PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78186
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Postanowiłam zaprezentować także tutaj swoje FF, jak już się dzielić nim ze światem to na całego ;)
Mam nadzieję, że się spodoba...


Doktor Temperance Brennan siedziała przy biurku w swoim gabinecie i wpatrywała się w ekran monitora. Przed jej oczami widniała strona z niedokończonym rozdziałem jej kolejnej książki. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Nie musiała nawet się odwracać, doskonale znała odgłos tych kroków. W końcu prawie czteroletnia współpraca pozwoliła jej bardzo dobrze go poznać.
- Hej Bones! - powiedział wesoło agent Seeley Booth i posłał jej czarujący uśmiech.
- Witaj Booth - odpowiedziała i zamknęła folder na swoim laptopie po czym wyłączyła sprzęt.
- Zbieraj się. mamy kolejną sprawę.
- Już idę. Co tym razem? - zapytała gdy opuścili jej gabinet i szli przez laboratorium.
- Bones, kości jak zwykle...
Posłała mu lodowate spojrzenie i dodała:
- Tego mogłam się sama domyśleć, a jakieś szczegóły?
- Gdybym znał je, nie musiałabyś tam teraz ze mną jechać. Proszę - otworzył drzwi swojego SUVa i gestem zaprosił swoja partnerkę do środka.
- Wiesz co...
- Co? - zapytał i usiadł za kierownicą.
- Zapomnij - odpowiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. agent popatrzył na nią i powiedział:
- I tak wiem, że mnie kochasz.
Następnie odpalił silnik i ruszyli.

--

Reszta drogi upłynęła w ciszy. Bones nie odezwała się do Bootha po tym wyznaniu, tylko beznamiętnie wpatrywała się w krajobraz mijający za szybą. Nie wiedziała jak miała się zachować. Nie wiedziała również czy jej partner powiedział to na serio czy tylko żartował. To nie ona została wyposażona w szósty zmysł jaki posiadał Booth, a który nosił nazwę ''stany emocjonalne Bones''. To Booth zawsze wiedział czy coś ją martwiło, czym się zadręczała. Potrafił czytać z niej jak z otwartej książki. Wiedział, że jest trochę ''nieprzystosowana'' do działania w grupie i zamknięta w sobie jeśli chodzi o uczucia. A mimo to wyskoczył z takim tekstem.

Booth tymczasem zastanawiał się czy nie pozwolił sobie na zbyt duże posunięcie. Już od jakiegoś czasu był pewny, że czuje coś do swojej partnerki. I to na pewno nie była tylko przyjaźń. Skrycie pragnął, by ona czuła to samo. Nie chciał jednak naciskać. Chciał na nowo odbudować zaufanie, które zostało nadszarpnięte jego fikcyjną śmiercią. Nie chciał, by cierpiała.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział Booth zatrzymując się i wysiadając z samochodu. Bones wzięła swoją torbę i poszła w jego ślady.
- Ale to jest las. Booth, gdzie my jesteśmy? Nie widzę innych agentów, ani policyjnych techników...
- Bo są z drugiej strony tego gąszczu.
- To czemu nas tam nie ma?
- Bo chciałem najpierw z Tobą porozmawiać - powiedział agent i oparł się plecami o służbowe auto.
- Booth, proszę...
- Bones, ja wiem, że nadal jesteś...że masz mi za złe to co się wydarzyło parę tygodni temu...
- Przecież już wszystko sobie wyjaśniliśmy... - zaczęła, ale agent jej przerwał.
- Tak, ale mam wrażenie, że nie jest tak jak było kiedyś. Nie jest normalnie...
- Z nami nigdy nie było normalnie - powiedziała Brennan, a lekki uśmiech pojawił się na twarzy jej partnera.
- Po części masz rację. Ale mimo to ja chciałem Cię jeszcze raz przeprosić. Przeprosić za...
- Nie musisz mnie za nic przepraszać - przerwała mu - już wszystko zrozumiałam i cieszę się że znowu razem pracujemy, że...znowu tu jesteś - zawahała się, ale po chwili podeszła i przytuliła się do Booth'a, który mocno ją objął i wyszeptał:
- Już nigdy Cię nie opuszczę. Nie zostawię. Nawet gdyby mi się coś stało, wiedz, że zawsze będę czuwał nad Tobą.
Bones nie wiedziała co odpowiedzieć, uznała że najlepszym wyjściem będzie milczenie. Gdyby tylko Booth wiedział co ona czyje do niego. To już nie było tylko przywiązanie. Było to uczucie, którego ona sama nie mogła pojąć, nie rozumiała go, gdyż nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuła.
- Dziękuję Booth - powiedziała w koncu i odsunęła się lekko od agenta, także teraz patrzyli sobie w oczy - Naprawdę dziękuję.
Booth uśmiechnął się i powiedział:
- Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. A teraz pojedźmy lepiej już do tych kości, bo jeszcze pomyślą, że się zgubiliśmy. Gdyby Sweets się dowiedział. Wyobrażasz to sobie? Samotni w głuszy, zdani tylko na siebie...Miałby pretekst do kolejnych badan.
- Tak - odpowiedziała Brennan i uśmiechnęła się - Zatem w drogę. Jak to mówią ''Komu w drogę temu zegar".
- Czas, Bones. ''Komu w drogę temu czas" - odpowiedział agent i uśmiechnął się.

charlotte_12

O jej... <rumieni się czytając komentarze> aż nie wiem co powiedzieć, a raczej napisać. Tyle osób kupiłoby moją książkę, o kurczę, to może ja zabiorę się za pisanie... :]
Ale tak na serio to bardzo dziękuję, że czytacie i komentujecie to co tutaj zamieszczam. Nawet nie wiecie jaki uśmiech pojawia się u mnie na twarzy kiedy czytam takie cudowne notki od Was. Bardzo, ale to bardzo dziękuję. :*

A i mam 20 lat :]

P.S. Kolejna część się tworzy :]

użytkownik usunięty
charlotte_12

Urodziny? Jeżeli tak, to życzę wszystkiego naj i wielu kolejnych wspaniałych opowiadań;) Jeżeli się mylę, to i tak życzę.

charlotte_12

Dziękuję za zyczenia :* urodziny dopiero będę miała, ale rocznikowo już mam te dwadzieścia :P

- 15 -

Tak jak przypuszczała Brennan, przez dwa ostatnie dni nie miała okazji zobaczyć się z Booth'em. Nie prowadzili żadnej nowej sprawy, więc nie było szans na spotkanie w pracy. Zresztą całe FBI jak i Instytut Jeffersona żyli już świętami. Przeddzień Wigilii Temperance rozmawiała jeszcze z Seeley'em przez telefon, ale była to krótka pogawędka, gdyż agent spieszył się by jeszcze coś załatwić. Bones musiała się zatem pogodzić z tym, że jest sama. Ale czemu to jej tak przeszkadzało? Zawsze była samodzielna, umiała sobie ze wszystkim poradzić, nie potrzebowała nikogo. No właśnie. Teraz też nikogo nie potrzebuję, pomyślała hardo w wigilijne popołudnie. Jej mieszkanie nie dawało żadnych oznak, że są święta. Nigdzie nie było choinki, ani chociaż małej figurki świętego Mikołaja. Zamiast tego na stole stał włączony laptop, a obok kieliszek czerwonego wina. Tempe postanowiła, że skoro i tak siedzi w domu, to przynajmniej jakoś spożytkuje ten czas zamiast siedzieć bezczynnie na kanapie. Właśnie miała zacząć pisać kolejną stronę swojej nowej książki, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Nikogo nie oczekiwała, zresztą wszyscy jej przyjaciele wyjechali. Z ciekawością otworzyła drzwi do mieszkania, a tam przywitała ją zielona gęstwina. Przed Brennan stała duża, zielona choinka, która mówiła...
- Podoba się?
- Booth to Ty?
- No a kto? - odpowiedział Seeley i wychylił się zza drzewka szczerząc zęby w uśmiechu jak tylko on potrafił.
- Przecież miałeś wyjechać...
- To była zmyłka. Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Udało się?
- Co?
- Niespodzianka Bones – odparł agent takim tonem jakby tłumaczył dziecku, że nie należy wkładać ręki do ognia.
- Ach... Tak, jest piękna. Dziękuję. Wejdź – powiedziała Tempe i odsunęła się, by przepuścić swojego partnera, który wniósł olbrzymią choinkę.
- Gdzie ją postawić? - zapytał Booth wskazując na drzewko.
- Może tu.
- Robi się – Seeley umieścił pachnące drzewko we wskazanym miejscu – To potem ją udekorujemy.
- Potem? Ale ja nie mam żądnych ozdób, ja...
- Nie martw się, o tym też pomyślałem. Ale tak jak powiedziałem to dopiero później. A teraz zakładaj płaszcz i wychodzimy.
- Słucham? Teraz? - zdziwiła się Bones – Dokąd.
- To druga część niespodzianki, a raczej prezent – odparł Seeley.
- Prezent? - powtórzyła antropolog uświadamiając sobie, że ona nie ma żadnego podarunku dla swojego partnera.
- To nie jest zwyczajny prezent. Zabieram Cię do teatru – powiedział Booth – Chciałem iść na ''Romea i Julię'' bo wspominałaś, że lubisz tą sztukę, ale niestety w okresie świątecznym zmienili repertuar. Mam nadzieję, że spodoba Ci się to co wybrałem.
- A mogę wiedzieć co? - zapytała Temperance, która stała osłupiała. Nie spodziewała się takiego podarunku.
- Idziemy na ''Dziadka do orzechów''. Chyba trafiłem – powiedział widząc uśmiech jaki pojawił się na twarzy Bones.
- W co? - zapytała antropolog.
- W Twoje upodobania. To co, idziemy?
- Ale..
- Co ale?
- Ja nie mam dla Ciebie żadnego prezentu – powiedziała cicho Brennan.
- Wystarczającym prezentem będzie jeśli spędzimy te święta razem. Zgadzasz się? - zapytał Booth, a Bones przytaknęła uśmiechając się. – No i jeśli zrobisz ten swój makaron z serem – dodał.
- Ile tylko będziesz chciał – odparła.
- Ooo.. jakie deklaracje, tylko wiedz że jestem bardzo głodny.
- Zawsze jesteś.
- O Ty! Teraz będziesz mi wypominać?
Przekomarzając się, wyszli z mieszkania Brennan udając się na przedstawienie.

***




Boże Narodzenie minęło w przyjemnej atmosferze. Tak jak zaproponował Booth, on i Brennan te święta spędzili razem. Po powrocie z teatru zabrali się za strojenie choinki dekoracjami, które przywiózł Seeley. Nie obyło się oczywiście bez antropologicznych wywodów Bones dotyczących tradycji świąt oraz obrzędów z nimi związanych. Tym razem jednak Booth cierpliwie wszystkiego słuchał, zdając sobie sprawę że dla jego partnerki są to pierwsze święta spędzone w domu, a nie w podróży czy w więziennej przyczepie.
Wigilijny wieczór minął na rozmowach przy wieczerzy, na którą składał się słynny już makaron z serem oraz butelka czerwonego wina. I jak zwykle było im dobrze w swoim towarzystwie. Tak dobrze, że nawet nie zauważyli i już trzeba było wracać do pracy. Szarej codzienności, którą urozmaicały między innymi sesje terapeutyczne ze Sweets'em...

Gabinet Sweets'a...

