PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=797136}

Mr. Sunshine

Mi-seu-teo syeon-sya-in
8,2 1 499
ocen
8,2 10 1 1499
Mr. Sunshine
powrót do forum serialu Mr. Sunshine

Cóż to była za tortura. Naprawdę nie wiem, skąd te wszystkie zachwyty innych ludzi. Próbuję postawić się na miejscu fanów tej produkcji i pojąć, co sprawia, że aż tak im się ona podoba, ale oprócz ładnych zdjęć, strojów i wnętrz nie widzę innych zalet.

Ale od początku. Po pierwsze, "Mr. Sunshine" to istny festiwal nudy. W dramie prawie nic się nie dzieje, a każdy odcinek jest sztucznie rozciągnięty do granic możliwości, byleby tylko jakoś zapełnić czas ekranowy nic niewnoszącymi rozmowami, scenami. Odnoszę wrażenie, że scenarzystka miała w głowie pomysłów może na 10 odcinków, a postanowiła rozpulchnić je aż do 24, dodając coraz to nowe, nic nieznaczące dla fabuły postaci epizodyczne. Ileż w tej dramie było zbędnych scen! Ileż postaci, które nagle, nie wiadomo skąd, po co i na co pojawiały się w historii (np. nagle postanowiono pokazać królową w odcinku 16-tym!). Scenariusz to jeden wielki, nieprzemyślany chaos. Miałam wrażenie, że twórczyni pisała każdy kolejny odcinek na bieżąco, ciągle bacznie kontrolując, czy na pewno uda jej się „dobić” aż do 24 odcinków (w końcu im więcej da się zarobić z jednej produkcji, tym lepiej). Zresztą nie tylko tym razem Kim Eun-sook stworzyła bardzo zły scenariusz – kolejnymi przereklamowanymi potworkami w jej wykonaniu są „Descendants of the Sun” oraz „Goblin”.

Wracając do „Mr Sunshine”, drama nie satysfakcjonuje widza ani jako dramat historyczny, ani jako romans. Aneksja Korei przez Japonię to okres niezwykle trudny i bolesny dla Koreańczyków i aż prosiło się o trzymającą w napięciu, emocjonalnie angażującą historię pełną intryg, zwrotów akcji, zdrad, poświęceń, a dostaliśmy rozmemłane flaki z olejem – ani jeden odcinek nie skończył się ekscytującym cliffhangerem, który sprawiłby, że obgryzamy paznokcie z nerwów i nie możemy doczekać się, by zobaczyć, co będzie dalej. Jak można tak nie wykorzystać potencjału tego okresu historycznego?

A teraz o romansie: chemia między główną parą jest praktycznie nieistniejąca – przecież tej niby miłości między nimi nie da się nic a nic wyczuć. I żeby nie było, ja naprawdę nie potrzebuję pocałunków, żeby uwierzyć w zakochanie bohaterów, wręcz kocham takie subtelne, niewinne okazywanie sobie uczuć np. samymi spojrzeniami (od kilkunastu lat oglądam głównie kino indyjskie i koreańskie, gdzie, jak wiadomo, miłość jest przedstawiana w niezwykle delikatny sposób), ale wykreowanie między bohaterami takiej magii na ekranie to też jest istna sztuka, co niestety twórcom tej dramy w ogóle się nie udało – spojrzenia naszych bohaterów, które zaserwowano nam tutaj zamiast motylków w brzuchu, wywoływały we mnie uczucia zniecierpliwienia i poirytowania – „no, ileż jeszcze oni będą się na siebie tak beznamiętnie gapić?”.

No i ta końcówka – scenarzystka nie miała pomysłu jak zakończyć losy swych bohaterów, więc postanowiła ich w 99% po kolei uśmiercać. Finał tej historii to nieśmieszny żart, czyste lenistwo scenariuszowe i tanie manipulowanie emocjami.

Wymieniłabym więcej wad tej produkcji, ale szkoda mi już czasu na ich opisywanie – na samo jej oglądanie straciłam wystarczająco dużo swego życia. Osobiście stanowczo odradzam tę dramę. Moja ocena to 2/10. Wiem też, że po kolejną produkcję autorstwa tej scenarzystki już nie sięgnę.

P.S. Jeśli ktoś chce zobaczyć fajną produkcję, której akcja toczy się w czasie okupacji japońskiej, a w której COŚ się dzieje, polecam film „Assassination” z 2015 roku (kor.: 암살).

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones