jak dla mnie piękny odcinek, przecudowny! Ted mnie wzruszył cholernie, po tylu powrotach do Robin, zrobił to, co należało od dawna. sprawa z naszyjnikiem naciągnięta, ale gdy Ted dał go Barney'owi i powiedział, żeby dał go Robin i że to niby on znalazł! i w końcu Ted powiedział Robin, że już jej nie kocha jak kiedyś, że to nie ma sensu. Ted w tym odcinku zasługuje na owacje na stojąco! nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie, gdy Robin uciekła z pokoju, i wpadła na Matkę. i potem scena, jak Barney znalazł Robin i powiedział, że jego jedynym 'vowem' będzie to, że nigdy więcej nie skłamie i ją tak pięknie pocałował :) i był ostatni slap! chociaż wcale się go nie spodziewałam w tym odcinku. brak mi słów na tego małego misiaka z obrączkami, był tak uroczy, że ojejciu! szkoda, że nie ujawnili tych całych 'vows', o które było tyle mowy w odcinku. i potem jak Barney znowu pocałował Robin, już nie wytrzymałam z wrażenia i się pobeczałam.
naprawdę, cudowny, cudowny odcinek. piękny, co tu więcej mówić!
i pomimo, że odcinek sentymentalny, wzruszający, to wciąż bawi. jak Barney do góry nogami wisiał na ścianie, oddychając przez papierową torebkę. albo jak Marshall rzucił Lily bułkę, a jak zapytała o serek, też jej rzucił. nie zrozumiem, czemu narzekacie na ten sezon tak bardzo. jest piękny, inny niż pozostałe. może mniej jakiś śmiesznych/głupich momentów, ale tych bardziej życiowych i ja nie narzekam!
to zostały odcinek, podwójny, do końca. ciężko uwierzyć!
+ zapomniałam wspomnieć o Sandcastles in the sand, jak schodzili z ołtarza! :D
+ i Ted z przyszłości powiedział, że będą razem do końca i to będzie legendarne, czy coś takiego więc teorie się nie sprawdzą! :)
Powiedział: "Here's the secret, kids. None of us can vow to be perfect. In the and, all we can do is promise to love each other with everything we've got, because love's the best thing we do. And on that lovely spring evening, that's exactly what Barney and Robin vowed to each other. And it was legendary."
Pragnę jednak przypomnieć wypowiedź z tego samego odcinka: "Because lying is second nature to Barney. Everything's legendary. You know what "legendary" means? Not real."
Więc teoretycznie wszystko może się zdarzyć.
ale tak naprawdę może chodzić też o to, że Robin zmieniła zdanie co do słowa 'legendary', ich miłość była 'legendary', więc 'real' :)
Genialny odcinek! Wiedziałem, że Ted będzie miał ten naszyjnik i że da go Barney'owi, a Robin wszystkiego się domyśli, zacznie panikować i powie Tedowi, że to jego kocha. To było do przewidzenia od dawna.
Ted zachował się tak jak powinien, powiedział Robin, że już jej nie kocha tak jak przedtem i ta jego przemowa o sensie miłości... W ogóle wszystkie jego przemowy, czy kierowane do dzieci, czy te wypowiadane w czasie obecnym są świetne.
Oprócz wzruszających momentów było też kilka śmiesznych - Barney wiszący do góry nogami, rozliczanie się z przysiąg, najlepszy był Marshall rzucający Lilly bułkę i ser albo gest Barney'a, że akcja z gorylem zostaje odwołana :D
Jedyny słaby punkt odcinka, to moment poznania matki przez Robin. Znów matka jest tym wybawcą, ratuje wszystkich z opresji tymi swoimi przemowami i uściskami. A najbardziej żałosne były jej słowa "W dzieciństwie byłam tak jakby detektywem". To słowa wyjęte z ust Teda. Rozumiem, że twórcy próbują pokazać, że Ted i matka mają wiele ze sobą wspólnego, ale pokazali już wystarczająco dużo i to już było przegięcie, takie próbowanie na siłę wmówić nam, że Ted i matka to tak idealnie dobrana para, że lepszej nie ma, a czasem właśnie jak to się mówi "przeciwieństwa się przyciągają", póki co u Teda i matki takich nie zauważyłem...
Zawiódł też ostatki plask Marshalla, liczyłem na coś lepszego, ale coś czuje, że to jeszcze nie koniec i założą się jeszcze o coś w podobny sposób, być może teraz Barney z Tedem i to Barney będzie tym wymierzającym ciosy :)
Najważniejsze, że doszło do ślubu, bo wiele osób w to nie wierzyło. Barney pokazał jak bardzo kocha Robin i wiemy, że będą ze sobą cały czas.
Za tydzień finał, nie mogę w to uwierzyć, że to już koniec. Narzekałem na ten sezon jak wszyscy, ale teraz chciałbym żeby powstał kolejny z jeszcze kilkoma odcinkami, albo jakieś odcinki specjalne do pobrania.
Tylko to już byłoby za wiele, kiedyś muszą skończyć i zapowiadają finał jako wielką bombę, oby nie zawiedli.
Historia dzieje sie na naszych oczach. Juz za tydzien koniec!!!!!.:((( ciekawy jestem czy to bedzie normalny odcinek czy behind the scenes i bloopers. ODcinek 22 bardzo przyjemny :) Racje macie bo 9 seria rzeczywiscie byla denerwujaca i bardzo ale to bardzo słaba. Pamietam jak zaczalem ogladac ten serial kiedy emitowany byl odc 1X16. Jestem juz z HIMYM ponad 8 lat :) tych ludzi i ta historie zapamietam na pewno do konca zycia.:) Jeden z najlepszych komediowych seriali w historii.
przeciwieństwa się przyciągają - tak jak w przypadku z Robin
a podobieństwa łączą - tak jak w przypadku z Matką
co do matki to nie zgadzam się z Jinx599: ona musi być przerysowana żeby nie była nagrodą pocieszenia dla Teda- muszą pasować do siebie w 100% (a już na pewno bardziej niż z Robin)
dobry odcinek... mam nadzieję, że finał będzie dobry bo nie muszą niczego psuć żeby fanom zrobiło się przykro.
Historię opowiada Ted z przyszłości, więc wiadomo, że matka musi być przerysowana i dotychczas te wszystkie dobre uczynki i podobieństwa matki do Teda jakoś przełykałem, ale w tym odcinku to już była przesada. Nie dość, że obydwoje prowadzą samochód w rękawiczkach, w przykrych okolicznościach stracili miłość swojego życia, mają podobne zainteresowania i poczucie humoru, to teraz jeszcze się okazuje, że obydwoje mają takie same dziwne nawyki (mowa o zabawie w detektywa) i matka znów jest tą wybawczynią. To była niemalże kopia sytuacji z Barney'em. Jego też w złapała za ramiona i zaczęła nim potrząsać i prawić swoje kazanie, po którym zrozumieli, że powinni być ze sobą i nagle wszelkie ich obawy odchodzą i Barney przygotowuje ostatnią stronę Playbooka z numerem "The Robin", a Robin od tak odchodzą wszelkie obawy co do ślubu i wszystko jest cacy. Tedowi nie udało się jej przekonać, ale obca osoba, która rzuciła banalnym tekstem o tym, żeby zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów i to działa... To nie jest normalne i to mnie już drażni. Pokazywali już wiele flashfowardów z życia Teda i matki, ale wszystkie były takie przesłodzone i pokazywały, że są idealnie dobraną parą. Chciałbym teraz zobaczyć ich w jakiejś kłótni, chociaż małej sprzeczce, to by pokazało, że są parą autentyczną, bo póki co mi to rzeczywiście zaczyna wyglądać, jakby coś złego działo się z Tedem albo matką, bo nie widzę sensownego wytłumaczenia, dlaczego Ted stara się dzieciom ukazać matkę jako Boga.
Nie wiadomo czy zadziałały oddechy, nie poznaliśmy jej reakcji tak do końca, bo tam już stał Barney, który wyskoczył z tym byciem uczciwym.
Ale przecież Ted powiedział swoim dzieciom, co Robin i Barney sobie przysięgali - że nie mogą być idealni, ale będą kochać się do końca
życia, ponieważ to najlepsze, co ludzie mogą robić (coś w tym stylu). HIMYM już dawno temu stał się obyczajowym serialem, posługującym się kliszami, ale chwyta ze serce - mnie więcej nie trzeba, na pewno miło będę go wspominać :)
wlazłam na forum coby zerknąć kiedy koniec. Fakt ze serial mnie w tym sezonie pokonał ale chciałabym zobaczyć jak się zakończy.
Planowałam zobaczyć tylko finał ale może 3ostatnie to nie będzie głupi pomysł.
Zaspojlerujcie wprowadzeniowo plisss,
mnie pokonał chyba odcinek jak Marshall dotarł do hotelu czy gdzies w tych okolicach
Ted poznał wreszcie tą markę czy jeszcze nie?
To w sumie niewiele momentów odpuściłaś. Ted nie poznał matki jeszcze, ale za to już reszta paczki ją poznała (każdy z osobna).
Naprawdę nie wiem co wiesz, a czego nie wiesz, ale chyba od momentu dotarcia Marschalla do hotelu nei wydarzyło się nic ważnego.
Chociaż nie, matka Robin dotarła na ślub. Opowiadała jej o swoim małżeństwie z jej ojcem i wyszło na to, że Barney jest odbiciem lustrzanym swojego teścia. Później matka Robin opowiadała o kimś z kim powinno się być i Robin pomyślała o Tedzie (choć nie było to powiedziane wprost). Ważny motyw, bo na dobrą sprawę tam się zaczęły wątpliwości Robin co do zawarcia małżeństwa.
Aha, no i okazało się, że Lily jest w ciąży. Przez cały czas to podejrzewała, więc Linus podawał jej drinki bezalkoholowe. Razem z Marschallem udadzą się do Wloch, gdzie urodzi im się córeczka, którą nazwą Daisy.
