Jon był nienawidzony tylko przez Cat. poza tym był zdrowym, przystojnym chłopakiem, kochanym przez Neda i przez rodzeństwo. Tyrion mógł liczyć tylko na dobre słowo Jamiego - co podejrzewam było jedynym czynnikiem nie pozwalającym się mu całkowicie stoczyć.
Podsumowanie: Tywin jest bezwzględny, sprytny, doskonały strateg, ma jasno wytyczone cele (dobro rodu). Jest jednym, z najbardziej ważnych, charyzmatycznych bohaterów GoT. osobiście bardzo go lubię w serialu (aktorsko 10/10). Podobają mi się jego sceny zarówno z Aryą, jak i Tyrionem, usadzanie Cersei :) Świetna postać.
Jego słabością jest właśnie brak brania pod uwagę czynnika ludzkiego w swoich master planach. Jego historia pokazuje jasno, jak się ignorowanie tej "błahostki" kończy. Nawet w serialu nieświadomie to pokazali w jego rozmowach z Aryą. Tywinowi nigdy by nie przyszło do głowy, że był krok od śmierci ze strony małej dziewczynki-podczaszego :)
Dziękuję za uwagę.
Nie ciesz się, że wreszcie kończę, mogę się jeszcze wypowiedzieć o Cat. Ha!
Cóż Ci mogę powiedzieć, skoro w wielu punktach się z Tobą zgadzam :). Osobiście wychodzę z założenia, że najpierw dziecko otrzymuje określony przekaz na swój temat (dobry bądź zły) i wiele z rzeczy, które mu się potem przytrafią zależy do wspomnianego przekazu. Tywin akceptował Tyriona nie jako Tyriona tylko członka rodu Lannisterów, a to nie to samo. Punktem przełomowych była sprawa z Tyshą, która złamała karzełkowi kręgosłup, zresztą i tak poważnie osłabiony. Tywin jako człowiek to zupełnie nie jest moja bajka, choć z jednym się z Fune zgadzam, a mianowicie Tyrion mógł sobie czasami dać na wstrzymanie, w sensie nie był już dzieckiem i jako dorosły odpowiadał za swoje zachowanie. Rodzice odpowiadają za wiele rzeczy, ale nie za wszystko. Mimo wszystko mógł trafić jeszcze gorzej, a Tywin istotnie pozwalał czasami Tyrionowi na teksty po których taki Theon zbierałby zęby z podłogi bo Balon np. to by nigdy sobie na takie pyskowanie nie pozwolił. Nie wspominając o Randyllu Tarly`m (to ojciec Sama).
Ale w sumie to ja Cię tu "odesłałam" w sprawie Cat, a Tyrion/Tywin byli niejako "po drodze". Tak, że czekam na Twoje refleksje na temat pani Tully :)
Napiszę coś o niej, napiszę :)
Dobrze to napisałaś, to o traktowaniu Tyrina nie jako Tyriona, ale jako lwa. To bardzo dużo tłumaczy.
Również po części zgadzam się z wami odnośnie Tyriona przeginającego pałę w wieku dorosłym. Faktycznie od dorosłych oczekuje się większego opanowania i powściągliwości, co świadczy o dojrzałym umyśle.
Ale.
Wydaje mi się, że my czasami sami popełniamy błąd przykładając swoją miarę do innych ludzi - a w tym przypadku do postaci fikcyjnej. W przypadku Tyriona musimy wziąć pod uwagę cały kontekst tej postaci i spróbować postawić się w jego sytuacji. To oznacza bycie na świeczniku, z wysokiego rodu, w kompletnie dysfunkcyjnej, zyebanej rodzinie z ojcem niszczącym twoje poczucie wartości na każdym kroku i przypominającym ci potworną zbrodnię, która obiektywnie zbrodnią nie jest, ale i tak sprawia, że żyjesz całe swoje życie w niszczącym poczuciu winy. I najważniejsze: jesteś karłem, do tego brzydkim. Karłem nie w Europie XXI wieku, karłem w czasach, kiedy takich ludzi się zabija w kołysce, a jak przeżyją, to ich życie do udanych nie należy. Mało tego - twoje rodzeństwo to najpiękniejsi ludzie w Westeros.
Nie wiem jak ty i fune :) ale ja mam spoko rodzinę, nikt się na mnie nie gapi z obrzydzeniem, litością albo jak na okaz w cyrku, nie żyję w poczuciu winy, że zrobiłam coś okropnego, co jest mi przypominane co chwilę, rodzice mnie wspierali, a nie wbijali w ziemię pod pretekstem "urabiania lwa". Więc jedyne co mogę zrobić, to postawić się na chwilę w sytuacji Tyriona, jaka bym była, gdyby moje życie było takie, jak jego. I wiesz co? Coś czuję, że robiłabym DOKŁADNIE to, co Tyrrion (zakładajac, że byłabym tak inteligentna jak on, jak nie, to już dawno bym się stoczyła ^^).
I poza tym - dlaczego ma okazywać szacunek Tywinowi? Bo go nie zabił kiedy się urodził? Czyli każde dziecko maltretowane przez rodziców ma ich szanować, bo go nie zabili? Czy fakt, że Tywin uznał go za syna i daje mu kasę automatycznie unieważnia przemoc słowną stosowaną wobec niego od dzieciństwa? Poza tym - czego Tyrion ma się bać - on już jest w tym miejscu, gdzie nie boi się ojca. Ponownie coś, czego Tywin nie przewidział, no bo skoro Jamie i Cersei trzęsą przed nim portkami, to dlaczego Tyrion ma tego nie robić, przecież stosował wobec niego EXTRA wychowanie..
Na koniec powiem tylko tyle - Tywin zapracował sobie na takie traktowanie przez Tyriona całą swoją działalnością artystyczną. To że Tyrion jest dorosły i powinien "dać se na wstrzymanie" nie jest wg mnie żadnym zarzutem wobec niego. Jamie i Cersei też są dorośli i dalej się gżą w sianie. A co jest gorsze dla Tywina i przyszłości Lannisterów: kazirodztwo czy pyskowanie dzieci? Dlaczego w takim razie to Tyrion jest ten zły?
PS. Wiadomo, że mógł trafić gorzej, chyba tylko Boromir jest jedynym miłym papciem w Westeros z dotychczas przedstawionych :D
Przy okazji zapytam bo już sama nie wiem, co jest prawdą SPOILER SPOILER DLA NIECZYTAJĄCYCH czy Tysha w końcu została zgwałcona przez ludzi Tywina z jego polecenia? Czy została zabita? Możesz mi przypomnieć tą historię?
SPOILERY DLA NIECZYTAJĄCYCH Jeśli chodzi o Tyshę to był to klasyczny zbiorowy gwałt na córce zagrodnika, która ośmieliła się wyjść za mąż za Lannistera. Obydwoje mieli wtedy po 13 lat, a laska chyba była zupełnie sama na świecie. Ślubu udzielił im niezbyt trzeźwy septon, małżeństwo trwało dwa tygodnie (i z opowieści Tyriona wskazuje, że byli bardzo szczęśliwi), po czym przybył senior rodu, zmusił septona do unieważnienia całej imprezy no i zaczęło się ... Została wielokrotnie zgwałcona przez ludzi Lannisterów, każdy z żołdaków zapłacił jej bodajże srebrną monetą. A teraz wisienka na torcie - na końcu Tywin kazał synowi zgwałcić Tyshę po czy kazał mu też jej zapłacić chyba złotym smokiem, bo to w końcu Lannister. Aha, no i Jaime oszukał brata na polecenie ojca, w sensie, że ona niby była przekupioną kur..ką, prezentem do rozdziewiczenia Tyriona i takie tam, co jak mu w końcu wyznał było kłamstwem. Nie wiadomo co się stało z Tyshą, Tywin na pytanie Tyriona stwierdził, że odesłał ją "tam gdzie odsyła się kur....wy", ale nikt do końca nie wie co miał na myśli. Jest taka teoria, która mówi, że jedna z prostytutek z Braavos Marynarska Żona to naprawdę Tysha, ale czy tak jest w istocie, póki co nie wiemy.
Cóż, historia makabryczna i tak jak mówiłam wielokrotnie czyn ten hańba dla rodu, której nie dorównują żadne wyczyny Tyriona. W przypadku Tywina pojawia się wszakże pewien element wyjaśniający (acz nie usprawiedliwiający), mianowicie jego ojciec naraził cały ród na hańbę i śmieszność wprowadzając do domu jakaś ku....kę, która nawet chadzała w klejnotach matki Tywina. Tywin miał totalny uraz na tle śmieszności (to on wyprowadził ród z upadku) plus prostytutek wszelkiej maści. Z tym, że Tysha prostytutką nie była. To biedne, naiwne dziewczę, które zrobiło w życiu jeden podstawowy błąd, spojrzało wyżej niż można i zapłaciło swoją cenę. Gdyby przedstawić taką historię średnio rozgarniętemu współczesnemu psychologowi, to masz wyjaśnienie późniejszych zachowań Tyriona (i nie trzeba do tego ani karłowatości, ani innych przypadłości). Oczywiście trzeba też brać pod uwagę kontekst sytuacyjny (w sensie świat w którym to wszystko się działo), ale jak dla mnie sposób załatwienia sprawy nie do zaakceptowania i nie do usprawiedliwienia. Można było unieważnić małżeństwo i odesłać dziewczynę bez tej całej ohydy.
