Oh...
Klasa.
Serial przebija wszystko.. Ciągle zagubiony Don, jego żona która go przeraża i fascynuje jednocześnie.. Scena pogrzebu, "The man just say what everyone else are thinking",
zimne "cheers" po stracie matki i fala łez po pucybucie..
Niesamowity serial...
i te pierwsze bodajze 7 minut, kiedy Don nie odezwal sie ani słowem a i tak pomimo towarzystwa Megan i hawajskiej scenerii to on był najbardziej wyrazisty. Warto było czekać!
jeżeli ten serial utrzyma się na poziomie dwóch pierwszych odcinków, będzie to pierwsze i zapewne ostatnie "małe kino", które ocenie na 10.
Ten serial rzeczywiście nadaje tor innym. Jest wyznacznikiem jakości i przełomem, obrazem który zostanie w mojej głowie przez długi czas... Na razie mocno się waham.. Bo 10 to arcydzieło, ślad w historii kina... Eh. Draper, powal mnie na kolana w tym sezonie!
Nie przesadzałabym z tymi zachwytami. Oto mamy odcinek z licznymi nawiązaniami do Piekła Dantego. Cały odcinek o śmierci. Troszkę to niepokojące.
Ostatnia scena trochę "trąci myszką", w pierwszej chwili pomyślałam, no nie, znowu? Później, że no tak, to przecież Don. On się nigdy nie zmieni. Zresztą cały odcinek był jak już wspomniałam wyżej i o śmierci ale też o niezmienności. Roger zdaje się powiedział że nic się tak na prawdę nie zmienia. Nie da się zmienić ani człowieka ani świata.
Szczerze mówiąc, odcinek mnie trochę znudził i zmęczył, i nie chodziło do końca o treść. Poprzedni sezon był bardzo wyczekiwany, mieli bardzo dużo czasu na dopracowanie szczegółów. Tak też było, był dopieszczony pod względem reżyserskim i realizatorskim. Wspaniałe ujęcia, wspaniałe puenty.
Tu mam wrażenie, że może z braku czasu, wszystko było robione w pośpiechu, sceny nie płynęły jak w poprzednim sezonie, one skakały. Nie wiem czy to było zamierzone, bo wyglądało niczym klisze puszczane z projektora.
Jednak montaż wydał mi się niechlujny co przeszkadzało w obejrzeniu serialu. Największe zdziwienie mnie ogarnęło przy scenie z atakiem serca portiera. Megan ma na sobie płaszcz zimowy, i nagle jesionkę. Moment mi zajęło zorientowanie się o co chodzi.
Inna scena, zdaje się druga scena rozmowy Rogera z psychiatrą, nie ma żadnego najazdu kamery na szczegół, Roger wypowiada ostatnie zdanie i scena kończy się. Ucięta niespodziewanie. Strasznie to było pociachane.
Słabo wypadły też postaci poboczne tj. zespoły copywrighterów i w jednej i w drugiej agencji.
A i drażniło mnie pojawienie się Betty na squacie. To było bardzo nierealistyczne. Zdziwiłam się że jej nie okradli. Wiem że to miało być równoważne z Megan, która również poszła po trawkę w "niebezpieczne okolice" wyspy, czyli miało pokazać jak podobne kobiety wybiera Don, ale koniec końców było nierealistyczne.
Ostatnia scena również, o której pisałam powyżej,mierziła kiczem,była jak w operze mydlanej (może to też miało być nawiązanie do pracy Megan. Ona dostała angaż w operze mydlanej, a Don swoją tworzy w życiu). Matthew Weiner lubi piętrzyć nawiązania.
Jednak mam wrażenie że bardzo chciał pokazać widzom swoją wizję (śmierci, niezmienności) ale nie udało mu się połączyć tego zgrabnie w całość. bo chciał pokazać za dużo i za szybko.
Amerykańskie gazety/portale amerykańskich gazet również punktują "dziwną rozmowę" Betty z Francisem, o gwałceniu nastolatki.
Muszę przyznać że nowy sezon zapowiada się w zupełnie innej tonacji niż poprzedni. sprawia wrażenie zupełnie innego sezonu. Szykują się mroczne odcinki przed nami.
Zobaczymy.
cóż dodać, podpisuję się pod Aylą. Mimo, że jestem wielką fanką, ten odcinek mnie rozczarował. Postacie trochę się 'karykaturzą'. Don tylko zachowuje twarz oprócz ost. sceny: kolejna kochanka? wielce mistyczne doświadczenie. A, i widać /i dosłownie ;)/, że lata '60 się kończą. Mam nadzieję, że seria się rozkręci. Jeśli nie, to będę skazana na nostalgię za nostalgią /albo: nostalgię wtórną/, czyli kolejny raz oglądanie poprzednich sezonów.