W poprzednim odcinku (ostatnie 5 min) było pokazane jak skończą bohaterowie drugoplanowi (m.in. Ranjit, Carl, Scooter). Jeśli cię interesuje - zobacz.
No i to by było chyba na tyle. Nic szczególnego się raczej nie ominęło.
możesz zobaczyć odcinek "how your mother met me", gdzie jest pokazane jak Matka i Ted się mijali przez te kilka lat...
i w sumie na przestrzeni kilkunastu odcinków jest parę scen z przyszłosci z Tedem i Matką - pierwsza randka, oświadczyny, narodziny drugiego dziecka (dowiadujemy się, że dzieciaki to Penny i Luke :)), dzieciaki z Tedem i Matką ( a Matka z kacem :P )
co jeszcze:
-fajny jest motyw, kiedy Barney mówi wszystkim, że ich kocha (na kacu :P) i jest pokazane jak ich wspierał w przeszłości
-Ted odzyskał naszyjnik Robin
hm chyba tyle...
Super. Dzięki za spojlery.
Kurcze szkoda tego Marshalla, ze jada do tych Wloch.
W zasadzie 3 motywy z wymienionych mnie w miarę zainteresowaly.
1. Przyszlosc bohaterów pobocznych. Jednak nie na tyle, zebym sciagala caly odcinek
2. Barney i pomoc wszystkim. Chociaz..... Nieeee... takie jakieś przeslodzone sie wydaje. Dobrze im to jakościowo wyszlo?
3. To jak sie Ted z matka mijal bo to nawiązuje do starych odcinków i na to czekałam :) sie chyba jednak na ten odcinek skusze
Ale ogólnie to sie jakoś ogarnal ten serial? Bo jakiś taki wewnetrzny opor czuje. Mnie pokonał na amen ten rymowany odcinek. Jeszcze ze dwa później 'obejrzalam' a dokładnie to poprzewijalam i tyle
Na slubie byl w końcu ten niedzwiedz? :>
Może nie wsłuchiwałem się zbyt uważnie w dialogi, ale możecie mi powiedzieć, dlaczego mówicie o tym, że Robin wyznała miłość Tedowi, a ten ją odrzucił? Nie słyszałem ani razu zdania w stylu: "I love you Ted" czy "I dont love you Robin", ale za to padła tam taka kwestia, że "ale ty ciągle mnie kochasz. - Może. Ale prawda jest taka, że ja już cię nie kocham w ten sposób". To nie jest żadne zaprzeczenie jak dla mnie. Przecież wszyscy znamy Teda i dobrze wiemy co czuje do Robin ;)
Z kilku powodów jestem zadowolony z odcinka. Przede wszystkim sprawdziło się parę moich przypuszczeń - przede wszystkim ślub potoczył się dokładnie tak jak mówiłem o tym wcześniej - Ted będzie przekonywał Robin do ślubu, ta ucieknie, ale po drodze spotka matkę, ta ją z kolei przekona do zmiany decyzji no i happy end. Wspomniałem też kiedyś o tym, że znając Teda pewnie wskoczy do jeziora za tym medalikiem i to też sie sprawdziło. Ten serial mnie już nie zaskoczy, jeśli chodzi o absurdalne sytuacje i triki rodem z "mody na sukces".
A co do samego odcinka - troszkę jestem rozczarowany.
Jakoś wybitnie mnie nie urzekł, nie wzruszył, ale za to zdziwił swoim brakiem logiki. Na przykład - Ted połowę odcinka przekonuję Robin do zawarcia małżeństwa w naprawdę subtelny sposób. Pada tam takie fajne zdanie, że miłość nie musi mieć sensu, aby mieć sens. Generalnie cała przemowa jest świetna, choć nie aż tak bardzo urzekająca w proównaniu z tą na moście. No i przekonuje ją przez pół odcinka, ale Robin i tak uciekła (no i ta scena ja uciekała - hmm, Ted jakoś nieszczególnie protestowałem jak Robin zamykała go w pokoju) i wpadła na matkę. Ta z kolei w 2 zdaniach jakoś sczególnie nieodkrywczych powstrzymała Robin od ucieczki. No i na końcu Robin już bez żadnych wątpliwości (pozbyła się ich w 15 min!!) bierze ślub z Barneyem, a Tedowi nawet na ułamek sekundy nei schodzi banan z twarzy. Bardzo mocno naciągany motyw.
Było nawet parę fajnych scen jak Barney się stresuje, ale przede wszystkim jak gestykuluje, że goryl nie wejdzie na ołtarz. To było zabawne. Wątek Lily i Marschalla jakoś specjalnie mnie nie rozbawił osobiście.
Ten moment ze ślubem troszeczkę mnie rozczarował. Od paru sezonów wszyscy czekali na ten moment, a tutaj... myślałem, że odbędzie się to z jakimś większym przepychem. Ale przede wszystkim minus dla twórców, że nie pokazali początkowej sceny jak Ted siedzi z Marschallem na ławeczce i zaczyna padać. Uważałem to wcześniej za jakąś ważną symbolikę. Tu ją całkowicie pominęli. No i szkoda, że nie skupiono się na całej ceremonii, a były pokazane tylko pojedyncze sceny z narratorem w tle. Porównując ten ślub ze ślubem Marschalla i Lily korzystniej wypadają ci pierwsi. Byli tacy jacyś bardziej autentyczni.