Osobiście nigdy nie uważałam, ze Tyrion jest "zły". Tak naprawdę jedyne czego chciał i czego nigdy nie dostał (i nie mógł dostać) to była "zwykła" ojcowska miłość i akceptacja, taką jaką mieli (na tyle na ile to możliwe w przypadku Tywina) Cersei i Jaime. Nie można powiedzieć, żeby Tywin nie dbał na swój sposób o Tyriona, ale znowu, to była "troska" o członka rodu natomiast indywidualne potrzeby Tyriona nigdy nie istniały. Tak też bywało i w innych wielkich rodach, dzieci nie mogły swobodnie decydować o swojej przyszłości (a przynajmniej na ogół), ale tutaj doszły także inne szczególne okoliczności wynikające z "kondycji" Tyriona. Kiedyś się zastanawiałam w jakim rodzie powinien się urodzić, żeby jego życie było nieco łatwiejsze i mam wrażenie, że albo u Martellów, albo Tyrellów. Z drugiej strony, gdyby był synem takiego Greyjoya czy Boltona, to już by go dawno na świecie nie było. Podsumowując, postać ze wszech miar tragiczna plus nie prorokuje mu raczej szczęśliwego końca.
SPOILERY KSIĄŻKA
czy jak rozumiem Tyrion poznał prawdę od Jamiego i potem poszedł do wychodka Tywina, tak?
Historia jest straszna i tym bardziej tłumaczy pewną autodestrukcję w osobowości Tyriona. Tak jak piszesz, Tywin pojechał po bandzie. Rozumiem dlaczego tak się zachował po tym, co napisałaś, ale tak jak mówisz - to go nie tłumaczy. A tym bardziej nie tłumaczy jego niechęć do prostytutek, bo owe dziewczę nią nie było.
Tywin dbał o Tyriona na zasadzie posiadania pieska, karcenia go jak robi kupę na środku pokoju, sprzątaniu po nim, karceniu go za przejście po pokoju (pewnie idzie zrobić kupę), karceniu go w ogóle - taki trening. Tywinowi nie przychodzi do głowy, że pieska można przyuczyć do wychodzenia na dwór, pogłaskać za dobre sprawowanie, dzięki czemu ma się czysty dywanik i wdzięczne zwierzątko, które obszczeka uciążliwych domokrążców. Tywin jest tak bardzo sprytny, ale jest tak bardzo zaślepiony wyglądem Tyriona, przynoszącym "wstyd" rodowi, że nie dostrzega potencjału syna. Gdyby dobrze wychował Tyriona, na swojego SOJUSZNIKA, miałby do dyspozycji połączenie siebie, Varysa i LF. Po SWOJEJ stronie :) Być może nie obudziłby się pewnego dnia hiehie z ręką w nocniku :D
Mając trójkę dzieci: na tronie, w armii i w "cieniu", wszystkich pracujących dla niego, dla rodu, Tywin i Lannisterowie byliby ustawieni.
Bynajmniej nie chodzi mi o folgowanie dzieciom, to nie współczesna Szwecja, tylko bloody Westeros :) Poza tym nadmierne ustępowanie zachciankom dzieci kończy się śmiercią trzech przedstawicieli rodu i poniewierką reszty.
Można natomiast znaleźć zloty środek - pod tym względem najlepiej sprawują się Margery i jej babka. Albo modlić się, żeby los zgotowany przez rodziców był w znośny (jak się to udało Cat i Dance, przynajmniej dopóki żyli ich mężowie).
Tak, Tyrion poznał kulisy całej sprawy tuż przed wizytą w wychodku (dlatego się tam w ogóle znalazł). Jaime mu zdradził kulisy całej historii w ramach ekspiacji, co z kolei spowodowało nie planowaną wcześniej wizytę u ojca, której skutki wszyscy znamy. Być może nie doszło by do zabójstwa gdyby nie fakt, że w łóżku Tywina znajdowała się Shae plus Tywin nie miał nawet cienia skrupułów w związku z tym co zrobił. Po prostu beznamiętnie przyznał, że cała historia którą opowiedział Jaime jest prawdziwa, a na pytanie co się stało z Tyshą, stwierdził, że odesłał ja tam "gdzie odsyła się ku...y". No i to była ostatnia kropla goryczy. Wszystko to jest dosyć obrzydliwe, zaś samo zabójstwo to typowa zbrodnia w afekcie.
