Serio, tak zakończyć serial?
Myślałem że jeszcze wyjdzie jakiś odcinek a’la film. Wygląda to jakby ktoś się uwziął na oryginał i chciał go zohydzić staremu i nowego pokoleniu. Tu aż pasowało aby na tym świecie dziękczynienia spotkały się 3 koleżanki i najwyżej ich nowe, przyboczne „przyjaciółki” w wielkim mieszkaniu Carrie i podsumować wstawkami z oryginału i obecnej, że są miłości, romanse, sex ale przyjaźń jest na całe życie. Tutaj mam wrażenie, że z oryginalnego trio prawie wcale nie było ich razem na ekranie, tylko nowe DEI cool przyjaciółki. One są cudowne, nie dokonują zdrad i rozwodów jak ich białe protoplasty. Natomiast białe kobiety są same, dają się wykorzystywać dzieciom lub dają się pomiatać cool gender fluid ludziom, bo syn zamoczył po imprezie. Jeszcze ta scena vogueingu i stolca? Co autor miał na myśli?
Ogólnie z całej trójki mimo wszystko najwięcej sympatii mam do Charlotte, ma to co zawsze chciała (dzieci i kochający mąż) i chyba scena tego sezonu, to jak mimo bólu głowy biegła wytrącić kieliszek wina Mirandzie. To jest prawdziwa przyjaźń. To postaram się zapamiętać, a reszta oby poszła szybko w niepamięć.
Natomiast pewnie za 10 lat powstanie reboot jak „babcie” sobie radzą z wnukami, kotami i psieckami aby jeszcze coś wycisnąć z tych niedomkniętych wątków. Samanta, dobrze że cię tu nie było! To se nevrati.