Oglądaliście już? Ostatni odcinek mnie poważnie zaszokował. Sam jeszcze nie wiem jakie są moje odczucia, pozytywne czy może niekoniecznie :-)
Dużo się wydarzyło, szybkie tempo, miałem wrażenie jakby scenarzyści chcieli szybko zamknąć serial w jednym odcinku. Ślub z sekretarką? Nic nie wskazywało na to, że cokolwiek ich łączy, wszystko szło w zupełnie innym kierunku. Mam mieszane uczucia, choć serial naprawdę świetny.
Ślubu jeszcze nie było ;D A tak na serio, te oświadczyny jeszcze bardziej pogłębiły dramat Dona. Z zewnątrz wygląda to jak ślub Rogera, a tak naprawdę Don po prostu przez kilka dni poczuł, że jest z kimś przy kim może być sobą. Jak się okazuje po powrocie do NYC czar prysnął... Ogólnie odcinek dobry. Peggy ratująca firmę przed bankructwem, Joan tymczasowo awansuje - co prawda bez podwyżki, ale te wątki mają duże znaczenie, pokazują nam w jakich okolicznościach kobiety zaczęły się liczyć w życiu zawodowym. Szkoda mi pani psycholog, która została niespodziewanie opuszczona przez Dona. Warto pamiętać, że dużo wie na jego temat... Trochę mało mieliśmy Pete'a, jak zawsze rywalizującego z Cosgrovem ^^. No i na koniec ta nieszczęsna Betty, swoją drogą rewelacyjna jak zawsze. Coraz bardziej zaczyna mnie przerażać ta kobieta. Duży plus za sceny kłótni z Henrym, zwolnienia służącej, albo momentu gdy leży w pokoju córki...
hej po czym wnosisz, że czar prysł po powrocie do NYC, nie kojarzę nic co by to sugerowało.
Muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowana - spodziewałam się większego napięcia w agencji, a dostałam kolejne miłosne podboje Dona :> Chociaż moim zdaniem to najsłabszy season finale do tej pory, odcinek i tak był naprawdę dobry. Związek Dona i Megan wcale mnie nie zaskoczył (oświadczyny już trochę tak); wszystko to doskonale wpisuje się w charakter naszego bohatera, przez co serial nadal jest bardzo realistyczny. Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądało ich małżeństwo i jak rozwinie się postać Megan.
Swoją drogą, reakcja Rogera na ich zaręczyny była bezcenna! Moja ulubiona scena, a zaraz po tym ostatnie spotkanie Dona i Betty w ich starym domu. Jedyne, co średnio mi się widzi, to fakt, że Joanie nie usunęła jednak ciąży. Zastanawiam się, jak scenarzyści poprowadzą ten wątek, żeby nie wyszła z tego jakaś pokręcona opera mydlana ;)
Dlaczego nie widzi Ci się wątek z ciążą Joan? Może być ciekawie - spodziewam się jakiegoś dramatu a nie opery mydlanej;-) Na szczęście nie sprawdziły się przeczucia odnośnie Rogera - bez niego i jego żartów serial nie byłby taki sam. Natomiast odejście Bert'a uważam za dobre posunięcie - w 4 sezonie był tylko i wyłącznie nieciekawym tłem. Wątek Don/Megan jakiś taki naciągany mi się wydał. Całkowicie nie rozumiem postępowania Dona - dlaczego stwierdził, że przy Megan jest wreszcie sobą? Myślę, że to małżeństwo może być podobne do poprzedniego - Don we krwi ma sypianie z prawie każdą napotkaną kobietą. W środku sezonu miałam wrażenie, że coś zaiskrzyło między Donem a Peggy - w sumie to byłoby ciekawe rozwiązanie - znacznie ciekawsze niż romans i ślub z sekretarką (powielenie schematu Roger'a). Żal mi Faye, której na Donie ewidentnie zależało, poznała jego sekret, załatwiła spotkanie z Heinzem - wiele ryzykując. Wydaje mi się, że była zbyt inteligentna i zbyt niezależna dla Dona.
Po prostu trudno mi sobie wyobrazić, jak Joan zamierza to rozegrać, mając Rogera tuż obok. Poza tym - już zupełnie subiektywnie - nigdy nie byłam fanką ich romansu, wolę oglądać inne postaci ;) Choć z drugiej strony, to na pewno ciekawa paralela dla ciąży Peggy.