Kiedy partnerzy weszli do pokoju tortur, jak zwykł mawiać Booth, Słodki już czekał z uśmiechem na ustach. Agentowi od razu zrzedła mina. Dobry humor doktorka był równoznaczny z nerwicą u Seeley'a. Tylko Bones zachowywała się tak jak zawsze – profesjonalnie.
- Witam po świętach – powiedział terapeuta wesołym tonem – cieszę się, że jednak przyszliście.
- A mieliśmy jakiś wybór? - rzucił sarkastycznie agent, ale Sweets udał że tego nie usłyszał.
- Jak spędziliście zatem święta? Doktor Brennan, słyszałem że w tym roku zrezygnowała pani z wyjazdu na wykopaliska. Cóż, to duży postęp. Przestała się pani bać interakcji z bliskimi, które w tym okresie nasilają się oraz chyba zaczęła pani dostrzegać magię świąt – powiedział doktor.
- Coś takiego jak magia nie istnieje – odparła antropolog.
- Ale na pewno zauważyła pani, że w tym czasie ludzie stają się milsi, robią niespodzianki – ciągnął Sweets.
- Co do uprzejmości, to nie zauważyłam – odparła a Słodki tylko się uśmiechnął – Booth zawsze jest uprzejmy – dokończyła, czym wywołała uśmiech na twarzy swojego partnera i lekkie zdziwienie na twarzy doktora.
- Czy chce mi pani przez to powiedzieć, że pani i agent Booth... że spędziliście te święta razem?
- Tak Słodki, dokładnie tak było – odparł Seeley, który widząc ekscytację na twarzy terapeuty musiał całą siła woli powstrzymać się przed wybuchem śmiechu – I co w tym nadzwyczajnego?
- Zresztą było tak jak przy naszych zwykłych spotkaniach, poza tym że była choinka i nie rozmawialiśmy o pracy – dodała Bones.
Choinka, nie rozmawiali o pracy, wspólne święta... Czy Oni naprawdę są głusi i ślepi na to co się dzieje? Pomyślał Sweets. Miał ochotę powiedzieć o tym partnerom, ale zamiast tego odparł:
- No to mamy mały sukces – uśmiechnął się – pamiętam jak kiedyś, na tej oto kanapie twierdziliście że nie rozmawiacie tylko o pracy co było ewidentnym kłamstwem. Ale teraz już tak nie jest. To naprawdę duży krok w waszych...
- Relacjach interpersonalnych – dokończył za Słodkiego agent.
- Nasze relacje są poprawne – dodała Bones.
- A czy ja twierdzę, że nie są? Ale może przejdźmy dalej. Dowiedziałem się, że rozwiązaliście ciekawą sprawę i to w dość krótkim czasie.
- Chcieliśmy zdążyć przed Bożym Narodzeniem, ale jeżeli taj rozmowa będzie prowadzona tak chaotycznie to nie wyjdziemy stąd do Sylwestra – powiedział Booth.
- Odnośnie Sylwestra – podchwycił temat Sweets – Oświadczyłem się Daisy i z tego powodu organizujemy małe spotkanie sylwestrowe w jednym z pubów w D.C. Chciałbym Was zaprosić.
- To miłe...
- Dziękujemy, przyjdziemy – odparła Brennan, a Seeley spojrzał na nią zdezorientowany. Od kiedy to jego partnerka tak chętnie chodziła na imprezy?
- Znakomicie. Powiadomiłem już resztę, Angela i Hodgins zjawią się na pewno. Jack był bardzo ucieszony z powrotu kiedy z nim rozmawiałem, ciekawe dlaczego? - zastanowił się Słodki, a partnerzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia – Doktor Saroyan też wróci. Prawdopodobnie przyjdą też koledzy Daisy...
- Szykuje się zezulcowa impreza – powiedział Booth z uśmiechem – I to na dodatek w Sylwestra. Nieźle, a już myślałem że spędzę go sam. Znowu...
- Zawsze możesz przyjść do mnie. Przecież wiesz...
Booth i Brenna wdali się w rozmowę kompletnie zapominając o obecności Sweets'a, który z ciekawością i w skupieniu przysłuchiwał się ich wymianie zdań. A im słuchał uważniej, tym większy uśmiech formował się na jego twarzy.

C.D.N

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

nie opisalas tak dokladnie tych swiat tylko tak ogolnikowo, ale i tak mi sie podobalo. moze troche bardziej opiszesz tego sylwestra? super jak zawsze. czekam na cdk!

ocenił(a) serial na 10
Nionia

u nas lato, a u nich sylwester! fajnie, mam nadzieje, że coś wreszcie się zacznie dziać między BB :)

charlotte_12

- 16 -

- Brenn, dziwię się Tobie. Masz tyle wystrzałowych ciuchów, a prawie wcale ich nie nosisz – powiedziała Angela przeglądając zawartość szafy w mieszkaniu Bones. Był sylwestrowy poranek i artystka na prośbę swojej przyjaciółki pomagała jej teraz wybrać odpowiedni strój na wieczorną imprezę.
- Ubrania, które teraz oglądasz są w znacznej mierze niepraktyczne. Buty na obcasach na grząskim terenie nie dają stabilności co może grozić nawet skręceniem kostki – odparła antropolog wchodząc do sypialni – I jak?
Angela spojrzała na Temperance i zmierzyła ją badawczym wzrokiem.
- Jak na mój gust, za bardzo etniczne. A może... spróbujemy z klasyką!
- Klasyką? - zdziwiła się Bones mrużąc oczy.
- Tak. Mała czarna i te sprawy... Gdzie ona jest? - artystka mamrotała do siebie szukając czegoś w szafie, a Tempe stała obok i przyglądała się wyczynom panny (jeszcze) Montenegro – Mam! Załóż to.
Angela podała Brennan czarną sukienkę na ramiączka, zwężającą się ku kolanom.
- Mam to założyć?
- Nie, tak tylko dałam Ci byś ją potrzymała... Oczywiście, że masz ją założyć – odparła artystka – i te buciki – dodała wpychając do ręki swojej przyjaciółki parę, bordowych szpilek.

Kiedy Bones zastanawiała się co założyć na imprezę sylwestrową, jej partner rozpoczynał poranną toaletę. Nie spał za dobrze tej nocy i teraz boleśnie odczuł tego ślady, kiedy spojrzał w lustro.
- Powitasz Nowy Rok jak jakiś wampir – mruknął, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Delikatne sińce pod oczami, zarost i nieprzytomne spojrzenie. Ale miał powody, by tak wyglądać. Nie chciał się przyznać, ale martwił się o brata, który od feralnego wieczoru, podczas którego znalazł Jareda pijanego w obskurnym pubie a On sam został pobity, nie dawał znaków życia. Nie odbierał telefonów, a Booth ani razu nie zastał go w jego mieszkaniu. Wiele razy powtarzał sobie, że przecież Jared jest dorosły i samodzielny, ale nawyki z dzieciństwa były silniejsze. Czuł się odpowiedzialny za brata, od zawsze...
Seeley wziął elektryczną golarkę i westchnął z niechęcią. Zaraz jednak przypomniał sobie co go dzisiaj czeka i humor mu się poprawił. Idzie na przyjęcie, razem z Bones. Wreszcie będzie miał okazję zapomnieć o wszystkim co złe i porządnie się zabawić. Z tą myślą uruchomił golarkę i rozpoczął golenie cicho pogwizdując.

***

Kolorowe reflektory sunęły po parkiecie, rzucając całą gamę barw na tańczących ludzi. Angela i Hodgins już od jakiejś godziny oddawali się tanecznemu szaleństwu, podczas gdy Sweets i Daisy oraz Booth i Brennan siedzieli na kanapach oczekując drinków. Seeley czuł się odprężony opierając głowę o skórzany zagłówek sofy i otaczając ramieniem Bones, która z kolei nie wydawała się tym faktem poruszona. Wręcz przeciwnie, najchętniej oparłaby głowę na piersi swojego partnera. No, ale był jeszcze Słodki. Co On, by sobie pomyślał? Nad tym wolała się jednak nie zastanawiać. Za to coraz częściej zerkała w stronę parkietu. Dawno nie miała okazji do tańczenia, ostatni raz wirowała w tańcu z Booth'em w małomiasteczkowej knajpie. I bądź co bądź, wspominała ten taniec bardzo dobrze. Seeley zdawała się dostrzegać zainteresowanie Bones tańczącymi parami, bo gdy tylko rozbrzmiał utwór ''Come to me'' Koop, szybko przystąpił do działania:
- Zatańczymy? - zapytał wstając z kanapy i stając przed Brennan. Antropolog spojrzała na niego. Jak mogła odmówić najprzystojniejszemu mężczyźnie na sali, który na dodatek był jej przyjacielem. Nie wspominając już, że w czarnych spodniach, białej koszuli z rękawami wywiniętymi do łokci i kołnierzykiem rozpiętym pod szyją prezentował się niezwykle seksownie. Bones uśmiechnęła się więc tylko i podała mu dłoń.
- Z chęcią – odparła i oboje poszli na parkiet. Po chwili już tańczyli pomiędzy innymi parami, ciesząc się chwilą. Carpe diem, chciałoby się rzec...
Tak jak zapamiętała Bones, Booth był doskonałym tancerzem, umiejętnie prowadził pozwalając swojej partnerce zupełnie się zrelaksować. Śmiejąc się, wykonali parę efektownych obrotów, po czym Seelel przyciągnął Tempe z powrotem do siebie. Uśmiech nie schodził z ich twarzy.
- I niech teraz ktoś mi powie, że tych dwoje nic nie łączy – powiedział Sweets przyglądając się swoim pacjentom.
- Lance, nikt nie zamierza tego mówić – odparła Daisy.
- Czemu Oni tego nie widzą? Czy są aż tak ślepi? - lamentował dalej terapeuta.
- A mnie się zdaje, że doskonale zdają sobie z tego wszystkiego sprawę – powiedziała narzeczona Słodkiego, a on spojrzał na nią zdziwiony – Przecież też studiowałam psychologię – dodała widząc minę Lance'a i uśmiechnęła się.
W tym samym czasie Angela myślała dokładnie o tym samym. Jej marzeniem było, by jej przyjaciółka znalazła kogoś, kto by na nią zasługiwał. Paradoksalnie ta osoba właśnie z nią tańczyła. Muzyka zwolniła tempo. Z głośników rozbrzmiała ballada ''Falling or flying'' Grace Potter & Nocturnals. Brennan zbliżyła się do Booth'a, który przytulił ją do siebie. Delikatnie kołysali się w rytmie... ''...are we falling or flying...''. Angela uśmiechnęła się widząc ten obrazek i mocniej przytuliła się do Hodginsa. Chwilę potem na parkiet weszli także Sweets i Daisy. Wszyscy kołysali się w rytmie miłości, tylko niektórzy jeszcze nie zdawali sobie z tego sprawy.
Booth i Bones tańczyli nie odczuwając zmęczenia, kiedy Seeley poczuł że Motorola w kieszeni jego spodni zaczęła wibrować. Początkowo ignorował telefon, ale najwyraźniej ktoś nie miał zamiaru odpuścić.
- Przepraszam Cię Tempe, zaraz wracam – powiedział do swojej partnerki i skierował się do wyjścia, a Bones zeszła z parkietu i podeszła do stolika, przy którym siedzieli zezulcy, do których zdążyła dołączyć Camille.
- A temu co się stało? - zapytała patolog wskazując na Seeley'a stojącego na zewnątrz.
- Poszedł odebrać telefon, ktoś od dłuższego czasu próbuje się z nim skontaktować – odparła.
- Ciekawe kto? - zainteresowała się Angela.
Na odpowiedź nie musieli długo czekać. Booth szybkim krokiem podszedł do przyjaciół, a z jego twarzy można było wyczytać że jest zdenerwowany.
- Co się stało? - zapytała Bones.
- To był Jared, mówił coś że ktoś go śledzi – odparł szybko agent – muszę natychmiast go znaleźć.
- Gdzie jest? Powiedział Ci?
- Tak, jedzie autostradą... ja... Przepraszam, ale...
- Jadę z Tobą – powiedziała hardo Brennan. Booth już chciał ją powstrzymać, ale wiedział że to nic nie da, a poza tym potrzebował jej. Tylko Ona potrafiła pomóc mu się uspokoić, opanować emocje. W związku z tym, Seeley tylko skinął głową, na znak że się zgadza.
- Idę po płaszcze – odparła szybko Tempe i zniknęła w tłumie. Chwilę potem była już z powrotem.
- My też możemy się na coś przydać? - zapytał Hodgins.
- Na razie chyba nie... nie wiem co się stało, nic nie wiem tak naprawdę... Jeżeli będziecie potrzebni damy wam znać – odparł Seeley, po czym spojrzał na Bones – Gotowa?
- Tak – jedno słowo wystarczyło, by Booth na powrót zaczął rozsądnie myśleć. Szybko wyszli z pubu, a w sercu agenta tliła się nadzieja na pozytywne zakończenie całego tego zamiesznia.

***

Waszyngton nocą prezentował się wspaniale. Oświetlone budynki, neony, światła reklam, latarnie i lokale zapraszające w swoje progi. To wszystko robiło wrażenie i zachwycało, ale nie Booth'a. Nie w tej chwili. Teraz miał inne sprawy na głowie, a mianowicie jedną – Jareda.
W ostatnią noc roku, ulice były dziwnie puste i bez trudu partnerom udało się wyjechać na tzw. międzystanową. Teraz mknęli autostradą, na której był Jared kiedy dzwonił do Seeley'a.
- Nie odbiera – prawie krzyknął Booth, próbując nawiązać połączenie z bratem.
- Ja spróbuję – odparła Bones i wzięła Motorolę agenta. Kilka razy wybierała numer Jareda, ale za każdym razem słyszała informację ''Abonent tymczasowo nieosiągalny''. Wszystko to spowodowało, że nerwy agenta były w strzępach. Już wiele razy targały nim silne emocje, kilka razy drżał o życie swojej partnerki. Powinien zapanować nad nerwami... Jego dłonie zaciskały się z taką siłą na kierownicy, że aż zbielały mu knyckie.
- Gdzie On jest? - zapytał bardziej do siebie niż do Bones agent.
Nie minęło 10 minut od ostatniej próby skontaktowania się z Jaredem, kiedy na autostradzie zaczęło przybywać samochodów, zrobił się lekki zator.
- Co jest do cholery?! - krzykną Booth naciskając na klakson – Ruszać się!
- Tam! - krzyknęła Bones wskazując przed siebie. Agent podążył wzrokiem w tamtym kierunku.
- Nie...

C.D.N.

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

I oto kolejny emocjonujący odcinek... Jak mogłaś zakończyć w tym momencie? Teraz z niecierpliwością oczekuję dalszego ciągu... :)

mashe

opka swietne:)
czekam na kolejne czesci:)

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

super czesc jak zawsze. podobala mi sie, ale liczylam na jakis kasek jesli chodzi o B&B ale za to mamy kąska w sprawie Jareda, mimo tego jestem mile zaskoczona. czekam na cdk

ocenił(a) serial na 10
Nionia

Ekstra opowiadanie:)
Ciekawe co się stało. Czekam na dalszy ciąg.

ocenił(a) serial na 10
_nn_

zakończenie w takim momencie to jakaś tortura!
czekam na ciąg dalszy :)

zeet

rewelka!...pisz szybciutko dalszą część ;)

charlotte_12

Dzięki wielkie za wszystkie komentarze :* A teraz dalszy ciąg...

- 17 -

Granatowe niebo, a na jego tle czerwona łuna jaką dawały płomienie. Ogień. Teraz Booth i Brennan już doskonale wiedzieli czemu autostrada jest nieprzejezdna – przed nimi stał wgnieciony w balustradę samochód Jareda, a języki ognia wydobywały się z wnętrza przez rozbite szyby.
- Nie... - powiedział Booth i włączył syreny policyjne, by jak najszybciej dostać się na miejsce wypadku. Samochody blokujące drogę od razu się rozsunęły, ułatwiając przejazd agentowi.
Widok z bliska na to co zostało z auta Jareda był jeszcze gorszy, jego samochód stał w płomieniach a on sam leżał na ulicy. Przednia szyba była rozbita, wszędzie leżało szkło.
- Jared! - krzyknął Booth i ledwo zatrzymał SUVa już biegł w kierunku brata. Bones w tym czasie już dzwoniła pod służby ratownicze:
- Wypadek na autostradzie międzystanowej, poważnie ranna osoba... - recytowała nie spuszczając z oczu swojego partnera, który już klęczał przy swoim bracie.
- Jared, słyszysz mnie? Jared?! - Booth nachylił się nad poranionym ciałem brata, z rany na głowie sączyła się krew, twarz poorana była czerwonymi rysami a jego klatka piersiowa unosiła się nieregularnie – Jared!
- Seeley... - ledwo słyszalny szept wydobył się z ust rannego mężczyzny, który spojrzał na Booth'a.
- Nic nie mów, karetka już jedzie. Wszystko będzie dobrze... Spokojnie... - agent mówił starając się opanować głos i chyba przekonać samego siebie, że to co powiedział jest prawdą.
- Nie kłam... To koniec...
- Nie, wytrzymaj... musisz wytrzymać! Będzie dobrze...
- Seeley nie oszukuj mnie i siebie... - zaczął Jared, ale przerwał gdyż z jego ust wydobyła się krew i spłynęła stróżką kończąc swój bieg w kołnierzu koszuli.
- Boże... Jared nie mów tak, nie możesz mnie zostawić!
- Nie potrzebujesz mnie Seeley... nie przerywaj mi... Przepraszam za wszystko co musiałeś przeze mnie przejść... Nie robiłem... tego specjalnie... Ja...
- Jared błagam. Oszczędzaj siły – prosił Booth – Nie masz za co przepraszać. To ja powinienem... Powinienem Cię chronić... Mogłem nie dopuścić do tego....
- Seeley, chroniłeś mnie odkąd pamiętam... Dziękuję...
Booth spojrzał w ciemne niebo. Nie chciał okazać słabości, ale wiedział że obrażenia na ciele jego brata są zbyt rozległe.
- Gdzie ta karetka?! - krzyknął rozglądając się dookoła.
- Jest już za późno...
- Jared... - agent spuścił głowę i zamknął oczy. Czemu to się dzieje? Czemu wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie? Czy uczyniłem coś złego?
- Seeley – szept Jareda przywołał agenta do rzeczywistości, spojrzał na brata który umierał na jego oczach – Nie bój się po.. pobiec po grani... Zaryzykuj... - wyszeptał młody Booth i zamilkł.
- Jared... Jared! - Seeley starał się ocucić brata, którego oczy zionęły pustką – Nie zostawiaj mnie... Braciszku... - Booth tulił Jareda do piersi, a Bones stała z boku i przyglądała się tej scenie. Nigdy nie widziała swojego partnera w takim stanie, nigdy nie przypuszczała że będzie dane jej oglądać go takim. Mimo tego, że była silną kobietą i trudno było ją wzruszyć, teraz i ona płakała, nieświadoma że łzy spływają jej po policzkach.
W oddali słychać było syreny straży pożarnej i karetki. Dym unoszący się z płonącego samochodu boleśnie drażnił w oczy i gardło, ale Booth nie zwracał na to uwagi. Ostatni raz trzymał w ramionach Jareda, brata którego chronił od zawsze, któremu pomagał. Tylko jeden raz nie potrafił go ochronić, tylko ten jeden raz...

***

Kiedy umiera bliska nam osoba tracimy część siebie. Świat przestaje istnieć, a my nie chcemy żyć. Czasami przychodzi załamanie i zwątpienie w życie, w Boga i słuszność jego decyzji. Czasem czarna rozpacz, która sprawia że nie śpimy, nie jemy nie żyjemy... Odczuwamy pustkę, której nikt i nic nie może wypełnić. Ale wreszcie pojawia się małe światełko w tym ciemnym tunelu. Zaczynamy wierzyć, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że to co zesłał los ma sens, że trzeba iśc dalej i nie poddawać się. Tak właśnie starał się myśleć Booth, siedząc z głową schowaną w dłoniach w gabinecie swojej partnerki. Chciał wierzyć, że wszystko już będzie dobrze. Po prostu chciał...
- Może powinienem z nim porozmawiać. Jestem psychologiem i...
- Wątpię, by potrzebował teraz sesji terapeutycznej – przerwała Sweets'owi Bones.
- Zgadzam się kochana, ale Seeley nie może zamknąć się w sobie – dodała Angela i spojrzała w kierunku agenta.
Od śmierci Jareda minęły dwa dni. Nikt nie poruszał tego tematu, ale wszyscy dobrze wiedzieli że prędzej czy później ich przyjaciel będzie musiał zmierzyć się z tą tragedią jeszcze raz. Teraz jednak nie chcieli go męczyć, ale mimo to, stojąc teraz przed gabinetem Bones i obserwując Booth'a, nie mogli patrzeć jak cierpi. Był ich przyjacielem. Musieli coś zrobić.
- Idź do niego Brenn – powiedziała Montengro i pchnęła lekko swoją przyjaciółkę.
- Ja?
- Przecież nie wyślemy tam Hodginsa, bez obrazy Jack – zwróciła się do swojego narzeczonego Angela – a Sweets odpada z oczywistych względów. Zresztą Seeley Cię potrzebuje, tylko Ciebie...
- Angela ma rację – dodała Camille – Jeszcze nikogo nie dopuścił do siebie tak jak Ciebie. Nawet mnie, kiedy byliśmy razem...
Temperance spojrzała na twarze ludzi stojących obok niej. Powinnam tam wejść? A jeśli mnie odrzuci? Co jeśli...
- Idź – jej myśli przerwała Montenegro. Brennan spojrzała na Booth'a, nie poruszył się nawet o milimetr. Był jak skała, zawsze – silny, zdecydowany. Tyle że teraz na tej skale była rysa, pogłębiająca się, która chciała doprowadzić do ruiny, ale Tempe nie mogła na to pozwolić. Weszła do gabinetu, a gdy to zrobiła zezulce rozeszli się do swoich zajęć nie chcąc im przeszkadzać.
- Booth – szepnęła, ale agent nie zareagował. Podeszła zatem do kanapy i usiadła obok niego. Nie lubiła psychologii i całego gadania o uczuciach, ale w tej chwili doskonale rozumiała co czuje jej partner i zdawała sobie sprawę, że żadne słowa nie są w stanie sprawić, by Seeley poczuł się lepiej.
- Booth, ja.. Chciałabym Ci jakoś pomóc, coś powiedzieć... ale to Ty zawsze byłeś w tym dobry... - położyła swoją dłoń na przedramieniu agenta – Ale wiedz, że jestem.
Booth ujął dłoń Brennan i spojrzał na swoją partnerkę. Dopiero teraz Bones zobaczyła, że jego oczy nie świecą swoim blaskiem, a są pełne bólu i smutku.
- Dziękuję Temperance – odparł cicho, a Brennan uśmiechnęła się smutno i starła łzę, która spłynęła po policzku. Chwilę potem oparła głowę o ramię swojego partnera i przyznała Angeli rację – była tam gdzie powinna, jej miejsce było przy nim.

***

Angela spojrzała w stronę gabinetu Brennan. Jej przyjaciółka była tam już ponad godzinę. Gdyby nie zaistniałe okoliczności, pewnie juz dawno sprawdziłaby co się tam dzieje.
- Nie będziemy przeszkadzać – usłyszała tuż nad uchem głos Sweets'a i aż poskoczyła.
- Lance – syknęła – musisz się skradać?
- Nie skradałem się. To Ty chyba byłaś zainteresowana czymś innym.
- Zastanawiałam się czemu tak długo tam siedzą.
- Ja też, ale staram się trzymać moją psychologiczną ciekawość na wodzy. Ważne, że doktor Brennan przełamała się i w ogóle tam weszła z zamiarem pocieszenia agenta Booth'a – powiedziała Słodki.
- Tak. To straszne co się stało... Nie wyobrażam sobie co może w tej chwili czuć Seeley. Stracił brata... - odparła Angela, której oczy nagle zrobiły się szklane.
- Smutek to jedno, ale Booth czuje też złość. Zginął jego brat, osoba którą od zawsze starał się chronić. W pewnym sensie czuje się odpowiedzialny za to co się stało – wyjaśnił terapeuta – Ale to nie wszystko...
- To może być coś jeszcze?
- Nie może prowadzić śledztwa i z tego względu czuje się bezradny.
Angela ponownie spojrzała na drzwi gabinetu Brennan i westchnęła:
- Mam nadzieję, że znajdą sprawców...
- Chyba już to zrobili – do terapeuty i artystki podeszła doktor Saroyan – Właśnie dostałam wiadomość od Cullena. Mam przekazać Seeley'emu bo jego szef nie mógł się z nim skontaktować.
- Ma wyłączoną komórkę – powiedziała Angela, a Cam i Sweets spojrzeli na nią – No co? Tempe mi powiedziała. Nie odbierał telefonów od niej więc pojechała i przywiozła go do Instytutu.
- To by wyjaśniało sprawę...
- Ale mów co się stało – ponagliła szefową Angela.
- Z badań, które przeprowadziło FBI wynika, że samochód Jareda została ostrzelany z karabinu maszynowego. Jedną kulę znaleziono także w ciele... Utrata kontroli nad pojazdem, uderzenie w barierę... Resztę znacie – odparła Camille.
- Ale kto to zrobił?
- Członkowie gangu. W tej chwili powinni być zakuwani w kajdanki. A teraz wybaczcie, ale muszę powiedzieć Booth'owi.
- Jasne – odparł Sweets.
- Biedny. To silny facet, ale i tak martwię się o niego.
- Musi się pozbierać, niedługo pogrzeb.
- Biedny – powtórzyła Angela.

