Postanowiłam tutaj też wrzucić swoje FF o Bones, które powstało juz jakiś czas temu i pojawiło się na 2 forach.
Mam nadzieję, ze się Wam spodoba, chociaż trochę. To była moja pierwsza próba zmierzenia się z pisaniem:)
Tytuł "Długa droga do szczęścia"
1.
Wczesny ranek. Lotnisko DC. Brennan właśnie wysiadła z samolotu i kierowała się na parking, żeby złapać jakąś taksówkę. Wracała z bardzo udanych „wakacji”. Wakacji w jej mniemaniu. Znowu pracowała nad jakimiś odnalezionymi szczątkami.
Wyszła na powietrze. Dzień był bardzo ciepły wiec ubrana była tylko w letnia sukienkę. Miała ze sobą torbę przerzuconą przez ramie i dużą walizkę. Dużo ciekawych materiałów dostarczonych jej przez innych antropologów.
Właśnie zmierzała w kierunku upatrzonej taksówki kiedy usłyszała swoje imię
-Bones!
Odwróciła się i zobaczyła Bootha. No tak kto inny mógłby wołać na nią Bones.
-cześć Booth- powiedziała- co ty tu robisz?
-Jak to co, Bones? Przyjechałem po ciebie. Ale zaraz, zaraz… co z twoja ręką- zapytał, bo zauważył, że ręka Bones spoczywa na temblaku.
-Nic takiego. W porządku. Mały wypadek. Za dwa dni maja mi zdjąć gips.- odpowiedziała.
-Wypadek?
-Tak, nic poważnego. Ale chwilę, skąd wiedziałeś, ze dzisiaj wracam? Przecież zmieniłam termin powrotu, miałam być dopiero za 3 dni.
-FBI ma swoje źródła, Bones, wiesz.
-Źródła? Przecież nikt nie wiedział kiedy wracam.
-Ja wiedziałem- uśmiechnął się szeroko.
-Skąd?
-Przykro mi, nie powiem ci.
-Dlaczego?
-Bo gdybym ci powiedział, straciłbym swoje źródło.
-Nie rozumiem.
-Nieważne, Bones. Chodź. Odwiozę cię do domu.
-Nie, nie do domu. Muszę jechać do Instytutu.
-Po co? Przecież nie ma żadnej nowej sprawy. Dopiero przyleciałaś.
-Wiem, ze nowej sprawy nie ma, ale moja praca polega na identyfikowaniu różnych szczątek. Przed wyjazdem rozpoczęłam identyfikację i obiecałam sobie, ze po powrocie ja skończę. To wszystko.
-Czy to znowu jakieś kolejne szczątki ze starożytności? Nie mogą poczekać jednego dnia?
-Nie ze starożytności. Powiedziano mi, ze pochodzą z okresu II wojny światowej. Ktoś tam może czekać na wiadomość o swoich bliskich, a ja muszę się dowiedzieć kim byli ci ludzie.
-Oj, Bones, Bones. Zawsze taka sama.
-To znaczy jaka?
-Już ty dobrze wiesz jaka.
-Nie, nie wiem. Powiedz mi.
-Zawsze najważniejsza jest dla ciebie praca. Ci ludzie czekali już tyle lat. Nic się nie stanie jak poczekają jeszcze jeden dzień.
-Nie rozumiesz tego Booth. Nieważne. Podwieziesz mnie do Jeffersonian?
-Jasne. Po to tu jestem.- szeroki uśmiech- daj te torby.
-Poradzę sobie.
-Nie kłóć się ze mną, dobrze. Masz złamaną rękę.
-Dlatego mam się z tobą nie kłócić? Bo mam złamaną rękę?
-Po prostu daj mi to i chodź.
Brennan dała mu swój bagaż i ruszyli razem w kierunku samochodu.
Wsiedli. Booth włączył radio i ruszyli do Instytutu.
-I jak minęły wakacje Bones?- zapytał nagle.- Coś ciekawego się wydarzyło?
-Tak, na tyle na ile ciekawią cię kości.
-Jedne kości na pewno- uśmiechnął się pod nosem.
-Co?- zapytała.
-Nic nie mówiłem- skłamał.
-Angela!- krzyknęła nagle Brennan.
-Gdzie?- spytał Booth i szukał wzrokiem Angeli.
-Nie, gdzie. To Angela.
-Ale co Angela, Bones? Możesz jaśniej, bo cię nie rozumiem.
-Tylko Angela wiedziała kiedy wracam. Rozmawiałyśmy dwa dni temu i powiedziałam jej o zmianie terminu przylotu. To ona ci powiedziała, prawda?
-Nie powiem ci.
-Nie musisz. Ang ci powiedziała. Widzę to po twojej minie.
-I tak ci nie powiem.
-Nie musisz.
2.
JEFFERSONIAN
Kilka minut później już byli w Instytucie. Bren zabrała swoją walizkę i uparcie sama chciała ją wnieść. Na co Booth oczywiście nie pozwolił.
Jak tylko weszli do środka, od razu przywitały ją radosne okrzyki Angeli.
-Sweety, nareszcie wróciłaś! Stęskniłam się za tobą!- wyściskała przyjaciółkę.- a to co?- wskazała na jej rękę.
-Nic takiego Ange, mały wypadek.- powiedziała Bones.
-Oj Bren. Hej Booth.- powiedziała do Botha dopiero teraz go zauważając.
-Cześć Angela- odpowiedział Booth.
-A wy co tak razem?- uśmiechnęła się nagle i spojrzała na Brennan i Bootha stojących teraz z bardzo dziwnymi minami.
-Co, razem?- spytał Booth.
-No wiesz, ta walizka i torba.
-Booth tylko uparł się żeby wziąć za mnie walizki.- powiedziała Bones.
-Tak, ma przecież złamaną rękę.- powiedział zmieszany Booth.
-Dobra, dobra. Mówcie co chcecie, a ja swoje wiem- powiedziała Angela uśmiechając się i puszczając oczko do Bren.
-Oj, Ange daj spokój- Bones, zabrała torbę od Bootha i ruszyła do swojego gabinetu. Booth podążył za nią.
W gabinecie
-Dziękuję ci Booth.- powiedziała Brennan rzucając swoją torbą na kanapę.
-Nie ma za co, Bones.- odparł.- i co teraz?
-Co?
-Co zamierzasz zrobić?
-Zabieram się do pracy- mówiąc to już zakładała na siebie swój fartuch.
-A może skoczymy coś zjeść najpierw?
-Nie jestem głodna.
-po takiej podróży nie jesteś głodna? Daj spokój Bones. Chodź ze mną. Nie daj się prosić.- Booth złapał ją za ramię chcąc w ten sposób przekonać ją do wyjścia.
-Nie, Booth- odsunęła jego rękę- nie jestem głodna. Zresztą muszę skończyć pracę, którą zaczęłam przed wyjazdem.
-ok, Bones, jak chcesz. to ja się zmywam.
-Co?
-Zmywam się. Wychodzę. Idę. Do zobaczenia- uśmiechnął się do Brennan i wyszedł.
-Zmywa się… śmieszne.- powiedziała do siebie Bren i ruszyła oglądać szczątki.
-Dr Brennan- usłyszała nagle.
-Hodgins.- powiedziała, widząc kolegę zmierzającego w jej kierunku.
-Witam z powrotem, moją ulubioną panią antropolog- powiedział Hodgins.
-Dziękuję- uściskali się na powitanie. Chwilę potem pojawił się Zack i Cam. Przywitali się. Oczywiście nikomu nie umknął widok ręki Temperance na temblaku. Odpowiedziała to co wcześniej „mały wypadek. Nic poważnego”
Wszyscy zajęli się pracą.
3.
Następnego dnia rano.
Brennan spała w najlepsze, gdy nagle usłyszała dźwięk swojego telefonu. Szybko go podniosła
-Brennan- powiedziała do słuchawki, ale nie usłyszała, żadnej odpowiedzi.- Halo? Halo?- Nadal nikt się nie odzywał, usłyszała tylko jakieś trzaski.- Halo?- powtórzyła. Nagle usłyszała bardzo niewyraźnie:
-Temperance…. Jestem… nie…- i rozmowę przerwało.
-Kto to mógł być?- mówiła do siebie.- skądś znam ten głos… a, nieważne.
Po chwili znowu zadzwonił telefon.
-Brennan.
-Zbieraj się Bones. Mamy nową sprawę, będę u ciebie za 15 minut.
Odłożyła telefon i poszła się przygotować. 15 minut później już była w samochodzie Bootha.
Widać po Tempe ze jest zmęczona, bo cały czas ziewa.
-Napij się kawy, to powinno postawić cię na nogi- powiedział Booth- stoi tutaj- wskazał na miejsce w samochodzie gdzie stały dwa kubki z kawą.
-Dzięki Booth- wzięła kawę i upiła trochę.- co to za nowa sprawa co?
-Nie wiem dokładnie. Słyszałem tylko coś o jakichś zwłokach porzuconych w rowie. Podobno przejeżdżający kierowca je zobaczył.
Dotarli na miejsce. Bones wskoczyła szybko w swój kombinezon i zbliżyła się do ciała.
Leżało w rowie. Wokół pełno much i innych robali.
-Kobieta.- zaczęła Bren- wiek pomiędzy 25- 35 lat. Biała. Widoczne liczne złamania.
-Czas zgonu?- spytał Booth.
-Patrząc na stopień rozkładu wnioskuję, że jakieś 5 do 8 dni.
-przyczyna śmierci?
-umm.
-Co znaczy „umm”?
-Nie potrafię tutaj dokładnie określić przyczyny zgonu. Nie ma żadnej rany postrzałowej, a ciało… trzeba to wszystko przetransportować do Jeffersonian. Proszę pobrać próbki z ziemi i wszystkiego co otacza ofiarę.- zwróciła się do mężczyzny stojącego niedaleko.- tu nie mam już nic do roboty.- ruszyła w kierunku samochodu.
Chwilę potem byli już w Instytucie. Bren poszła do swojego gabinetu, jako że na ciele było jeszcze sporo tkanki, musiała poczekać, aż Cam wszystko przebada, a Zack usunie pozostałości, by mogła zacząć swoją pracę. Usiadła przed laptopem i zaczęła pisać kolejny rozdział swojej książki. Nagle wpada do niej Angela
-Hej, sweety. Nawet nie miałyśmy okazji pogadać po twoim powrocie.
-Hej, Ange- odpowiedziała Brennan.
-Co porabiasz?
-Próbuję napisać kolejny rozdział książki, ale jakoś na razie mi to nie idzie.
-Książka, no tak- powiedziała przyjaciółka i uśmiechnęła się szeroko- Booth w niej jest?
-Nie. Dlaczego?
-Bo w ostatniej książce wiele o nim pisałaś. Wiesz ten romans i wspólnie spędzona noc… to takie gorące.
-Ange, daj spokój, to jest fikcyjna postać, nie ma nic wspólnego z Boothem.- przerwała jej Bones.
-tak, tak. Na pewno. Ok., słuchaj, wpadłam do ciebie, żeby pogadać z tobą o tym co działo się w Egipcie, podczas twoich wakacji. Jak dzwoniłaś do mnie ostatnim razem miałam wrażenie, ze coś nie gra.
-Nie, Ange, wszystko gra. To było bardzo interesujące znalezisko. Wiesz wszyscy myśleli, ze to…
-Nie mówię o znalezisku, tylko o tobie- tym razem Angela wpadała jej w słowo.
- O mnie?
-Tak, sweety o tobie.- Ange się uśmiechnęła.- Mówiłaś coś o jakimś przystojnym agencie. Łączyło was coś?- zapytała wprost.
-Powiedziałam ci tylko, ze to bardzo wykwalifikowany, przystojny mężczyzna, nic więcej, Ange. Czemu miałoby mnie coś z nim łączyć?
-Bo śpisz sama już od miesięcy?
-Ange…
-A takie wakacje sprzyjają, no wiesz, różnym przygodom.
-Ange ja nie byłam tam na wakacjach tylko w pracy. Identyfikowałam szczątki znalezione w masowym grobie…- tłumaczyła się Brennan, ale widać było, że coś ukrywa.
-Sweety znam cię dobrze i wiem, że coś między wami było. Poznałam to po twoim głosie, po tym jak mi o nim opowiadałaś.- wtrąciła artystka.
-Ange nie wiem co masz na myśli…
W tym czasie Booth właśnie miał wejść do gabinetu Bones, ale usłyszał rozmowę przyjaciółek i nie chciał przeszkadzać. Stał więc pod drzwiami i podsłuchiwał.
-wiesz. Spaliście ze sobą?
CDN:)
4.
-Nie…- skłamała.
-Bren?- Ange założyła ręce na piersiach i popatrzyła na Brennan z miną „I tak wiem, że coś się wydarzyło, mnie nie oszukasz”
-ok. Dobra, widzę, że nie odpuścisz dopóki ci nie powiem.
-Zgadłaś.
-Tak, spaliśmy ze sobą kilka razy.
-wiedziałam!- krzyknęła uradowana Angela.
-Ale to był tylko seks, czysto rekreacyjny. Nic innego się z tym nie wiąże.
-Tak, jasne, kochaniutka.
Nagle do gabinetu Bones wpada Booth.
-Bones- powiedział- i co wiecie już coś więcej o ofierze?
-Nie- odparła Brennan- Cam robi toksykologię, potem Zack oczyści kości, więc…
-Dobra. W takim razie porywam cię na obiad. Jestem pewien, że nic nie jadłaś od rana.
-Nie miałam czasu, żeby…
-widzisz, jak cię znam- przerwał jej.- Chodź, Bones. Zjemy, a w tym czasie Zack oczyści kości.
-ale…
-nie ma żadnego ale- łapie ją za rękę- idziemy- ściąga z niej fartuch roboczy, podaje torbę i zabiera Brennan.
-Ange, jak będziecie wiedzieli coś więcej o ofierze, daj mi znać.- zdążyła powiedzieć Bren zanim Booth wyciągnął ją z gabinetu.
-Jasne, sweety, zadzwonię.- krzyknęła za nią Angela. Już chciała wyjść z gabinetu Brennan, ale zauważyła, że przyjaciółka nie zdążyła wyłączyć komputera. Spojrzała tylko na ekran i ujrzała otwarty plik z powieścią Bones. Zrobiła krok w kierunku drzwi, ale ciekawość wzięła górę. Rozsiadła się na fotelu Tempe i zaczęła czytać. Minęło kilka chwil…
-No, no Bren, to zdecydowanie jest Booth- na jej twarzy pojawił się uśmieszek. Czytała dalej. – no proszę, kochana. Chyba zamiast imienia postaci agenta wpisałaś imię Bootha. Jestem pewna, że nie przez przypadek.- powiedziała pod nosem i zaczytała się w dalszej część powieści.
5.
Tym czasem w Royal Dinner.
-Booth, z antropologicznego punktu widzenia, nie jest to możliwe. Wiesz, że… - mówiła Brennan.
-Wiem, Bones- przerwał jej Booth- to taka przenośnia.
-zupełnie bez sensu.
-Dobra, dobra, wiem, co o tym myślisz. Opowiedz lepiej jak było w Egipcie. Słyszałem, że poznałaś tam kogoś.
-Co?... nie. To znaczy poznałam tam mnóstwo ludzi. Wiesz, głównie byli martwi, bo pracowałam nad identyfikowaniem…
-Bones, nie mówię o nieboszczykach, tylko o… o mężczyźnie.
-Jakim mężczyźnie?- spytała zaskoczona.
-no wiesz.
-nie.
-słyszałem twoją rozmowę z Angelą.- przyznał się.
-Podsłuchiwałeś? Tak się nie robi Booth, to moja prywatna sprawa.
-Nie podsłuchiwałem. Usłyszałem, a to co innego.
-nie widzę różnicy.
-Szedłem do ciebie i po prostu usłyszałem kawałek rozmowy. Więc jak… spotykałaś się tam z kimś?
-Spotykałam to za dużo powiedziane. Umówiliśmy się kilka razy na seks, to wszystko. Czysto rekreacyjne spotkania z korzyścią dla obu stron. Żadnego zaangażowania.- powiedziała, ale Booth wiedział, że coś ukrywa. Nie domyślał się jednak, że będzie miał okazję przekonać się o swoich przeczuciach.
-Ok., Bones. Jak chcesz.
-To prawda.
-Ok.
-To jakiś problem dla ciebie?- spytała po chwili.
-Nie. Zawsze opowiadałaś mi o swoich „przygodach”
-Jesteśmy partnerami, mówimy sobie wszystko.
-Tak.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę. Naglę zadzwonił telefon.
-Brennan- powiedziała odbierając telefon.
-Tu Cam- odezwał się głos w słuchawce.- Zack oczyścił już kości, więc…
-Dobrze, zaraz będę.- rozłączyła się.- Zack oczyścił kości, mogę wracać.
-Dobra, ok. dowiedzmy się w końcu czegoś w sprawie tego morderstwa.- wstali i ruszyli do instytutu.
6.
JEFFERSONIAN
-Już jestem- powiedziała Bren wchodząc na platformę.- Jakieś postępy?
-Tak- opowiedział Zack.- znalazłem ślady na szyi, które wskazują na podcięcie gardła jakimś ostrym narzędziem. Nie wiem dokładnie jakie na razie, nie wydaje mi się żeby był to jakiś zwykły nóż. Ślady są dość nieregularne.
-tak, widzę.- powiedziała Bren wpatrując się w kości.- Są ślady na nadgarstkach, stopach i biodrze… wygląda znajomo… już to gdzieś widziałam…- zamyśliła się i baczniej przyglądała się kościom. Po chwili:
-o nie… nie wygląda to dobrze…
-Dr Brennan- powiedziała nagle Cam- żadne morderstwo dokonane na młodej kobiecie nie wygląda dobrze.
-wiem, Cam. Chodzi mi o to, że obrażenia tej dziewczyny przypominają mi sprawę Maggie.
-Maggie?- zapytali Zack, Cam i Booth.
-Tak. Maggie Schilling. Dziewczyna, która była przetrzymywana przez Costelos… w lodówce…
-zaraz, zaraz czy to nie była ta sprawa, w której…- zaczął Zack
-W której naszym przeciwnikiem był Michel, mój były profesor. Tak. Maggie Schilling porwana dla okupu, zabita przez przedawkowanie narkotyków. Takie same obrażenia… złamane nadgarstki spowodowane próbą wyszarpnięcia się z więzów… ślady na kościach nóg… zainfekowane biodro… Wszystkie te dowody wskazują na to, że była związana i trzymana gdzieś w niewoli przez dłuższy czas… Cam, czy wyniki toksykologii coś wykazały?
-Tak. W jej organizmie znajdowała się znaczna ilość narkotyków. Heroina i kokaina, ale nie w śmiertelnej dawce.- odpowiedziała Cam.
-W takim razie… to nie było przyczyną śmierci. - powiedziała Bren zupełnie zapominając o odkryciu Zacka.
-Tak, Dr Brennan- powiedziała Cam- przyczyną śmierci było podcięcie gardła, jak mówił Zack.
-Tak. Przepraszam. Zamyśliłam się i nie skojarzyłam
-Dr Brennan, czy wszystko w porządku?- zapytał Zack.
-Tak, tak… po prostu… zamyśliłam się… pracujmy dalej.
-Znam tożsamość ofiary- powiedziała Angela dołączając do grupy naukowców.- sprawdziłam jej karty dentystyczne i mamy zgodność. Susan Ivey. 25at.
-Susan Ivey?- zapytał Booth.
-Tak- odpowiedziała Angela.
-wiemy o niej coś więcej?- Zapytał.
-Tak. W młodości studiowała antropologię sądową, nawet przez jakiś czas pracowała w zawodzie, ale rzuciła pracę. Wyjechała do Egiptu, zakochała się. Wróciła do DC i zaczęła karierę przedszkolanki.
-przedszkolanki?- spytali wszyscy.
-Tak.- potwierdziła Ange.
-Jakaś rodzina?- spytał Booth.
-Już nie. Jej rodzice zginęli w wypadku jak miała 15 lat. Brat zmarł w wieku 8 lat.
-Mąż?- dopytywał.
-nie ma żadnych informacji. Nigdy nie była mężatką.
-A jakiekolwiek informacje o tym mężczyźnie z którym się spotykała?
-Nic.
-Ok. Angela- powiedziała Cam- poszukaj jakiejkolwiek informacji na temat Susan, jakieś osoby, z którymi można byłoby się skontaktować, przyjaciele, miejsca w których pracowała.
-Tak.
-W ciele ofiary znalazłem cząsteczki betonowej podłogi. .- nagle zjawił się Hodgins- były wbite w jej czaszkę.
-ktoś uderzył jej głową o betonową podłogę?- nagle odezwała się Bren, która na chwilę odpłynęła gdzieś myślami. Teraz przyglądała się czaszce- widoczne ślady na czaszce. Z lewej strony. Mogły być spowodowane silnym uderzeniem o podłogę. Musimy dowiedzieć się co dokładnie było przyczyną śmierci. Podcięte gardło czy uderzenie o betonową podłogę. Dobra robota Dr Hodgins.
-Król laboratorium!- powiedział Jack z uśmiechem na twarzy.
Po chwili wszyscy zajęli się na powrót swoimi sprawami. Bren wróciła do swojego gabinetu. Booth udał się do siebie, by wypełnić zaległe raporty.
Brennan siedziała przy laptopie przeglądając jeszcze raz wszystkie zdjęcia z miejsca, w którym znaleziono ciało, zdjęcia rentgenowskie Susan, próbowała coś znaleźć. Nie mogła się jednak skupić…
swietne opowiadanie... :) bardzo ciekawie wszystko opisujesz... :) bardzo mi sie podoba :) brawo oby tak dalej... :) ciekawe dlaczego Bones taka zamyslona... czekam na cd :)
Cieszę się, ze się podoba:):):)
Cedek
7.
-Sweety- powiedziała Angela wchodząc do gabinetu z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Zamknęła drzwi i podeszła do Bren.- miałam rację.
-Z czym?- spytała Bones nadal wpatrując się w zdjęcia.
-Z Boothem. Opisałaś go w swojej książce. Wiedziałam, że jednak coś do niego czujesz. Dlatego nie wiązałaś się z innymi mężczyznami.
-Ange, z Boothem łączy mnie tylko przyjaźń. Jesteśmy partnerami. Nie opisywałam go w swojej książce.
-oj, Bren, Bren. Opisałaś. Wiem, ze to o nim. Jak wytłumaczysz fakt, że użyłaś jego imienia?
-co? Ja nie… zaraz, skąd o tym wiesz? Czytałaś moją książkę?
-rzuciłam tylko okiem.
-Ange! Prosiłam żebyś tego nie robiła.
-Miałaś otwarty dokument i nie mogłam się powstrzymać. Przepraszam, słodziutka, ale…
-Ange.
-wiem, wiem. Nie powinnam. Ale już przeczytałam nie zmienisz tego, a Booth. Wow! Ta scena na tylnim siedzeniu samochodu…
-To nie jest Booth.
-To czemu wpisałaś tam jego imię. Cytuję „Kathy wreszcie zdecydowała się wyznać partnerowi swoje uczucia… Kocham cię, Booth”
-To niemożliwe- powiedziała Bren.
-a jednak.
-widocznie musiałam się rozkojarzyć, ostatnio mi się to zdarza. Może akurat rozmawiałam z nim przez telefon i po prostu tak mi się wpisało- mówiła Bren. Mówiła z jakimś dziwnym smutkiem w głosie, co nie uszło uwadze Angeli.
-Bren, co się dzieje?
-Nic.
-widzę. Zostawmy na chwilę twoją książkę i Bootha. Widzę, że coś cię gryzie.
-nic mnie nie gryzie.
-Bren. Wiem, ze coś jest nie tak. Widziałam jak zachowywałaś się na platformie. Jak wspominałaś sprawę Maggie Schilling. Czy to ma z tym coś wspólnego?
-Nie…- skłamała.
-Bren…
-Tak.
-Co się dzieje?
-po prostu przypomniała mi się cała ta sprawa. Przypomniał mi się…
-Michel?- weszła jej w słowo.
-Tak. Wiesz, kiedyś jak byłam studentką dobrze się dogadywaliśmy. Naprawdę myślę, że się przyjaźniliśmy, a podczas tej sprawy…
-Zranił twoje uczucia, prawda?
-Tak. Po raz kolejny ktoś mnie oszukał…
-Po raz kolejny zostałaś przez kogoś zdradzona? To tak zabolało, że znowu przestałaś wierzyć w uczucia, prawda?
-Tak. W dodatku ta cała sprawa Maggie… wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego chciał ze mną walczyć. Przecież to chodziło o morderstwo dziewczynki, a on wplatał w to jakieś swoje prywatne rozgrywki. Myślałam, że łączyła nas przyjaźń… ale…
-Słuchaj, kochana. Ten facet nie jest tego wart. Nie powinnaś się przez niego smucić. To minęło. Był po prostu łajdakiem, który nie zasługiwał na ciebie.
-Ale to było tylko umawianie się na pogaduchy czy seks, nic bardziej znaczącego.
-wiem. Ale traktowałaś go jako kumpla, prawda? Kogoś mimo wszystko ważnego w twoim życiu. A on cię zdradził, dlatego to tak boli. Ale kochana nie przejmuj się nim. Nie warto.
-Masz rację Ange. Nie warto. Uczucia są ulotne. Muszę pogodzić się z tym i nie pakować się nigdy więcej w żadne uczucia.
-Nie, nie to chciałam powiedzieć… chciałam powiedzieć, żebyś zapomniała o nim. Kiedyś trafisz na tą właściwą osobę. A może nawet już ją znalazłaś, tylko nie chcesz się do tego przyznać.
-Nie, nie znalazłam i nie zamierzam nigdy więcej szukać. Jeśli będę potrzebowała rozładować swoje napięcia po prostu spotkam się z kimś. Zero zaangażowania.
-oh, sweety. Ja ci mówię, że kiedyś to zrozumiesz i znajdziesz go.
Do gabinetu Brennan weszła Cam
-Dr Brennan- zaczęła- mamy dokładny czas zgonu. Susan Ivey została zamordowana dokładnie 3 dni temu. Dr Hodgins bada dokładnie cząsteczki z czaszki ofiary, co może pomóc nam w określeniu miejsca zabójstwa.
-Dobrze. Dziękuję, Cam.- odpowiedziała Bren.
-Czy coś się stało?- spytała Cam widząc, że Bones jest w jakimś dziwnym nastroju.
-Nie, wszystko w porządku- skłamała.
-Ok. Angela proszę, żebyś poszukała jakichś informacji na temat ofiary.- tym razem zwróciła się do artystki.- Jak tylko dowiesz się o czymś, daj mi znać.
-Ok.- Cam wyszła.- Ok., sweety, musze wracać do poszukiwań. Pogadamy później.- Bren tylko skinęła głową i uśmiechnęła się do przyjaciółki.
Kilka godzin później wszyscy skończyli pracę. Rozjechali się do domów. Tylko Booth jak zwykle nie wylądował w swoim domu…
8.
Bren siedziała z Boothem w swoim mieszkaniu popijając piwo.
-Angela trafiła na ślad przyjaciółki Susan, jutro poda nam dokładny adres…- powiedziała Bren.
- Więc jutro czeka na nas rozmowa z nią. Może ona będzie coś wiedziała na temat życia Susan.- mówił Booth- może będzie wiedziała z kim Ivey się spotykała. Dla kogo rzuciła antropologię.
-Nie rozumiem, jak można dla kogoś rzucić coś co się kocha robić.- powiedziała Bones.
-wiesz, Bones, ludzie z miłości robią różne dziwne rzeczy.
-Tym bardziej miłość wydaje mi się irracjonalna.
-Miłość, to jest coś pięknego Bones- patrzył się w jej oczy- któregoś dnia i ty się o tym przekonasz.
-Nie sądzę. Nie wierzę w miłość. To przereklamowana sprawa.
-no proszę Bones, szybko się uczysz.
-Mam dobrego nauczyciela- teraz ona też wpatrywała się w te jego piękne czekoladowe oczy. Siedzieli tak chwilę patrząc się na siebie. Bren czuła się bezpieczna z Boothem. Nie wiedziała czy skutkiem piwa było nagłe uczucie gorąca jakie ją ogarnęło patrząc w oczy partnera. Coś w nich widziała, ale nie potrafiła odgadnąć co to takiego. Długo wpatrywali się w siebie. Nie wiedzieli dokładnie jak długo. Nagle ich twarze powoli zaczęły się do siebie zbliżać. Byli coraz bliżej, kiedy nagle rozległ się dzwonek telefonu.
-To chyba mój.- powiedziała Bren i wstała po komórkę.
-Jak zwykle w odpowiedniej chwili- burknął Booth pod nosem.
-Brennan- powiedziała. Nie usłyszała odpowiedzi- Brennan, słucham. Halo?
-Temperance… gdzie… jestem.. znajdę…- powiedział przerywany głos w słuchawce i rozłączył się.
-Dziwne- powiedziała.
-Co się dzieje, Bones?- spytał zaniepokojony Seeley.
-To już drugi raz.
-Co drugi raz?
-Niedawno dzwonił ktoś do mnie. to było dziwne, rozmowa była przerywana… słyszałam tylko „Temperance… jestem… znajdę…” i połączenie się urywało. Teraz było to samo. Wydaje mi się, że to ten sam głos. Skądś go znam, ale nie potrafię sobie przypomnieć skąd… nie wiem o co chodzi. Nieważne.
-Nie! To nie jest nieważne- rzekł coraz bardziej zaniepokojony Seeley.- Odbierasz głuche telefony…
-Nie głuche, Booth. Ten ktoś próbuje coś powiedzieć, ale są jakieś zakłócenia. Ten ktoś mnie zna… zna moje imię.
-i to jest niepokojące Bones. Zna twoje imię.
-Wiele osób zna moje imię. Jestem autorką bestsellerów…
-Tak, Bones. Ale ten zna twoje imię, zna twój prywatny zastrzeżony numer…
Mówi „znajdę”. O co może chodzić? Nie podoba mi się to. Czemu wcześniej nic mi o tym nie mówiłaś?
-po co? Nic się nie dzieje.
-Nic? Kurcze, Bones. Otrzymujesz dziwne telefony, ten ktoś może być niebezpieczny, a ty uważasz, że nic się nie dzieje?!
-Booth, spokojnie. Ten głos nie wydawał mi się… był miły. Nie wyczułam w nim nic złego. To tak jakby ktoś chciał się ze mną skontaktować, ale jakieś problemy techniczne mu to uniemożliwiają.
-Bones, posłuchaj co ty mówisz.- Booth był podenerwowany. Martwił się o swoją partnerkę. Już kilka razy jej życie narażone było na niebezpieczeństwo. Kilka razy uniknęła śmierci. Wcześniej też nie podejrzewała, że coś jej grozi.
-Booth, proszę cię. Nic mi nie grozi.- próbowała go uspokoić.
-Tego nie możemy być pewni- Booth wstał i podszedł do Bones.
-Booth…
-Bones, boję się o ciebie. Nie chcę żeby ci się coś stało- złapał ją za ramiona.- posłuchaj. Jestem twoim partnerem. Moim obowiązkiem jest cię chronić. Nie pozwolę, żeby ktoś zrobił ci krzywdę.
-Booth, na razie nic nie wiemy o tym kimś, kto do mnie wydzwania. Nie możemy popadać w paranoję.
-Po prostu pozwól mi się tobą zaopiekować. Wiesz, że zawsze jestem przy tobie. Zawsze cię ochronię.
-Wiem, Booth.
-dlatego nie zostawię cię dziś w nocy samej. Od teraz cały czas będę przy tobie. Nie ruszysz się niegdzie sama, dopóki nie wyjaśnimy tej sprawy i nie dowiemy się kto do ciebie dzwoni.
-Ale Booth- Seeley przyłożył palec do ust Tempe.
-Nie, Bones. Nie kłóć się ze mną. Wiesz, że nie wygrasz- uśmiechnął się. Chwilę patrzyli sobie w oczy- ok., już późno. Chodźmy spać.
-My?
-No tak. Ty u siebie, a ja…
-A ty u siebie- dokończyła Tempe.
-A ja… na kanapie.
-Booth.
-nie ustąpię. Idź do łazienki, ja pościelę. Jutro czeka nas praca więc…
-Dobrze. Nie mam szans na wygraną…
-Żadnych.
-ok. Ale ja będę spać na kanapie. Jesteś moim gościem
-Mowy nie ma, Bones. Jestem twoim ochroniarzem- posłał jej swój czarujący uśmiech.- moja ulubiona pani antropolog, moja przyjaciółka i partnerka nie będzie spać na kanapie w swoim własnym domu.- Bren już chciała coś powiedzieć, ale Seeley ją uprzedził- to ja się wprosiłem i ja będę spać na kanapie. Bez dyskusji- poprowadził ją w stronę łazienki. Tempe poszła się kąpać, a Booth w tym czasie pościelił jej łóżko, a sobie kanapę.
-Czego się nie robi…- westchnął z uśmiechem na twarzy.
ciekawe kto tak wydzwania do Bones... ach ten Booth... czego on nie zrobi dla niej...??? xD super... czekam na cd :)
I kolejna część:)
9.
Rano.
Bones oczywiście wstała wcześniej. Zaspana udała się do łazienki. Po wyjściu zauważyła swojego partnera smacznie śpiącego na kanapie. „Musi mu być bardzo niewygodnie” pomyślała. Wpatrywała się w niego przez chwilę. Czuła, że jest bezpieczna.
Po kilku minutach udała się do kuchni. Zrobiła śniadanie i kawę. Po chwili do kuchni wszedł mocno zaspany Booth
-Kawy, kawy, kawy… - mówił ziewając.
-gotowa.- powiedziała Bren i postawiła na stoliku przed nim duży kubek mocnej, czarnej kawy.
-Ah, więc Bóg istnieje- powiedział Booth upijając łyk kawy.
-Nie, Booth. Boga nie ma. To sklep spożywczy. Stamtąd jest kawa. Do tego czajnik z gorącą wodą…
-Bones, Bones, Bones… tak się tylko mówi. A poza tym Bóg istnieje.
-Z antropologicznego punktu widzenia- zaczęła
-Bones, proszę cię, nie rozmawiajmy o Bogu. Ty w niego nie wierzysz, ja wierzę. Koniec.
-Dobra, ale to ty zacząłeś.
-Mój błąd.
Zjedli razem śniadanie, wypili kawę i szykowali się do wyjścia. Bren zauważyła, że Booth jakoś dziwnie chodzi.
-co ci jest Booth?- spytała.
-nic, nic. Przeżyję. Po prostu bolą mnie plecy.
-mówiłam, ze kanapa to nie jest dobry pomysł. Musiało być ci bardzo niewygodnie.
-nie było tak źle, Bones.
-Chodź. Pomogę ci.
-Co?
-Nastawię ci kręgosłup. Chodź.- powiedziała, wyciągając do niego ręce.
-Co? O nie, nie, nie Bones. Zaraz mi przejdzie. Jeszcze wyślesz mnie do szpitala- mówił z lekko udawanym przerażeniem.
-Booth, zaufaj mi. Znam się na tym. Już nie raz to robiłam. Nie marudź, tylko chodź.
Podszedł do niej niepewnym krokiem. Brennan odwróciła go, tak by stał do niej plecami. Zbliżyła się do niego. Przełożyła swoje ręce pod jego pachami i przylgnęła do niego. Może trochę zbyt mocno. Oboje poczuli się dziwnie, ale żadne nie dało po sobie nic poznać.
-Jak coś się stanie to ty będziesz przynosić mi kwiaty do szpitala- Booth próbował żartować, by nie pokazać Tempe co się z nim dzieje, kiedy ona jest tak blisko.
-nie panikuj, Booth- odpowiedziała z uśmiechem. Ukradkiem wdychała zapach jego wody kolońskiej. Poruszała jego i swoim ciałem. W końcu udało jej się „naprawić” kręgosłup Bootha. Stali jeszcze przez chwilę złączeni razem. Było im dobrze będąc blisko siebie. W końcu jednak rozdzielili się.
-Bones, jesteś niesamowita!- krzyknął.- nic mnie nie boli.
-Mówiłam. Dobra jedźmy już do pracy.
Wyszli z domu i udali się do Jeffersonian.
10
JEFFEROSNIAN
-Dr Brennan, Booth, witajcie.- powitała ich Cam.
-Hej, Cam- odpowiedzieli razem.
-Coś nowego?- zapytała Bones.
-Hodgins bada próbki z ubrań Susan. Angela próbuje znaleźć jakieś informację na temat otoczenia ofiary. Zack szuka jakichś śladów na kościach…
-Dobrze.- powiedziała Bones i udała się na platformę do Zacka.
-Witaj, Zack- przywitała się.
-Dzień dobry, Dr Brennan.
-Znalazłeś coś nowego?
-Ślady na nadgarstkach wskazujące ich złamanie w dzieciństwie. Wszystko się zrosło. Liczne pojedyncze ślady na kościach wskazujące na ciężkie pobicie. Prawdopodobnie podczas przetrzymywania. Dodatkowo zrobiłem odlew narzędzia, które zostawiło ślady na szyi ofiary. Idę właśnie szukać narzędzia zbrodni.
-Dobrze, Zack.- powiedziała i wróciła do Bootha.
-nic nowego na razie. Zack stara się dopasować narzędzie zbrodni. Na kościach znajdują się ślady wskazujące na coś w rodzaju tortur, może pobicia w trakcie niewoli. Kilka urazów nabytych w dzieciństwie… pójdę do Angeli. Zobaczymy gdzie mieszka przyjaciółka ofiary.- to powiedziawszy udała się do gabinetu przyjaciółki.
-Hej Ange.
-Hej, sweety.
-Znalazłaś jakieś informację o przyjaciółce ofiary?
-tak. To nie było trudne. Sprawdziłam różne miejsca, w których pracowała Susan. Podzwoniłam i znalazłam. Jej przyjaciółka Caroline Fear pracuje obecnie w przedszkolu na Fleet street. W tym samym przedszkolu, w którym pracowała Susan.
-dziękuję, Ange. Powiem Boothowi.
Brennan opuściła gabinet artystki.
-Booth. Mamy przyjaciółkę Susan. Caroline Fear, pracuje w tym samym przedszkolu co Susan. Fleet Street.
-ok., Bones, ruszamy.
Wyszli z Instytutu i udali się na Fleet Street.
bardzo ciekawe opowiadanie ,więc ładnie proszę o cd ...a także pozdrawiam autorkę i wszystkich czytających;)
Cieszę się, że Was zainteresowałam:)
Ja również serdecznie Was wszyatkich serdecznie pozdrawiam
I proszę takicedek:)
11.
FLEET STREET
-Dzień dobry- zaczął Booth- FBI Agent Specjalny Seeley Booth, to moja partnerka Dr Temperance Brennan z Instytutu Jeffersona, szukam pani Caroline Fear.
-Jest tam. Ostatni pokój po prawej stronie- odpowiedziała kobieta- właśnie ma małą przerwę,
-Dziękuję- odparł Seeley. Razem z Bren podążyli w kierunku wskazanego pokoju.
-Dzień dobry, FBI Agent Specjalny Booth, to Dr Brennan. Pani Caroline Fear?
-Tak to ja.
-Mamy do pani kilka pytań odnośnie pani przyjaciółki Susan Ivey.- zaczął Booth.
-Czy coś się stało?- zapytała zaniepokojona kobieta.
-kiedy widziała ja pani po raz ostatni?- spytał Booth.
-Ze dwa tygodnie temu. Była załamana po rozstaniu się ze swoim narzeczonym. Chciałam jej jakoś pomóc, ale ona zamknęła się w sobie. Nie chciała rozmawiać. Wpadła w depresję. Próbowałam się z nią skontaktować, ale nie udało mi się. Ciągle próbuję. Nie wiem co się z nią dzieje.
-czy wie pani kim był jej narzeczony?- tym razem spytała się Brennan.
-Nie.
-Nie?- zdziwił się Booth.- była pani jej najlepszą przyjaciółka, a pani nie wie z kim się spotykała?
-Nie wiem. Ostatnio trochę oddaliła się ode mnie. poznała tego faceta i z nim spędzała czas. Chciałam, żeby mnie z nim poznała, ale ona odmówiła. Utrzymywała wszystko w tajemnicy. Powiedziała, ze dowiem się w swoim czasie. Wiem tylko, ze poznała go w Egipcie. Słyszałam, ze to ktoś ważny, ale kto… nie wiem.
-to trochę dziwne, nie uważa pani? Ukrywać swojego narzeczonego przed najlepszą przyjaciółką?- dziwił się Booth.
-tak. To jest dziwne. Ale… proszę mi powiedzieć, czy coś się stało? Dlaczego FBI pyta o Susan?- zapytała kobieta.
-Bardzo mi przykro… Susan nie żyje- powiedziała Bones.
-Nie żyje? Jak to?!- krzyknęła kobieta i momentalnie zalała się łzami.- jak? Jak to możliwe? Nie rozumiem…
-Została zamordowana- powiedział Booth.
-Z… zamordowana? Nie! Musieliście ją z kimś pomylić, to nie mogła być Susan!
-przykro nam. Ale jesteśmy pewni, ze to Susan Ivey- powiedziała Brennan i złapała Caroline za rękę.- dlatego potrzebujemy jak najwięcej informacji o niej, jej kontaktach z mężczyznami, jakimiś bliskimi osobami…
-O… oczywiście pomogę wam jak tylko mogę. Musicie znaleźć tego kto jej to zrobił. Proszę!
-Zrobimy wszystko, żeby znaleźć mordercę, obiecuję to pani- powiedziała Bones.
-Susan pracowała w tym samym przedszkolu co pani, prawda?- zaczął Booth.
-Tak. To znaczy Susan wcześniej zaczęła tu pracować. Ja długo nie mogłam znaleźć pracy… mam dwoje małych dzieci… wychowuję je sama. Rozstałam się z mężem 2 lata temu. To Susan pomogła mi dostać tu pracę. Dzięki niej mogę stale mieć pod opieką moje dzieci i spokojnie pracować. One też chodzą do tego przedszkola. Jakiś miesiąc temu Susan przestała przychodzić do pracy… Przestała dzwonić, kontaktować się z kimkolwiek… zatrudnili inną przedszkolankę na okres próbny. Byli bardzo przywiązani do Susan i chcieli zatrzymać dla niej posadę…. Ona tak kochała dzieci. Tak się cieszyła mogąc przebywać z nimi… a kiedy dowiedziała się, ze jest w ciąży była najszczęśliwszą osobą jaką widziałam…
-chwila! Susan Ivey była w ciąży- zapytała zaskoczona Brennan.
-Tak dwa tygodnie temu się dowiedziała… powiedziała mi o tym, a potem zniknęła… była taka szczęśliwa…- kobieta rozpłakała się.
-To musiał być początek ciąży… nie było jeszcze widać zmian… - szepnęła Brennan do Bootha.
-Pani Caroline.- powiedział Booth gdy Caroline trochę się uspokoiła.- czy jest ktoś, kogo podejrzewa pani o chęć pozbycia się Susan? Czy miała jakiś wrogów?
-Nie… nikt mi nie przychodzi do głowy… Wszyscy ją uwielbiali… chyba, ze…
-Że?- spytał Booth.
-może… chociaż nie on nie byłby do tego zdolny. Nie skrzywdziłby Susan.
-Kto?- spytała Brennan.
-jej były chłopak. Bardzo ubolewał po ich rozstaniu. Naprawdę bardzo ją kochał. Byli razem dopóki Susan nie wróciła z Egiptu…. Tam poznała tego nowego i zerwała z nim… on tak ją kochał…
-jak on się nazywa?- zapytał Booth.
-Mike. Mike Sangst.
-Wie pani, gdzie możemy go znaleźć?
-Mieszka tu niedaleko. 10 Fleet Street. To tuż za rogiem.
-Dziękujemy pani. Gdyby pani sobie jeszcze coś przypomniała, proszę się z nami skontaktować- powiedział Booth i podał jej wizytówkę.
-Proszę… znajdźcie tego, kto zabił moją przyjaciółkę. Proszę.
-Obiecuję, ze go znajdziemy- powiedziała Brennan.
-dziękuję- Caroline otarła łzy i uścisnęła rękę Bones.
-Do widzenia.- pożegnali się.
12.
W samochodzie.
-to wydaje się trochę dziwne…- zaczęła Brennan.
-co?- spytał Booth.
-nie pasuje mi ten Mike jako podejrzany. Susan wyjeżdża do Egiptu. Tam się zakochuje, wraca i z nim zrywa. Bardziej prawdopodobne byłoby, żeby zabił swojego rywala, a nie kobietę którą kochał.
-Też wydaje mi się to dziwne, ale wiesz ludzie po stracie kogoś bliskiego robią różne rzeczy. Irracjonalne. Może stwierdził, że skoro on nie może z nią być, nikt inny też nie ma takiego prawa. Musimy go przesłuchać. Koniecznie. Na razie nie mamy żadnych podejrzanych. Musimy sprawdzać wszystko.
-tak. Biedna Susan… Czemu na świecie są tacy ludzie jak on. Porywa młodą kobietę, kobietę w ciąży, przetrzymuje ją, bije i morduje… Kolejny bezwzględny sukinsyn!- Bones wyglądała na zdenerwowaną.
-Bones, uspokój się. Wiem, że to jest przerażające. Ale spokojnie dorwiemy go. Obiecuję ci.- Booth położył swoją rękę na ręce Bren. Oboje przeszedł dreszcz. próbował uspokoić Bones.
-Tak, wiem, Booth- trochę mu się udało.- ale to mnie wkurza!
-wiem, mnie też. Ale znajdziemy go. Nie pozwolimy aby kiedykolwiek skrzywdził kogoś innego.
-Tak, dorwiemy go.- Tempe się uspokoiła.
Bardzo szybko dotarli na Fleet Street nr 10. Po wyjściu z samochodu ich oczom ukazał się mały jednorodzinny domek. Był bardzo ładny, zadbany. Było widać, że ktoś się nim zajmuje. Ogródek też wyglądał ładnie. Bren i Booth skierowali swe kroki do drzwi. Idąc Bren potknęła się o źle ułożoną płytkę. Na szczęście obok był Booth, który dzięki swojemu refleksowi skutecznie udaremnił partnerce wylądowanie na ziemi.
-Bones.- powiedział.- Ostrożnie.
-Dzięki, Booth.- odpowiedziała. Stali chwilę w swoich objęciach i patrzyli sobie w oczy. Brennan znów przeszedł ten dziwny dreszcz, który pojawiał się za każdym razem kiedy była blisko Bootha. W końcu rozdzielili się. Booth poprawił Tempe żakiet i podeszli w końcu do drzwi.
Pukają, ale nikt nie otwiera.
-Może wyważysz drzwi, co Booth?- powiedziała Bren z uśmieszkiem.
-Nie ma takiej potrzeby Bones.- odpowiedział, a Bones zrobiła „zawiedzioną” minę.
Zapukali jeszcze raz. W końcu drzwi się otworzyły. Stał w nich młody, przystojny brunet w szlafroku.
-Dzień dobry- powiedział.- Przepraszam nie słyszałem pukania. Właśnie brałem prysznic.
-Dzień dobry. FBI Agent Specjalny Seeley Booth, to Dr Temperance Brennan. Pan Mike Sangst?
-Tak to ja? FBI? O co chodzi?
-Możemy wejść?- spytał Booth.
-Tak, oczywiście. Zapraszam- gestem zaprosił ich do środka.- czy mogę na chwilkę przeprosić, pójdę tylko coś narzucić na siebie?
-Tak.- powiedział Booth. W tym czasie oboje rozejrzeli się trochę po jego salonie. Na komodzie stało mnóstwo zdjęć. Na większości był Mike z Susan.
-Wyglądają na szczęśliwych, prawda?- powiedziała Brennan.
-Tak- odpowiedział jej Seeley. W tym momencie do salonu wszedł Mike.
-Już jestem. W czym mogę państwu pomóc?
-Widzę, że znał pan Susan Ivey- zaczął Booth.
-Tak. Byliśmy razem jakiś czas temu, ale niestety to już skończone.- odpowiedział Mike.
-Kiedy widział ją pan po raz ostatni?- Booth rozsiadł się na kanapie. Obok niego usiadła Brennan. Sanders zajął miejsce na fotelu naprzeciwko.
-To było już dawno. Jakieś… dwa miesiące temu. Może dłużej. Ostatnim razem widzieliśmy się kiedy wróciła z Egiptu. Przyjechała do mnie by powiedzieć mi, że już więcej nie chce ze mną być, że poznała kogoś innego, nie chce mnie oszukiwać, ale już mnie nie kocha…
-Nie widział jej pan później? Po rozstaniu?- zapytała Bones.
-Nie. Nie byłem w stanie się z nią spotkać. Nadal ją kocham, a jej widok… przypominało mi się wszystko, nasze wspólne życie… ale dlaczego pytają państwo o Susan? Ma jakieś kłopoty?
-Susan Ivey nie żyje. Została zamordowana.- powiedziała Brennan.
-Co? Jak to nie żyje? To…- widać było, że bardzo zabolała go ta wiadomość.
-tak. Chcieliśmy się dowiedzieć czy wie pan cokolwiek o mężczyźnie, z którym Susan się spotykała?- spytał Booth.
-Nie… nie. Nigdy go nie widziałem… nie mam pojęcia kim był.- odpowiedział zapłakany Mike.
-Nie kontaktowała się z panem w żaden sposób, nie widział jej pan z nim, gdzieś przez przypadek?
-Nie, nie. Od zerwania nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu… nic.
-A czy wiedział pan, że Susan była w ciąży?- spytała Bren.
-Co?- ta wiadomość widocznie go zszokowała- Nie… Jak to? Z… z nim?
-Tak.
-Nic o tym nie wiedziałem..
-Na pewno? Wie pan, gdyby pan się dowiedział to może…- zaczął Booth.
-Co?! Myśli pan, ze zabiłbym kobietę, którą kocham?! I dziecko, które nosiła?! Nigdy! Zawsze miałem nadzieję, ze jednak do mnie wróci.
-W porządku. Jeśli sobie pan coś przypomni, proszę się z nami skontaktować.- Booth podał mu wizytówkę.- do widzenia.- Mike nie odpowiedział. Był załamany.
super czesci... podoba mi sie jak piszesz... oby tak dalej... :) coraz bardziej intryguje mnie sprawa jaka prowadza... :) wiec z niecierpliwoscia czekam na cd :)
Podrawiam wszystkich... :)
Cieszę się, ze Was zainteresowało moje opko:) i macie ochotę je czytać:)
A więc cedek
13.
Brennan i Booth byli w drodze do Jeffersonian.
-albo wyglądał na bardzo zmartwionego jej śmiercią, albo bardzo dobrze udaje- powiedział Booth.
-A ty co o ty myślisz- spytała Brennan- kłamał?
-Nie wiem, Bones.
-Przecież masz tą zdolność rozpoznawania czy ktoś mówi prawdę, czyż nie? Zawsze wiesz, czy ktoś cię okłamuje.
-O, dziękuję Bones.
-Za co?
-Właśnie powiedziałaś mi coś miłego.
-Nie.
-Tak, Bones. Powiedziałaś mi coś miłego.- agent uśmiechnął się.
-Stwierdziłam tylko fakt.
-Dobra, niech ci będzie.
-Ale co, nie odczytałeś jakichś sygnałów? Nie wiem, czegoś w rodzaju zwężania się źrenic, ruchu ciała?
-Mowy ciała. Nie wiem, Bones. Wydaje mi się, ze był naprawdę zmartwiony. Ale tak jak wspomniałem, może dobrze gra.
-Musimy jak najszybciej dowiedzieć się czegoś o narzędziu zbrodni.- powiedziała Brennan.
-Tak. Bez narzędzia zbrodni wiele nie zdziałamy. Mam nadzieję, że Ange znajdzie jeszcze jakieś informacje o Susan. Na razie nie mamy nawet kogo przesłuchiwać.
Dotarli do Instytutu.
JEFFERSONIAN
-Sweety- jak tylko Bones weszła do Jeffersonian, dopadła ją Angela.
-Co się dzieje Ange?- spytała Brennan widząc dziwne zachowanie przyjaciółki. Booth w tym czasie poszedł poobserwować zezulców.
-W twoim gabinecie… jest jakiś nieziemsko przystojny mężczyzna. Czeka na ciebie.- mówiła bardzo podekscytowana.
-jaki mężczyzna?- spytała zdziwiona Bren.
-nie wiem. Wylegitymował się, ale nie pamiętam jak miał na imię, byłam zajęta pochłanianiem go wzrokiem. Mówił, że poznaliście się w Egipcie… czy to ten…- Ange chciała spytać, ale Bren jej przerwała.
-Kyle?
-Kyle? To tak ma na imię? Kyle- Angela uśmiechnęła się.- To ten nieziemsko gorący facet z którym miałaś romans w Egipcie?
-Nie miałam żadnego romansu. To był tylko seks, Ange.
-Dobra, dobra. Sweety, później pogadamy, a teraz leć do niego. Taki facet nie może czekać!- powiedziała Ange i puściła oczko Brennan.
-oh, Ange…- i Bones ruszyła w kierunku swojego gabinetu. „to niemożliwe. To nie może być on. Został w Egipcie.”
Doszła wreszcie do swojego gabinetu.
14.
-dzień dobry- powiedziała. Tajemniczy mężczyzna stał do niej tyłem, ale na dźwięk jej głosu odwrócił się.- Kyle? Co ty tu robisz?- zapytała zaskoczona.
-Przyjechałem. Do ciebie- odpowiedział.
-nie rozumiem. Jak? Po co? Kiedy?
-trzy dni temu. Próbowałem się z tobą skontaktować, ale telefon mi się zepsuł. Wiedziałem gdzie pracujesz, ale musiałem pozałatwiać kilka spraw. Chciałem ci powiedzieć, że jestem w DC i że do ciebie wpadnę, jak tylko pozałatwiam swoje sprawy.
-Zaraz, zaraz… to ty do mnie dzwoniłeś… te przerywane rozmowy…
-tak. To byłem ja. Mam nadzieję, że nie wystraszyłem cię swoimi telefonami. Naprawdę nie miałem jak się z tobą skontaktować. Przepraszam Tempe.
-Ale nie rozumiem, po co przyjechałeś?
-Też się cieszę, że cię widzę Tempe.- powiedział z uśmiechem.
-przepraszam. Po prostu jestem zaskoczona. Cieszę się, że przyjechałeś, tylko nie rozumiem…
-Tempe, Tempe, Tempe… przyjechałem do ciebie. Strasznie się stęskniłem. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Ten wspólnie spędzony czas, noce… nie mogłem tego zapomnieć. Zrozumiałem jak bardzo mi na tobie zależy i wiedziałem, że nie mogę tam dłużej zostać. Musiałem cię zobaczyć- zaczął powoli zbliżać się do pani antropolog.
-ale Kyle. Wiesz, że to był przelotny romans… mówiłam ci, że ja nie…
-Temperance- wszedł jej w słowo- Kocham cię. Nie mogłem wytrzymać tam bez ciebie.
-ale… mówiłam ci, że nic poza seksem nas nie łączy… że wraz z moim wyjazdem to się kończy…
-dla mnie to nie był tylko seks. Oczywiście był wspaniały, ale nie tylko to się liczy. Nic na to nie poradzę, że się w tobie zakochałem. Wiem, że też nie byłem ci obojętny. Czułem to.
-Kyle… ale to się skończyło. Może i to było jakieś przywiązanie… ale wiesz… razem pracowaliśmy, nie mieliśmy nikogo innego…
-Nie Tempe. Czy ty i twój partner sypiacie ze sobą?
-Ja i Booth? Nie. Skąd wiesz o Boothie?
-słyszałem, że współpracujesz z FBI, zresztą sama o nim wspominałaś w Egipcie.
-ah, tak… Kyle. Ja nie jestem typem kobiety, która szuka poważnego związku. Owszem seks bez zobowiązań, ale nic poza tym…
-Temperance- zniżył głos i zbliżył się do niej jeszcze bardziej.- nie wierzę, że nic dla ciebie to nie znaczyło. Nie wierzę.- położył swoje ręce na jej ramionach i namiętnie pocałował. Z początku Tempe się opierała, ale w końcu oddała pocałunek.- I powiesz mi, że nie brakowało ci tego?- uśmiechnął się do niej.
-Kyle.- powiedziała zmieszana- Owszem pociągasz mnie fizycznie, ja ciebie też, wiem. Było nam dobrze razem. Zdecydowanie zaspokajałeś moje potrzeby, ale... Ja… Ja nie szukam poważnego związku.
-Kto mówi o poważnym związku. Tempe nie chcę naciskać, nie chcę cię ponaglać. Poczekam. Po prostu pozwól nam być razem, tak jak byliśmy w Egipcie. Po prostu razem.
-Nie wiem.
-Spróbuj. Po prostu. Jeśli nie będzie ci to odpowiadało, usunę się. Ze złamanym sercem, ale się usunę. Chcę żebyś była szczęśliwa.
-Nic zobowiązującego. Znajomi z korzyściami. Na to mogę się zgodzić.
-Dobrze.
-Nie ukrywam, że wciąż pociągasz mnie fizycznie- tym razem to ona pocałowała Kyla. Stali tak dłuższą chwilę połączeni pocałunkiem, kiedy do gabinetu Brennan wpadła Angela.
-Sweety!- krzyknęła, co spowodowało szybką reakcję całującej się pary. Od razu odskoczyli od siebie.- oj, przepraszam, zły moment. Nie przeszkadzajcie sobie- powiedziała z uśmiechem i szybko zniknęła za drzwiami. Brennan nawet nie zdążyła nic powiedzieć.
-No, to teraz nie da mi spokoju- powiedziała.
-Angela?
-Tak.
-Bardzo miła kobieta. Poznałem ją jak tu przyszedłem. Zaprowadziła mnie do twojego gabinetu.
-Tak, wiem. Już mi wszystko opowiedziała. Całe Ange…- ostatnie słowa mruknęła pod nosem.
-To jak? Mogę zaprosić cię na jakąś kolację?- spytał po chwili.
-Myślę, że mogę się na to zgodzić.- uśmiechnęła się do niego.- ale mam lepszy pomysł. Po prostu wpadnij do mnie. rozpoczniemy nasze spotkanie tam, gdzie skończyliśmy ostatnio.
-Czy pani, właśnie proponuje mi wspólną noc, pani doktor?- spytał z zalotnym uśmieszkiem.
-Na to wygląda. Tutaj jest mój adres.- podeszła do biurka. Znalazła kartkę i zapisała mu swój adres. W tym czasie Kyle podszedł do niej, złapał ją w pasie, głowę zanurzył w jej miękkich włosach.- wpadnij do mnie koło ósmej.
-Ok., będę u ciebie o ósmej.- jeszcze raz złożył na jej ustach pocałunek, po czy udał się w kierunku wyjścia.- Do zobaczenia.
-Do wieczora- odpowiedziała.
-Nie mogę się doczekać- dorzucił i opuścił gabinet Tempe.
oj nie podoba mi sie to co sie dzieje... nie lubie tego gostka... i chyba nawet nie musze tlumaczyc dlaczego... swietna czesc... czekam na cd :)
Next:)
15.
Jak tylko Kyle zniknął do Bren natychmiast przybiegła Angela. Obserwowała z daleka, czy agent wyszedł. Jak tylko zobaczyła go zmierzającego do wyjścia z Instytutu od razu pognała do przyjaciółki.
-Ah, sweety, on jest taki gorący!- krzyczała z podniecenia- miałaś rację, jak mi o nim opowiadałaś. Nie dziwie się, że się przespaliście!
-Angela, proszę cię…
-Opowiadaj, po co przyjechał? Do ciebie prawda? No jasne, że do ciebie, po co głupio pytam. Przecież widziałam! Wszystko widziałam. I co umówiliście się?- Ange mówiła bardzo szybko.
-Tak. Umówiliśmy się.
-Ha! Wiedziałam! Glug-glug wohoo!!!!
-Uspokój się Ange.
-Nie mogę. Moja najlepsza przyjaciółka nareszcie zaczęła spotykać się z jakimś facetem. Gościem który przyleciał do niej aż z Egiptu!!! Tylko co na to Booth?- Nagle Angela trochę spoważniała.
-Jak co Booth? A co on ma do tego?- spytała zdziwiona Brennan.
-No jak to co? Przecież to jasne, że on coś do ciebie czuje, ty do niego też.
-Ange, jesteśmy tylko partnerami.
-Jasne. Uważaj na to co zrobisz. Nie ukrywaj przed Boothem tego, ze się z kimś spotykasz. To byłoby nie fair. Jesteście przyjaciółmi.
-Co mam mu powiedzieć, że właśnie umówiłam się z facetem na seks?
-O nie! Nie mów o seksie. A już na pewno nie w taki bezpośredni sposób. Zranisz go.
-Ale Ange… jesteśmy przyjaciółmi. Mówimy sobie o wszystkim. Co nie znaczy, że- dodała szybko widząc minę przyjaciółki- powiem mu, że mam zamiar umawiać się z Kylem na wspólne noce. Ok., Ange, powiem Boothowi, ze się z kimś spotykam.
-Brennan. Musisz zrozumieć… musisz zrozumieć co dokładnie łączy cię z Boothem żeby nie zniszczyć tego co jest miedzy wami. Kurcze! Cieszę się, że moja przyjaciółka wreszcie nie będzie sypiać sama, ale mam tylko nadzieję, że będziesz sypiać z tym właściwym facetem.
-Ange. Ja i Booth…
-Tak, jesteście tylko partnerami.
-właśnie. A Kyle pociąga mnie fizycznie. Jeśli czuję potrzebę zaspokojenia to się z nim umówię. Dziś mam taką potrzebę i się umówiłam. Ok.? dzięki niemu w Egipcie czułam się spełniona seksualnie. Teraz będzie tak samo. Nic poza tym.
-A Booth cię nie pociąga? Nie wierzę.- powiedziała Ange, ale widząc minę Bren szybko dodała- Jak uważasz, Bren. Ale mówię ci, zastanów się co z Boothem.
To powiedziawszy Angela oddaliła się z gabinetu Bren. Bren została sama. Chwilę potem wpadł do niej Booth.
-Hej, Bones. I co tam? Kto to był?
-Znajomy. Pracowaliśmy razem w Egipcie.
-czekaj, czekaj… ten sam, z którym się spotykałaś?
-Tak. Kyle Marry. Przyjechał pozałatwiać jakieś sprawy tu w DC i odwiedził mnie.
-Na pewno sprowadziły go tutaj tylko jakieś sprawy?- zapytał Booth z nieufnością w głosie.
-Tak. Nie. Nie do końca. Przyjechał, bo chciał się ze mną spotkać.- nie umiała go okłamywać.
-Spotkać?- Bootha zakłuło coś w sercu.
-Tak.
-A ty…?
-Co ja?
-Zamierzasz się z nim umówić?
-Tak. Czemu nie? Spotykaliśmy się. Zaprosił mnie na kolację i się zgodziłam. Ma do mnie wpaść dzisiaj.
-Rozumiem.
-Aha. I to on dzwonił do mnie. ma zepsuty telefon i coś nas rozłączało, po prostu. Mówiłam ci, że nie musisz się martwić. Wiedziałam, ze skądś znam ten głos.
-Więc… ochrona już nie jest ci potrzebna?- spytał Booth z wyraźnym smutkiem w głosie.
-Na to wygląda, ze nie. Ale dziękuję ci Booth, że zawsze mnie chronisz- pocałowała go w policzek.- jesteś prawdziwym przyjacielem, partnerem.
-tak… przyjacielem. Ok., Bones. Musze lecieć. Udanej kolacji. Do zobaczenia jutro w pracy.
-Już idziesz?
-Tak. Mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Na razie.
-Pa.
Brennan została jeszcze chwilę w gabinecie. Miała jeszcze trochę czasu, więc napisała jeszcze część powieści. Potem poszła na małe zakupy. Jej lodówka oczywiście świeciła pustkami.
16.
Wcześniej. Booth po wyjściu od Tempe udał się do Angeli.
-Ange…- powiedział Booth, pukając w otwarte drzwi artystki.
-Booth. Co ty tu robisz?- spytała.
-Ange… muszę… muszę z kimś pogadać… słuchaj, Bones spotykała się z tym Kylem w Egipcie tak? To z nim była tam związana? O nim rozmawiałyście?
-Booth. Tak to on.
-Super… a już myślałem, ze powoli do niej docieram. Już miałem nadzieję, że coś się miedzy nami zmienia. Że coś się zaczyna.
-Posłuchaj mnie. znasz Brennan, prawda? Znasz ją bardzo dobrze. Myślę, wiem, ze to może zabrzmieć dziwnie, ale sądzę, ze ona tez powoli zaczyna rozumieć tą całą sytuację między wami i to ją przeraża. Boi się tego. Dlatego ucieka w ramiona mężczyzn. Innych mężczyzn.
-Ale przecież… ja… ja mógłbym się nią zaopiekować. Dlaczego ona tak się boi? Pracujemy razem 5 lat. Wie, że jej nie skrzywdzę, nie oszukam, nie zdradzę, wie, ze nigdy jej nie zostawię, a mimo to… mimo to woli być z innymi mężczyznami niż ze mną.
-Booth. Ona… jestem pewna, że czuje do ciebie coś więcej niż przyjaźń.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Jestem jej najlepszą przyjaciółką, tak? Znam ją. Bardzo dobrze. I wiem, ze teraz jest przerażona tym co w sobie odkrywa. Boi się kolejnego odrzucenia. Inni tez obiecywali jej że jej nie zostawią. A jednak wszyscy ją opuścili. Boi się zaangażować. Boi się, ze stanie się to po raz kolejny, że nie będzie potrafiła już nikomu zaufać. Dlatego szuka ucieczki w ramionach innych. Wiem, Booth, ze to jest bolesne. Wiem, co czujesz. Ona taka jest. Nie jest jak wszyscy.
-i za to ją tak kocham. Za to, ze jest sobą, że nie jest jak wszyscy, nie podporządkowuje się żadnym wzorcom. Za to ją kocham.
-Booth. Walcz o nią. Nie pozwól, żeby cię odrzuciła, nie pozwól jej uciec.
-Masz rację, Ange. Nie pozwolę jej uciec. Musze nauczyć ją kochać. Muszę.
-Wiem, ze możesz to zrobić, Booth. Trzymam za ciebie kciuki. Wiem, ze ci się uda. Czuję to. Musisz jej tylko wybaczyć. Wybaczyć tych innych. Kiedy zrozumie, że też cię kocha i że nie zostanie przez ciebie zdradzona, ze zawsze przy niej będziesz, wtedy… nikt inny nie będzie się liczył. Tylko wy.
-Tak. Kocham ją i muszę o nią walczyć. Muszę! Wybaczę jej wszystko. Wszystko! Wiem, ze się boi. Już nigdy więcej nie pozwolę jej się bać. Dzięki Ange!!!- krzyknął wyraźnie podniesiony na duchu. Wyściskał artystkę i ruszył do domu. Jutro ją odwiedzi i powie jej wszystko. Tak.
ach jak dobrze ze jest ta Angela... :) Booth wrescie bierze sprawy w swoje rece... :) fajnie by bylo.... jakbys jeszcze wcisnela w to opowiadanie jakos Sweetsa... xD czekam na cd :)
Szczerze nie pamiętam, czy wcisnęłam gdzieś Sweetsa, to opowiadanie powstało juz jakiś czas temu:)
Cedek:)
17.
W domu Brennan.
Bones właśnie skończyła się szykować. Założyła piękną czerwoną sukienkę do kolan, czarne buty na małym obcasie, włosy zostawiła rozpuszczone. Zrobiła delikatny makijaż. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszła, otworzyła.
-Kyle, witaj, wejdź.- gestem zaprosiła go do mieszkania.
-Cześć Tempe.- odpowiedział. Podarował jej piękny bukiet czerwonych róż. Pocałował delikatnie.- wyglądasz olśniewająco.
-Dziękuję. Kolacja jest gotowa, możemy zaczynać.- powiedziała i wskazał ręką na zastawiony stół.
-Myślę, że możemy to trochę opóźnić. Zbyt długo na ciebie czekałem- powiedział i zbliżył się do Brennan. Wyjął jej kwiaty z ręki, odłożył na stół. Złączyli się w pocałunku. Kyle powoli rozpiął jej sukienkę i zrzucił na podłogę. Ona w tym czasie zajęła się jego spodniami i koszulą. Po chwili stali już tylko w samej bieliźnie, której też szybko się pozbyli. Tak bardzo pragnęli zaspokoić swoje potrzeby, ze nawet nie przenieśli się do sypialni. Kochali się na kanapie, potem zsunęli się na podłogę. Wzajemnie obsypywali się pocałunkami. Po skończonym stosunku, Bren włożyła szlafrok, nie było sensu ubierać się z powrotem w sukienkę. Po ich „ćwiczeniach” żadne z nich nie wyglądało tak, jak na początku. Potargane włosy, rozmazany makijaż Tempe. Kyle ubrał tylko swoje bokserki. Usiedli do kolacji. Zjedli dosyć szybko. Po chwili już byli z powrotem w sypialni i znów się kochali. W końcu zasnęli.
Takie noce powtarzały się bardzo często. Właściwie nie było wieczoru, żeby się nie spotkali i nie wylądowali razem w łóżku. Tempe odpowiadała taka sytuacja. Zero zobowiązań i niesamowity seks. Nie miała pojęcia co przeżywa Booth. Nie zdecydował się jednak nic powiedzieć Tempe o swoich uczuciach. Widział, że czuje się zadowolona z takiego układu… to bolało. Bardzo bolało. Jednak Bones mimo, że nie mówiła nic, myślała o Boothie. Nie chciała się do niczego przyznać przed sobą, a może już doskonale wiedziała i dlatego uciekała? Chciała zapomnieć?