Jeśli chodzi o Dona: moim zdaniem kluczowy jest fakt, że oświadczył się właśnie w Kalifornii, która zawsze była dla niego synonimem wolności, miejscem, gdzie nie musiał nosić żadnej maski. Do tego doszło wspomnienie Anny (no i jej pierścionek zaręczynowy, który Don najwyraźniej uznał za sygnał od losu), która przed śmiercią powiedziała mu, że wie o nim wszystko, a wciąż go kocha. Teraz usłyszał od Megan coś podobnego - że wie, jakim człowiekiem jest tu i teraz, i tylko to się dla niej liczy. Oczywiście Megan nie wie nic o jego przeszłości, ale jest wyrozumiała i Don czuje się akceptowany jako Dick Whitman.
To paradoks, bo powinien czuć się sobą przy Faye, której wyjawił swoją tajemnicę. Jednak ją odrzuca, może dlatego, że wciąż przypominałaby mu o jego podwójnym życiu, może dlatego, że czuje się słaby przy takiej partnerce, może dlatego, że nigdy nie był z kimś, kto zna go aż tak dobrze i zwyczajnie boi się takiego związku? Don zachował się niewiarygodnie i irracjonalnie, ale tak najczęściej zachowują się ludzie, prawda? :)
Nie skojarzyłam faktów - tzn. tego, że od Megan usłyszał to samo, co od Anny. Na pewno Kalifornia była dla Dona miejscem, w którym czuł się najlepiej - tam był sobą - Dickiem Whitmanem. Cały czas uważam, że podjął decyzję o ślubie z Megan pod wpływem chwili (jeszcze dwa dni wcześniej mówił Faye, że będzie za nią tęsknił) - obawiam się, że NY wszystko zweryfikuje. Poza tym nie do końca wierzę w to, że Megan kocha Dona - sama chyba mu wspomniała w pierwszej rozmowie, że nie chce być sekretarką (chciałaby być drugą Peggy).
A jeśli chodzi o Joan - ja tam nie mam nic przeciwko, żeby było jej więcej. Uwielbiam jej gesty, mimikę, sposób poruszania się, przesłodzony głos. W ogóle dużo bardziej mnie interesują postaci kobiece w tym serialu. Każda jest inna, ma inne priorytety, inne marzenia. Ale to temat na inną dyskusję:-)
Oczywiście, że działał pod wpływem chwili. Najśmieszniejsze jest to, że zachował się jak naiwny, romantyczny małolat, a wcześniej, na spotkaniu z American Cancer Society, nabijał się z sentymentalnych nastolatków . Aż trudno uwierzyć, że to ten sam Don, który kiedyś cynicznie mówił, że miłość nie istnieje, bo wynaleźli ją spece od reklamy!
Ja byłam przez chwilę przekonana, że Megan odrzuci jego oświadczyny. Też nie wierzę, żeby czuła do niego coś poważnego, przecież ledwie go zna. Może będzie wykorzystywać jego wpływy, żeby piąć się do góry w hierarchii SCDP? Chętnie obejrzałabym coś takiego! :)
Co do Joan, to bardzo lubię jej postać (a jej GŁOS jest boski), uważam po prostu, że Roger na nią nie zasługuje - chociaż jej mąż też niekoniecznie. Biedna nie ma szczęścia do mężczyzn. Ja w ogóle sympatyzuję z większością bohaterów, nawet z tymi, których nie lubię (czego najlepszym przykładem jest sam Don) ;)
mnie również podoba się to, że bohaterowie działają irracjonalnie i są nieobliczalni, bo to tak naprawdę uwiarygadnia te postacie - tak też często jest w życiu.