Tymczasem Booth i Bones nadal siedzieli w gabinecie antropolog. Głowa Tempe spoczywała na ramieniu Seeley'a a jej dłoń wciąż tkwiła w uścisku agenta. Żadne z nich się nie odzywało, ale nie było to konieczne. Sama obecność drugiej osoby potrafiła ukoić nerwy i uspokoić bolące serce.
- Powiadomiłem rodziców – powiedział nagle Booth, a Bones przytaknęła. Postanowiła pozwoli mu powiedzieć wszystko – Mama się rozpłakała, a ojciec... z ojcem nie rozmawiałem. Zobaczę ich na pogrzebie... Wrócę do domu... Dom, jak to ironicznie brzmi... - agent przerwał, gdyż zauważył Camille idąca w stronę gabinetu. Chwilę potem doktor Saroyan weszła i od razu oczy partnerów skierowały się w jej stronę.
- O co chodzi? - zapytała Tempe.
- Dzwonił Cullen. Wiedzą co się stało z Jaredem... - odparła Cam, po chwili dodając – I mają sprawców.

C.D.N.

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

"Nie życz śmierci nawet najgorszemu wrogowi"-wiem, że Jared i Seeley nie byli w najlepszych stosunkach, ale aby go uśmiercać, z drugiej strony szkoda bo to jednak jego brat. Super część! Czekam na cdk!

Nionia

Taka młoda i taka zdolna...oczywiście o Tobie mowa Charlotte;) .Po prostu brak słów by wyrazić podziw dla Twojej twórczości... Z niecierpliwością czekam na dalszą część ;)

ocenił(a) serial na 10
zmijex

trzymasz poziom, Charlotte. cześc wspianiała. czekam na kolejną :)

charlotte_12

- 18 -

Zbliżał się pogrzeb Jareda. Jako miejsce pochówku wybrano cmentarz niedaleko rodzinnego domu, chociaż Booth uważał że rodzinny dom to niezbyt dobre określenie na miejsce gdzie przyszło mu tyle wycierpieć. Wszystko to wiązało się także z podróżą w przeszłość, Seeley dawno nie odwiedzał swojej rodziny, czasami tylko dzwonił do matki. Krótka rozmowa, parę słów o Parkerze. Tyle, żadnych osobistych relacji...
Tym razem miał jednak tam pojechać, stanąć twarzą w twarz z ojcem, przypomnieć sobie wszystko. Ale wiedział, że będzie sam. Gdy tylko powiedział Bones o swoich planach, ta od razu odparła że jedzie z nim. Booth dziękował w duchu za to, bo nie wiedział czy sam dałby radę przez to przejść. To jego partnerka dawała mu ukojenie, którego tak bardzo potrzebował. I kiedy teraz zmierzał w stronę przeszłości, mknąc autostradą, z Bones siedzącą obok niego, czuł że będzie dobrze. Innego wyjścia nie było.

- Czy zezulce też będą? - zapytał Seeley przerywając ciszę jaka panowała w samochodzie.
- Tak – odparła Brennan – Powiedzieli, że przyjadą. Angela wspominała, że nie mogą... nie możemy pozwolić byś był sam. Sweets też będzie.
Booth uśmiechnął się. Zezulcy – pracownicy Instytutu Jeffersona, ludzie których uważał za dziwaków, nie posiadających życia prywatnego, przemądrzałych. Ludzie, którzy byli teraz jego przyjaciółmi, osobami które nigdy się od niego nie odwróciły.
- Dziękuję – szepnął i spojrzał na Temperance, która odpowiedziała zdziwionym spojrzeniem, ale zaraz na jej twarzy wymalowało się zrozumienie. Wzięła dłoń Booth'a i ścisnęła ją lekko dając mu do wiadomości, że jest przy nim.

***

Na miejsce dojechali przed czasem. Mogli zobaczyć jak na cmentarzu kończą się ostatnie przygotowania: ustawiane są krzesła, a dół do którego zostanie wpuszczona trumna zostaje nakryty. Booth nie chciał przed pogrzebem iść do domu, wolał to zrobić po uroczystości, gdy emocje opadną, gdy poczuje że będzie w stanie. Jeśli będzie w stanie...
W oddali widział już pierwszych żałobników, szli niespiesznym krokiem klucząc między nagrobkami, niektórzy zajmowali już miejsca. Bones zauważyła kompanię honorową niosącą karabiny, by oddać ostatnie honory.
Seeley stał z boku, oparty o pień olbrzymiego dębu. Obok niego stała Temperance trzymając go za rękę. Drobny gest, niby nic nie znaczący, ale nie dla nich. Bones przypomniała sobie słowa przyjaciółki, że czasem drobnostka może znaczyć więcej niż słowa. Angela miała rację. Jak zwykle, a do Brennan wreszcie zaczęło to docierać.

Ludzi było coraz więcej, ale Booth nie wychodził ze swojej ''kryjówki''. Z tego miejsca mógł wszystko i wszystkich obserwować nie narażając się na smutne spojrzenia rzucane w jego stronę, spojrzenia pełne współczucia... Stojąc tutaj znów czuł się jak snajper, który cierpliwie czekał aż będzie mógł oddać strzał, a Seeley był cierpliwy...
Zobaczył zezulców idących przez cmentarz, a potem zajmujących miejsca. Angela szła trzymając Hodginsa za ramię, za nimi kroczyła Camille, której towarzyszyła Michelle, dalej Sweets z Daisy, pojawili się nawet asystenci Brennan: Fisher i Wendell. W tłumie osób Booth dostrzegł również swojego przełożonego – Cullena oraz paru agentów FBI. Wszyscy oni zajęli miejsca w oczekiwaniu na rozpoczęcie ceremonii żałobnej.
Seeley zauważył jak parę starszych kobiet rozgląda się dookoła jakby czegoś lub kogoś szukały. Szukały jego. Dobrze to wiedział, szukały biednego syna Anne, który wrócił do domu. Chciały wiedzieć czy się zmienił, jak teraz wygląda? Czy w ogóle się pojawił...
Po upływie jakiś 10 minut na horyzoncie pojawił się kondukt żałobny niosący trumnę.
- Jest – powiedział Booth i ścisnął mocnej dłoń Bones, która doskonale wiedziała o co, a raczej o kogo chodzi. Za trumną, dumnie kroczył ojciec Booth'a.


Uroczystość dobiegała końca. Kompania honorowa szykowała się, by ostatnią salwą z karabinów oddać cześć Jaredowi – komandorowi marynarki wojennej. Bones momentalnie przed oczami stanął obraz z fikcyjnego pogrzebu Booth'a. Tylko ona wie co wtedy czuła, jak pragnęła znaleźć się wtedy na miejscu swojego partnera, bo przecież ten pocisk był dla niej... I gdy już myślała, że wszystko stracone, że już nigdy nie usłyszy ''Bones'' z jego ust, nie zobaczy jego uśmiechu, on nagle wybiegł na środek i zaczął walczyć z jakimś mężczyzną. To było jak cud, cud który racjonalnie rzecz biorąc nie miał racji bytu. Uderzyła go wtedy, to fakt, ale wolała to zrobić niż rzucić mu się na szyję.
A teraz stojąc obok Booth'a, który żegnał swojego brata, niczego bardziej nie pragnęła niż przytulić go i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że jest przy nim. Miała cichą nadzieję, że jej partner to wie. Jej rozważania przerwała komenda dowódcy kompanii:
- W prawo zwrot! Prezentuj broń!
Słowa potoczyły się echem, a chwilę potem powietrze przeszedł huk wystrzału.

Żałobnicy powoli opuszczali cmentarz. Nad grobem Jareda została już tylko jego rodzina oraz Temperance. Mimo tego, że nigdy nie peszyły ją takie sytuacje teraz czuła się dziwnie skrępowana. Nie powinno jej tu być, to była chwila dla bliskich, ale nie mogła zostawić Booth'a samego. Wiedziała, że jej potrzebuje. Spojrzała na twarze zgromadzonych, matka Seeley'a miała podpuchnięte od płaczu oczy, ojciec za to stał dumnie jakby był panem i nie miało dla niego znaczenia, że właśnie pochował swojego młodszego syna. Bones poczuła niechęć do tego człowieka. Potem jej wzrok zatrzymał się na siwym staruszku, który był dziadkiem jej partnera. Jego spokój na twarzy, jego oczy... już wiedziała czemu Booth miał do niego ogromny szacunek i darzył go zaufaniem. Seeley natomiast stał i niewzruszenie wpatrywał się trumnę.
Nikt się nie odzywał, słychać było tylko delikatny szum liści na drzewach, które poruszał wiatr.
- Był za słaby – głos ojca Booth'a przerwał ciszę, jego żona spojrzała na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedziała. - Nigdy nie potrafił o siebie zadbać.
Temperance zauważyła jak jej partnerowi napięły się mięśnie żuchwy. Starał się panować nad sobą i udałoby mu się to, gdyby nie słowa, które zostały skierowane do niego.
- To Twoja wina, że Jared nie żyje!
Bones poczuła się tak jakby Booth dostał w twarz, jakby ona dostała.
- Proszę Cię – błagalny ton głosu matki Seeley'a miał uspokoić mężczyznę.
- Nie proś mnie, Anne. On doskonale wie co zrobił.
- To nie była moja wina! - odparł Booth, do głosu doszła uraza skrywana przez te wszystkie lata – To Ty nie potrafiłeś być ojcem, Ty nie nauczyłeś nas jak żyć i postępować. To Ty i Twój cholerny alkoholizm zniszczyły wszystko.
Starszy mężczyzna wyprostował się i spojrzał prosto w oczy swojego syna.
- Jesteś żałosny, a Jared zginął przez Ciebie. Miałeś go pilnować... - nie krzyczał, ale w jego głosie było coś takiego, że wszyscy doskonale go słyszeli – To Twoja wina.
Booth spojrzał na niego i pokiwał głową z niedowierzaniem, po czym bez słowa odwrócił się i odszedł. Bones nie mogła tak tego zostawić, to było jawnie niesprawiedliwe.
- Jak pan śmie – powiedziała kierując te słowa do ojca swojego partnera – Jak pan może tak mówić. Seeley zrobił dla Jareda więcej niż pan jako jego ojciec. Jared szukał pomocy u Seeley'a kiedy miał kłopoty bo wiedział, że brat mu pomoże, że nie odrzuci go. A Booth nigdy nie odmówił, choć inni w tym ja, nalegali by przestał się tak o niego troszczyć, nigdy nie odmówił... Jeżeli kogoś należy winić za śmierć Jareda to tylko pana. Nikogo więcej.
Słowa Brennan potoczyły się echem po pustym już cmentarzu. Spojrzała jeszcze prosto w oczy mężczyźnie, który według niej nie powinien być nazywany ojcem i westchnęła. Ten człowiek stał dalej dumny, jakby niczym się nie przejął.
- Żal mi pana – szepnęła i odwróciła się, chciał dogonić swojego partnera, ale Booth'a nigdzie nie było widać...