Co do matki - przekonała Barneya do Robin i odwrotnie. Na dodatek bawiła się w detektywa w dzieciństwie. Brakowała mi tam jeszcze zdania, że wolnymi chwila uwielbia rozwiązywać krzyżówki koniecznie siedząc w czerwonych kowbojkach. Czy naprawdę ona może być mniej słodka? Ja wiem, że teraz twórcy pokażą jak to bardzo pasuje do Teda i jak ważna jest dla reszty przyjaciół. Ale bez przesady. Bo okazuje się, że matka nie tylko dla Teda, ale i dla reszty paczki okazała się większym wybawcą, niż Mojżesz dla ludności żydowskiej.
Ten odcinek jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że to wszystko zmierza do końca Ted + Robin. Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale mam coraz mniej wątpliwości. Cóż, przekonamy się za tydzień.
Aha i ja osobiście cieszę się bardzo, że ten serial juz się kończy. Zżyłem się z bohaterami, ale naprawdę ciężko od 2 sezonów oglądać mi konającego giganta. Wrażenia z oglądania tych 2 ostatnich sezonów są porównywalne z wrażeniami oglądania ostatnich walk Gołoty. Po prostu smutno się patrzy na kogoś, kto już dawno powinien zejść ze sceny. Szkoda, że HIMYM też nie wyczuło tego momentu.
Nie wiem dlaczego piszecie, że matka przekonała Robin. Ja nic takiego nie widziałam w tym odcinku. Jedyną jej radą było, żeby Robin wzięła 3 głębokie wdechy zanim podejmie decyzję. To Barney przekonał Robin mówiąc prawdę o naszyjniku.
No dobra, nie przekonała, ale powstrzymała od tej zmiany decyzji. Chodzi o to, żę dzięki niej Robin wzięła ślub z Barneyem.
Nieprawda, nie dzięki niej wzięła ślub. Ona jej tylko powiedziała żeby zamknęła oczy i wzięła trzy głębokie oddechy. I kiedy to robiła wszedł Barney i powiedział jej, że zawsze będzie z nią szczery, że to jedyna przysięga, która się liczy. Wtedy jej wątpliwości uciekły i zdecydowała się wziąć ten ślub.
Przecież ja nie mówię, że matka zaprowadziła za rączkę Robin przed ołtarz. Załóżmy, że postać matki w ogóle nie istnieje. Robin wtedy na nikogo nie wpada i udaje jej się uciec ze ślubu. A skoro udaje jej się uciec ze ślubu to do niego nie dochodzi. Co tu jest takiego trudnego do zrozumienia???
Zgodzę się w 100%. Dziwne, że zauważamy podobne rzeczy. Ja tylko dodam to, że Ted w tym odcinku miał tak naprawdę najgorszą sytuację w życiu. 9 lat starał się o kobietę swojego życia. Jeszcze dzień wczesniej wyznawał jej miłość. i chciał ej dać naszyjnik. A ona pod wpływem jakiegoś naszyjnika i stresu dopiero teraz zaczyna przeglądać na oczy i twierdzić, że chce z nim być? Też bym nie chciał tego słyszeć. I tu jest widoczna niekonsekwencja za niekonsekwencją. (Brak logiki) BO rozumiem, Teda, że odpuścił, i jeśli naprawde Robin miała wątpliwości co do Barneya to powinni zostawić ich wątek (T&R) w spokoju. A tutajw zasadzie nadal nie wiemy czy Robin cośczuła do Teda (sam założył, że nie - tego mi brakowało).I Ted nagle od taksobie twierdzący, że to nie to samo, mimo, że dzien wcześniej wyznawał jej miłość plus jednak po ten naszyjnik skoczył i tutaj Robin ma rację, nie Robił tego z koleżeństwa. Wkurza mnie też końcowy banan Teda. WTF? żaden facet po 9 latach miłości nawet jesli odpuścił nie czułby się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi.
Cały odcinek był średni, jak już wspomniałeś, Ślub Marshala i Lily był lepszy. i Tu kolejnasprawa (takie osobiste odniesienie). Jeśli ludzie się kochają to na ślubie będzie piekło ale nie zrezygnują (L&M) Robin i Barney natomiast z kilkanaście razy mieli wątplliwości oraz dwukrotnie próbowali zwiać sprzed ołtarza. Średnia dlamnie to miłość.
A i też zgodzę się zdziwną symboliką która była poruszona w wypowiedzi kolegi/żanki Kathlar z początku. :
1. Robin nazwała legendary jako not real i stary Ted powiedział, że ich miłość podkreślę "BYŁA" legendary.
2. Mimo przysięgi Barneya, stary Ted znów zaznaczył kontrast,ze nakońcu żadna przysięga nie jest perfekcyjna i że w przyszłości nie było perfekcyjnie jakby oni wszyscy chcieli. (zastanawia mnie to)
Plus zostaje bandaż Teda i ponura mina na Farhampton.