chociaż... czy naprawdę aż tak nieobliczalni? co do największego zaskoczenia w ostatnim odcinku, czyli oświadczyn Dona - pamiętacie, że Faye przepowiedziała mu na samym początku znajomości, że do końca roku weźmie ślub? a kiedy się obruszył tylko stwierdziła, że wszystkim nam wydaje się, że nie podpadamy pod żaden z modeli/schematów :)
Na pewno był to ciekawy zwrot akcji. Tak samo jak oświadczenie w sprawie papierosów opublikowane w gazecie - byłam pod wrażeniem:-) A to, że Don szybko się ożeni było do przewidzenia. On lubi wygodne życie - żonę, która czeka na niego z kolacją w domu i kochankę na boku. A Faye faktycznie mu coś takiego powiedziała na samym początku ich znajomości - zapomniałam o tym (chyba za dużo seriali oglądam;-))
Do tygrysia_lilia: Joan na swój sposób jest tragiczną postacią, od lat uwikłaną w romans z Rogerem (romansowali ze sobą przed przyjściem Dona do SC). Ślub z Gregiem wzięła z rozsądku - przecież naśmiewano się z niej w agencji, że pomimo skończonych 30 lat jest dalej panną. Greg ma wrażenie, że nie zasługuje na Joan, że nie potrafi jej uszczęśliwić pod każdym względem (pamiętna scena seksu w gabinecie Dona).
Mi sie ostatni odcinek wyjatkowo podobal.. Od momentu niespodziewanych oswiadczyn Dona do praktycznie samego konca, usmiech nie schodzil mi z ust :) Co prawda bardzo nie podoboba mi sie przyszla panna mloda i zupelnie nie rozumiem dlaczego nie mogla to byc Pani psycholog - konsultant :/ Fakt jest taki, ze to wlasnie ona poraz pierwszy w serialu zapewnila Donowi to czego potrzebowal - spokoj, rodzinna, bezstresowa atmosfere ..
Też czuję od jakiegoś czasu niechęć do Megan. Nie byłam tylko pewna, czym to wytłumaczyć. Teraz myślę, że po prostu bardzo mało o niej wiemy - a przez to, że oglądamy ją oczami Dona, robi się z niej taka wyidealizowana, a przez to denerwująca "Mary Sue" bez skazy.
Faye to bardzo ciekawa postać i strasznie mi jej żal. My widzimy, że mogła być świetną partnerką dla Dona, troskliwą, gotową pomóc mu uporządkować własne życie. Niestety Don jest tchórzem i nie dał jej na to szansy, bo woli niczego nieświadomą, kochającą dzieci Megan. Ech.
Co do Dona i Megan:
Mina Dona w jadalni, gdy Sally wywróciła koktajl, a Megan przyjęła to z uśmiechem - bezcenna. Wyobraźmy sobie w tym momencie jak by zareagowała Betty. To przeważyło szalę. Jak pamiętamy Faye, nie zawsze radziła sobie z dziećmi, była raczej karierowiczką niż matką. Don potrzebuje kogoś do dzieci, kto mu posprząta i nie będzie wiele wymagał. Sekretarka Megan wpasowuje się idealnie w typ takiej kobiety, do tego jest niezwykle namiętna i nie traktuje tego jako jakiegoś tabu. Don może i postąpił pochopnie oświadczając się, jednak taki już ma charakter jeżeli chodzi o kobiety.
Co do Betty:
Betty nie dająca sobie już powoli rady z niczym. Widać, że chciała wrócić do Dona, to poprawianie włosów przed jego wejściem, aktorskie trzymanie pudełka. Mina gdy usłyszała o zaręczynach. Kolejny raz pokazali jej psychikę jako małą upartą dziewczynkę uciekającą przed problemami. Jeżeli serial będzie miał ciąg dalszy nie zdziwię się jak Betty się zabije, a dzieci przejmie Don z Megan. ps. była by to jednak w mojej opinii strata dla serialu, Betty to postać doskonała. Jednak z tak tragicznym końcem mogła by się zapisać na zawsze w historii kina czy serialu.
Co do agencji:
Jak zwykle na czele pomysłów nasze brzydkie kaczątko, co się go czepiają, że o ciąż tak późno się zorientowała :) Widać po niej, że ma ambicje na bycie w ''hall of fame'' sterling cooper draper price olson :D Nie zdziwię się jak w końcu odejdzie i założy powiedzmy z Cosgrovem, albo innymi własną bardziej liberalną agencję (w końcu to jej hipiskie towarzystwo...) Reszta bez rewelacji, Roger jak zawsze powiał humorem. Ciąża rudej średnio mnie interesuje, bardziej się będą musieli postarać.