Wiesz, ja się przy okazji tej dyskusji zastanawiałam, jak (i w ogóle czy) Tywin jakoś zasadniczo odbiegał od standardów panujących w wielkich rodach i w sumie nie jestem pewna. Moim zdaniem, nie było czegoś takiego jak jeden model obowiązujący w całym Westeros, to były różne rody, różne tradycje, np. w Dorne (którego póki co nie było w serialu) kobieta mogła dziedziczyć na równi z mężczyznami (jedyny taki wypadek w Siedmiu Królestwach). Były takie kobiety jak Sansa wychowywane na typowe damy, żony i matki oraz takie jak Asha, które żyły "po męsku" (choć tutaj też zaistniały szczególne okoliczności). Tak, że trudno o sztywne reguły. Sporo też zależało od kolejności dziecka w rodzinie, czego innego oczekuje się od następcy w rodzie, a czegoś innego od powiedzmy trzeciego syna. Itd., itp. Coś w stylu "złotego środka" panowało chyba u Tyrellów i Martellów, natomiast co do Lannisterów ... To była chyba szczęśliwa rodzina dopóki nie zmarła Joanna, ukochana żona Tywina. Coś chyba także umarło w samym Tywinie i efekcie mieliśmy do czynienia z człowiekiem pozbawionym głębszych uczuć, zimnym i często bezrefleksyjnie okrutnym. Cóż gdybym miała wybierać sobie ojca, to chyba tylko Ned, ewentualnie Doran z Dorne.
Spokojem Martiiii, spokojem i rozwagą. Umiejętnością czekania na sprzyjające okoliczności, brakiem bezrefleksyjnego okrucieństwa, tym, że umiał trzymać Dorne z dala od krwawych wydarzeń (jak słusznie w pewnym momencie zauważył, dotychczas nie zginął w walkach żaden Dornijczyk). Tym, że choć córka totalnie przegięła był w stanie nie tylko jej wybaczyć, ale wtajemniczyć w cały plan. Tym, że się przesadnie nie wtrącał w jej życie erotyczne, choć o niejednym wiedział ;). Tym, że tolerował chamstwo i samowolę bękarcic mając ważniejsze interesy na uwadze. Tym, że lubił dzieci i pozwalał się mieszać różnym stanom, bo dziecko to dziecko. To nie jest pierwszoplanowa postać, ale lubię starego Dorana :)
Po sposobie w jaki mi odpisałaś stwierdziłem, że możesz myśleć, że nie lubię Dorana Martella, noo xP
Nie, nic z tych rzeczy, pamiętam Twoje sympatie z sagi :). Jak człowiek pisze, to inaczej to wypada niż jak mówi, w sensie mój wewnętrzny ton był zupełnie inny niż to, co można odczytać. Ech, słowo pisane jednak nader ogranicza :(
Brrr, ta historia.. aż się nie mogę doczekać na taką scenę w serialu!
Jak tak piszesz o Tywinie po śmierci żony i jego podświadomym obwinianiu syna o tą śmierć to przychodzi mi do głowy Naruto. Nie wiem czy znasz to anime/ mangę, ale jest tam pokazany ten sam proces, tylko w szerszym zakresie, czyli obwinianie dziecka o śmierć bliskich, za które to dziecko nie może odpowiadać, bo było niemowlęciem.
I uwaga, uwaga - jak reaguje na to dziecko? jest niegrzeczne i nie szanuje starszych!
Naruto nie, ale kiedyś bardzo żywo interesowałam się historią i kulturą Japonii, a nawet uczyłam się japońskiego :). Japończycy też mają lekką schizę na tle hierarchii i powinności rodowo/rodzinnych, więc w sumie się nie dziwię. Być może Tywin odnalazł by się "kraju wiśni", przynajmniej sprzed epoki Meiji , ale Tyrion mógłby mieć spore problemy. Tak czy inaczej kluczem do serca drugiego człowieka jest akceptacja, szacunek i miłość. Dla mnie najważniejszy jest szacunek, z niego bowiem wypływa akceptacja, a często też i miłość. Sama miłość jest dosyć ułomna i różne może przybrać formy (nieraz bardzo toksyczne). Jednego jestem pewna - Tyrion kochał ojca, ojciec nie kochał Tyriona. Efekty znamy.
Ok, to w sprawie Cat.
Przede wszystkim przyznaję, że do tej pory nie myślałam o niej w tej kategorii. Owszem, wielokrotnie mnie irytowała, ale jakoś szczególnie jej nie nie lubiłam. Na pewno większe emocje budziła we mnie Cersei, której o wiele bardziej nie znoszę i która jest tępą dzidą (do tego wkurzało mnie wybielanie tej postaci w serialu na siłę).