Zdezorientowana ruszyła w stronę samochodu, ale tam nie zastała agenta. Zastanawiając się, gdzie może być jej partner nie zauważyła, że podszedł do niej starszy mężczyzna.
- Przepraszam – usłyszała Bones i odwróciła się, by sprawdzić go kogo należy głos – Pani musi być Temperance.
- Tak, to ja.
- Jestem dziadkiem Seeley'a – odparł mężczyzna i uśmiechnął się dobrotliwie, jak tylko starsi ludzie potrafią.
- Miło mi, jestem partnerką Booth'a...
- Wiem, dużo opowiadał mi o pani – przerwał jej, a Brennan przyjżała mu się uważniej – Często rozmawiam z Seeley'em przez telefon. To dobry człowiek, choć czasem jak każdy błądzi.
- Booth nigdy nie wspominał...
- O naszych rozmowach? - dokończył za nią staruszek – Jest skryty, nie lubi mówić o sobie, ale chyba zdążyłaś już to zauważyć. Nie wiem czy powiedział Ci...
- Tak – tym razem to Tempe przerwała. Doskonale wiedziała co miał na myśli dziadek jej partnera.
- Wygląda na to, że mój wnuk wreszcie znalazł osobę, której szukał. I muszę Ci powiedzieć moja droga, że cieszę się że to Ty – powiedział mężczyzna i uśmiechnął się. Bones chyba nie do końca wiedziała o co chodzi, ale postanowiła nie przerywać – Jest mu teraz ciężko, wszystkim jest ciężko. Jared był naszym oczkiem w głowie, najmłodszy, rozpieszczony. Eh... Zawsze chroniony. Seeley czuł się za niego odpowiedzialny, od kiedy pamiętam mój wnuk... Cóż, Seeley nosił ogromne brzemię, to On troszczył się o swoją matkę i brata częściowo z mojej winy...
- Nie rozumiem, przecież...
- Nie potrafiłem wychować jego ojca, który został alkoholikiem. Dlatego czuję się po części odpowiedzialny za to co spotkało moich wnuków oraz Anne. Tak.
- Booth nigdy pana nie winił – powiedziała Brennan.
- A słyszałaś, by kiedykolwiek winił kogoś poza sobą? - zapytał, lecz odpowiedziała mu cisza – Widzisz.
- Ale to, że Booth sam siebie wini... On nie powinien usłyszeć tego co dziś powiedział mu jego ojciec. On na to nie zasługuje – odparła Temperance.
- Wiem, ja to wszystko wiem moja droga. Seeley musi to zrozumieć, a Ty musisz mu w tym pomóc.
- Ja? W jaki sposób? Ja nawet nie wiem gdzie On teraz jest?
- Poszedł na przystań. Zawsze tam chodził, gdy chciał pomyśleć... Idź do niego – powiedział mężczyzna i położył dłoń na ramieniu Bones, która tylko kiwnęła głową.

C.D.N.

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

ranyy, zastanawia mnie dlaczzego twoje opowiadanie raz jest a raz go nie ma? bynajmniej, korzystając z okazji kiedy się pojawiło, musze stwierdzić, że mi się bardzo podoba. tylko trochę smutne, i jeszcze ten ojciec booth'a. czekam na cedeka!

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

opko z tego co kojarze pojawia sie co 2 dni, ale warto poczekac aby pozniej miec taka nagrode za cierpliwosc. Charlotte fajnie opisalas jak teraz Bren pomaga Boothowi, wspiera go. Owszem ojciec Seeleya...szkoda (pisać). jak zawsze super. czekam na cdk!

Nionia

Ahhh! Dawaj następne!
Cudo kochana!

Biedny Booth..
Jak bym była na jego miejscu to ten gościu miał by złamany nos.

charlotte_12

I oto nadeszło nieuniknione. Ostatnia część mojego opowiadania. Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas by czytać mój ff i którzy komentowali, a także tym którzy czytali ale nie wyrażali swojej opinii ;] Jedno wielkie DZIĘKUJĘ :*

- 19 -

Sylwetka Booth'a wyróżniała się na tle spokojnej wody. Stał niczym kamienny posąg i wpatrywał się w horyzont. Temperance zatrzymała się i popatrzyła na niego. On pomagał jej tyle razy, był przy niej. Teraz to Ona chciała mu pomóc. Wolnym krokiem ruszyła w jego stronę.
Booth słyszał jak się zbliża, ale nie odwrócił się. Tempe podeszła i stanęła obok niego. Trwali tak w milczeniu, ale cisza miała w cobie coś kojącego, jakby uspokajała nerwy i bolące serce. Obserwowali ruch Słońca po niebie, które zniżało swoją wędrówkę i Bones położyła swoją dłoń na dłoni Seeley'a. Przypomniała sobie słowa Angeli, że zachód Słońca oglądany z bliską osobą jest jeszcze piękniejszy. Rzeczywiście – był.
- Nie wierz w ani jedno słowo, które powiedział Twój ojciec – powiedziała i spojrzała na swojego partnera.
- Ale On miał rację, nie ochroniłem go...
- Przestań! Nie uratujesz całego świata.
- Świata nie! Ale Jareda mogłem... - odparł i walnął pięścią w balustradę – Dlaczego? Bożę! Dlaczego?!?
Brennan nigdy nie poddawała się emocjom, ale teraz czuła się tak jakby coś ściskało ją za serce. Czuła ból.
Booth, człowiek który w jej oczach był niezniszczalny, mocny... Człowiek, który ze wszystkim sobie radził... Widok jego smutnych oczu... Nie chciała, by cierpiał. Zrobiła coś co podpowiedziało jej bolące serce. Po prostu go przytuliła, najmocniej jak potrafiła, dając mu do zrozumienia, że jest przy nim, że cokolwiek by się działo Ona będzie. Tuliła go do siebie, kiedy poczuła, że Seeley odwzajemnia uścisk. Booth wtulił twarz w jej włosy. Wdychał tak dobrze znany mu zapach i z każdym oddechem uspokajał się.
- Obiecaj, że Ty nie odejdziesz. Nie zostawisz mnie – szepnął.
- Obiecuję – odparła Bones, wierząc że zrobi wszystko, by dotrzymać tej obietnicy.

Jakiś czas później...

Dni mijały i wszyscy powoli wracali do swoich zajęć. Nikt nie wspominał o Jaredzie. Booth odzyskał spokój i nie zadręczał się już, ale i tak wszyscy wiedzieli, że rany są jeszcze zbyt świeże. Wszyscy starali się mu pomóc, a najbardziej Brennan. Razem rozwiązywali kolejne sprawy i stawali się sobie jeszcze bliżsi, jeżeli można byłoby być jeszcze bliżej. I choć tłumaczyli to sobie partnerstwem, każde z nich wiedziało, że to co ich łączy już dawno z partnerstwem przestało mieć cokolwiek wspólnego.

Po kolejnej trudnej sprawie jaką przyszło im rozwiązać przy pomocy Zezulcy, w Angeli obudził się duch zabawy i zaproponowała wspólne wyjście do klubu bądź pubu.
- Parę drinków jeszcze nikomu nie zaszkodziło – argumentowała, chodząc po Instytucie Jeffersona i informując swoich przyjaciół o jej pomyśle.
- Ange, nie wiem czy to najlepszy pomysł – zaczęła Camille – Wiesz, Seeley...
- Uważam, że to doskonały pomysł – nagle, nie wiadomo skąd rozbrzmiał tak dobrze znany im głos, a po chwili pojawił się agent.
- Booth, nie wiedziałam że jesteś w Jeffersonian...
- Właśnie przyjechałem, mam zamiar zabrać Bones na obiad bo inaczej zagłodzi się nad stertą papierów, kości i nie wiadomo czego jeszcze – odparł i uśmiechnął się – Dobrze słyszałem, planujecie jakieś wyjście? - zwrócił się do Angeli.
- Tak, małe spotkanie w kameralnym gronie tam gdzie zwykle. Co Ty na to? - odparła artystka.
- Jestem za. A teraz wybaczcie, ale idę do Bones – powiedział agent i skierował się do gabinetu swojej partnerki.
- Hmmm... widzę, że przebywanie w towarzystwie doktor Brennan ma zbawienny wpływ na Booth'a – powiedziała Cam, kiedy Seeley zniknął za rogiem.
- Ależ oczywiście, tu nawet nie potrzeba terapii...
- Ktoś powiedział terapii? - obok platformy pojawił się Sweets.
- Czemu wszyscy się dziś skradają? - zapytała doktor Saroyan.
Słodki spojrzał na Camille i już miał odpowiedzieć na jej retoryczne pytanie, kiedy przed nim pojawiła się Angela i wyrecytowała:
- Idziemy jutro na drinka, idziesz z nami?

Agent usłyszał jak Angela zadaje pytanie Sweets'owi oraz jego odpowiedź. Nie miał nic przeciwko jego obecności, co nawet jego samego lekko zaskoczyło. Z uśmiechem na ustach wszedł do gabinetu Temperance.
- Hej Bones!
- Hej!
- Nad czym znowu pracujesz? - zapytała siadając na kanapie.
- Kończę raport, Ty też powinieneś...
- Raport nie zając, nie ucieknie.
- Dziwne porównanie... ale prawdziwe – odparła antropolog i ponownie spojrzała w ekran monitora.
- Słyszałaś o pomyśle Angeli?
- O wyjściu na drinka? Tak. Chyba wszyscy już wiedzą..
- Idziesz? - zapytał agent.
- Powiedziałam, że pójdę jeśli Ty też wyrazisz ochotę – odparła spokojnie i spojrzała na Booth'a, który uśmiechnął się.
- To miłe, że o mnie pomyślałaś. Zatem szykuj się, bo jutro wychodzimy.
- Jesteś pewien?
- Bones, życie musi toczyć się dalej – powiedział Booth i skierował się ku wyjściu. W drzwiach obrócił się jeszcze – Przyjdę po Ciebie jutro o 20:00. Pamiętaj.
- Nie zapomnę – odparła i uśmiechnęła się.

***

Booth zjawił się punktualnie o 20:00, czarne spodnie i czarna koszula sprawiały, że wyglądał oszałamiająco. Na ramionach narzucony miał swój płaszcz. Bones też prezentowała się wspaniale, szafirowa, satynowa bluzka delikatnie opływała jej smukłą sylwetkę, a ciemne jeansy i ciemnozielony szpilki wydłużały nogi, które zdaniem jej partnera i tak były długie. Booth musiał przyznać, że doktor Brennan wygląda olśniewająco.
Jak tylko Seeley pomógł założyć Tempe płaszcz, oboje spacerkiem ruszyli w kierunku wybranego przez Angelę miejsca. Mimo że dopiero rozpoczynała się wiosna, wieczór nie był chłodny i wiele osób krążyło po ulicach Waszyngtonu. Pogrążeni w rozmowie nawet nie zauważyli, że są już na miejscu, a pub do którego zmierzali znajduje się po drugiej stronie ulicy.
- Jesteśmy, reszta już pewnie na nas czeka – powiedziała Bones i już chciał przejść przez ulicę, kiedy Booth ją zatrzymał.

W tym samym czasie Zezulcy oraz Sweets i Daisy byli już po pierwszym drinku. Atmosfera zabawy była wyczuwalna na kilometr. Wszyscy byli odprężeni i w doskonałych nastrojach. Brakowało tylko pani antropolog oraz agenta specjalnego.
- Gdzie Oni są? - zapytała Angela spoglądając na zegarek – Mam nadzieję, że Seeley się nie rozmyślił.
- On nie, prędzej doktor Brennan – odparła Camille.
- Nie tym razem. Tempe powiedział, że przyjdzie jeśli Booth też będzie, a Seeley się zgodził – wyjaśniła Montenegro – Chyba zadzwonię do Brenn...
- To raczej nie będzie potrzebne – powiedział Hodgins wyglądając przez okno – Lepiej im nie przeszkadzać...
- Jak to? - artystka szybko podeszła do swojego narzeczonego o zaniemówiła, na co pozostali od razu znaleźli się przy niej i Hodginsie.
- O ja!