„Związek” Bren i Kyle właściwie się nie rozwijał. Opierał się wyłącznie na spotkaniach. Zawsze w domu Brennan i zawsze każde spotkanie kończyło się wspólnie spędzoną nocą. Bren czuła pożądanie do kogoś innego, do kogoś z kim według niej nie mogła być, dlatego rozładowywała napięcia z Kylem… Czy było to dobre?
Tak minęły ponad 2 tygodnie…
18.
Po kolejnej wspólnie spędzonej nocy z Kyle’m, rano:
Brennan budzi głośne pukanie do drzwi. Wstaje zaspana, zarzuca na siebie szlafrok i idzie otworzyć. Za drzwiami oczywiście stoi nie kto inny jak Booth.
-Hej, śpiochu. Zbieraj się. Mamy sprawę.- Brennan ziewa- o, to się nazywa entuzjazm. Co? Niewyspana? Co robiłaś w nocy?- wszedł do mieszkania i dopiero teraz zauważył porozrzucane po mieszkaniu rzeczy. Bluzkę, spodnie, buty Tempe, męską koszulę, męskie spodnie… nie musiał się długo zastanawiać. Wiedział już, co jego partnerka robiła w nocy. I wcale mu to nie pomogło. Co innego domyślać się o ich spotkaniach łóżkowych, a co innego przekonać się o tym na własne oczy… Czuł jak serce mu pęka… jego ukochana Tempe…
-Ok., Bones, nieważne. Widzę, co się tu wczoraj działo- próbował żartować. Znowu chciał śmiechem zatuszować swoje emocje.
-Oj, Booth, jestem dorosła.
-Tak, jesteś… dobra zbieraj się, za 15 minut widzę cię na dole- powiedział to i wyszedł z mieszkania.
-Oj, Booth, zawsze wiesz kiedy wpaść niespodziewanie. Nawet nie zdążyłam posprzątać…no cóż ale w końcu jestem dorosła.- mówiła sama do siebie. Obudziła Kyle’a i poszła wziąć prysznic. Kyle w tym czasie ubrał się.
-Ok. musze lecieć. Mamy nową sprawę.- powiedziała Bones.
-Ok. już się zbieram.- odpowiedział.- Umówimy się jakoś?- zapytał i pocałował Brennan.
-Jasne- uśmiechnęła się.- a teraz chodźmy na dół, mój partner czeka na mnie.
Zeszli na dół. Booth siedział na masce swojego samochodu, czekając na Tempe, która właśnie wyszła z budynku. Booth odwrócił się akurat w momencie pożegnalnego namiętnego pocałunku. Serce znowu zabolało…
„Czemu to nie ja jestem na miejscu tego gościa…?” myślał.
„Będziesz” usłyszał głos.
„Tak będę. Ange ma rację. Muszę o nią walczyć.”
-Ok. Booth, jestem gotowa.- powiedziała Brennan zbliżając się do samochodu partnera.
-To ruszamy.- otworzył jej drzwi.- proszę Dr Brennan.
-Dzięki, Booth- powiedziała z uśmiechem. Chwilę potem byli w drodze.
19.
MIEJSCE ZBRODNI
Brennan i Booth dotarli na miejsce. Zwłoki zostały znalezione przez przypadkowego przechodnia w rowie, przy bocznej uliczce na obrzeżach miasta. Bones jak zwykle szybko wskoczyła w kombinezon, zabrała z samochodu swoją torbę i wraz z Boothem podeszła do znalezionych szczątek. Kucnęła i zaczęła swoje badania.
-Kobieta. Wiek pomiędzy 18-23. rasa biała- powiedziała po chwili.
-Czas zgonu?- spytał Booth wyciągając z kieszeni notes i długopis gotowy do zapisywania informacji podanych mu przez partnerkę.
-Biorąc pod uwagę stopień rozkładu… 3 do 8 dni. Dokładniej będziemy w stanie określić czas po zbadaniu wszystkiego.
-Przyczyna śmierci?
-Nie mogę stwierdzić tego tutaj. Zachowały się jeszcze resztki tkanki. Panie Andy- zwróciła się do mężczyzny stojącego obok- proszę zrobić zdjęcia szczątek i otoczenia, następnie proszę pobrać próbki ziemi…. Musimy zabrać to wszystko…
-Do Laboratorium- dokończył za nią Booth.
-Tak.- potwierdziła. Już miała odejść, ale cos przykuło jej uwagę. Ponownie uklęknęła przy zwłokach- Booth…
-Co się dzieje, Bones?- spytał agent odwracając się do pani antropolog.
-Popatrz…- wskazała na kręgi szyjne ofiary- Tutaj… na kręgu C4 widać wyraźne ślady… ostrego narzędzia. To mogło być przyczyną śmierci.
-Chcesz powiedzieć, że ktoś poderżnął jej gardło?
-Obawiam się, że tak.
-Myślisz, że to ten sam…
-Nie wiem, Booth. Nie mogę powiedzieć tego, bez dokładnego zbadania szczątków. Na razie nie ma na to żadnych dowodów… ale… chwila… na jej nadgarstkach i stopach są ślady… podobne do tych na Susan Ivey.
-Więc to jednak ten sam morderca…
-Nie, Booth. Powiedziałam „podobne” nie takie same. Tutaj nic więcej nie mogę powiedzieć. Musimy jak najszybciej przetransportować szczątki do Jeffersonian. Tam dowiemy się wszystkiego.- po chwili dodała- ale nie wygląda to dobrze, Booth.
-Wiem, Bones. Te wszystkie ślady mogą wskazywać na seryjnego mordercę.
-Ok. wracajmy do Laboratorium- powiedziała w końcu Bones.
A jeszcze jedną część, bo te takie króciutkie...
20.
SUV
Oboje siedzieli w milczeniu, pochłonięci swoimi myślami. Brennan myślała o nowo znalezionych zwłokach. Myśli Bootha tym razem nie mogły skupić się na sprawie. Zastanawiał się jak może powiedzieć Bones o swoich uczuciach. Wiedział, że powinien zrobić to jak najszybciej, by jej nie stracić. Nie chciał by Kyle mu ją odebrał. Wiedział, że dziś wieczorem też byli umówieni i domyślał się, ze nie będzie to kolacja w restauracji. A tego już dłużej nie zniesie. Tylko czy teraz jest odpowiedni moment? Dopiero co byli na miejscu zbrodni… „kolejna wymówka. nie szukaj byle pretekstu tylko powiedz jej to. Co jest z tobą Seeley Booth. To twoja Bones. Nie pozwól jej odejść” myślał. Postanowił zacząć rozmowę i powoli wprowadzić plan przyznania się do swoich uczuć. Musi być ostrożny, żeby jej nie wystraszyć.
-Bones?- zaczął.
-Tak?
- przepraszam, że dzisiaj rano tak wpadłem… nie wiedziałem, że ktoś jest u ciebie- „no tak głupiej nie mogłeś zacząć! Zamiast mówić jej o sobie, zaczynasz o Kylu. Idiota” pomyślał, jak tylko skończył zdanie.
-W porządku, Booth. Jesteśmy dorośli. Już nie raz wparowałeś do mnie rano, kiedy był u mnie jakiś mężczyzna.
-No tak… ale czy ty i ten… Kyle… czy coś was łączy- „coraz lepiej ci idzie Seeley Booth. Rób tak dalej a ja stracisz” myślał. Coś nie wychodził mu jego plan.
-tylko seks.
-Aha…
-wiesz, każdy z nas potrzebuje rozładować swoje napięcie. To ludzka natura zmusza nas do zaspokajania swoich potrzeb. to normalne, z antropologicznego punktu widzenia…
-Załapałem, Bones.
-Masz coś przeciwko moim spotkaniom z Kyle’m?
-Co?... nie, nie- „tak”- nie oczywiście, że nie- skłamał oczywiście.- możesz spotykać się z kim chcesz, to jest twoje życie. Masz rację jesteśmy dorośli.- w jego głosie słychać było niepewność.
-Booth, kłamiesz.
-Co?
-Kłamiesz. Wiem, że nie znam się dobrze na tej całej mowie ciała, ale znam ciebie i czuję, że nie mówisz mi prawdy, dlaczego?
-No widzisz, Bones… ja po prostu chcę żebyś była bezpieczna… nie ufam temu Kyle’owi. Coś mi nie gra. Jest taki dziwny…
- Nie znasz Kyle’a. jest naprawdę w porządku. Nie masz się czego obawiać. Booth, ale to nie o to chodzi, prawda? Nie to chciałeś mi powiedzieć?
-Nie…- westchnął ciężko. Decyzja o powiedzeniu wszystkiego Bones już zapadła. Nie ma odwrotu. Nie wykręci się już niczym. Bren wie, ze Booth nie czuje się dobrze wiedząc, że ona spotyka się z Kyle’m- Ja… muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego. Już dawno chciałem to zrobić, ale… bałem się…
-Bałeś się? Ty, Booth? Czego?
-tak bałem się… teraz też się boję, ale muszę ci to powiedzieć… jeśli tego nie zrobię… stracę cię…
-Nie rozumiem.
-Temperance…- zaczął. Jego żołądek podszedł mu do gardła. Zaraz jej to powie. Zaraz wyjaśni wszystko.- Ko…- urwał. Naprzeciwko nich ni stąd ni zowąd pojawił się samochód. Jechał szybko prosto na nich. Jedyne co Booth zdążył zrobić to lekko skręcić w prawo. Nie zdążył minąć pędzącego samochodu. Uderzył prosto w Suv’a agenta. Uderzył w stronę, po której siedział Seeley… Słychać było tylko przeraźliwy huk i pojawiła się ciemność…
szkoda... bo ja tak lubie Sweetsa xD biedny Booth.. co on musi przezywac... wrescie jak mial jej powiedziec to ten samochod... ciekawe co dalej... :) bardzo fajnie piszesz... :) z niecierpliwoscia czekam na cd :)
Dziękuję:)
21.
Oboje siedzieli nieprzytomni w samochodzie. Po chwili Brennan ocknęła się. Otworzyła oczy… świat kręcił się wokół niej. Czuła, że coś ciepłego spływa po jej skroni. To była krew. Dużo krwi. Czuła straszny ból w klatce piersiowej, nogach, rękach… Obok zauważyła nieprzytomnego Booth’a. z jego głowy obficie lała się krew.
-Booth… nie…- powiedziała słabym głosem. Wyjęła telefon i od razu zadzwoniła po pogotowie.
-Dzień dobry, tu Dr Brennan. Zdarzył się wypadek. Jesteśmy przy- popatrzyła na słup z nazwą ulicy- Daisy Street nr 15. mój partner jest nieprzytomny… przyjedźcie szybko, proszę.
-Już wysyłamy karetkę.
-Dziękuję.- schowała telefon. Próbowała się poruszyć, ale przy takim bólu nie było to łatwe. Domyśliła się, że ma złamaną rękę, coś było nie tak z jej nogami, wiedziała, że ma poważne obrażenia… ale wiedziała też, że nie są one tak poważne jak Bootha. Musiała szybko coś zrobić, poczuła benzynę, zbiornik musiał pęknąć podczas uderzenia. Nie zważając na ból próbowała wydostać się z samochodu. Po kilku nieudanych próbach poruszenia się udało jej wydostać się z siedzenia samochodu i wyczołgać przez przednią szybę na maskę SUV’a. miała rację. Ze zbiornika wyciekała benzyna. Nie miała więc dużo czasu.
Pokonując ból, sięgnęła ręką do pasów Bootha i odpięła je. Chwyciła partnera i używając całej swojej pozostałej siły powoli i z trudem wyciągnęła agenta na maskę samochodu. Potem delikatnie, by nie spowodować poważniejszych uszkodzeń, ściągnęła go na ziemię i odciągnęła od rozbitego SUVa. W samą porę, bo chwilę potem zbiornik z paliwem wybuchł i cały samochód stanął w płomieniach.
-Booth, proszę cię, trzymaj się. Jestem przy tobie. Karetka zaraz będzie. Wytrzymaj, proszę. Booth, dalej. Proszę cię, nie zostawiaj mnie… nie umiem żyć bez ciebie, Booth…- mówiła Bren przez łzy. Pierwszy raz głośno powiedziała, że jej na nim zależy. Szkoda tylko, ze nie mógł jej usłyszeć… oderwała kawałek swojej bluzki i ucisnęła ranę na jego silnym ramieniu. Tym ramieniu, w którym zawsze czuła się bezpieczna. Drugą część bluzki przyłożyła do krwawiącej rany na jego głowie. Jej partner, ten zawsze silny i czarujący mężczyzna, który zawsze był obok niej, by ją chronić leżał teraz zupełnie bezbronny. Znowu ocalił jej życie kosztem swojego. Tempe poczuła ukłucie w sercu. „Co ono oznacza?” myślała. Nie mogła go stracić.
Siedziała przy Boothie wciąż uciskając jego ranę na głowie. W końcu usłyszała sygnał karetki. Od razu straciła przytomność. Teraz miała pewność, ze ktoś się nimi zajmie i jej siły, które zebrała by zająć się partnerem po prostu zniknęły. Jej ręka wciąż spoczywała na głowie Bootha. Pojawiło się pogotowie. Znaleźli Bren i Bootha leżących koło siebie. Szybko opatrzyli powierzchowne rany. Tempe słyszała, zupełnie jakby była za jakąś szybką, głosy ratowników
-„nie wygląda to dobrze. „
-„Musieli nieźle oberwać”
-„Ich stan jest poważny. Trzeba poinformować szpital, żeby przygotowali salę operacyjną. Ten mężczyzna musi znaleźć się tam jak najszybciej.”
-„Uraz głowy jest bardzo poważny, jeśli zaraz nie wyląduje na bloku operacyjnym, stracimy go…”
Bren była nieprzytomna, ale słyszała to wszystko. Nic nie mogła zrobić. Tylko łza spłynęła po jej policzku, czuła, że traci kawałek siebie… traci swoje życie…
Karetka zabrała partnerów i gnała na sygnale do szpitala. Dla Bootha liczyła się teraz każda sekunda...
22.
Kilka godzin później.
Bones leży na oddziale intensywnej terapii, wciąż nieprzytomna. W tym czasie ciągle trwa operacja Bootha. Przejął na siebie uderzenie, więc jego stan jest o wiele poważniejszy od stanu jego partnerki. Bren leżała ze złamaną ręką, miała uszkodzone żebra, cudem nie uległy złamaniu. Miała wstrząs mózgu, była bardzo poobijana, ale jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Tak myśleli lekarze…
W tym czasie w Instytucie.
-Zack, znalazłeś przyczynę śmierci?- zapytała Cam.
-Dr Saroyan. Złe wiadomości.- odpowiedział Zack.
-O, Boże, czy…
-Tak. Zginęła w taki sam sposób jak Susan Ivey. Te same obrażenia. Uszkodzenie czaszki spowodowane zapewne uderzaniem jej głową o twardą powierzchnię. To jednak nie było przyczyną śmierci… uderzenia były pośmiertne. Tak jak u Ivey przyczyną śmierci było podcięcie gardła. Dodatkowo te same ślady na nadgarstkach i kostkach… była związana. Zainfekowane biodro sugeruje długie przebywanie w jednej pozycji.
-Była więziona tak, jak Susan Ivey.- powiedziała Cam. Wyniki toksykologiczne wykazały, że w jej organizmie znajdowała się heroina i kokaina. Te same narkotyki. Również w nieśmiertelnej dawce.
-Mamy zgodność…- weszła Angela- Elizabeth Laventza. Wiek 23 lata. Studentka antropologii sądowej… mieszkała na Beard Street nr 8. była w Egipcie na praktykach. Identyfikowała szczątki w masowych grobach. Brak męża, dzieci, rodziny…
-W obu sprawach pojawia się antropologia sądowa i Egipt. Może ma to jakiś związek…- zaczęła Cam, ale krzyk Hodginsa jej przerwał.
-Szybko!!! Chodźcie tu wszyscy!!!- w głosie Jacka słychać było przerażenie. Wszyscy natychmiast oderwali się od pracy i pobiegli do gabinetu Jacka. Zastali go wpatrującego się z przerażeniem w ekran telewizora.
-„Dzisiaj- mówiła dziennikarka w telewizji- w godzinach południowych w okolicach Daisy Street doszło do wypadku. Kierowca Forda spowodował wypadek, wjechał z dużą prędkością w samochód Agenta FBI. Dowiedzieliśmy się, że w momencie katastrofy w samochodzie tym znajdował się Agent Specjalny Seeley Booth i światowej sławy antropolog Dr Temperance Brennan. Oboje trafili do szpitala z poważnymi obrażeniami. Z tego co się dowiedzieliśmy Agent Booth zmarł na stole operacyjnym zaraz po przyjeździe. Władze szpitala nie chcą nam udzielić żadnych informacji na temat stanu Dr Brennan
-Brennan! Booth!- krzyknęła Angela- Boże! To niemożliwe… Booth.- Ange rozpłakała się. Wszyscy stali przez chwilę nic nie mówiąc. Ta wiadomość była zbyt szokująca…
Nagle ponownie rozległ się głos dziennikarki.
-Tak? Dziękuję. Właśnie otrzymaliśmy nieoficjalne informacje o stanie pani antropolog. Wygląda na to, że jest więcej ofiar śmiertelnych. Dr Temperance Brennan właśnie zmarła na skutek krwotoku. Nic nie dało się zrobić. Obrażenia obojga były zbyt poważne. Wygląda na to, że nadszedł smutny dzień. Żegnamy dzisiaj najsłynniejszą pisarkę i antropolog Dr Temperance Brennan i najlepszego Agenta FBI Seeley’ego Booth’a…
Prosze :) wyrazam tylko swoja opinie :)
oj czuje ze cos wspolnego z tymi zabojstwami ma Kyle... szok... Booth i Bones... ale wydaje mi sie ze to tylko przykrywka... chociaz... nie wiem... nie ma co gdybac... xD czekam na cd :)
25.