Być może to wina mojej małej uwagi poświęconej GoT w 1 sezonie i szybko zapomniałam o sytuacji z Jonem i temu ten wątek nie wypływał, kiedy o niej myślałam. Ale faktycznie - z tego co pisałaś o niej, muszę ci przyznać rację. Zarówno w kwestii jej traktowania dzieciaka, jak i niedoceniania jej udanego życia - dopóki nie zaczęło się wszystko walić wokół niej.
Natomiast scena w serialu, kiedy Cat tym przejmującym głosem błaga Waldera i potem jej reakcja na śmierć Robba jest moim zdaniem jedną z absolutnie najlepszych scen w serialu. Aktorka ją grająca naprawdę dała z siebie wszystko.
Tak na szybko to przychodzi mi tylko inna, robiąca podobne piorunujące wrażenie, to marsz zombi.
Bardzo ładnie i encyklopedycznie wyłożyłaś przyczyny swojej niechęci do Cat. Wygrywasz w tej kwestii ze mną, bo ja nie potrafię tak zgrabnie wyartykułować powody mojej niechęci do D.
Myślę, że potrafisz równie dobrze wyłożyć swoje argumenty, w końcu uczyniłaś to w sprawie Tywina/Tyriona :). Na ogół nie zastanawiamy się czemu ktoś nas strasznie irytuje (zwłaszcza jeśli jest to postać fikcyjna), ale ja mam taką naturę, że lubię się wgłębiać we własne motywy ;), w sensie lubię wewnętrzny ład i jasność sytuacji. Cat bardzo wyraźnie przypominała mi laski, które znam w realu i którym zawsze coś przeszkadza, nawet jeśli nie mają się na co skarżyć. To taki typ, który dostanie talerz pełen pysznej zupy, naje się do syta, a na dnie znajdzie mały włos i masz tragedię na pół życia. A obok mogą padać z głodu ;)).
Myślę, że jakbyś chwilę się zastanowiła, to by Ci wyszła piękna litania zarzutów wobec miss D.
A co do sceny, masz rację aktorka była świetna. Ponieważ nie jestem z natury krwiożercza, też mnie poruszyła. Ale potem zawsze mam najazd na sceny z Jonem i całe współczucie znika bez śladu. Myślę też, że na mój odbiór postaci znacząco wpłynęła sama aktorka, bo kobieta mi wybitnie nie podeszła i to od pierwszego wejrzenia. Nie wiedziałam jeszcze kto zacz, a już miałam dosyć. A potem to poszłooo. ;)
Myślę, że ja zaakceptowałam aktorkę grającą Cat, bo nie miałam o niej żadnego wyobrażenia wcześniej, nie znając książki. podobno była piękna kobietą, tak?
Czy o scenę z Jonem to chodzi ci o tą, kiedy mówi mu coś w stylu: to ty powinieneś nie żyć/ być kaleką? Nie kojarzę, czy to było w serialu, czy znam ze spojlerów.
Nie bardzo mogę wdawać się w dyskusje o Dany, bo ja po prostu staram się ją max ignorować, co w ostatnim sezonie opanowałam prawie do perfekcji . Dlatego mogę się wypowiadać na temat np. Cersei, bo nawet mimo niechęci jaką budzi oglądam jej sceny.
Nie wiem, czy to wina aktorki, czy ogólnie wątku, ale no po prostu.. nie mogę przeboleć, że smoki dostały się tej wrzaskliwej *aj em denerys stormborn bla bla bla* idiotce. Osobiście dla mnie tylko dwie osoby z dotychczas przedstawionych w serialu są dla mnie godne smoków - to jest Arya i Yara. Mają w sobie siłę, dzikość i wolność. Czyli dokładnie to,czego blondyna nie ma.
Tak, z sagi wynika, że Cat piękną kobietą była (a Sansa, zdaniem matki, zapowiada się na jeszcze większą piękność).
Tak, chodzi o te i inne słowa plus całokształt brrr jak pisze o tym babonie to aż mi ciśnienie rośnie ;D.
Asha/Yara być może, Arya na tym etapie w żadnym razie, jest zbyt młoda, impulsywna, smoki by ją zjadły na śniadanie. Poza tym, być może smoki potrzebują teraz męskiej ręki, kobieta umożliwiła ich narodziny (jak to matka ;)), a teraz gadziny wymagają mocnej ojcowskiej ręki. No, w każdym razie Drogon na pewno ;)
Wg mnie Danka to jest takie coś mocne w gębie. Dobrze jej wychodzi darcie ryja, ale tak na prawdę, to jest nijaka i słaba. Ludzie za nią podążają, bo ma smoki, niektórzy bo jest ładna, no i kiedy mówię ludzie - mam na myśli jej świtę, bo ona sobie przecież nawet dupy sobie nie potrafi wytrzeć. Ok, "urodziła" smoki, ok, matkowała "pisklętom" (tzn. robiła im tiutiutiu, bo żarcie i gównianą robotę też załatwiali inni). Ale jest słaba, jedzie na opinii matki smoków i swojej urodzie, tylko że smoki potrzebują czegoś innego, niż urodnych mamusiek.