Zgadzam się również ze wszystkim. Ludzie są zaślepieni B&R(nie wiem dlaczego?) i jak zobaczyli ich ślub to myślą że już wszystko będzie cacy. I fajnie że to poruszyłeś, koleś który tak się starał o kobietę i ona dopiero w dzień swojego ślubu, kiedy się o tym wszystkim dowiedziała zmienia zdanie... - mnie to by też wkurzyło, nawet miałem podobną w mniejszym stopniu sytuację i też odpuściłem a potem żałowałem. Robin trochę zachowała się chamsko, nie wie do końca czego chce i dopiero teraz zauważa jakim 'fajnym' facetem jest Barney.
Oj, brakowało mi bardzo takiej sceny, w której pastor zapytałby Robin czy bierze Barneya za męża, a ta z taką lekką niepewnością odpowiedziałaby mu, że tak. I koniecznie wtedy ujęcie na Teda i wyraz jego wewnętrznego bólu. Duży minus tego odcinka to właśnie mimika twarzy Teda na ślubie. Jak wspomniałeś, jeszcze dzień wczśniej określił Robin "number one", a teraz cieszył się z ich ślubu, jakby on sam brał Robin za żonę. Bardzo naciągane.
A związek Robin i Barneya to najbardziej przereklamowany związek w historii seriali. Każdy ich lubi, ale z osobna. Jako para budzą naprawdę mieszane uczucia.
A końcowa narracja Teda - ujmę to tak - nie pozostawiła wątpliwości, że można mieć wątpliwości. Pytanie tylko czy to wszystko zmierza do końca T+R czy może jest to tania zagrywka na finał. Zobaczymy za tydzień.
mnie brakowało tego słynnego Tedowego spojrzenia. Gdzie z banana zmienia mu się mina na nostalgiczny smutek, w szczególności ,że pod koniec Robin spojrzała na niego wymownie.... I co i nic? Nagle znów zapominamy, że 20 min wcześniej praktycznie wyznawał,że powinna byc z Tedem? To też nielogiczne. Czy związek R&B przereklamowany, tego nie wiem. Jest mocno naciągany i no trudno go porównywać do scen R&T. Może z powodu po prostu gry aktorskiej Radnora, nie wiem. Jak widzi się początkowo Barneya i Robin i ich poważne rozmowy, to jest to uczucie.. "bardzo urocze naprawdę" ale gdy widzimy T&R to te sceny mają głębię, mają coś co cię obezwładnia i wiesz,że to epickie.
Tego po prostu nie czuć od B&R, a zmiany jakie musieli zrobić w swoich charakterach, żeby do siebie pasować są ogromne. Natomiast T&R praktycznie nie musieli się zmieniać, Ted został ten sam (chociaz twierdzi w tym odcinku, że to nie jest ten sam Ted). A Robin sama z siebie zmieniła sie o tyle, że wybiera miłość ponad karierę, oraz że uwielbia dzieci (helloł!). Nadal nei wiem co ludzie w nich widzą.
Zobaczymy za tydzień, co przyniesie finał.
Ted nie powiedział, że żadna przysięga nie może być perfekcyjna, tylko że nie można przysięgnąć, że się będzie perfekcyjnym a to znacząca różnica.
A i odnoście bandaża na ręce Teda. W odcinku Fahrtampton dowiadujemy się od smutnego na stacji Teda, że całość poszła katastrofalnie zaczynając od rozmowy Teda z Robin, czyli:
1. Można założyć, że coś jeszcze się wydarzy
2. Ted jednak jest przygnębiony wydarzeniami z wesela (coś się stało)
3. Jednak nie zmienił decyzji o wyjeździe do Chicago, a wyjeżdżał głównie z powodu ucieczki od Robin. Co jest dość dziwne zważywszy na jego spokój podczas ceremonii.
Zobaczymy. :P
Bo ja wiem czy ten Ted wygląda na takiego smutnego na tej stacji... bardziej na zmieszanego tymi wszystkimi wydarzeniami.
Oczywiście, ze jeszcze sporo się może wydarzyć. Co do Chicago - jak dobrze pamietam, pociąg do Chicago miał mieć już następnego ranka po weselu. Co go powstrzyma od tej decyzji? Matka na 99%. Trochę naciągane, że całkiem obca osoba, z która mógł przebywać max kilka godzin zmienia jego plany nad którymi myślał od dłuższego czasu. Ale dobra, nie będę się czepiał tego serialu...
"Trochę naciągane, że całkiem obca osoba, z która mógł przebywać max kilka godzin zmienia jego plany nad którymi myślał od dłuższego czasu."
Przypomnij sobie jak Ted poznał Victorię. Też było to na weselu i też w ciągu kilku godzin wywróciła jego życie do góry nogami.
Oczywiście nie liczę na powtórkę, bo po flashfowardach z pierwszej randki Teda nie widać ani po nim, ani po matce, żeby jakoś szczególnie pomiędzy nimi zaiskrzyło podczas tego wesela tak jak było to po między nim a Victorią.