Temperance poczuła dłoń Booth'a na swoim ramieniu i zatrzymała się.
- O co chodzi? - zapytała – Nie chcesz tam iść? OK., możemy...
- Nie, to nie oto chodzi...Widzisz, zanim tam wejdziemy.... ja nikomu o tym nie mówiłem... Kiedy Jared umierał na moich rękach... On... on powiedział coś, co nie daje mi spokoju – powiedział Booth.
- Co takiego? - zapytała Brennan.
- Powiedział, żebym nie bał się pobiec po grani – odparł, a Tempe uśmiechnęła się co wywołało lekkie zdziwienie na twarzy Seeley'a.
- Pamiętasz jak Jared zabrał mnie na przyjęcie? - zapytała a Booth przytaknął. O tak, dobrze to pamiętał. Nie chciał, by szła, ale przecież mogła robić co chciała – Wtedy powiedział wiele ciekawych rzeczy o Tobie...
- O mnie? A co takiego?
- A na przykład, że denerwują Cię przyjęcia, że jesteś niewiarygodnie zdolny ale boisz się sukcesu. Wolisz pozostawać w bezpiecznej strefie i może dlatego byłeś tak dobrym snajperem. Powiedział, że nie lubiłeś trzymać głowy ponad linią grani podczas gdy on po niej biegał i...
- Co było potem? - zainteresował się Booth.
- Pocałował mnie i dodał, że zapewne Ty nigdy nie podjąłeś takiego ryzyka.
- A jemioła?
- To był interes i to ja Cię pocałowałam – odparła Brennan, a Seeley się uśmiechnął.
- No tak, ale teraz wiele rzeczy się zmieniło. Wszystko przemyślałem i nie mogę dłużej... - agent zbliżył się do Tempe, która nie odsunęła się instynktownie jak zazwyczaj robiła. Nie chciała uciekać, czuła że teraz jest tu, gdzie być powinna już dawno. Patrząc w czekoladowe oczy swojego partnera zrozumiała, że nie tylko Ona się bała. Doświadczyła smaku porażki i bała się zaufać drugiemu człowiekowi, ale te troski znikły.
- Czy mogę Cię o coś prosić? - zapytał Seeley, a Bones lekko skinęła głową – Chciałbym całować Cię tak, by Cię nie przestraszyć, powiedzieć to, czego nie powiedziałem nikomu innemu przez te wszystkie lata, kiedy żyłem w samotności. Tylko mi pozwól Tempermce... Nie uciekaj przede mną, przed nami...
- Nie zamierzam uciekać, już nie – odparła Brennan uśmiechając się. Agent też się uśmiechnął. Z wielką czułością objął ją i przytulił. A gdy ją pocałował, pocałunek może nie był tak delikatny i niewinny jak Booth zamierzał, lecz promieniejące oczy Bones mówiły, że bardzo spodobała jej się ta pierwsza próba.

Koniec

ocenił(a) serial na 8
charlotte_12

Piękne... Wprost nie mogłam oderwać oczu. Teraz pozostaje tylko pytanie: "Co dalej?" Zamierzasz może przypadkiem rozpocząć kolejne opowiadanie? :)

mashe

Charlotte swietne opko:)
koncowka slodziachna:) czekam na nowe fiki:)

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

moze i koncowka byla "słodziachna" ale według mnie czesc byla idealna, nieprzesłodzona tak jak nieraz sie zdarza tylko taka "bonsowa" szkoda ze to juz koniec mam nadzieje ze juz niedługo bedziemy mogli podziwiac ponownie twoj talent pozdr :))))

Nionia

Cudo.
Świetne.
I w ogóle w ogóle :D

Ej, mam nadzieję, że napiszesz jeszcze jakieś opowiadanie ;>
Jak przestaniesz pisać, to strzelę focha ;P

Nevis200903

Wspaniałe ! Opis pocałunku przecudowny!!;) Moja poprzedniczka napisała ,że "strzeli focha" , a ja to to chyba się zastrzelę jak przestaniesz pisać...Nie chcę żeby to zabrzmiało jak jakiś szantaż emocjonalny , bo to tylko niewinne żarty , które mam nadzieję pomogą Ci się zmobilizować do obdarowania Twoich fanów jakimś nowym fikiem ;)

ocenił(a) serial na 10
zmijex

Charlotte cudowne opowiadanie:)
Mam nadzieję, że napiszesz nowe opowiadanie:)))

użytkownik usunięty
_nn_

bardzo ciekawe zakończenie xD
mam nadzieję że rozpoczniesz jakieś nowe FF
bo masz do pisania prawdziwy talent
pozdrawiam :)

charlotte_12

Nie spodziewałam się aż tylu komentarzy. Jest mi niezmiernie miło czytać tyle ciepłych słów :] Nie pozostaje mi zatem nic innego jak tylko podziękować jeszcze raz :*

A co do kolejnych opowiadań. Na razie trochę odpocznę, w końcu są wakacje :P, ale wrócę. Na pewno. Nie znacie dnia ani godziny. Być może pojawią się jakieś jednoczęściowe ff, a dłuższe - trzeba będzie pomyśleć nad treścią :]

Zatem do zobaczenia i jak już tradycyjnie żegnam się po dłuższym ff: I will be back... :)

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

Charlotte odpocznij sobie, a potem wróć w nowymi opowiadaniami:))

_nn_

Charlotte opowiadanie oczywiście świtne szkoda że to już koniec bo bardzo lubię czytac twoje opka i mam nadzieję że niedługo pojawisz się z czymś nowym czekam z utęsknieniem :) pozdro

daisy18

Nieważne czy długie czy krótkie ...byle Twoje;).Miłego odpoczynku życzę , który mam nadzieję wpłynie pozytywnie na Twoją wenę;) Gorąco pozdrawiam ....i czekam

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

ja jestem pod ooooooogrooomnym wrażeniem twojej tworczosci charlotte_12 ;O
wrecz ubostwiam twoje opowiadania ;P czytalam je juz z 4 razy ;P i prosze bardzo o duuzp wiecej ;*

charlotte_12

Napisałam to już dość dawno, ale dopiero teraz zebrałam się w sobie co z antropologicznego punktu widzenia jest niemożliwe i przepisałam to opowiadanie do Worda. Mam trochę mieszane uczucia co do niego bo nie piszę za często ff w formie pierwszoosobowej. ;]
Ale OK, oddaję Wam pod ocenę.

SUBIEKTYWNIE

Bones:
Znajome piknięcie zatwierdzające zgodność identyfikatora przez czytnik oraz kroki, które rozpoznałabym wszędzie, zakłóciły ciszę jaka panowała dookoła mnie. Nie musiałam nawet podnosić wzroku znad kości piszczelowej, którą właśnie badałam.
- Jeszcze nie znam tożsamości ofiary, Booth – powiedziałam uprzedzając jego pytanie.
- A skąd wiesz, że akurat oto mi chodziło? - usłyszałam za plecami.
- A co innego mogłoby Cię sprowadzić do Instytutu? - zapytałam i odwróciłam się w jego stronę. Moim oczom ukazał się widok, na który nie byłam przygotowana – Booth, co się stało? - podeszłam bliżej, by przyjrzeć się dokładniej twarzy mojego partnera. Otarcia, zasiniony policzek i szew na skroni szpeciły oblicze, które już od kilku lat miałam okazję widywać prawie codziennie.
- To nic takiego – Seeley obruszył się i odwrócił głowę.
- Booth, to nie jest nic. Przecież wczoraj nie wyglądałeś... - zaczęłam, ale nie wiedziałam jak dokończyć. Żadne antropologiczne określenie nie pasowało do jego stanu – Powiedz co się stało...
- Agent Booth pobił się ze swoim bratem – usłyszałam głos Sweets'a i chwilę potem zobaczyłam naszego terapeutę wchodzącego na platformę.
- Mógłbyś się nie wtrącać Swests, prosiłem przecież by... - ostry ton głosu mojego partnera zdradził jego zdenerwowanie, które nawet ja zauważyłam mimo tego iż nie znam się na emocjach tak dobrze jak Booth.
- Przykro mi agencie Booth, doktor Brennan jest pańską partnerką i powinna...
- Sweets – przerwałam mu, po czym spojrzałam na Seeley'a – To prawda? To Jared jest sprawcą tych blizn? - zapytałam, ale już wiedziałam jaka była odpowiedź. Milczenie Booth'a potwierdzało moje przypuszczenia – Mam tylko nadzieję, że On wygląda dużo gorzej – powiedziałam z całkowitą świadomością.
- A żebyś wiedziała – w głosie Seeley'a usłyszałam satysfakcję?...
- A dowiem się o co poszło? - chciałam zgłębić swoją wiedzę na ten temat, ale domyślałam się, że mogą wyniknąć pewne problemy. Booth nie należał do osób chętnie opowiadających o sobie, a dodatkowa obecność Słodkiego nie stwarzała warunków do zwierzeń. Seeley chyba pomyślał o tym samym bo spojrzał z niechęcią na doktora. Jeżeli chciałam poznać szczegóły, musiałam zostać sama z Booth'em. Zdjęłam więc lateksowe rękawiczki będące nieodłącznym atrybutem pracy przy kościach i wrzuciłam je do kosza na odpady biologiczne.
- Chodź – powiedziałam do Seeley'a i skierowałam się w stronę zejścia z platformy. Nie musiałam się odwracać, by być świadomą tego, że mój partner podąża za mną. Ruszyłam do swojego gabinetu i w progu postanowiłam zaczekać na agenta. Dopiero kiedy wszedł do środka zamknęłam za nim drzwi. Stał na środku środku pomieszczenia zwrócony do mnie plecami.
- Czy teraz dowiem się jaki to ważny powód skłonił Cię do bójki z Jaredem? - zapytałam i zaczęłam oczekiwać na odpowiedź.

***
Sweets:
Odkąd zacząłem pracę w FBI, a potem współpracę z Instytutem Jeffersona moje doświadczenie zawodowe niezaprzeczalnie wzrosło. Poznałem tyle różnych osobowości i odmiennych charakterów, że o takiej obserwacji mógłbym tylko marzyć w nudnej poradni.
Wszedłem do Instytutu i od razu skierowałem się w stronę platformy – miejsca pracy, plotek, spostrzeżeń, informacji... Czego tu nie można było usłyszeć.
Spodziewałem się zastać tam moich pacjentów i nie pomyliłem się. Ich głosy niosły się echem po laboratorium.
- To nic takiegi – donośny głos agenta Booth'a rozbrzmiał w moich uszach.
- Booth, to nie jest nic. Przecież wczoraj nie wyglądałeś... Powiedz co się stało – głos doktor Brennan wypełniała troska. Mogłem się domyślać, że jej pewnie o ślady jakie zostawił wczorajszy incydent, którego niechcący byłem świadkiem. Ciekawe czy Booth się przyzna? Raczej nie, skoro On tego nie zamierza zrobić, trudno, uczynię to za niego.
- Agent Booth pobił się ze swoim bratem – powiedziałem i przeciągnąłem swój identyfikator przez czytnik. Chwilę potem stałem już na platformie i mogłem zobaczyć zdezorientowany wzrok doktor Brennan oraz gniewne spojrzenie jej partnera, do którego doszedł jeszcze komentarz wypowiedziany złowrogim tonem:
- Mógłbyś się nie wtrącać Sweets, prosiłem przecież by... - owszem, o coś tam prosił, ale z psychologicznego punktu widzenia, grzechem byłoby tłumienie takiej dawki emocji.
- Przykro mi agencie Booth, doktor Brennan jest pańską partnerką i powinna...
- Sweets – przerwała mi antropolog tonem nie znoszącym sprzeciwu. Widać było, że się przejęła tym co się stało z jej partnerem – To prawda? To Jared jest sprawcą tych blizn? - zapytała, a potem dodała coś co wprawiło mnie w zdziwienie – Mam tylko nadzieję, że On wygląda gorzej.
No proszę, nie okazująca emocji doktor Brennan alias Bones z satysfakcją oczekiwała twierdzącej odpowiedzi.
- A żebyś wiedziała – jej oczekiwanie zostało spełnione, nawet nie zdawała sobie sprawy w jakim stopniu. Nie jestem fanem boksu, ale ten prosty sierpowy w wykonaniu Booth'a to było coś!
- A dowiem się o co poszło? - antropolog najwidoczniej nie zamierzała przestać. No cóż, jej wnikliwość, czasami wręcz bezceremonialna mogła innych deprymować bądź onieśmielać, ale nie jej partnera. Podczas sesji terapeutycznych miałem wiele okazji, by dogłębnie przeanalizować ich zachowanie, dlatego nie zdziwiło mnie, że w tej chwili rozumieli się bez słów. Booth zerknął na m nie z niechęcią. Mogłem się tylko domyślać, że nie chce się zwierzać przy mnie. Doktor Brennan chyba też pomyślała o tym samym bo po chwili ściągnęła lateksowe rękawiczki i zwróciła się do swojego partnera:
- Chodź – powiedziała i zaczęła schodzić z platformy. Nawet nie odwróciła się, by zobaczyć czy agent podąża za nią. Ta pewność w ich partnerstwie do tej pory mnie zastanawiała i zadziwiała. Agent Booth oczywiście ruszył za nią. Wychyliłem się z platformy, by poznać cel ich wędrówki. Doktor Brenna weszła do swojego gabinetu, przystanęła na progu i poczekała aż dołączy do niej jej partner. Dopiero wtedy zamknęła drzwi.
Właśnie pozwoliłem odejść ciekawym obiektom badawczym, ale cóż... Odbiję to sobie następnym razem.