Możesz napisać o co chodziło z tym portierem i zmianą strojów?
Tej rozmowy Betty z mężem też nie skumałam
"Szczerze mówiąc, odcinek mnie trochę znudził i zmęczył, i nie chodziło do końca o treść."
Mam podobne odczucia. Meczący odcinek, ale nie z powodu fabuły, a za sprawą postaci Dona, która zaczyna nużyć i irytywać. Ilez mozna patrzec na jego wiecznie skwaszoną, niezadowoloną minę. Twócy robią z niego powoli meską wersję Betty - ciagle nieszczesliwy, zagubiony, niezadowolony z życia goguś, który nie wie czego chce i nigdy sie nie zmienia. Don, jesli papierosy go predzej nie zabiją, do 90-tki bedzie popłeniał te same głupie błedy i zawsze bedzie nieszczesliwy - to już wiemy. Ale co poza tym panowie scenarzysci? Jesli tworcy nie wprowadza do serialu jakiegos powiewu swiezosci, to ten sezon bedzie poczatkiem konca Med Menów... I zadne zabawy formalne go nie uratują.
pierwsze 30min mnie nudziło, dopiero w drugiej części było lepiej ,nie aż tak super jak oczekiwałem ale i tak nie ma na co narzekać. Trochę mnie zaskoczył romans Dona ... czyżby brak pomysłów ?
Ja nie lubię prorokować jak sezon będzie wyglądał po pierwszym epie (w zasadzie dwóch) ,ale jestem dobrej myśli bo jak do tej pory serial jeszcze mnie nie rozczarował.
zbanowali temat, napisy były moje ,jeden koleś z forum zajmuje się korektą bo nie mogły zostać dodane na n24 z powodu głupich "ah "oh" itp. itd.... możliwe że pojawią się jutro na n24 ale głowy sobie nie dam uciąć.
Moim zdaniem narzekanie na to, że Don jest wciąż Donem jest bezpodstawne. To samo dzieje się na w przypadku Californication gdzie ludzie narzekają, że czemu Hank z Karen wciąż to niby wracają to odchodzą i tak w kółko. Moim zdaniem to jest podstawa tych seriali, mocne charaktery głównych bohaterów, które nigdy nie ulegną zmianie. Don jest takim typem niby spełnionego, ale tragicznego bohatera i nie widzę go robiącego dzieci z żoną i szczęśliwie budującego z rodzinką zamki z piasku na Hawajach.
Co do samego odcinka moim zdaniem serial jest wciąż genialny i być może jak ayla napisała, było troszkę za szybkich przejść między danymi scenami. Sądzę jednak, że było to dość wymuszone czasem antenowym, a musieliśmy zobaczyć wiele zmian które nastały w przerwie między sezonami (a był to przeskok tak na oko z 2 letni? Nie wiem czy gdzieś jest to dokładnie podane).
Sam motyw tragizmu i śmierci w tym odcinku bardzo mi się podobał. Alysa ciekawie dostrzegła parę rzeczy i nawiązań do Dantego, mnie jeszcze wydawało się, że hawajskie tańce żony Dona to był prawie taki Dance Macabre zwiastujący koniec małżeństwa. Widać, że Draper nie lubi jak jego kobiety czują się zbyt wyzwolone i bawią się bez jego klarownego przyzwolenia, ale w towarzystwie stara się jednak być powściągliwy i nie upominać żony. Oczywiście stara się jej kibicować i ją wspierać w wielu rzeczach, jednak widać że sporo go to kosztuje i być może nowy romans jest takim nawet nieświadomym odgrywaniem się na niej. W każdym bądź razie moim zdaniem zapowiada się powolny upadek tego związku.
Na koniec muszę napisać, że serial znowu po długiej przerwie pozwolił mi na delektowanie się każdą jego minutą, każdym ujęciem, każdą sceną i jestem bardziej niż zadowolony, że to wciąż stary dobry Mad Men. Jedyny serial, który obok Twin Peaks jest dla mnie arcydziełem godnym 10.
Mnie szczerze mówiąc odcinek trochę rozczarował. Albo może był inny niż poprzednie, nie wiem czy to dobrze czy źle..
Może ktoś napisać jak wyglądała ostatnia scena odcinka ? Chyba oglądałem jakąś uciętą wersję, która kończy się bez napisów. W mojej wersji Peggy rozmawia przez telefon z kolegą z byłej firmy ( już po wyjściu jej obecnego szefa) i nagle następuje koniec...
W końcówce jest powrót do domu Draperów. Lekarz dostaje telefon do pacjenta, także bierze narty i wychodzi. Natomiast Don skrada się korytarzem na "spotkanie" z żoną owego lekarze, po czym wraca do domu.