W łóżku nie było nikogo. Była tylko rozrzucona pościel i zerwana kroplówka…Ani śladu po Brennan.
-Jack… co się dzieje? Gdzie ona jest? Miała tu być… pielęgniarka powiedziała, że jest tutaj…- Angela czuła jak łzy z niesamowitą siłą cisną się jej do oczu. Czyżby to była prawda, że jej przyjaciółka nie żyje?
-Spokojnie, Ange. Może pomyliliśmy pokoje?- Jack wyszedł na zewnątrz sprawdzić numer.- nie. To pokój 103.
-Więc powinna tu być!- krzyczała Ange.
-Ale pielęgniarka powiedziała, że jak ją przywieziono to trafiła do tego pokoju, może ją przenieśli, albo jest na jakichś badaniach?- Hodgins próbował znaleźć jakieś wytłumaczenie tej sytuacji.
-Nie. Zobacz!- Ange wskazała na kartę pacjenta, na której widniało nazwisko Brennan.- była tu… Była.. jest jej karta. Gdyby ją przenieśli, nie byłoby tu karty!!!- Angela wpadała w coraz większą panikę.- Jack… to musiała być prawda… to co mówili w wiadomościach… ale… ja nie wierzę… nie wierzę, ze Tempe nie żyje…- rozpłakała się i wtuliła w Hodginsa.- Nieeeeee!!!!!!!!
Proszę, cedek:)
23.
-Wyłącz to, Jack!- krzyknęła Angela ze łzami w oczach. Jack pośpiesznie wyłączył telewizor.- Nie wierzę w to!
-Ange, uspokój się- Cam starała się uspokoić artystkę, choć sama nie mogła powstrzymać swojego zdenerwowania i łez.
-nie! Nie wierzę w to! Oni nie mogli zginać! Nie oni! Musimy tam pojechać i to natychmiast!- krzyczała.
-Angela słyszałaś, co powiedzieli…- zaczął Zack.
-Tak! Słyszałam! Słyszałam do cholery! Nieoficjalne… nieoficjalne!!! To znaczy, ze to nie musi być prawda!!! Muszę to sprawdzić- pociągnęła Jack’a za rękę- zawieź mnie tam Jack, teraz! Proszę- Jack tylko skinął głową i spojrzał na Cam. Ta bez słowa zgodziła się.
-Jedźcie. Dołączymy do was- powiedziała ze łzami w oczach. Angela i Jack wybiegli z Instytutu.
-Nie… nigdy się z tym nie pogodzę. To niemożliwe. Niemożliwe Bren i Booth… nie!- krzyczała Cam- Ange ma rację, musimy szybko do nich pojechać. Nie wierzę, że nie żyją…- mówiąc to zaczęli zbierać się do wyjścia. Muszą dowiedzieć się, co stało się z ich przyjaciółmi. Żadne z nich do końca nie wierzyło w ich śmierć. Wciąż mieli nadzieję, że to pomyłka… nadzieję…
Chwilę później w szpitalu…
24.
-Gdzie ona jest?! Proszę mi powiedzieć! Muszę wiedzieć co z nią!- Angela ze łzami w oczach wpadła z krzykiem do szpitala i zaatakowała pielęgniarkę.
-Proszę się uspokoić. O kogo pani chodzi?- spytała kobieta.
-Gdzie ona jest? Muszę ją zobaczyć!- artystka wciąż krzyczała na bogu ducha winną pielęgniarkę.
-Ange, uspokój się, proszę- powiedział Hodgins- chcieliśmy się dowiedzieć co z Dr Brennan i Agentem Boothem. Mieli wypadek…-
-Państwo są z rodziny?
-Nie do końca… to znaczy- zaczął Hodgins.
-Jestem jej najlepszą przyjaciółką. Proszę mi powiedzieć co z nią!- Ange nie mogła powstrzymać łez i zdenerwowania.
-Niestety informacji możemy udzielać tylko rodzinie.
-Ja jestem jej rodziną!!! My jesteśmy! Cały Instytut Jeffersona- tłumaczyła Angela.
-niestety nie mogę udzielić państwu żadnych informacji…
-Proszę pani. Dr Brennan nie ma innej rodziny. Nie tu. W DC to my jesteśmy jej rodziną i jej przyjaciółmi.
-Ale…
- Bardzo panią proszę- pielęgniarka nie potrafiła im odmówić. Widziała ich ból spowodowany brakiem informacji. Czuła, ze Bren jest dla nich kimś naprawdę ważnym i bliskim.
-Dobrze… jak ja przywieźli była w pokoju 103… ale później…- zaczęła pielęgniarka, ale nie dokończyła, bo Angela i Hodgins już biegli w kierunku pokoju. Musieli jak najszybciej się czegoś dowiedzieć. Musieli zobaczyć Brennan i Bootha. Całych i zdrowych. Taką mieli nadzieję.
Kiedy wreszcie dobiegli do właściwej Sali, otworzyli drzwi serce im zamarło… zobaczyli…
26.
Do gabinetu wpadł lekarz.
-Proszę os pokój, co to za krzyki? Co się tu dzieje? Pacjentka potrzebuje spokoju.
-Gdzie Brennan?- Angela doskoczyła do lekarza.
-Czy pani jest z rodziny?- zapytał lekarz. Przez to że Ange tak na niego naskoczyła nawet nie zauważył, ze brakuje mu pacjentki.
-Tak!!! Co z moją przyjaciółką?!
-Odpoczy…- teraz spojrzał na łóżko.- Gdzie ona jest?
-To ja pytam, gdzie ona jest- powiedziała Angela.
-Powinna tutaj leżeć- powiedział zdziwiony.
-Czy… to znaczy, że… ona żyje?- zapytała Ange.
-Oczywiście, ze żyje.
-A co z Boothem?
-Trwa operacja. Na razie nie można nic powiedzieć. Jego stan jest bardzo poważny…
-Jak to…?- Ange zbladła ze strachu.
-Doznał o wiele poważniejszych obrażeń. W jego stronę uderzył samochód… Myślę, że chciał w ten sposób ochronić partnerkę… A właśnie musimy ją jak najszybciej znaleźć. Jej stan jest stabilny, ale to nie daje jej pozwolenia na chodzenie po szpitalu. Powinna leżeć. ma wstrząs mózgu… Jest zdecydowanie za słaba. To może spowodować kłopoty, których obecnie nie ma.
-A czy z Boothem…?- zaczął Hodgins, ale lekarz już go nie słuchał tylko biegł w kierunku drzwi. Wybiegł z sali i zwołał pielęgniarki. Zaczęło się wielkie poszukiwanie Brennan po szpitalu. Angela i Hodgins oczywiście się dołączyli. Rozdzielili się. Każdy przeszukiwał inny korytarz. Pytali pacjentów, lekarzy, inne pielęgniarki, wszystkich. Nikt jej nie widział. Po jakimś czasie Angela zobaczyła…
ciekawe gdzie Brennan... mam zle przeczucia ze z tym moze miec cos wspolnego Kyle... bardzo ciekawie piszesz... i strasznie mnie to wciagnelo... :) pisz cedeka bo nie wyrobie xD z niecierpliwoscia czekam na cd :)
Specjalnie dla Ciebie, kolejne części:)
27.
Godzinę wcześniej…
Temperance wreszcie się obudziła. Była bardzo słaba. Straciła dużo krwi, ale jej życiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo. Musiała tylko leżeć i odpoczywać. Za kilka dni odzyska siły. Gorzej było z jej partnerem. Operacja nadal trwała. Wyglądało to bardzo poważnie. Nawet jeśli operacja się powiedzie, nie wiadomo czy w pełni odzyska siły, czy w ogóle się obudzi…
Do sali Tempe właśnie wszedł lekarz.
-Nareszcie się pani obudziła- powiedział.- Jak się pani czuje?
-Booth… gdzie jest Booth?- mówiła i usiłowała się podnieść.
-Proszę leżeć, dr Brennan. Musi pani teraz odpoczywać- powiedział lekarz i powstrzymał ją od wstawania.
-Ale Booth… gdzie jest? Co z nim?- dopytywała.
-Wciąż trwa operacja. Proszę być dobrej myśli. Proszę teraz odpoczywać.
-Operacja? Gdzie? Muszę być przy nim.
-Spokojnie. Robimy wszystko co w naszej mocy- uspokajał ją.- Proszę odpoczywać- ułożył ją na łóżku i chwilę potem wyszedł. Bren udawała, że śpi. Poczekała chwilę; przez okienko swojej sali obserwowała, czy ktoś jej pilnuje. Nikogo nie było. Z trudem wstała. Od razu poczuła jak bardzo kręci jej się w głowie. Upadła obok łóżka. Po chwili jednak znowu wstała. Była bardzo słaba, ale nie przeszkodziło jej to w podjęciu próby odnalezienia swojego partnera. Z każdym krokiem coraz bardziej kręciło jej się w głowie, ale nie zwracała na to uwagi. Liczył się tylko Booth. Musiała go znaleźć. Nieważne ile siły będzie zmuszona w to włożyć. Szła szpitalnymi korytarzami, podtrzymując się ścian. Jedyne co trzymało ją na nogach to myśl, że musi dotrzeć do Bootha. Nie wiedziała gdzie dokładnie trwa operacja, po prostu czuła w jakim kierunku powinna iść. Coś ciągnęło ją we właściwą stronę. Po dłuższej chwili znalazła się pod drzwiami sali operacyjnej, na której jej partner wciąż walczył o życie. Usiała pod drzwiami i powtarzała jak w amoku:
-Booth, proszę cię wytrzymaj. Nie zostawiaj mnie samej. Nie poradzę sobie bez ciebie. Jesteś dla mnie najważniejszy. Booth proszę cię nie zostawiaj mnie…- niewiadomo jak długo tak siedziała…
28.
Po jakimś czasie Angela zobaczyła:
-Brennan!- krzyknęła i podbiegła do skulonej pod drzwiami przyjaciółki- Brennan! Kochana, jesteś! Tak się o ciebie martwiłam!- rozpłakała się i przytuliła Tempe- żyjesz… żyjesz… co ty tu robisz? Powinnaś leżeć.
-Booth, Ange…- dopiero teraz Tempe podniosła głowę i Angela mogła zobaczyć jej twarz. Była podrapana, posiniaczona i spuchnięta od łez, które nawet na chwilę nie przestawały spływać po jej policzkach.
-Co z nim, sweety?- widząc minę Brennan, artystka zbladła.
-Nie wiem… operują go… już tak długo.. tak długo to trwa… Ange, ja nie wiem…- wybuchła płaczem.
W tym momencie do pań dołączył Hodgins.
-Dr Brennan! Nic ci nie jest! Jak się czujesz? Co… co z Boothem?- zasypywał ją pytaniami.
-Booth, on…- zaczęła, ale nie była w stanie dokończyć. Angela mocniej przytuliła przyjaciółkę.
-Jeszcze go operują…- szepnęła Ange, wiedząc, że powtarzanie tego głośno przy Tempe nic nie pomoże. Bren i tak była już w bardzo złym stanie.
-Jeszcze?- Hodgins też starał się mówić ciszej.
-Ange… Jack… muszę wam coś powiedzieć, coś bardzo ważnego…- zaczęła Bren- Musicie spróbować… nie wiecie, że…- nie dokończyła, bo w tym momencie opadła ze wszystkich sił i straciła przytomność.
-Tempe! Tempe!- krzyczała Ange- Ocknij się! Jack, leć po lekarza, szybko!- Jack bez chwili namysłu ruszył pędem przez korytarz w poszukiwaniu lekarza.
-Tempe… Tempe… słyszysz mnie? proszę cię, obudź się… nie poddawaj się… nie możesz się poddać…
Siedziała tak chwilę z Tempe w ramionach, aż w końcu przybiegł lekarz i pielęgniarki. Szybko podnieśli Bones i położyli na łóżku. Od razu zawieźli ją do sali. Zrobili badania.
Na szczęście nic się nie stało. Wszystko spowodowane było zmęczeniem, osłabieniem i stresem.
W czasie kiedy po sali Tempe kręcili się lekarze, do Angeli i Jacka dołączyła Cam i Zack.
-Co się stało, Ange?- zapytała Cam jak tylko pojawiła się przy artystce.- Czemu tu jest tylu lekarzy?
-Bren zemdlała… Wstała z łóżka i poszła pod sale operacyjną, na której jest Booth.
-Co z nią? Jak ona się czuje?- zapytał Zack.
-Wyjdzie z tego. Ma sporo obrażeń, wstrząs mózgu, ale jej stan jest stabilny…- powiedziała Ange.
-A… Booth?- Cam spytała z niepewnością w głosie.
-Ciągle go operują… Jego stan jest bardzo poważny… Przyjął uderzenie na siebie, żeby chronić Bren.
-Długo trwa ta operacja…- zmartwiła się Cam.
-Za długo…
-Wyjdą z tego, Ange- Cam starała się jakoś pocieszyć przyjaciółkę- Kto jak kto, ale oni z tego wyjdą.
-Tak- na twarzy Ange pojawił się smutny uśmiech.
Lekarz wyszedł z sali Tempe.
-Wszystko w porządku, fizycznie… Psychicznie jest gorzej… obwinia się o stan partnera…
29.
Operacja Bootha wreszcie się skończyła. Został przewieziony na OIOM. Nadal jest w śpiączce. Miał poważny uraz głowy i nie wiadomo jak długa będzie jego powrotna droga. Najgorsze było to, że Bren nie mogła być przy nim. Cały czas ktoś jej pilnował i nie miała szans wymknąć się z sali. Zrobiłaby to jeszcze raz, gdyby tylko miała taką możliwość. Zrobiłaby wszystko, żeby móc przy nim teraz być. Ale nie może… Jej przyjaciele ciągle byli przy niej, pilnowali jej, opiekowali się nią. Przekazywali jej wiadomości o stanie Bootha. Niestety nie mogli powiedzieć jej nic nowego i innego niż „Jego stan jest stabilny. To dobry znak. Niestety nie odzyskał jeszcze przytomności”. Psychicznie wciąż była słaba. Nie pomogły jej zapewnienia, ze to nie jej wina, że Booth leży nieprzytomny na OIOM-ie.
-Ange, to moja wina, ze on tam leży. Moja wina, ze Booth nie może się obudzić…
-Co ty mówisz, kochana?- Angela cały czas była przy przyjaciółce.
-To przeze mnie Booth może umrzeć…
-Nawet tak nie mów. Seeley wyjdzie z tego. Obiecuję ci to.
-Nie możesz mi tego obiecać. Nie wiesz, co się wydarzy.
-To wiem. On po prostu nie może odejść.
-Gdyby nie próbował mnie znowu ratować…
-Sweety, to nie jest twoja wina, słyszysz? Booth jest po prostu wspaniałym człowiekiem. Obiecał, że zawsze będzie cię chronił i zrobił to. Dlatego teraz tam leży- oczy Ange zaszkliły się- dlatego walczy o życie. Walczy, słyszysz? Walczy, bo wie, że ma dla kogo żyć… i wróci do nas. Zrobił to, bo się o ciebie troszczy. Nie mógł złamać danej obietnicy.
-Ale… ja tam powinnam z nim leżeć… też powinnam walczyć o życie… dlaczego ja zawsze wychodzę ze wszystkiego, a on zawsze musi tak cierpieć, walczyć? Dlaczego, Ange?
-Bo obiecał opiekować się tobą. Obiecał poświecić swoje życie w twojej obronie.
-Ange, muszę być przy nim, ja…
-Kochanie… teraz musisz leżeć. za parę dni odzyskasz siły i…
-Ale ja muszę teraz. Muszę być przy nim, żeby wiedział, że ktoś na niego czeka, że… że jestem przy nim.
-On to wie, Bren. Wie- przytuliła przyjaciółkę- Zawsze to wiedział- Bren nic nie odpowiedziała, a z jej oczu spływały łzy…- Odpocznij teraz, kochana. Prześpij się.
-Nie mogę spać, wiedząc, że Booth…
-Jeśli nie będziesz odpoczywać, nie odzyskasz sił. I kto będzie opiekował się Boothem? Musisz odzyskać siły.
-Masz rację- oczy Bren nagle zrobiły się bardzo ciężkie.- Masz rację… muszę mieć siłę, by pomóc mu w walce… Mam prośbę Ange…
-Tak, słodziutka?
-Idź do Bootha i powiedz mu, że… czekam na niego… że jestem przy nim i chcę żeby walczył… że go nie opuszczę nigdy…
-On to wie…
-Tak, ale powiedz mu to… powiedz, ze nie mam teraz siły żeby przy nim być, ale jestem… i jak tylko poczuje się lepiej będę przy nim cały czas. Tak długo jak będzie trzeba. Powiedz mu…
-Dobrze kochanie, powiem mu.- Ange ucałowała przyjaciółkę w czoło. Minęło zaledwie kilka minut i Tempe pogrążyła się we śnie.
-Zawsze ktoś będzie obok ciebie, kochana.- szepnęła Ange. Upewniwszy się, ze przyjaciółka smacznie śpi, poszła do Bootha, tak jak obiecała… wiedziała, że Tempe śpi i może spokojnie zostawić ja na chwilę nie ryzykując jej kolejnego uciekania z sali, zrywania kroplówek i obwiniania się za stan Bootha.
30.