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ona ma smoki.
O wiele bardziej by mnie cieszyło, gdyby smoki ją zjadły po wykluciu.
Arya mi pasuje, bo sama podziwia kobiety z przeszłości dosiadające smoków. Poza tym mimo tragedii, które ją spotkały, poniewierce, daje sobie radę i staje się coraz silniejsza. Sama. O Yarze nawet nie wspominam. Też to co osiągnęła, osiągnęła swoją siłą i samozaparciem. Danka nie panuje nawet nad swoją garderobą.
Ok, miałam nie pisać o niej, ale mi ciśnienie skoczyło :D pewnie to znasz ;) Dlatego psst, już kończę temat niuńci.
MOGĄ BYĆ SPOILERY DLA NIECZYTAJĄCYCH SAGI
:D, nie chcę Ci podnosić ciśnienia, ale nie mogę się powstrzymać z jednym pytaniem - a mianowicie o co chodzi z tą garderobą? Normalnie padłam na klawiaturę jak to przeczytałam i teraz usiłuje biedna mysz przypomnieć sobie wątek odzieżowy ;D. No chyba, że to była metafora.
No, to akurat prawda, że smoki potrzebują kogoś, kto je weźmie "za pysk", że tak powiem. Być może Dany spełniła już swoje zadanie, a może nie.
Co do świty, myślę, że istotnie Dany sporo nadrabia smokami i urodą, ale nie wszystko. Być może jest duży kontrast pomiędzy jej wiekiem, a ogólną postawą w stylu "jestem Daenerys zrodzona w burzy i ble, ble, ble, bla, bla, bla" ale właśnie tego wszyscy się po niej spodziewają - a już na pewno Dothrakowie, którzy gardzili wszelkimi przejawami słabości. Dany jest silna, bez tego nie zaskarbiłaby sobie szacunku Drogo i całego khalasaru, ale to trochę inna siła niż w przypadku Aryi. Co do tej ostatniej, to muszę przyznać, że to dla mnie jeden z bardziej irytujących wątków w sadze. Rozdziały Aryi stały się dla mnie strawne dopiero kiedy wylądowała w Braavos i a to ze względu na specyfikę miejsca i ludzi, których spotyka na swojej drodze niż ze względu na nią samą. Wiem, że to jedna z bardziej lubianych postaci (zarówno w przypadku widzów, jak i czytelników), ale ja się nie zaliczam do tej grupy. Może nie irytuje mnie tak jak miss D Ciebie, i takoż nie podnosi mojego ciśnienia jak pani Tully, ale jakoś nie mogłam wkręcić się w jej wątek. To taki mały westerowski ninja, a ja nie przepadam za tego typu bohaterami. Choć jedno jej trzeba przyznać, ma żelazną wolę przetrwania.
No jakoś tak nie kojarzę jej zajmującą się własnym ubraniem i pamiętam, że ten Murzyn Qarth dawał jej ubrania.
Dany zaskarbiła sobie szacunek Khala bo zmieniła pozycję seksualną. No cóż, może to jest powód do podziwu w pewnych kręgach :P Ale poza tym to co - zjadła tatara. Ojeeej.
Nie wiem jak Arya prezentuje się w książce, ale w serialu jest świetna (możliwe, że to zasługa aktorki i tego że jej wątek "sam się pisze"). Moim zdaniem jest najbardziej udanym dzieckiem serialowych Starków. Najmniej udanym w stosunku do potencjału, jakim dysponuje... jest Bran. A przecież znam spojlery, ten dzieciak powinien być jedną z najciekawszych postaci GoT! Ale jak na razie jego wątek kojarzy mi się z Hodorem i oprawianiem królików. Możliwe, że jak przekroczy Mur to coś się ruszy w jego wątku i pozwolą dzieciakowi błysnąć.
Po trzykroć nie, choć zmiana pozycji miała też swoje znaczenie ;). Dany (a mówię o wersji książkowej) zaskarbiła sobie sympatię khalasaru w ogóle, a Drogo w szczególe także innymi walorami. Ale przekonywać Cię nie będę, bo rozumiem ten syndrom "nie bo nie i koniec ;D". A co do garderoby, większość wielkich pań i panien Westeros/ Essos miała całą armię pomocnic, służek i innych takich, i one zajmowały się przyziemnymi kwestiami odzieży. Sądzę, że nawet moja ulubienica Asha w przerwach między kolejnymi rejsami i podbojami korzystała z ich usług.
