Witam, obejrzałam 3 pierwsze odcinki i faktycznie 2 był lepszy od 1, a 3 lepszy od 2. Jednak zastanawiam się skąd takie pozytywne oceny dla tej produkcji, czy żeby to poczuć warto oglądać go dłużej, a może ten serial jest faktycznie typem "rozkręcającym"?
Tak, tak, tak, po stokroć tak! :-) Serial jest naprawdę wspaniały, z całą pewnością interesujący, a już takie mad menowe indywidualności jak Don, Roger czy Peggy na pewno nie pozwalają pozostać wobec niego obojętnym. Nie brakuje tu wizji, fantazji, a nawet odrobiny szaleństwa. W dobrym stylu. Problemy bohaterów zostały tu przedstawione w bardzo naturalny i bezpretensjonalny sposób, nie patetyczny, nieprzytłaczający widza monotonnością czy słodkością. Serial przez wielkie ''S'' porywa, chwyta za serce, odpręża, jest absolutnie cudowny - ja wsiąkłam bez reszty :-)
Przez dwa dobre miesiące męczyłam ten serial, praktycznie nie mogąc się od niego oderwać. A wraz z 4 serią zaczęłam się w nich wgłębiać jak nigdy przedtem. Czuję to!
Osobiście uwielbiam takie kino, powolne, pedantyczne, z niedopowiedzeniami. Don Draper w wykonaniu Hamma dosłownie rozsadza ekran charyzmą. Serial jest mądry, wnikliwy, i cudownie muzykalny (te piosenki pod koniec odcinka...)
Mamy tu do czynienia z niebywale interesującymi postaciami, każda z nich wnosi do serialu bardzo wiele, ba, praktycznie rzecz biorąc o każdym z nich można by napisać osobny artykuł, naprawdę :-) Roger - hedonista pełną gębą, ekscentryczny Cooper, sprytny i nieprzewidywalny Campbell, urocza Betty... w połączeniu z takimi bohaterami serial nabiera troche innego wyrazu. Tak wyglada doskonala kombinacja ;-)
Jest tu wszystko - i dramat, i humor, i moment na uronienie łezki również, i kto-wie-co-jeszcze.
Tam prawie wszyscy są na porównywalnym, bardzo dobrym poziomie, a prezentowane przez nich sytuacje są na tyle przednie, że nie pozostaje nic innego jak tylko oglądać.
Najbardziej poraża oczywiście osoba Drapera. Czy człowiek rzeczywiście w końcu musi nacieszyć się namiastką uczucia? Czy całe te cukierkowe opowieści o namiętnej miłości aż po grób to tylko bajki poetów? I dlaczego tak brak nam pewności?
Mogłabym pisać i pisać, ale przejdę może do....
JONA! Niebiosa, czy ten człowiek musi być aż tak autentyczny na ekranie, że widz oglądający ( tak, o sobie mowie) chciałby go po prostu wyciągnąć z ekranu i pocieszyć? Skąd czerpie taką naturalność ruchów, gestów i mimiki twarzy? Myślę, że moje spostrzeżenie jest w miarę obiektywne. Ma w sobie ogromne pokłady charyzmy.
Naprawdę, moim zdaniem to najmocniejszy punkt serialu. Ba! Filar nawet.
Fajna jest też ta drobiazgowość, ten perfekcjonizm, sceny wypełnione ukrytym przesłaniem i symbolami (patrz: sytuacja w łazience, hallowen... Perełki)
Reasumując - oglądać, oglądać!