Dobry do połowy (z potencjałem), pózniej flaki z olejem. A końcówka typowo azjatycka - ona sama (50 kilo) i 50 trupów po niej...
Superbonus? Jakieś zaskoczenie na koniec?
Tak. :)
Boss na początku (finał) wygrywa, ale przegrywa.
Koniec.
Miałam dokładnie odwrotne wrażenia - pierwsza połowa nudna i boleśnie przewidywalna, potem zrobiło się ciekawiej.
Oczywiście było trochę bzdur, jak choćby niezniszczalność bohaterki - co chwilę ktoś ją postrzela albo dźga, nie wspominając o normalnych fizycznych skutkach bardzo intensywnych walk, a tymczasem jej mimo tego wszystkiego w zasadzie nic nie jest - czy wspomniana przez Ciebie absurdalność tego, że co i rusz walczy z bandziorami ze znaczną przewagą liczebną i za każdym razem bez większego problemu wszystkich powala.
Chociaż mnie osobiście najbardziej urzekła inna scenka - zły boss (jakkolwiek-mu-tam-było) wraca do domu po tym, jak omal nie zginął na łodzi, po czym szerokim gestem rozdziera sobie na piersi koszulę i chwyta za drinka. Alkohol rozumiem, ale ten dramatyczny i kompletnie bezsensowny gest z koszulą?
Od drugiego odcinka, zaczyna się spektakl absurdów - w stylu Avengers. 50-45 kilowa kobieta odurzona narkotykami. Daje radę 2 chłopom, wcześniej wszystkich na ringu rozpie.... po ok roku trenowania, oczywiście chłopów co kilka lat podobnie trenują i są o ok 20-30 kg cięższych . Normalnie Czarna Wdowa, a serial jest niby w realistycznym tonie zrobiony.
Zgadza się.... Mylisz się jednak, bo w/g standardów azjatyckich był bardzo realistyczny.
Podczas zadawania ciosów nikt nie lewitował. :)
Oglądam trochę tego i lubię kino Koreańskie mimo swojego specyficznego klimatu, to ciężko znaleść tam takie absurdy. Wystarczy wpisać frazę „Koreańskie kino zemsty” i dużo lepszych produkcji o podobnej tematyce się znajdzie. Lub inne filmy Bonga (np.Zagadka zbrodnie jeszcze lepsze niż Parasite)
Jak byłeś zachwycony przeciętnym "Squid Game" to rzeczywiście serial nie dla Ciebie. "Squid Game" to bajka dla dzieci. Dla dorosłych jest japońskie ,,Alice in borderland" ;)
Moim pierwszym koreańskim serialem było Squid Game,byłam nim rozczarowana i pewnie zakończyłabym na nim moją przygodę z k-dramą,gdyby nie My name. Na szczęście,bo potem zaliczyłam całą masę rewelacyjnych seriali.Być może to typowy film o zemście,ale przyprawiony fenomenalną wręcz muzyką,zostanie zawsze w mojej pamięci,jako ten który otworzył przede mną drzwi do magicznej krainy koreańskiego filmu.Trzeba się nauczyć przymykać oko na pewne typowe dla nich dziwne filmowe smaczki i wyłuskać z nich to ,co najcenniejsze-a czego nie ma nigdzie indziej.