Co do dzieci Starków, mam odmienne zdanie. Dla mnie Bran to z kolei najlepsze dziecko Starków. W sadze bardzo wyraźnie widać jak z tomu na tom się zmienia, jak jego umiejętności powoli dojrzewają, jak uczy się z nich sensownie korzystać, a to nie jest taka prosta sprawa bo i o nie byle jakich umiejętnościach mówimy. W moim odczuciu to o wiele bardziej naturalne i psychologicznie wiarygodne niż cały wątek Aryi, który z kolei średnio się dla mnie udał. Przede wszystkim to cud, że w ogóle żyje bo biorąc jej charakter/osobowość oraz warunki w jakich się znalazła, dawno ktoś "powinien" skrócić ją o głowę. Dla mnie samo jej przeżycie jest średnio wiarygodne, a Martin na ogół dba o wiarygodność i nie ucieka się do nadnaturalnych wyjaśnień jeśli nie musi. Zaczęłam od serialu i musze przyznać, że już wtedy miałam wątpliwości a lektura sagi je tylko umocniła. Na szczęście Arya jest w Braavos, a jak pisałam wcześniej to dla mnie fascynujące miejsce dlatego od pewnego momentu czytałam jej rozdziały z prawdziwą przyjemnością, choć zasługi samej panny Stark w tym nie ma ;)
Właśnie dlatego historia Brana ma słabą "reprezentacje" w serialu w stosunku do oryginału, co właśnie potwierdziłaś :)
Co do Aryi - nie pomnę już, jak w książce "leciał" jej wątek i jakie były odstępstwa od serialu, ale właśnie w ekranizacji jej wątek jest dla mnie świetny. Oczywiście można spekulować, jak szybko zginęłaby i w jak okropny sposób samotna dziewczynka w Westeros, ale chodzi o TĄ dziewczynkę :) To nie jest chłopka od małego przyuczana do uległości i bezwzględnego posłuszeństwa, ani wychuchana panienka z dobrego domu, tylko Starkowy tomboy, dziewczynka silna i pewna siebie, która bynajmniej nie siedziała w kątku i nie udawała wielkiej pani, żeby zadowolić oczekiwania wobec młodych panien.
Do tego nie boi się dorosłych, a to też pomaga. Arya ma sytuację nie do pozazdroszczenia, ale przy całej swojej gwałtowności, dziecinności i przede wszystkim - byciu dziewczynką, to właśnie jej wychowanie u pobłażliwego Boromira oraz charakter, pomagają jej przetrwać. Poza tym dziewczę jest odważne i bitne, do tej pory spotyka (starych) wojaków, którym taka postawa podoba się w sposób "hehe dziewczynko, jesteś git, rozweselasz moje żołnierskie serce, pożyj se jeszcze trochę". Więc oczywiście trzeba doliczyć tu jeszcze szczęście (którego jedni w Westeros maja więcej niż inni).
Bardziej by mnie dziwiło przeżycie Sansy, gdyby się znalazła na miejscu Aryi. I Aryi na miejscu Sansy. :D
Taa, Arya w roli Sansy nie przetrwałaby na dworze w KP ani tygodnia i na odwrót. Nie bez powodu każda jest tam gdzie jest ;). Myślę, że obie Starkówny są silne i wytrzymałe, ale każda na swój sposób i stosownie do okoliczności w jakich się znalazły. Siła psychiczna ma niejedno oblicze, ludzie na ogół widzą jej najbardziej oczywiste przejawy, jak w przypadku Aryi, pomijając bardziej subtelne w stylu Sansy. Ale dojść do celu można różnymi drogami.
Co do szczęścia, masz rację. Jedni go mają więcej, inni mniej (jak w realu ;)). Dla mnie wątek Aryi po prostu przekroczył granice prawdopodobieństwa, a ja tego nie lubię. To nie baśń dla dzieci, która musi się skończyć dobrze, bo taka jest jej rola. Szczęście szczęściem, ale nie da się wszystkiego tym wytłumaczyć. Oczywiście Arya to nie chłopskie dziecię plus to ewidentnie chłopczyca, która lepiej czuła się wśród "zwykłych" ludzi niż na dworze (i muszę przyznać, że to mi się u niej podobało) , tym niemniej nie mogę jakoś "kupić" tego wątku. Oczywiście i w realu i w naszych czasach są dzieci, które przetrwały nieprawdopodobne rzeczy i były sobie w stanie poradzić, ale ... Nie w taki sposób. Arya jest bardzo wytrzymała i niewątpliwie dzielna, ale nie ma w sobie niezbędnej elastyczności - nie wie kiedy należy się zamknąć a kiedy można mówić, stawia się w sytuacjach w których powinna siedzieć cicho...Nie wiem, po prostu do mnie nie trafiła, ani w sadze, ani w filmie.