Wydaję mi się, że skoro Ted zadzwoni od razu do matki, to już podczas wesela będzie dobrze wiedział, że z wyjazdem do Chicago nie wypali, inaczej nie mieszałby się w znajomość z matką, dzień przed wyjazdem. Może to być banał - po prostu szef zadzwoni do Teda i odwoła jego posadę, może znalazł kogoś innego? Bo raczej Ted nie zdecyduje się na odrzucenie tej propozycji pracy ze względu na matkę. To nie jest już ten sam impulsywny Ted, którym kierują emocje romantyka, który każdą kobietę traktuje jako "tę jedyną", pokazał to już w odcinku z przed tygodnia kiedy postanowił nie rzucać się na matkę z kolejną przemową o miłości, tylko zostawił wszystko wszechświatowi, bo wiedział, że samo się to ułoży i miał rację, bo matka zmieniła zdanie i go pocałowała.
To znaczy w jaki sposób Victoria wywróciła jego życie do góry nogami, bo nie rozumiem?
Ted chciał koniecznie zabrać Robin na wesele, próbował ją na silę wcisnąć jako swoją osobę towarzyszącą, bo miał plan, że zdobędzie ją dzięki temu klimatowi weselnemu. Robin w końcu nie poszła, ale Ted trafił na Victorię i sprawiła, że w ciągu kilku godzin przestał myśleć o Robin, świetnie się z nią bawił i zakochał i potem świrował i wydzwaniał do kogo tylko mógł żeby ją odnaleźć. Victoria była jedyną kobietą w życiu Teda obok Robin, która odgrywała w nim dużą rolę przez te wszystkie sezony, jednak z nią przegrała. Ale ogólnie chodzi o to, że w ciągu kilku godzin nawet obca osoba może się stać dla kogoś kimś naprawdę ważnym dla kogo pod wpływem emocji zmienia się coś, co się wcześniej zaplanowało, ale tak jak już pisałem, raczej nie ma szans na powtórkę, bo Ted już nie jest tamtym Tedem. Teraz nie działa tak impulsywnie jak wtedy, kiedy poznał Victorię, jest raczej ostrożny w podejmowaniu decyzji.
Tak się w niej zakochał, że niemalże ja zdradził kilka dni po jej wyjeździe do Niemiec. Dla Teda zawsze było: Robin > Victoria.
Ted już od dłuższego czasu planował swój wyjazd do Chicago, a jednak nie pojedzie tam przez obca osobę. I jakakolwiek by nie była ta osoba to zna ją kilka godzin i jest wciąż obca. A mimo to diametralnie odwróciła jego plany. Widzimy scenę w Farhmapton - Teda oczekującego na pociąg na peronie. Jak wiadomo, Ted od razu po ślubie miał zamiar udać się do Chicago. Tam też przypadkowo spotka matkę i dzięki niej zmieni decyzję.
Chyba sam słyszysz jak tandetnie brzmi ta historia? Tym bardziej brzmi tandetnie, bo jak sam zauważyłeś Ted nie jest juz tym samym Tedem i nie ulega uroki chwili.
a może zobaczy matkę na weselu ale jej 'nie pozna' bo będzie myślał że jedzie do Chicago i że bez sensu nawiązywać nowe znajomości, po czym zadzwonią do niego z Chicago że oferta nieaktualna i Ted w złości przyłoży w ścianę czy coś? Stąd bandaż...
A stojąc na peronie wejdzie też Matka i tam się poznają, bądź w pociągu?
Skąd pewność, że Ted zmieni zdanie co do Chicago z powodu matki? Według mnie to byłoby zbyt oczywiste.
Myślę, że to coś innego skłoni Teda do pozostania w NY, lub Druthers zmieni zdanie i jednak nie będzie potrzebował go w swoim zespole (może zdecyduje się na przyjęcie Svena? :D) o czym dowie się w trakcie wesela i może to go tak wkurzy, że uderzy ręką w ścianę czy coś w tym stylu i stąd ten opatrunek na jego ręce.
Nie będę sobie zaprzątał tym głowy. Za tydzień finał i wszystko się wyjaśni, ale oby to nie matka była powodem zmiany decyzji Teda, bo to by było trochę żałosne zakończenie.
Bardzo łatwo obalić chociaż część twojej teorii - w momencie jak Ted dociera na peron (a przychodzi tam na pewno w zamyśle wyjazdu do Chicago, bo niby po co innego) ma już rękę w bandażu, więc ta rana nie ma nic wspólnego z tym wyjazdem, a bynajmniej nie w tym kontekście. Oczywiście, Druthers może zadzwonić w trakcie rozmowy z matką albo tuż po niej i jednocześnie tuż przed wsiąściem do pociągu, ale to byłoby tak przypadkowe, że aż mdłe. Że Druthers akurat w tej chwili rozmyślił się...
Ale znajac zdolności cudotwórcze matki sądzę, że jednak go ona przekona do pozostania w NY. No nic, zobaczymy za tydzień.
a może wraca odrazu do NY po to, żeby się rozpakować? :P
po prostu mam straszną nadzieję, że to nie dla Matki zostanie w NY, ponieważ patrząc na ich relację na pierwszej randce trochę by to głupie było ;
Jakby miał wrócić do NY to by to zrobił z resztą paczki i to samochodem (to znaczy tylko z Marschallem i Lily, bo wiadomo, że Robin i Barney udadzą się od razu w podróż poślubną).