Ogólnie można by serial na tym zakończyć i każdy dopisał by sobie własne zakończenie. Jednak jeżeli będzie Mad Men trzymał nadal poziom to czekam z niecierpliwością na dalsze losy bohaterów.
Na początku pomyślałem: To jest Mega Kryzys Wieku Średniego w wykonaniu Dona. Potem przypomniałem sobie scenę Megan śpiewania piosenki na dobranoc z dziećmi i powiało psychoanalizą. Z pozoru następna na liście Dona będzie dla jego dzieci matką, której on sam nigdy nie miał.
Podobieństwo sytuacji do perypetii Rogera było tylko pozorne.
Obstawiałem kolejny "poważny" romans Dona ale myślę, że o posadzie "następnej Pani Draper" zadecydowało właśnie podejście do dzieci.
I kto by pomyślał, że Good Old Don to taki Family Man:)
Odcinek spełnił swoje zadanie.
Czekam na następny sezon.
Dla mnie Don nie jest rodzinnym człowiekiem. Chociaż można przyjąć, że przeżył wewnętrzną przemianę i takim człowiekiem się stał - odpowiedź pewnie znajdziemy w 5 sezonie. Po rozstaniu z Betty jakoś szczególnie mu nie zależało na dzieciach - jak przyjeżdżały, to wysługiwał się kobietami, które były w pobliżu, stawiał je w niezręcznej sytuacji. I nagle, pod wpływem chwili, podczas wizyty w Los Angeles przeżył przemianę. Ta cała sytuacja była dla mnie niewiarygodna. Nie wierzę Donowi:-)
W czwartym sezonie Don bardziej interesuje się dziećmi, wszystkimi swoimi dziećmi. Megan zdobyła przewagę nad Faye właśnie przez swoje podejście do dzieci Dona.
Don nie przeżywa przemian pod wpływem chwili. Wszystkie "zwroty akcji" w jego wykonaniu zawsze dojrzewają przez kilka odcinków.
Tylko Faye mi tu nie pasuje. Sądziłem, że ożeni się z Megan ale Faye zostawi "na boku", taki będzie z Dona wyrachowany skurczybyk, w końcu poprzestawanie na jednej kobiecie nie było w jego stylu.
Cóż, zobaczymy, co przyniesie piąty sezon.
Oczywiście, że interesuje się dziećmi, tylko nie umie się nimi zajmować - normalne dla mężczyzn w tamtych czasach. No i błysk w jego oczach w towarzystwie Megan pojawia się głównie w sytuacjach z dziećmi - jak przytula Sally po upadku, czy uspokaja wszystkich łagodnie w scenie z rozlanym koktajlem. Myślę, że w decyzji Dona nie było impulsu - są w tym odcinku sceny, gdzie widzimy go jak siedzi sam w hotelu i ciężko nad czymś rozmyśla- czyli kalkuluje, czy Megan idealnie nadaje się na żonę. Ma świetne podejście do dzieci - przeciwieństwo zimnej i wymagającej Betty, której metody wychowawcze nigdy nie podobały się Donowi, jest miła, łagodna, uległa, dobrze wygląda i nie podchodzi zbyt sentymentalnie do seksu- po numerku w gabinecie mówi, że nie wybiegnie z płaczem na drugi dzień (czyli pewnie nie będzie histeryzować z powodu romansów na boku). Oczywiście, że Faye jak i inne kochanki - kobiety silne, świadome swojej wartości, niezależne budzą w nim więcej namiętności, ale one nie nadają się na żonę. Nie sądzę, żeby po ślubie Megan miała robić oszałamiająca karierę w agencji. Don chce nieskomplikowanej żony domowo-reprezentacyjnej. Takiej, która nie powie nie - jak Faye kilka razy, kiedy ją mocno wkurzył, tylko jak Megan, która będzie się cieszyć jak dziecko, bo prawie nieznany koleś nagle się jej oświadczył.
To jeszcze nie czasy, gdy mężczyźni szukali żony - prawdziwej partnerki; zresztą nawet dziś nietrudno spotkać takich "donów" - żona to co innego, a kobieta marzeń może być co najwyżej kochanką.
Myślę, że Faye akurat nigdy nie zgodziłaby się być taką kochanką na boku, i to akurat Don dobrze rozumiał ;)