Co do Brana, to moim zdaniem, to bardzo mało filmowy wątek. O wiele lepiej się to czyta niż ogląda, człowiek może się powoli delektować rozwojem sytuacji, podczas gdy na ekranie to może nużyć. Tak, że podobnie jak Matiiii polecam Ci lekturę :). A swoją drogą, ciekawe jakbyś odebrała różne postacie po przeczytaniu sagi. Bo u mnie sporo się jednak zmieniło.
Myślę, że na pewno by się zmieniła perspektywa patrzenia na różnych bohaterów. Np. w serialu następuje wybielanie Cersei, jakbym nie znała spojlerów, to bym pewnie miała wobec niej inne odczucia.
Tak, Cersei na ekranie chyba zyskuje, choć w dalszym ciągu trudno ją lubić. Natomiast w sadze, to już masz klasyczną "złą królową" i sporo się trzeba nagłowić, żeby znaleźć w niej cokolwiek pozytywnego lub jakoś zrozumieć jej postępowanie.
Które zmiany w stosunku do książki są wg ciebie najgorsze? Bo wg mnie Robb i jego fiu bździu z Talissą, czy jak ją tam zwali. Patrzyłam i oczom nie wierzyłam :D
Bardzo żałosny wątek, piękna, egzotyczna, niezależna dziewczyna zdobywa serce nadobnego księcia opie*dzielajac go. Ojejku jejku co za nowatorskie podejście do romansu i miłości! A jak usłyszałam o ciąży i nazwaniu wnuka Neda jego imieniem, to nie wiedziałam, gdzie oczy podziać.
To już wolę lannisterowy incest :P
W kolejności to będzie tak: cały wątek Ashy (ale to już wiesz ;)), Stannis i Mel, totalnie spieprzony Loras Tyrell (plus pozbycie się prawie całego, nader interesującego rodu Tyrellów), zupełnie niezrozumiała zmiana całego wątku z Shae (ale tutaj daję im szansę na sensowne wyjaśnienie w najbliższym sezonie), trochę "wybielona" postać Tyriona (ale z drugiej strony kto się oprze urokowi P.D ;)). Na razie to tyle. Wyleciało parę postaci, parę zostało przerobionych na jedną - ale to jestem w stanie zrozumieć, takie są koszty adaptacji kilkutomowej sagi. Uważam, że aktorów dobrali całkiem dobrze (póki co) i nie mam do obsady większych zastrzeżeń.
Co do wątku Robba - mam mieszane uczucia. Z jednej strony masz rację, wielce oryginalne to nie było, z drugiej kiedy czytałam sagę cały czas miałam wrażenie z gatunku WTF. Tamten "romans" jest dla mnie jeszcze bardziej od pały, zresztą tak też to odczytały postacie w sadze. Zaskoczone, zdumione, bo rzeczona Jeyne ... Umówmy się, nie była warta królestwa. W sadze mamy do czynienia z gościem, który w chwili słabości rozdziewiczył pannę no i uniósł się honorem. Mam niejasne wrażenie, że przeciętny współczesny widz by tego po prostu nie "kupił". O wiele łatwiej sprzedać wielką namiętność niż takie bezpłciowe "coś". Tak, że ja się Talisy szczególnie nie czepiam, spełniła swoją funkcję plus spektakularnie zeszła z tego świata. Sama aktorka średnio mi podeszła, tak, że nie rozpaczałam ;)
"Przechodząc do Tyriona - ten człowiek, to jest klasyczny wprost przykład kogoś, kto dorastając, od najwcześniejszego dzieciństwa spotykał od rodziców tylko negatywny odbiór, okrucieństwo i przemoc. Ktoś, kto zawsze słyszał o sobie złe zdanie, mimo prób zrobienia pozytywnego wrażenia, w końcu przestaje się starać i zaczyna się źle zachowywać. Jest to całkowicie logiczne i naturalne zachowanie i można spokojnie powiedzieć, że Tyrion został stworzony przez Tywina, nie tylko spłodzony. "
Cieszę się, że jest ktoś na tym świecie kto akurat TĘ kwestię podziela podobnie: Tyrion jakiego znamy jest właśnie owocem <dosłownie i w przenośni> 'rodzicielstwa' Tywina xD