Angela cicho otworzyła drzwi do sali, na której wciąż leżał nieprzytomny Booth. Był podłączony do jakiejś aparatury, mnóstwo kabelków, kroplówka, monitor pokazujący pracę serca… Ten obraz był straszny. Straszny dla Angeli, a co dopiero stałoby się z Tempe gdyby zobaczyła go w takim stanie. Głowa zawinięta bandażem, złamane obie ręce, nogi w bandażach…nawet na klatce piersiowej miał opatrunki.. nikt nie chciałby zobaczyć swojego przyjaciela w takim stanie… Ange cicho podeszła do jego łóżka,
-Cam- szepnęła do przyjaciółki, która pilnowała teraz Bootha- muszę porozmawiać z Boothem. Mam dla niego wiadomość od Temperance.
-Dobrze- powiedziała Cam- pójdę po kawę.
-Jakieś zmiany?- zapytała jeszcze artystka.
-Niestety, bez zmian…- Cam posmutniała..- zaraz wrócę Ange. Zostawiam was samych.
Angela usiadła na krześle stojącym obok… Złapała rękę leżącego Agenta…
-Booth, jesteśmy wszyscy przy tobie. Czekamy aż się obudzisz. Wiesz kto mnie wysłał do ciebie? Tempe. Chciała żeby przekazać ci wiadomość od niej. Booth ona czeka tu na ciebie. Powiedziała, że jest z tobą cały czas, niestety jej stan zdrowia nie pozwala jej przy tobie siedzieć, ale jak tylko odzyska siły, obiecała, że nie opuści cię na krok, będzie cię pilnować tak długo jak będzie trzeba. Będzie walczyć o ciebie. Prosiła, żebyś ty też się nie poddawał. Musisz walczyć Booth dla nas, a przede wszystkim dla niej. Musisz… Wiesz…
Myślę, że zrozumiała już jak ważny dla niej jesteś. Myślę, że jest gotowa żeby zaryzykować i wyznać ci swoje uczucia. Otworzyła dla ciebie swoje serce i czeka na ciebie. Booth ona naprawdę cię kocha. Sam widzisz, że musisz do nas wrócić. Nie możesz jej teraz zostawić. Zaufała ci. Jeśli teraz odejdziesz złamiesz swoją obietnicę…. Złamiesz jej serce… Taka rana nie zagoi się już nigdy… straci sens życia… i nigdy już nikomu nie zaufa… nie możesz zostawić jej teraz samej, nie możesz zawieść jej zaufania. Booth, proszę cię…
Pamiętasz jak ci mówiłam kiedyś, żebyś o nią walczył, żebyś wybaczył jej innych? Wybaczyłeś, teraz pora na dalszą walkę. Musisz ją wygrać. Musisz do nas wrócić. – podniosła się z krzesła i ucałowała Bootha w policzek- to też od twojej Tempe. Znak, że ci ufa… Nauczyłeś ją kochać, teraz pomóż jej z tym uczuciem. Sama nie da rady. Znasz ją.
Zawsze będziemy przy tobie Booth.
Kiedy Ange wychodziła z sali, wpadła na Cam.
-Już. Przekazałam mu wiadomość. Mam nadzieję, ze ją słyszał. To pomoże mu wrócić do nas.
-Angela- mina Cam była straszna. Widać było strach i jeszcze większe zmartwienie.
-co się dzieje Cam?- spytała Angela teraz przerażona.
-Właśnie miałam telefon od Hodginsa… Zbadali oba samochody i zwłoki tego kierowcy…
-o co chodzi Cam?- niecierpliwiła się artystka.
-To nie był wypadek….
dziekuje... :) pieknie piszesz... strasznie mi sie podoba... a najbardziej jak opisujesz uczucia... boskie czekam na cd :)
Bardzo się cieszę:)
Jako że dziś Dzień Kobiet to Wszystkiego Najlepszego i jeszcze kolejny cedek:)
31.
-Co?!
-Ten kierowca… to był zamach. On nie wjechał w nich przypadkiem. Chcieli ich zabić…- ostatnie słowa Cam mówiła już przez łzy, ściszonym głosem.
-Jak to?!
-Hodgins znalazł urządzenie sterujące. Samochód kierowany był przez kogoś innego. Ten człowiek, kierowca, był członkiem gangu… gangu, który przyjechał do nas z Egiptu…
-Z Egiptu? Myślisz że może to mieć coś wspólnego z tymi morderstwami, nad którymi teraz pracujemy?
-Obawiam się, że tak. Usłyszeli, ze Bren i Booth są najlepsi i nie zostawiają za sobą nierozwiązanych spraw. Wiedzieli, ze w końcu trafią na ich trop i nie mogli do tego dopuścić. Dlatego nasłali tego człowieka… żeby spowodował wypadek, żeby nie wyglądało to na próbę morderstwa…
-O Boże!!! To znaczy że oboje nadal nie są bezpieczni?
-Tak. W wiadomościach mówili co prawda o zgonie, ale nie jestem pewna czy oni w to uwierzyli.
-Musimy być przy nich przez cały czas.
-Tak. Właśnie dzwoniłam do FBI i poprosiłam o dodatkową ochronę dla nich. Mają tu być jutro z samego rana.
-Dobrze. O Boże!
-Co jest, Ange?
-Bren! Ona została teraz sama! Jeśli gang już wie, że oni przeżyli nie przepuszczą okazji dostania się do nich. Muszę do niej wracać! – krzyknęła spanikowana Angela i biegiem udała się do Temperance. Dotarła do drzwi i zobaczyła…
32.
Uff. Bren leżała spokojnie nadal pogrążona we śnie. Nic się nie stało. Od teraz przez cały czas ktoś musi jej pilnować. Niewiadomo do czego zdolni są ci ludzie.
Ange usiadła na krześle obok łóżka Bren. Patrzyła chwilę na twarz przyjaciółki, na którym widziała smutek i napięcie… po chwili zasnęła ze zmęczenia na fotelu, wciąż trzymając rękę Tempe. Jej sen nie był twardy, słyszała wszystko co dzieje się dookoła. Nie mogła sobie teraz pozwolić na normalny sen.
Brennan’s dream.
Bren spała spokojnie. Śnił jej się Booth. Jednak w tym śnie było coś dziwnego. Nie była sobą. Wszystko co obserwowała widziała, jakby stała obok. Widzi siebie i partnera idących z Parkerem po parku. Ona i Seeley trzymają się za ręce, a mały biega przed nimi. Wszyscy są szczęśliwi. Booth przytula do siebie Bones i kładzie rękę na jej brzuchu. Dopiero teraz Bren widzi wypukłość pod swoją sukienką. „Jestem w ciąży?” myśli, obserwując siebie w objęciach Bootha. „Booth jest ojcem mojego dziecka”. Zauważa też obrączki na rękach obojga. „Jesteśmy małżeństwem? To musi mi się śnić. Zawsze marzyłam, żeby stworzyć z Boothem prawdziwą rodzinę, mieć dom. Czyżby to się spełniło? Tylko dlaczego nie jestem na miejscy tamtej Temperance? Dlaczego obserwuję to z boku? Kim jestem?”
Bren z uwagą przyglądała się temu obrazkowi. Booth właśnie przyciągnął ja do siebie i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Przez chwilę miała wrażenie, że też to czuje. Czuje słodkie usta swojego partnera. W jednej chwili wszystko się zmieniło. Nie czuła nic. Ten piękny obraz, który jeszcze przed momentem obserwowała z zapartym tchem, po prostu się rozpłynął… Ciemność…
Po jakimś czasie zobaczyła przed sobą te piękne, brązowe oczy, które zawsze sprawiały, że jej ciało dziwnie się zachowywało. Zbliżał się do niej bardzo powoli, objął ją swoim ramieniem i mocno przyciągnął do siebie. Jego wargi zdążyły zaledwie lekko musnąć usta Bren, bo gdy tylko się do niej bardziej zbliżył, ktoś zaczął go od niej odciągać. Widziała tylko czarną postać bez twarzy, która zabiera w otchłań jej partnera… jej Seeley’ego… znowu została sama pośród ciemności. Czuła ogromną pustkę, jakby właśnie coś straciła… ktoś odebrał jej najważniejszą osobę w jej życiu… ktoś wyrwał jej kawałek serca. Upadła na kolana i schowała twarz w dłoniach. Czuła jak potoki jej słonych łez przedzierają się przez jej palce… Coś straciła…
33.
-Nie! Nie! Nie opuszczaj mnie! Nie zostawiaj mnie tu! Nie! Kocham cię! Tak bardzo się boję! Tu jest tak ciemno! Gdzie jesteś?!- krzyki Brennan obudziły śpiącą na krześle Angelę.
-Tempe! Tempe! Co się dzieje?- podbiegła do niej i próbowała ją obudzić.- Tempe! Obudź się! To tylko koszmar. Obudź się.
Ale Brennan się nie budziła. Rzucała się na łóżku i wciąż krzyczała. Do sali wszedł Zack.
-Zack, leć po lekarza!- krzyknęła do niego Angela. – coś się dzieje. Ma koszmar i nie może się z niego wybudzić! Nie mogę jej uspokoić!- Zack pobiegł po lekarza. Minęło kilka minut i lekarz zjawił się w pokoju Tempe.
-Nie rób mi tego! Proszę- Bren nadal się rzucała, a z jej oczu spływały łzy. Wpadła w histerię. Sen wydawał jej się tak prawdziwy, tak realny, że uwierzyła w niego, dlatego nie mogła się z niego obudzić. Lekarz podbiegł do niej i wstrzyknął do kroplówki środek uspokajający. Po chwili Bren leżała spokojnie. Tylko z oczu wciąż leciały jej łzy.
-Teraz powinna spać spokojnie przynajmniej do jutra- powiedział lekarz.
-Doktorze, chyba śniło jej się coś związanego z Boothem. Ona ciągle się obwinia- powiedziała Angela wciąż jeszcze mając przerażenie w oczach. Jeszcze nigdy nie widziała swojej przyjaciółki w takim stanie.
-Jeśli to się nie zmieni, będziemy potrzebować pomocy psychologa.- zaczął lekarz.- Jej psychika jest w gorszym stanie niż myślałem…
-Doktorze, spróbuję z nią porozmawiać…- powiedziała Angela.- Jestem jej najlepszą przyjaciółką, może mnie posłucha. Jeśli to nie poskutkuje, sprowadzimy naszego znajomego psychologa współpracującego z FBI. Dr Lance’a Sweetsa. Pracował już z Dr Brennan i Agentem Boothem.
-Dobrze. Dam pani szansę. Może rzeczywiście słowa przyjaciółki do niej przemówią. Jeśli nie, będę prosił o skontaktowanie się z Dr Sweetsem w trybie natychmiastowym.
-Dobrze. Rozumiem. spróbuję.
Lekarz upewnił się że Brennan śpi spokojnie i opuścił pokój.
-Angela- zaczął Zack- Jedź do domu, zostanę z Dr Brennan. Musisz odpocząć.
-Nie, Zack, zostanę przy niej. Muszę.
-Jesteś pewna? Musisz odpocząć.
-Nie mogę.
-Ale Dr Brennan obudzi się jutro, tak powiedział ten lekarz. Jedź do domu, odpocznij, zjedz coś, prześpij się i wrócisz do niej jutro rano.
-Masz rację, Zack. Zmienię cię jutro rano. Ale gdyby coś się działo…
-Zadzwonię.
-Dziękuję.
-Jedź do domu. Zaopiekuję się nią.
-Ok.- Ange skierowała swe kroki do drzwi, zawróciła jednak i podeszła do śpiącej przyjaciółki. Ucałowała ją w policzek i szepnęła- Kochana, jestem z tobą cały czas. Nie musisz się bać. Teraz Zack zostanie z tobą, będzie cię pilnował. Zaopiekujemy się tobą- wyszła z pokoju i pojechała do domu.
bardzo dziekuje za zyczenia ktore rowniez sle w Twoja strone... :) piekny miala sen... ten poczatek... hmmm... ciekawe co dalej... czekam na cd :)
Bardzo dziękuję za życzenia:)
34.
Rano
-Obudziłaś się, sweety.- powiedziała Angela widząc, ze Brennan otwiera oczy.
-Ange… śniło mi się… że ktoś mi go zabiera…- powiedziała półprzytomna- Ktoś chce mi go odebrać…
-Nikt ci go nie zabierze. To był tylko zły sen- Ange głaskała Bren po głowie- nie myśl o tym. Proszę. Nikt nigdy ci go nie odbierze. Obiecuję.
-Ange…
-Wiem, ze nie mogę tego wiedzieć, ale.. wiem. Zaufaj mi.
Minęło kilka dni. Brennan powoli odzyskiwała siły. Booth wciąż leżał nieprzytomny. Tempe była już na tyle silna, by móc wstać. Pierwsze co zrobiła, to pognała do sali Bootha. Musiała wciąż zostać pod obserwacją, bo lekarze wciąż obawiali się o jej stan zdrowia. Widząc, ze nie utrzymają jej w łóżku, w swojej sali, przenieśli ją do sali Bootha. Teraz mogła być z nim cały czas. Opuszczała go tylko wtedy, kiedy musiała wyjść do toalety.
Choć fizycznie jej stan wyraźnie się poprawiał, psychicznie wolniej dochodziła do siebie. Na szczęście przestała obwiniać się o stan partnera. Pierwszy krok ku jej wyzdrowieniu został zrobiony, teraz może jej pomóc tylko wybudzenie się Bootha ze śpiączki.
-Booth…- mówiła, trzymając go za rękę- czemu zawsze mnie ratujesz? Czemu robisz to kosztem własnego życia?
-Bo cię kocha, Bren- powiedziała Angela, która już od dłuższego czasu przyglądała się przyjaciółce.
-Ange…
-Kocha cię- weszła do pomieszczenia- jak nikogo innego na świecie. Dlatego wciąż to robi. Dlatego naraża swoje życie. By ratować i chronić ciebie.
-Tuż przed wypadkiem… rozmawialiśmy o Kyle’u. dlaczego Booth miałby mnie kochać? Po tym wszystkim co mu zrobiłam?
-On cię kocha mimo wszystko. Wie, że się boisz i dlatego ci wybaczył… nie potrafi się na ciebie gniewać. Kocha cię i nic innego się nie liczy.
-To dlaczego mi tego nie powiedział?
-Bał się. Chciał, ale bał się, że jeśli ci to wyzna, przestraszysz się i go odepchniesz. Bał się, że cię straci.
-Bał się?
-Tak.
-Ale… dlaczego mnie tak kocha? Nie jestem wyjątkowa, a on jest wyjątkowym samcem-alfa…
-Jesteś, sweety. Jesteś wyjątkowa. Dla niego jesteś wszystkim. Kocha cię za wszystko. Nawet… za twoje wady- Ange uśmiechnęła się.
-Nie rozumiem miłości.
-Miłości nie da się zrozumieć. Nikt jej nie rozumie. Nie uda ci się znaleźć naukowego wytłumaczenia.
-Ange- Bren nagle strasznie zbladła. Jej twarz przypominała teraz białą ścianę jej pokoju.
-Co się dzieje Bren?- Angela wystraszyła się widząc, nagłą zmianę w wyglądzie i zachowaniu Brennan.
-To… to Booth chciał mi powiedzieć. Tuż przed wypadkiem…
-Co?
-Powiedział, ze musi mi wyznać coś ważnego, coś, co zawsze chciał mi powiedzieć, ale się bał… tuż przed uderzeniem wydaje mi się, że powiedział… Ko… ale nie zdążył dokończyć, bo uderzył w nas ten samochód… A może mi się to śniło… Niewiele pamiętam…
-Myślę, że to ci się nie przyśniło.
Bren zalała się łzami.
-Chciał mi powiedzieć, że… że… mnie…
-Kocha.- dokończyła Ange z uśmiechem.- Widzisz, sweety. Kocha cię i wróci do ciebie. Ty też go kochasz.
-Nie wiem… Nie wiem co czuję… Nie wiem jak to jest kochać…
-Wiesz. Już wiesz, ze go kochasz, teraz on nauczy cię żyć razem, kochać się.
-Ange… chyba masz rację. Kocham go…- pierwszy raz powiedziała to na głos, zupełnie świadomie. – powiedziałam to Ange- na jej twarz wstąpił uśmiech- Powiedziałam. Tak. Kocham go. Kocham go jak nikogo innego na świecie!- spojrzała na Bootha- Seeley Booth… Kocham cię- ucałowała go w usta- Teraz już sam widzisz, ze musisz wrócić. Do mnie. kocham cię i oddaję ci swoje serce. Tylko tobie. Naucz mnie żyć razem, naucz mnie kochać.
-Booth, słyszysz to?- powiedziała Angela z szerokim uśmiechem na twarzy. Dawno się tak nie uśmiechała- Mówiłam ci. Teraz nie masz wyjścia, musisz się obudzić.
-Kocham cię Seeley- szepnęła Tempe po raz kolejny, tym razem do ucha partnera. Była już gotowa mówić na głos te dwa magiczne słowa: „Kocham cię”. Oczywiście bała się nadal, ale wiedziała, że przy Boothie będzie bezpieczna. Była gotowa zaryzykować.
Pogładziła rękę partnera i nagle zauważyła, że Booth…
35.
… uśmiecha się. Poczuła też, jak Booth zaciska swoją rękę na jej ręce.- Ange!- krzyknęła tak głośno, że artystka aż podskoczyła- On…- Bren podniosła lekko swoją rękę, na której teraz zaciskała się ręka Agenta.- On nas słyszy, zobacz- na twarzy Bones w jednej chwili pojawił się szeroki uśmiech i łzy szczęścia.
-Wraca do nas, Bren… Wraca.
-Booth, kochanie… jestem tu. Chodź do mnie. jestem tu i czekam na ciebie. Wróć do mnie- ale Booth już nie reagował. Znowu leżał spokojnie.- Nic… Może mi się przywidziało?