***
Booth:
No to się wpakowałem. Bystre spojrzenie Bones przeszywało mnie na wylot. Stała i świdrowała mnie wzrokiem jakby sądziła, że nic się przed nią nie ukryje. I miała rację. Ale nie chciałem, by moich zwierzeń słuchał Sweets. I tak już zrobił za dużo mówiąc Brennan, że pobiłem się z Jaredem. Grrr... kretyni. Jeden gorszy od drugiego. Z niechęcią spojrzałem na tego terapeutę od siedmiu boleści. Temperance chyba wyczuła mój stan, swoją drogą coś za często się jej to zdarza, bo pozbyła się tych swoich gumowych rękawiczek i powiedziała:
- Chodź – nie musiała nawet mówić mojego nazwiska, dobrze wiedziałem że ma mnie na myśli. Nie miałem wyboru, posłusznie poszedłem za nią. Nie odwróciła się aż do swojego gabinetu. Poczekała w progu aż wszedłem do środka. Stanąłem na środku pomieszczenia odwrócony do niej plecami. Do moich uszu dotarł szczęk zamykanych drzwi, a potem jej kroki.
- Czy teraz się dowiem jaki to ważny powód skłonił Cię do bójki z Jaredem? - usłyszałem jej cichy głos. Najwidoczniej moja partnerka nie zamierzała dać sobie spokoju. Gdyby chodziło tylko o mnie, jej ciekawość musiałaby zostać niezaspokojona, ale prawdy mogła się też dowiedzieć od Słodkiego lub co gorsza od Jareda. Jak nic musiałem powiedzieć wszystko sam.
Westchnąłem i odwróciłem się. Staliśmy teraz twarzą w twarz, a jej szaroniebieskie oczy spoglądały na mnie wyczekująco. Dobra Booth, powiedz i będzie po sprawie.
- Aż tak bardzo chcesz wiedzieć? - zapytałem.
- Tak, chcę znać powód. Wiem, że Twój brat nie należy do osób o prostolinijnym charakterze, ale też nigdy nie zdenerwował Cię tak bardzo, byś musiał użyć pięści. Więc słucham – odpowiedziała Bones – Podaj mi logiczny powód. Chcę wiedzieć co sprawiło, że Twoja twarz wygląda teraz tak jak wygląda.
Szkoda, że nie widziała mnie wczoraj – paczka mrożonek na twarzy. Żałosne.
- Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć – zacząłem, równocześnie siląc się na to, by mój głos nie drżał – to Ty jesteś powodem. Ty Bones.
W następnej chwili mogłem zaobserwować jak determinacja na twarzy Temperance zmienia się w zdziwienie.
- Ja? - zapytała w końcu.
Chciałem krzyczeć, że przecież to oczywiste. Czy Ona naprawdę nie zdaje sobie sprawy jak mi na niej zależy? Jak staram się ją chronić od wszystkiego co złe...
- Booth, dlaczego? Co... - wiedziałem, że w tej chwili jej szare komórki pracują jak szalone starając się wyszukać jakieś racjonalne wytłumaczenie, ale takiego nie było. No cóż, trochę pomogę.
- Jared powiedział, że... że Cię pocałował, a ja nie wytrzymałem. Wiem, że On jest śmielszy, ryzykuje kiedy tylko może... Zawsze lubił ze mną rywalizować i najwidoczniej tak też było i tym razem. Znam swoje miejsce Temperance. Nie chcę byś pomyślała, że zabraniam Ci czegoś. Nie. Chcę tylko abyś była szczęśliwa, ale mój brat to nie mężczyzna dla Ciebie. Znam go lepiej niż ktokolwiek i jestem przekonany, że pocałował Cię tylko dlatego bo...
Przerwałem, co miałem jej powiedzieć? Że mi na niej cholernie zależy, że ją kocham?!
Zastanawiałem się jak sprytnie wybrnąć z sytuacji, kiedy to Bones mnie zaskoczyła.
- Bo zależy Ci na mnie? - zapytała, a pode mną ugięły się nogi – Bo nie chcesz przyznać przed samym sobą, że przekroczyłeś linię, że oboje ją przekroczyliśmy...
Moje serce biło jak oszalałe. Moja partnerka trafiła w samo sedno. Jak zatem miałem przyznać jej rację? Przytaknąć? Zrobiłem coś o wiele lepszego, ale i bardziej ryzykownego.

***
Bones:
Odkąd zamknęłam za nami drzwi mojego gabinetu minęło może 5 minut. Booth zdradzał mi powód dla którego pobił się z Jaredem. To ja nim byłam. Ja sprawiłam, że Seeley użył siły swoich mięśni, by opanować swojego brata. Ja i ten nic nie znaczący pocałunek na przyjęciu.
- (...) Znam go lepiej niż ktokolwiek i jestem przekonany, że pocałował Cię tylko dlatego bo... - przerwał kiedy miał dojść do meritum. To typowe dla mojego partnera, pozostawanie w cieniu, by innym było dobrze. Ale ja już nie chciałam, by było tak dalej. Dobrze wiedziałam, czego mi teraz nie powiedział i postanowiłam zrobić to za niego.
- Bo zależy Ci na mnie? - zapytałam i zobaczyłam zdziwienie w jego czekoladowych oczach, a może też ulgę, chociaż nigdy nie byłam dobra w rozpoznawaniu uczuć. Kontynuowałam więc dalej – Bo nie chcesz się przyznać przed samym sobą, że przekroczyłeś linię, że oboje ją przekroczyliśmy...
To była prawda. Tak granica w naszym przypadku przestała istnieć już dawno. Chyba nawet nigdy jej nie było.
Teraz to ja stałam i czekałam na jego reakcję. Chciałam, by przyznał, że mam rację. Ale zrobił coś o wiele lepszego.
Pocałował mnie.
Już po chwili całowałam go z pasją. Oddawałam pocałunki chcąc dostać więcej. Byłam blisko niego – nareszcie.
Jego pocałunek był tym czego potrzebowałam, zapewnieniem, że czekał na mnie całe życie. A ja czekałam na niego.

Koniec

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

no, jestem pod wrażeniem! bardzo dobry onepart ;)

ocenił(a) serial na 10
zeet

Super! o w morde. Ja cie nie mogę. Superowe

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

mimo pierwszej osoby poszlo ci swietnie. fajnie sie czyta fika z perspektywy wszystkich i to nie chodzi tylko o uczucia ale o to ze bohaterowie chodza mowia i robia inne rzeczy. ciesze sie ze przeczytalam cos twojego autorstwa, ale oneparty nie dadza mi tyle MOCY aby przetrwac co dłuzsze fiki na ktore czekam z niecierpliwoscia!

ocenił(a) serial na 10
Nionia

Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie:)

ocenił(a) serial na 10
_nn_

ja sie nawet nie wypowiadam ;O
czekalam na jakiekolwiek opowiadanie bo siedze w domu do konca wakacji z powodu do ktorego wstyd sie przyznac...( zlamalam reke )
i taka frajde mi sprawilas ;)
napisz jeszcze z 15 takich opowiadan onepart to moze szybciej mi gips sciagna ;D

marcelina_julia

prawie sie poplakalam...
to bylo suuuper!! :)

mara625

No, no i co ja mam napisać?
Extra, Super, Jedwabiste! ;D

Nevis200903

cudnie jak zawsze Charlotte;)!!!!!!!!!!!!!

ocenił(a) serial na 10
zmijex

twoja twórczość jest tak niesamowita że zabrakło mi słów by to opisać.

charlotte_12

Z antropologicznego punktu widzenia, te opowiadania nie mają sensu...
Ale z mojego punktu widzenia, są genialne :D
Dziewczyno, masz niesamowity talent! Mam nadzieję, że będziesz dalej pisać:) I mam nadzieję, że niedługo przeczytam coś nowego.
W ogóle to 2 dni spędziłam, czytając w wolnych chwilach Twoje opowiadania:D Szczerze powiedziawszy, to temu ostatniemu (znaczy ostatniemu w kilku częściach) czegoś brakowało, ale i tak było bardzo fajne. A najbardziej mi się chyba podobała scena z pierwszego opo, jak Bones dała Booth'owi świąteczny prezent z dedykacją :D Normalnie taki motyw powinni w tym serialu wykorzystać :D I epilog do tego opo też był świetny :D
Trochę co prawda było błędów, najczęściej w przecinkach i literówki (a raczej 'zjadanie' liter:P), ale nawet się tego nie dało odczuć, bo Twoje opowiadania są pełne akcji i wtedy nie zwraca się na nic uwagi. Trochę błędów merytorycznych też było, ale zwykły szary czytelnik na pewno tego nie dostrzegł :P
No więc czekam cierpliwie na kolejne Twoje dzieło :D Tylko mam nadzieję, że nie będziesz chciała zbadać, jak cierpliwa jestem :P Więc szybko umieść coś nowego :*

charlotte_12

Dziękuję za wszystkie komentarze jakie zamieściliście i zamieszczacie pod moimi skromnymi opowiadaniami. Czytając je, cały czas uśmiecham się od ucha do ucha bo cieszy mnie fakt, że są osoby którym podoba się to co robię :]
Trochę mnie nie było, ale już wracam z małą niespodzianką :]
Miłego czytania
(i jak zwykle jestem ciekawa co o tym sądzicie)

HODGINS - czyli czego fani nie widzą...

