Mam taka troche odjechana teorie na temat zon Dana- akcja serialu rozgrywa sie od koncowki lat 50 do 1970 roku.
Kiedy jeszcze Dick byl na wojnie, zaraz zanim "pozyczyl" nazwisko Draper, byly to lata 40-ste.
Anna Draper wlasnie mi sie kojarzy z taka Ameryka lat 40-tych, okaleczona po wojnie (noga Anny) ale dumna, budujaca swoje zycie na nowo. Potem mamy Ameryke lat 50-tych i perfekcyjna pania domu Betty. Trudno o bardziej wyidealizowane przedstawienie tamtych lat niz Betty gotujaca obiad Danowi, wciaz olsniewajaca i elegancko ubrana niczym Grace Kelly (do ktorej zreszta padlo jej porownanie w 1szym sezonie). Kiedy pada jej diagnoza w 7-dmym sezonie, jest to jak zapowiedz smierci pewnych amerykankich idealow ktore zostaly calkowicie odrzucone przez hipisow w koncu lat 60-tych i na poczatu 70-tych , albowiem Betty zostala wychowana w bardzo tradycyjnej i bogatej rodzinie, miala sobie znalesc bogatego meza i byc zawsze piekna i pachnaca.
Teraz lata 60-te i Megan jako symbol kobiet ktore chcialy wyjsc zza cienia swoich mezczyzn. Megan postawila na kariere, nie rodzine.
I pewnie daloby sie to pocignac dalej...dajcie znac co myslicie o tej mojej teorii kobiet Dona jako wcielen Ameryki :)
Wojna koreańska trwała od 1950 do 1953. Nie ma mowy o latach 40tych. Akcja serialu rozgrywa się pomiędzy 1960 a 1970, więc nie ma też 50tych. Anna nie została okaleczona na wojnie, bo kobiety nie były wysyłane do walk, jedynie jako pielęgniarki czy role administracyjne. I wiemy, że Anna nie pojechała na wojnę, została w stanach, gdy jej mąż walczył w Korei. Jej niepełnosprawność była wynikiem polio, na które szczepienie opracowano dopiero w latach 50tych. Betty nie była wyidealizowaną wizją lat 60tych, ale właśnie tragiczną rzeczywistością, samotnej, sfrustrowanej, neurotycznej, niedojrzałej osoby, która była najbardziej nieszczęśliwą i właśnie tragiczną postacią całego serialu. Jednym z głównych tematów serialu było właśnie przedstawienie ścieżek dostępnych dla kobiet w tamtych czasach. Betty, stary patriarchalny wzorzec niewolnicy domowej (porównaj z Julian Moore w 'Godzinach'), Midge, artystka-hippiska, wolna ale często zdana na fatalnych mężczyzn; Mona, musząca znosić ciągłe zdrady męża a mimo to finalnie rzucona dla młodszej; Jane, wzorcowa historia sekretarki która złapała starszego, bogatego szefa; Megan, najpierw upolowała szefa, żeby szybko się wymiksować z bagna w jakie ją to wpuściło; Rachel, zbyt bogata i niezależna jak na tamte czasy; Dr. Faye, zbyt mądra i niezależna jak na tamte czasy; Dawn, niewidoczna a przecierająca szlaki dla nowego pokolenia. I wreszcie Peggy, od pomiatanego dziecka do szefowej wszystkich. I Joan, która miała najciekawszą drogę przez różne modele kobiecości, od sekretarki polującej na szefa, przez szanowaną żonę lekarza/ofiarę przemocy domowej, przez prostytutkę aż do wspólniczki firmy i niezależnej, wolnej kobiety. Byłam tam jeszcze masa innych kobiet, których po latach nie pamiętam. Każda z nich pokazywała, co było możliwe w tamtych czasach i jaką cenę musiały kobiety zapłacić za swoje wybory. Największą przegraną była oczywiście Betty. Anna z kolei była najgorzej napisaną postacią i odegrała dość marginalną rolę. W latach 60tych kobiety nie chciały wychodzić z cienia swoich mężczyzn. Po prostu ich nie potrzebowały i szły własną ścieżką, vide Peggy, Joan, Megan.
Najciekawsze jest tło tego serialu. Postać Dona fajnie zagrana, ale odkąd kopuluje z każdą napotkaną kobietą, staje się to po prostu nużące
Don wychował się w burdelu, widział tylko jak kobiety są traktowane przedmiotowo, więc sam się tego nauczył. On nie potrafił okazać prawdziwej miłości nawet swoim bliskim. Dopiero na końcu to zrozumiał.