-Nie, Bren. Też to widziałam. Uśmiechnął się, złapał twoją rękę. To znak, sweety, dla ciebie. Wraca. Musisz mu pomóc. Musisz wskazać mu drogę powrotną.
-nie wiem, jak…?
-Sweety, wiesz. To wszystko jest tu- położyła rękę Brennan na jej sercu.
-Ale…
-Zaufaj mi. Tu znajdziesz wszystkie odpowiedzi.
-Tak. Wiem, jak mam to zrobić. Booth do mnie wróci. Teraz to wiem i naprawdę w to wierzę.- podniosła dłoń Seeley’ego do ust i ucałowała.
-Zostawię cię z Boothem, kochana.- Ange wyszła po cichu. Nie chciała przeszkadzać zakochanym.
Przez 2 kolejne dni Bren siedziała przy Boothie bez przerwy. Dzień i noc. Starała się nie zasypiać, nie wychodziła… czuwała przy nim cały czas. Opowiadała mu, co dzieje się w Instytucie. Sama jeszcze nie wróciła do pracy. Była jeszcze słaba, a poza tym nie mogła teraz opuścić ukochanego. Cam oczywiście zrozumiała to i dała Bren wolne. Jednakże codziennie ktoś odwiedzał „parterów” w szpitalu i zdawał Tempe szczegółowe relacje z prowadzonych spraw.
W sprawie Susan Ivey i Elizabeth Laventzy niewiele się ruszyło. Okazało się, że jednak mieli do czynienia z seryjnym mordercą. Na szczęście jak do tej pory nie pojawiły się nowe ofiary. Może morderca upatrywał sobie kolejny cel. Teoretycznie zabił jak do tej pory 4 osoby. 2 kobiety i jak podano w wiadomościach Bootha i Brennan. Nie sprostowali tej informacji na życzenie FBI. Kiedy w Instytucie dowiedziano się, ze morderca obu kobiet ma coś wspólnego z próbą zabicia partnerów, uznano, że dla ich bezpieczeństwa lepiej będzie, żeby informacja o ich przeżyciu pozostała znana tylko ich przyjaciołom.
O miejscu zbrodni nie dowiedzieli się zbyt dużo. Jedyne dowody jakie mieli to to, że obie kobiety zostały zabite w pomieszczeniu z betonową podłogą, a takich w DC było mnóstwo. Utknęli w martwym punkcie. Narzędzie zbrodni też nie zostało odnalezione. Wiedzieli tyko, że był to zwyczajny nóż, takich w DC też jest dużo. Brakowało im umysłu Bren i przenikliwości Bootha. Wszyscy bardzo za nimi tęsknili.
Dziwnych w tej sprawie jest kilka faktów. Obie ofiary studiowały antropologię, obie były w Egipcie i straciły rodzinę w dzieciństwie. Za dużo zbiegów okoliczności. To rzeczy łączyły się ze sobą, co dodatkowo było niepokojące… Przecież Dr Brennan też ma z nimi wiele wspólnego… Na szczęście morderca na razie myśli, ze ona i Booth zginęli w zaaranżowanym wypadku.
Sprawa jest dziwna, a wygląda na to, ze skomplikuje się jeszcze bardziej.
Tymczasem u Bootha…
Booth by się tak nie zachował...
wszystko ok ale no to mi do niego nie pasuje...
Czas na kolejne części:)
36.
Do Bootha i siedzącej przy nim Bren przyszli Angela i Hodgins.
-Hej, sweety.
-Hej- powiedział Hodgins.
-Hej- odpowiedziała Bren.
-Jakieś zmiany?- spytał Jack.
-Na razie niestety nie. Jego stan jest stabilny… ale wiecie, czuję, ze do nas wraca, ze jest coraz bliżej. Kochani…- dopiero teraz Bren odwróciła się do przyjaciół. Mogli zobaczyć jej podkrążone ze zmęczenia oczy… Bren przez to, ze nie jadła dopóki jej ktoś nie zmusił, bardzo schudła.-muszę wam powiedzieć coś ważnego. Wiem, ze może nienajlepiej rozumiem ludzi i jestem ostatnią osobą, która zna się na uczuciach, emocjach czy miłości, ale… znam was. Widzę co się dzieje i muszę to powiedzieć. Wiecie, życie jest kruche, nigdy nie wiadomo, co się nam przydarzy. Nie ma czasu na chowanie się po kątach. Widzę, jak patrzycie na siebie, widzę jak zachowujecie się w swojej obecności i może nie ja powinnam wam to powiedzieć, ale uważam, że nadal się kochacie. To co was łączyło było piękne, jest piękne. Nie zmarnujcie tego. Nie pozwólcie by strach pozbawił was szczęścia. Jeśli nie spróbujecie, będziecie żałować tego do końca życia. Będziecie żałować, ze nie daliście sobie drugiej szansy. Spójrzcie na mnie i Bootha… późno zrozumieliśmy, że to co nas łączy dawno nie jest tylko przyjaźnią czy partnerstwem… że to miłość. Irracjonalna dla mnie kiedyś, ale teraz jak najbardziej prawdziwa. Booth wcześniej zorientował się, że tej granicy już nie ma. Bał się powiedzieć mi o swoich uczuciach…. Ja nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że może nas łączyć coś więcej. Za bardzo bałam się odrzucenia. Przez całe życie bałam się angażować, wyrzuciłam wszystkie emocje, bo bałam się, ze jeśli się przed kimś otworzę i pozwolę mu się do siebie zbliżyć, znowu mnie opuści. Ale przecież wiedziałam, że Booth nigdy tego nie zrobi… miałam okazję przekonać się o tym przez te wszystkie lata. Sam zawsze powtarzał mi, że nigdy mnie nie opuści, nie zdradzi, że zawsze będzie przy mnie. dotrzymał obietnicy poświęcając swoje życie dla mnie, a ja mimo tego bałam się tego uczucia. Dopiero teraz, kiedy mogłam go stracić, dotarło do mnie, że naprawdę go kocham, że już nie potrafię bez niego żyć. Stał się częścią mnie, choć wiem że z antropologicznego punktu widzenia, nie jest to możliwe. Wiele razy starałam się wytłumaczyć to Boothowi i często się o to kłóciliśmy, ale teraz wiem, mimo, że nie do końca to rozumiem, że miał rację. Kiedy dowiedziałam się o jego stanie, czułam, ze ktoś zabiera mi część mnie, że moje serce pęka… Teraz wiem, ze go kocham i nie boję się mu tego powiedzieć. Tylko teraz on nie może mnie usłyszeć… za późno… wiem, ze się obudzi, czuję to, ale nie zdążyłam mu powiedzieć, że go kocham. Może to ułatwiłoby mu powrót… gdyby wiedział…
Dlatego kochani, proszę was, nie bójcie się. Nie chowajcie głowy w piasek. W życiu trzeba zaryzykować, to ty Ange mnie tego nauczyłaś. Nie wierzyłam ci, ale teraz wiem, ze zawsze miałaś rację. Jeśli nadal czujecie coś do siebie i wiecie, że moglibyście być znowu razem. Zróbcie to. Dajcie sobie szansę i spróbujcie. Nie odrzucajcie tej miłości.- zapanowała cisza.
Tempe powiedziała wreszcie to co leżało jej na sercu, przyznała się do swoich słabości.-
Nie wiedziałam, że wyjdzie mi z tego takie przemówienie…
Angela i Hodgins stali jak wryci z otwartymi buziami. Byli w szoku, że ich przyjaciółka, ta słynna pani antropolog, którą tak wiele osób uważa za zimną i zamkniętą na uczucia, właśnie zrobiła im wykład na temat miłości. Nawet nie zauważyli, kiedy złapali się za ręce. Stali tak osłupiali i patrzyli na Bren. Nie było sensu rozdzielać swoich rąk, po tym co powiedziała Tempe…
-Powiedzcie coś. Wiem, że ja nie powinnam mówić o uczuciach, nie znam się na tym, ale… coś zrozumiałam.- ciszę przerwała Bren, ale Ange i Jack wciąż stali zamurowani i patrzyli na nią- Dziwnie się czuję, jak się tak na mnie patrzycie. Zabrano wam języki?
-Zabrakło, Bren- Ange uśmiechnęła się przez łzy.
-Co zabrakło?- spytała zdezorientowana Bren.
-Mówi się „zabrakło wam języka”- powiedział Jack z uśmiechem.
-Po prostu nie wiemy, co powiedzieć, sweety. To co powiedziałaś… to było takie piękne…- Ange podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją mocno.- Dziękuję kochana.
-Ange… zaryzykujcie- szepnęła Bren do ucha artystki i spojrzała na uśmiechniętego Jacka.
37.
Zostali jeszcze chwilę z Bren i Boothem. Potem wyszli.
Jack odwiózł Ange do domu. Przez całą drogę się nie odzywali. Oboje zastanawiali się nad słowami Brennan. Miała rację. Oboje wiedzieli, że miała rację. Wymieniali między sobą tylko ukradkowe spojrzenia.
W końcu dotarli pod dom Angeli.
-Dziękuję- powiedziała Ange i pocałowała Jacka w policzek.
-Ange. Chyba powinniśmy porozmawiać.
-Masz rację. Wejdziesz?
-Jasne.
Weszli do mieszkania Angeli.
-Ange, myślę, że Bren ma rację. Nie możemy się bać. Nie możemy tłumić naszych emocji.
-Jack… masz rację, Bren… ona rzeczywiście nas zna, co?
-Oj tak…
-Kocham cię- powiedzieli równocześnie i uśmiechnęli się.
-Tak naprawdę nigdy nie przestałam cie kochać.
-Ani ja ciebie. Zawsze cię kochałem, kocham i będę kochać. Myślisz, ze…- Angela nie dała mu dokończyć. Przylgnęła do niego i zamknęła mu usta namiętnym pocałunkiem. Oboje długo na to czekali. Całe ich pragnienie bycia razem przeniosło się teraz na ich pocałunki. Pełne pasji, namiętności, tęsknoty i oczywiście miłości.
Od razu zabrali się za pozbawianie się swoich ubrań. Jack szybko zrzucił sukienkę Angeli i bieliznę, w tym samym czasie Ange pozbawiła go koszuli, spodni i bokserek. Teraz cieszyli się swoją bliskością. Poruszali się w jednym wspólnym rytmie.
Pocałunkom nie było końca.
Hodgins uniósł ukochaną, która teraz oplotła go nogami. Przenieśli się najpierw na stojący obok stół, potem na szafkę zrzucając z niej stojące książki, potem kanapa…
Cały pokój był ich, wszystkie meble i krzesła.
Ani na chwilę się nie rozłączyli. Byli jednością. Kochali się długo i z pasją. Brakowało im siebie i musieli to teraz nadrobić.
-Ah, brakowało mi tego.- powiedziała po chwili Ange. Leżeli teraz zmęczeni nadal mocno w siebie wtuleni.
-Mi też, kochanie. Tęskniłem za tobą, za twoim ciałem, zapachem, za tobą- odpowiedział Jack składając jej znów serię pocałunków.
-Kto by pomyślał, że to wszystko dzięki Bren.- Ange uśmiechnęła się.
-Ona jest chodzącą niespodzianką. Jak tylko komuś zaufa i otworzy się przed nim… Okazuje się, ze niewiele osób zna ją tak naprawdę- powiedział Jack.
-Tak. Mówiłam ci, że wewnątrz ma w sobie wiele ciepła i miłości. Po prostu zamknęła się w sobie i oddzieliła od świata potężnym murem. Tak by nikt nie miał do niej dostępu i nie mógł jej skrzywdzić.
-Tak. Ale dzięki niej coś zrozumieliśmy. Kocham cie, Ange.
-Kocham cie, Jack.
Ta noc nie należała do przespanych. Pocałunki sypały się cały czas, kochali się przez calutką noc. Zmęczenie nie dawało o sobie znać. Nadrabiali zaległości. Teraz znów zaczną żyć razem.
Rano w szpitalu.
-Kocham cię- szepnął cichym, słabym głosem.
ekstra czesci... a ten wyklad Bones... poprostu zwalil mnie z krzesla... xD pieknie cudownie itp :) dobrze ze Angela i Hodgins znowu sa razem.. :) czekam na cd :)
To następne części:)
38.
Brennan otworzyła oczy. „no tak, oczywiście mi się śniło” pomyślała. Popatrzyła na Bootha, ciągle spał…
-Booth… nawet nie wiesz, jak za Toba tęsknię. Tak bardzo cie kocham. Już się nie boję…
-Tem…Temper-ran-ce…- Booth z trudnością wypowiedział jej imię. Bren przyglądała mu się z uwagą. Ciągle miał zamknięte oczy. „Znowu mi się wydawało… zaczynam wariować…”
-Temperance…- usłyszała ponownie- Kocham cię…- była pewna, że Booth porusza ustami- Kocham cię. Pomóż mi wrócić. Nie wiem, gdzie mam iść. Chcę być z tobą. Kocham cię…- mówił Booth, nadal śpiąc.
-Booth…- samotna łza spłynęła po policzku Tempe- Booth, jestem tu, słyszysz? Wróć do mnie. wiesz, gdzie masz iść. Wiesz. Kocham cię. Kocham… kocham…- powtarzała jak w transie. Jednak Booth już nie odpowiedział przez tą krótką chwilę czuła, że jest obok, że już jest blisko. Wiedziała, ze teraz na pewno do niej wróci. Powiedział, ze ją kocha. Teraz była pewna. Przemówił do niej, to znaczy, że walczy. Ciągle walczy. Tylko dlaczego tak długo nie może znaleźć drogi powrotnej? Co go tam trzyma? Dlaczego nie może się obudzić?
39.
Kolejny dzień w szpitalu. Wyglądało na to, ze nic się nie zmienia. Jednak…
Brennan spała na krześle, opierając głowę o lóżko Seeley’a i trzymając go za rękę. Była już późna noc i w końcu wyczerpana usnęła. Promienie księżyca wpadały przez szpitalne okno. Na zewnątrz kręciła się jakaś pielęgniarka. Było bardzo cicho. Nagle Booth się poruszył. Bren nadal smacznie spała. Powolne ruchy i dźwięki zaczęły się powtarzać.
„Muszę być już naprawdę blisko. Czuje jej obecność. Wiem, ze gdzieś tu musi być wyjście z tej pułapki. Muszę ją znaleźć.” Booth znajdował się w ciemnej przestrzeni. Gdzieś w oddali widział malutkie, białe światło. „Kochanie, idę do ciebie. Nie zostawię cię, pamiętasz?”. Błądził po omacku szukając jakiegoś wyjścia, jakiejś luki, czegokolwiek, przez co można było się przecisnąć do realnego świata. Wiedział, że tam czeka na niego ktoś ważny i nie może się teraz poddać. Był już wyczerpany tym ciągłym szukaniem, ale wiedział, że ból i zmęczenie nie są teraz ważne. Liczy się tylko ona. Kręcił się wkoło, gdy nagle w oddali coś błysnęło. „Może to jest wyjście” pobiegł w tym kierunku… Jednakże to co tam zobaczył było przerażające. Sparaliżowało go ze strachu…
„Seeley Booth… już czas na ciebie”- powiedział głos spod czarnego kaptura. Była to wysoka czarna postać, ukryta pod długim powiewającym płaszczem z olbrzymim kapturem, który całkowicie zasłaniał twarz. W ręku trzymał nóż… nie, to nie był nóż. Kiedy postać zbliżyła się, Booth dostrzegł kosę… to była śmierć. Przyszła się o niego upomnieć…
-Nie, to nie mój czas. Tam ktoś na mnie czeka. Ja muszę wrócić. Obiecałem.
-Nie możesz do niej wrócić. Nie takie jest twoje przeznaczenie. Przyszedłem po ciebie. Musisz iść ze mną.
-Nie! Nie! Nigdy z tobą nie pójdę. Nie mogę złamać danego słowa. Nie mogę jej zranić. Jeśli do niej nie wrócę, jeśli teraz mnie zabierzesz, ona już nigdy nikomu nie zaufa. Zamknie się w sobie i już nikt jej nie pomoże. Nie mogę uczynić jej nieszczęśliwą, nie po tym co jej wyznałem, co ona wyznała mi… zrozum, to nie mój czas…
-Wiesz, że ja nie mam uczuć. Ja mam wykonać tylko swoje zadanie. Nie pójdziesz po dobroci, będę zmuszony użyć przemocy. Tak czy tak pójdziesz ze mną.
-Nigdy z tobą nigdzie nie pójdę! Nie rozumiesz, ze ona mnie potrzebuje. Ona i mój syn!!! Nie mogę zawieść mojej rodziny! Gdybym był sam, nie obchodziłoby mnie to, ale nie jestem sam. Czekają na mnie!!! nie pozwolę ci się zabrać!!! Będę walczył!
-Rób co chcesz. idziesz ze mną. Przygotuj się. Śmierć Seeley Booth, przyszła po ciebie i nic nie możesz z tym zrobić. Nic…
Czarna postać zaczęła zbliżać się do Bootha. Czyżby rzeczywiście nie było już ratunku? Czy to oznaczało, ze nie dotrzymał słowa danego Tempe? Że ją zawiódł? Nigdy więcej już jej nie zobaczy, nie usłyszy jej głosu, nie spojrzy w jej piękne błękitne oczy, nie poczuje smaku jej ust, nie będzie mógł nauczyć ją kochać, pokazać cudu, o którym tak dużo jej opowiadał… nie stworzy z nią rodziny? Czy to wszystko, te wszystkie jego marzenia miały właśnie stracić sens? Nie mógł na to pozwolić!
Śmierć zbliżała się coraz szybciej. Booth przygotowany był na walkę. Tylko jak walczy się ze śmiercią?
Kiedy była już kilka centymetrów od niego, poczuł silny uścisk na swojej ręce…