No przykro mi, ale są duże szanse na to, że to jednak matka dokona kolejnego cudu ;p
Ted wcale nie musi wracać do NY z Lilly i Marshallem. Oni mają teraz na głowie wyjazd do Włoch i będą chcieli odpocząć po tym całym ślubnym, zwariowanym weekendzie pełnym wrażeń. W dodatku ostatnio byli w kilkudniowej rozłące, kiedy Marshall był z Marvinem w Minnesocie i nie mieli zbyt wielu chwil dla siebie, a teraz jeszcze się dowiedzieli, że będą mieli drugie dziecko.
Mają więc prawo wrócić sami, tak samo jak Ted, który być może będzie chciał się oswoić ze swoimi myślami i wrócić sam pociągiem co jest do niego podobne i tu może być kolejna z tych wyliczanek w stylu "Gdybym wrócił do domu z Marshallem i Lilly nigdy nie spotkałbym waszej matki, bo jak wiecie spotkaliśmy się na stacji w Farhampton".
Ted ma teraz swoje mieszkanie, które niedawno skończył remontować, może być ono nie po drodze M&L i Ted nie będzie chciał ich wykorzystywać i się im narzucać, będzie chciał jak to on dać im odrobinę prywatności i odpoczynku, machnie ręką i pójdzie w swoją stronę.
Finał zapowiadany jest jako magiczny, pełen wzruszeń i owiany wielką tajemnicą i ma podobno nie zawieść, gdyby Ted został dla matki w NY byłoby to mdłe i bezsensowne i puste zakończenie, zbyt przewidywalne i bańka by prysła pozostawiając spory niesmak i to zawiodłoby większość widzów.
"Finał zapowiadany jest jako magiczny, pełen wzruszeń i owiany wielką tajemnicą i ma podobno nie zawieść, gdyby Ted został dla matki w NY byłoby to mdłe i bezsensowne i puste zakończenie, zbyt przewidywalne i bańka by prysła pozostawiając spory niesmak i to zawiodłoby większość widzów."
No właśnie, żebyś się nie zdziwił...
Finał sezonu 8. Kiedy wszyscy wyjeżdżają na wesele, Ted wyraźnie mówi Lily, że ma lot wcześnie w poniedziałek rano (z Nowego Jorku), więc będzie musiał wieczorem złapać pociąg z Farhampton do Nowego Jorku. Także jakby nie było, Ted na stacji Farhampton czeka na pociąg do Nowego Jorku, nie Chicago.
No dobra, ale to wiele nie zmienia. Po spotkaniu z matką Ted wciąż prawdopodobnie zmieni zdanie pod jej wpływem i powstrzyma się przed lotem do Chicago.
a to nie ta scena na stacji, w której Ted mówi kobiecie siedzącej obok, że coś poszło nie tak? zresztą w pierwszym czy drugim odcinku 9 sezonu to on miał być "wild card" na weselu Barneya i Robin...
Wg mnie wszyscy nie macie racji, ponieważ już było pokazane, że za kilka lat Robin i Barney będę się świetnie bawić w Argentynie, a Ted i Matka będą mieć pierwszą randkę, potem oświadczyny, dzieci, ona będzie pisarką i w ogóle będą się bardzo kochać. To nie jest serial kryminalny - wszystko skończy się w miarę normalnie, bez spisku.
Powiem tak, 6 godzin przed finałe, nie mamjakichś obaw czy tym podobnych podejrzeń, każdy finał mi pasuje byle był poprowadzony porządnie. (jeśli takbędzie to mam nawet zamiar kupić wszystkie sezony na DVD). Jednak narazie np te sneak peekie z matką do mnie nie przemawiaja. Może się uparłem lub zadurzyłem w T&R, po prostu wydaje mi się to odpowiednie. Jesli serial skończy się,że matka i Ted żyją długo i szczęśliwie i Robin z Barneymem równiez, ok. Przyjmę to o ile pokaża to odpowiednio.
Co do twojego postu odnośnie dat.
Robin i Barney ostatnio pokazani są razem w 2016 roku (2 lata po ślubie), Barney i Robin o ile pamiętam mają miesiąc miodowy w Belize.
Luke urodził się w 2017 roku a ostatnia scena z Matką jest w 2024 roku.
Czy będzie pisarką tego nie wiem. Kochać się będą na 150% nie zaprzeczam.
Po prostu z mojego punktu widzenia imojego krótkiego życia, przedstawianie przez te wszystkie sezony wątków T&R daje do myslenia. Tak to widzę, i mimo, że gdzies chciałbym,żeby Matka ją przebiła, to tego do tej pory nie zrobiła.
Jest przerysowana, zbyt idealna i to nie dla Teda, po prostu (może próbują udowodnić to o czym wspominała Cindy, że każdy się w niej zakochuje), Praktycznie kazdego z paczki umoralizowała, swoim tekstem. Badź miałą tak duży wpływ, że to nierealne.