Zbliża się burza...Stop! Co to za pierdoły?! Jaka burza? Jakie osoby, które o tym nie wiedzą? Przecież wiedzą tylko do jasnej cholery scenariusz im na to nie pozwala, a ja teraz robię za jakiegoś pieprzonego narratora!
Co to w ogóle jest?
Żądam wyższej gaży!
I więcej kwiatów w garderobie!
I namiętnego pocałunku z Angelą w pierwszym odcinku piątego sezonu!
Coś jeszcze? Hmm... A i chcę Zack'a, tak bar..bardzooooo zzzaaa nim tęsknięęęęęę... Ja chcę do mamusi... albo nie, wolę moje robaczki.
Ale wracając do sprawy... chwila, tylko sobie przypomnę o co chodziło...
<myśli>
Już wiem, o to że nadciąga burza i te de i te pe etcetera. Przecież to jasne jak słońce, że Booth i Bones się w końcu ten tego, no spikną ze sobą. Tylko ten moment trzeba jakoś... no nie wiem... udramatyzować. Może nasz agencik znowu oberwie kulkę a Tempe wyzna mu miłość na łożu śmierci? Ale tego by fani nie przeżyli. Także to zły pomysł. A może?... nie, to też odpada. Hmm... No nie wiem. W każdym razie, Hanson chyba też długo nad tym myślał i wymyślił. No tak wymyślił, że nawet Fisher by sobie lepiej poradził. Co prawda on umieścił by ich w konwencji SF, ale.. chociaż z drugiej strony Bones jako Xena a Booth jako Dardevil... Otrząśnij się Hodgins!! Tak, już... No więc Hart Hanson, szerzej znany jako HH, Boże toż to prawie jak SS. Jezu!!! Uspokój się Jack! Myśl o muchówkach, myśl o muchówkach... Muchówki, muchówki, muchówki... Dobra, już jestem spokojny. Wracając do Hansona (HH), on wymyślił amnezję Booth'a. Tak! Temat oklepany jak zad konia, ale jakie zaskoczenie. I to ''who are you?'' no normalnie myślałem, że spadnę z krzesła, ale wiecie co. Ja to podejrzewam, że to wcale nie jest taka prawdziwa amnezja. Ale to tylko moje zdanie. Zresztą to było dobre zdanie na podsumowanie tego całego sezonu. To ''who are you?'' praktycznie odnosi się do wszystkiego czego ja i moi koledzy mogliśmy doświadczyć w tym sezonie. Nie wierzycie? Zacznijmy od początku i wyjazdu Booth'a i Bones do Londynu. Tam to się działo, choć informacje mam z drugiej ręki bo osobiście tego nie widziałem. Ale podobno przyczepił się tam do Tempe jakiś Wrexler, Wexlar, Wexler czy jakoś tak, który potem i tak skończył jako brykiet na grill. Ale to w tej chwili mało ważne, chodzi o to że kim on był? Napalonym uczonym, który napalił się na drugą uczoną, która nie kryje się z tym że jest aktywna seksualnie. Ja się pytam co to jest? Przecież Brenann nie żyła w celibacie przez pół sezonu jak Angela. No i na dodatek ta cała Pritch, no ta partnerka tego napalonego naukowca. Razem tworzyli jakąś podróbkę Booth'a i Brennan. Angielskie dziadostwo. Już nie wspomnę o tym, że nawet nie wiem po co Seeley poleciał tam z Brennan. A nie, sorry, wykłady prowadził. Boże jak ja bym chciał to zobaczyć. Ale po co on leciał z Bones do Chin? Hmmm... Chyba tylko z przyzwyczajenia. Nie zdziwię się jak niedługo polecą razem na Maczupikczu na wykopaliska.
Ale dalej, co jeszcze takiego interesującego... A Roxie! Cholerna Roxie! Do niej śmiało można z tekstem ''WHO ARE YOU?!''. I jeszcze bym dodał ''WTF?!!''. Zdenerwowałem się troszeczkę, ale to nic. Już pomyślałem o muchówkach. Jest dobrze. No ale ta cała Roxie to lekkie przegięcie było. Po tym całym Birimbau Barasie, który wstyd się przyznać wrzucił mnie do śmieciarki, Hanson zsyła mi byłą dziewczynę mojej dziewczyny, która miała zostać moją żoną, ale nią nie zostanie jeszcze zapewne przez kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt odcinków. A miało być tak pięknie. No cóż, w serialu jak w życiu – do dupy.
Ja się tu mogę jeszcze godzinami rozwodzić, ale może po prostu skupię się na najważniejszych kwestiach. Już nie będę wspominał każdego epizodu, chociaż korci mnie, bardzo...
- Hodgins!
Jezu, co znowu?
- Doktorze Hodgins...
No tak, któż b inny jak nie Sweets. Ostatnio bardzo często się koło mnie kręci. Czasami to aż się go boję, no wiecie... nigdy nic nie wiadomo co się kryje w człowieku, a zwłaszcza tak młodym jak Słodki... Ej, to zabrzmiało jakbym był zniedołężniałym starcem. Fuck!
- A tu jesteś – słodki uśmiech na twarzy Słodkiego pojawił się tuż przede mną.
- Jestem. Co Cię tym razem sprowadza? Tylko daruj sobie psychologiczne brednie bo nie jestem w nastroju.
- A to czemu? - Aha! Zaczyna się. Mogłem to przewidzieć, to było więcej niż pewne.
- Temu. Nie, no dobra... powiem Ci, ale cichoooo....
Sweets nachylił się w moją stronę, a ja odchyliłem prawie spadając z krzesła.
- Mów – powiedział. Zmyślić coś czy powiedzieć prawdę? Eeee powiem prawdę.
- No więc.. ten, czytałeś scenariusz ostatniego odcinka?
- Nie do końca.
- Nie do końca?! Czyś Ty zgłupiał? No to Ci nic nie powiem.
- Ale i tak przeczytam – zrobił naburmuszoną minę, a ja miałem ubaw. Przecież i tak bym mu powiedział, ale on o tym nie musiał wiedzieć. Boże Hodgins jaki Ty jesteś... No właśnie, jaki jestem?
- No więc słuchaj – zacząłem – nie uwierzysz – trochę go po maltretuje tymi pauzami – Booth stracił pamięć – dokończyłem melodramatycznym głosem.
- Nieeee!
- Tak!
- No co Ty gadasz?!
- No to co słyszysz!
- Nie!
- Tak! - nasza rozmowa schodziła poniżej poziomu przedszkolnego. Masakra.
- Ale czekaj – zastanowił się Sweets – jak stracił skoro dopiero mają ten odcinek wyemitować.
- No ale skoro w scenariuszu tak jest napisane, to raczej się to stanie. A zresztą nielegalne informacje przeciekły do sieci i wiesz...
- Co wiem?
- No to że Booth i Bones będą razem w łóżku. No i teraz fani nakręcają się tą wiadomością. A tu będzie takie rozczarowanie.
- Dlaczego? Przecież będą razem w łóżku..
- Ale nie jako Booth-agent i Brennan-antropolog tylko Booth-właściciel klubu i Brennan-właścicielka klubu – wyjaśniłem. Boże, psycholog a taki niekumaty.
- Acha...To może być troszkę nie w porządku w stosunku do fanów.
- Nie w porządku? Oni zlinczują Hansona, ja Ci to mówię. A ja się chyba do nich dołączę.
- Czemu?
- Mam swoje potrzeby.
- Twoją potrzebą jest dokonanie samosądu na osobie, która Cię stworzyła? - zapytał Sweest a ja popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- Po pierwsze koleś, to on mnie nie stworzył. Jestem jedyny i niepowtarzalny jak szóstka w totka więc nie obrażaj mnie takimi uwagami. Ja sam siebie stworzyłem. A po drugie to nie odczuwam potrzeby zlinczowania go...
- No to ja już nic nie rozumiem. Mam dwa doktoraty, dyplomy najlepszych uczelni.. Ale Ty mówisz tak niezrozumiale, że nawet Freud miałby z Tobą problem.
- Chodzi o to, że pewne potrzeby mogę uzyskać tylko za pomocą szantażu – wyjaśniłem – no bo chciałbym więcej doświadczeń przeprowadzać, mieć więcej kasy, więcej różnych robaczków, chciałbym aby Zack wrócił, chciałbym mieć więcej scen intymnych z Angelą...
- A ja z Booth'em..
- Co? O Ty zbereźniku. Ja wiedziałem, że z Tobą jest coś nie tak, ja wiedziałem – zacząłem skakać koło Sweets'a.
- Hodgins! Chodziło mi o zwykle sceny, a nie intymne! Zastanów się! Trzy doktoraty, a głupi jak...
- Nie obrażaj mnie.
- Bo co?
- Bo skończysz jak moja nauczycielka z podstawówki.
- A co ona Ci z robiła? Kim była?
- Bo to zła kobieta była – powiedziałem naśladując głos polskiego aktora, niejakiego Lindy.
- Wiesz co, lecz się Hodgins. Chociaż nie wiem czy to już nie za późno.
- Obrażasz mnie. Jestem zdrowym człowiekiem, tylko Ty tak na mnie działasz – odparłem i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Dobra, zostawmy ten temat. Nadal nie wiem czemu masz dziś zły humor – powiedział Sweets i uważnie mi się przyjrzał.
- Bo ma robić za narratora, czuję się taki zaszczuty i poniżony – rozpłakałem się – dlaczego ja? Dlaczego nie Sweets?
- Ja tu jestem.
- Wybacz, tak mi się powiedziało.
- Ale narrator to fajna sprawa...
- Ale to prawie jak lektor na Polsacie! - lamentowałem dalej.
- Daj spokój, nie będzie tak źle. Dużo masz do przeczytania? - próbował, podkreślam próbował, pocieszyć mnie Sweets.
- Parę zdań...
- No to w czym problem?
- Ale Ty nie kumaty! Ja jestem entomologiem, a nie konferansjerem!
- Pomyliłeś pojęcia. Konferansjer to osoba, która zapowiada...
- Wiem, kim jest konferansjer! - przerwałem mu.
- No to po co...
- Chciałem, by zabrzmiało bardziej dramatycznie – powiedziałem szeptem, a Lance popatrzył na mnie dziwnie – O co chodzi?
- Czasem to się Ciebie boję.
- Wiesz co, skończmy ten temat bo zaraz się okaże, że to Ty będziesz potrzebował jakiejś terapii – powiedziałem udając się do pomieszczenia słynącego z eksperymentów, które to przeważnie ja inicjowałem <demoniczny uśmiech>. Za sobą słyszałem kroki Słodkiego, najwidoczniej nie zamierzał dać mi spokoju. No cóż, ja mu też.
- Doktorze Hodgins, a może...
- Ciii... Moje larwy się wykluwają.
- Nie nabierzesz mnie na ten tekst, już oglądałem odcinek w którym tak straszyłeś biedna doktor Saroyan. Aż dziw bierze, że On z Tobą wytrzymuje – powiedział Sweets, a ja zrobiłem zawiedzioną minę. Ale zaraz uśmiechnąłem się promiennie jak zwykł robić Booth i odparłem:
- Powiedzieć Ci coś w sekrecie? Tylko się nie wygadaj.
- Jeżeli potraktujesz nasze spotkanie jako sesję terapeutyczną to będzie mnie obowiązywała tajemnica lekarska.
- Niech Ci będzie.
- Słucham – zachęcił mnie Słodki, a ja przysunąłem się bliżej.
- Podejrzewam, że Cam się we mnie buja – powiedziałem konspiracyjnym tonem, a w następnej chwili mogłem zaobserwować jak Sweets pada na podłogę w jakimś histerycznym napadzie śmiechu.
- Ty... Ty i... Cam!!!!
- Głośniej! - zawtórowałem mu – Chcesz, żeby ktoś usłyszał?!
- Sorry, ale.. ale..to..
- No wyduś to z siebie! - ponagliłem pomagając mu wstać.
- To jest mniej więcej tak prawdopodobne jak to, że ja zaśpiewam – odparł a ja uśmiechnąłem sie szyderczo – No co?
- Nie czytałeś całego scenariusza ostatniego odcinka, tak?
- Mówiłem, że nie. A co? Czy...? Nieee!
- Ja już nic więcej nie powiem – odparłem i wykonałem gest jakbym zamykał moje usta na kluczyk.
- No nie bądź taki – skomlał Sweets.
- Daj mi spokój, nie trzeba się było ze mnie nabijać to teraz byś wiedział co planują dla Ciebie – powiedziałem.
- To zagrywka psychologiczna Hodgins. Jeżeli zaraz mi nie powiesz to złożę skargę.
- Do kogo? Do Hansona? Myślisz, że będzie chciał Cię wysłuchać? Ja tu jestem dłużej i mam większe prawa – powiedziałem i wyszedłem z pracowni, ale na progu odwróciłem się jeszcze i powiedziałem – A tak maleńka rada dla Ciebie.
- Rada, dla mnie... Słucham – rzekł zrezygnowany Slodki.
- Na Twoim miejscu zacząłbym uczęszczać na lekcje śpiewu do tej co ma okulary jak denka od butelek – powiedziałem i wyszedłem, jeszcze przy platformie słyszałem krzyk Sweets'a:
- Hodgins! Przysięgam, że przyjdzie taki odcinek, w którym na klęczkach będzie błagał mnie o jedną sesję terapeutyczną!!!!!
Taaa jasne. Jeszcze nie zgłupiałem. No dobra, to na czym to ja skończyłem? A już wiem...
''Zbliża się burza...''

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

Omg. TO JEST SUPER. dziwie sie ze jeszcze nikt tego nie przeczytal. to jest niesamowite. takie inne, w innej formie. czekam na kolejne twoje cudo.

ocenił(a) serial na 10
Nionia

zle napisalam pewnie ktos czytal twoje opko ale jeszcze nikt nie skomentowal.

użytkownik usunięty
Nionia

A może napiszesz podobny dialog pomiędzy Boothem i Bones?

ocenił(a) serial na 10

naprawdę super przez duże S. a dialog pomiedzy B&B tęz z pewnością byłby ciekawy :)

ocenił(a) serial na 10
zeet

Charlotte świetnie!
Bardzo mi się podoba rozmowa Jacka z Sweetsem:)