Nie wiem, nie dotrwałam. Inni panowie z agencji nie wychowani w burdelu a wręcz przeciwnie robili to samo. A szkoda, bo serial pod wieloma względami trzymał poziom, znakomicie pokazane przemiany obyczajowe, społeczne i dobre aktorstwo. No i kostiumolodzy jak i charakteryzatorzy zrobili świetną robotę, chociażby uczesania. A jednak w kółko powtarzany schemat potwornie mnie znudził i odpuściłam.
To nie ma znaczenia, przeskakiwałam odcinki w stylu Mody na sukces, gdzie każdy z każdym, ile można oglądać ten sam schemat?:) Ostatnio zatrzymałam się chyba na śmierci Luthera Kinga. I kwiatki typu: kilka lat wstecz rzucają bomby z wodą w protestujących czarnych, potem na poważnie wyzywają się od rasistów. Nie odkryję niczego nowego, że świat reklamy to świat manipulacji i tak samo działają ci którzy ją tworzą, faceci z wybujałym prestiżowym ego, sprytni manipulanci narzucający najbliższym swoją narcystyczną wizję świata. Nie potrafiący kochać, chyba że siebie. Typowy mit Amerykanina któremu się udało, który wszedł do middle class z dna. I tego jest tutaj sporo. Nie chce mi się rozdrabniać, bo nie mam czasu, ale spodziewałam się dużo więcej po tym serialu a nie tylko zmiany partnerek, które pojawiają się w dowolnej liczbie między piętrami apartamentowca:)
I do dzisiaj niewiele się zmieniło i na przykładzie Hollywood trudno znaleźć kogokolwiek kto nie miał kilku partnerów i dzieci z różnymi osobami.
Nawet nie o to chodzi, myślałam że to będzie taki przedwstęp do chociażby "Hair" Formana i na pewno w jakimś sensie jest, tyle że mocno skręcił w kierunku spraw delikatnie rzecz ujmując damsko-męskich, a im dalej tym gorzej. Tak to jest jeśli serial trwa za długo. Chociaż jak mówią znawcy, w obrazie istotną rolę odgrywa tło w którym można doszukać się wiele symboli i znaczeń. Podobnie jest w tym serialu i właśnie owo tło jest dla mnie najważniejsze ukazujące ewolucję przemian społecznych w Stanach. Za chwilę do głosu dojdzie pokolenie dzieciaków Dona i Betty obalające mit o wyidealizowanej rodem z kolorowych gazet amerykańskiej rodzinie, które to pokolenie odkłamie, zrewolucjonizuje świat. „Let the Sunshine – Let the Sunshine In”:)
Dlatego że nie miał zwyczaju sypiać ze swoimi podwładnymi i traktował je serio jako współpracowników decyzyjnych a nie obiektu swoich chuci:)
Przecież się ożenił ze swoją sekretarką, tylko dlatego, że zobaczył jak jest opiekuńcza wobec jego córki. Wcześniej też przespał się z wcześniejszą sekretarką, a potem udawał, że to nic.
I Joan zrujnowała tę przyjaźń, chcąc by go wywalili z firmy. Don był jedynym który odradzał jej puszczenie się z oblechem z Jaguara, ale ona w głowie miała tylko bycie partnerem biznesowym.
Wychował się w burdelu, stracił dziewictwo z prostytutką, no nie mogło to się normalnie skończyć. Matka zmarła przy porodzie. Nie miał skąd czerpać wzorców.
Tak jak już p/w napisałam, inni z rodzin wręcz wzorcowych robili dokładnie to samo. Kiedy pojawiała się nowa aktorka wiedziałam, że za chwilę wyląduje z kimś w łóżku. No ile można?:) Taki schemat tasiemca. Nie mieli pomysłu to pakowali do łóżek. A mógł być to serial perełka, bo i postacie ciekawe i potencjał był duży. Ale im dłużej tym gorzej. Tak jak z Dr Housem, na początku wybitny, a potem...? Nie dało się tego oglądać żeby nie utracić dobrego zdania o początkowych sezonach. Jest oglądalność, to kombinujemy i piszemy scenariusz na kolanie. Tak to mniej więcej wygląda. Dlatego nie przepadam za serialami wielosezonowymi z dużą oglądalnością, bo wiem czym to pachnie. Po 2,3 sezonach soczystych, pełnych treści zostają jedynie popłuczyny.
Mad Men nigdy nie było jakimś wielkim hitem pod względem oglądalności. Raczej produkcja ceniona przede wszystkim przez krytyków, no i 3 razy z rzędu zgarnął Złotego Globa za najlepszy serial co w ogóle się nie zdarzało.
Dostawał nagrody za pierwsze sezony i wcale się nie dziwię, potem za kreacje aktorskie, bo i aktorsko bardzo dobrze. Dlatego mnie wciągnął. Niestety później było z górki o czym napisałam p/w. Alle kiedy zaczęło się odcinanie kuponów.