Jedyna scen,gdzie uważałem, że Ted i Matka sa uroczy, to scena z początku sezonu 2 lata później.
Co do R&B,
Naprawdę ciekawa para, jednak przez scenarzystów zbyt mocno i na siłę stworzona, ich charaktery zostały zniszczone,(możecie to nazywać wydorosleniem,ale one po prostu zostały przy okazji zniszczone). Nie potrafią się od razu dogadać, często trzeba przypominać o ich uczuciu, orazjakto Robin stwierdziła, nie mają sensu. Osobno sąo wiele lepsi.
Co do T&R,
Trudno okreslic. są dopasowani do siebie oraz mają wiele cech indywidualnych, kochali się przez rok i wiemy,że i ponad to. Tylko przy sobie są idealni, oraz gdy ich sceny są przedstawiane, nic nie potrzeba jest to naturalne i cudownie się to ogląda.
Co do shipperów (szczególnie B&R)
Ted i Robin nie byli odgrzewanym kotletem, tak samo jaki Barney i Robin, (zawsze mnie irytował ten tekst). Uznaliście tak ponieważ oparliście się o tytuł serialu,więc Robin i Ted nie ma prawa bytu, może i nie mają, ale są moim zdaniem o wiele lepsi niż Barney i Robin (pomijając kwestię matki).
I jestem wdzięczny, że mogłem rozmawiać z tyloma ciekawymi osobami natemat tego serialu, odrzućmy jakieś ewentualne spory i cieszmy się finałem
Do gabik92: Sorry, że pisze przy twoim poście,ale mnie naszło, peace!
Pozdrawiam szczególnie gawlackiego i SubzQ
Dziękuję i wzajemnie pozdrawiam ;)
Do siebie dodam tyle - chyba też jestem jakiś zakochany w parze T+R. Pamiętam ich pierwsze spotkanie, ta tedowska przemowa: "Widzisz tą dziewczynę? Kiedyś ją poślubię" - w skrócie od początku się zauroczyłem. Oczywiście im więcej odcinków obejrzałem tym dalej w las i coraz więcej szczegółów było wyjaśnianych, a więc i szanse na T+R systematycznie malały, aczkolwiek:
Za każdym razem jak już mniej więcej odchodziłem od tego związku to twórcy wręcz z powrotem mnie na niego nawracali. Od rozstania Robin z Tedem ileż to razy mnie tak nawracano:
- w 3 sezonie jak Ted przespał się z Robin i wrócili do swojego salutowania
- w 4 sezonie jak Robin próbowała powstrzymać Teda od ślubu oraz spali ze sobą bez zobowiązań
- w 5 sezonie wyszło na jaw, że Lily dopomogła trochę ich rozstaniu, a pod koniec sezonu wyszło Ted z Robin sie niemal nie pocałowali
- w 6 sezonie chyba wyjątkowo nic nie było
- w 7 sezonie Ted po paru latach przerwy znowu wyznał miłość Robin
- 8 i 9 sezon to wzdychanie Teda do Robin i dopiero w przedostatnim odcinku Robin coś tam poczuła do Teda.
Wątek Teda i Robin był prowadzony przez cały ten serial, może był nie tak widoczny jak wątek Barneya z Robin, ale był na pewno dłuższy. Stanowił DNA tego serialu jak to kiedyś scenarzyści ujęli. Ciekawy jestem tylko po co.
Ja tylko nadmienię, ze jak to Robin stwierdziła na ślubie Teda ze Stellą, sama powiedziała,że ich uczucie jest cały czas, tak samo w Platonish, więc gdzięs tam zawsze to było. Robin dopiero podczas ślubu zaczęła jakby rozkminiać, chociaz myslę, że już rozkminiała wcześniej.
Mysle, że najdłuższą rozkminę miała off-screen w Rosji, gdzie po powrocie stwierdziła,że nic do niego nie czuje.
I tutaj krótka kwestia, moim zdaniem Marshall nie powiedział "not yet" bo jest super przyjacielem, uparł się lub bo to taki trick scenarzystów, myslę,że subtelnie jego powody zostały nam ukazane.
I chodzi mi o rozmowę z Tedem bo wszystkim, oraz przede wszystkim o rozmowę z Robin.
Marshall powiedział wtedy, że Ted czuje się spoko i się nie przejął tym wszystkim na co Robin nie do końca zareagowała jak powinna, byław szoku i minimalnie posmutniała.
Zgodze się też z niektórymi teoriami,że Robin powiedziała,że nie kocha Teda,żeby go w pewnym sensie nie zawieść (chciałdzieci i idealnego związku - ona była rozbita i nie może mieć dzieci), widac było,że cięzko jej było to powiedzieć. Tak samo w limuzynie przed oświadczynami Barneya, praktycznie miałałzy w oczach i chciałą zostac z Tedem.
A i zgodze się, że ich "uczucie" czy relacje są i zawsze były głównym rdzeniem serialu i naprowadzaniem wątków.
Ale nvm,
Cieszmy się finałem :)