PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=847745}

Normalni ludzie

Normal People
7,8 25 395
ocen
7,8 10 1 25395
7,0 25
ocen krytyków
Normalni ludzie
powrót do forum serialu Normalni ludzie

Mam mieszane odczucia co do tej narracji, która jest dla mnie silnie odczuwalna w serialu, że Connell nie jest wystarczająco dobry dla Marianne, że zasługuje ona na kogoś lepszego itd. Pada to wprost z ust matki Connella, ona daje to też moim zdaniem odczuć samemu Connellowi, podobne słowa wypowiada też chyba któreś z ich przyjaciół z college'u. I myślę, że sam Connell koniec końców to internalizuje + ma niską samoocenę, która może takie odczucia tylko wzmagać. A ja mam wątpliwości czy to słuszna ocena. 
Connell krzywdził Marianne tym, że nie rozmawiali w szkole i nie przyznawali się do relacji. Nie da się temu zaprzeczyć, ale ja miałam wrażenie że od samego początku Marianne kładła na to bardzo duży nacisk, powtarzała, że nikt nie musi wiedzieć, jakby od razu zaczynając tę relację z Connellem i "uwodząc go", robiła to na określonych warunkach, mając na to plan, wytyczając od razu tę granicę i z założenia robiąc dużą sprawę z tego, jak ich relacja zostanie odebrana w szkole. Jasne, że Connell też miał jakieś obawy z tym związane, ale mam wrażenie, że ona mocno zamieszała mu w głowie, włożyła mu do głowy te myśli, wzmocniła w nim tę obawę przed powiedzeniem znajomym. Być może dla niej to był jakiś mechanizm obronny, że wolała sama założyć, że on się jej wstydzi, pokierować granicami tej relacji i udawać, że jej to za bardzo nie rusza, niż usłyszeć od niego, że się jej wstydzi i być totalnie tym zdruzgotaną. Ale mam wrażenie, że odbiło się to rykoszetem, trochę jak taka samospełniająca się przepowiednia. Przez to oboje się zafiksowali na tym, by to pozostało tajemnicą. Nie mówię, że Connell jest święty, bo są momenty, gdzie się nie popisał, jak np. gdy jego kolega obrażał Marianne w szkole, a Connell w żaden sposób tego nie przerwał ani nie stanął w jej obronie. Jednak nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że od samego początku to ona nakręcała w nim jeszcze bardziej to, żeby ją ukrywał przed przyjaciółmi. A Connell bardzo szybko i bardzo mocno się w niej zakochał, zobaczył jaka jest, był pewny jej i tego co do niej czuje, ich relacji. Pierwszy dość szybko powiedział, że kocha i często to padało z jego ust, a ona rzadko mu to mówiła, przez długi czas chyba sama mu tej miłości nie wyznała. Wraz z rozwojem relacji Connell też mocno przepraszał za to jak wyglądała sytuacja w szkole, że ją skrzywdził. Poza tym traktował ją naprawdę dobrze i pokochał. A Marianne, jej chłod, jej dystans, to że chyba sama nie wiedziała czego chce sprawiało, że Connell był mocno zagubiony, miał chaos w głowie, często czuł się niespokojny, niepewny, zlękniony że zrobił coś nie tak, że znów ją skrzywdził itd. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to Connell zasługiwał na kogoś lepszego, a nie na odwrót... Szczególnie że widzimy jego zmagania z samooceną, nastrojem, ze sobą i to moim zdaniem widoczne dużo wcześniej niż ten wspominany styczeń po śmierci kolegi. Wcale nie był taki pewny siebie i beztroski, też potrzebował dużo wsparcia, też był wrażliwy.

To bardziej luźne przemyślenia, choć miałam wrażenie, że narracja serialowa taka właśnie miała być, że Marianne jest wrażliwą duszą, a Connell ją krzywdził i nie był dla niej wystarczająco dobry. A ja to odbieram zupełnie inaczej. Ktoś odczuł coś podobnego? Jestem ciekawa Waszych opinii :)

ocenił(a) serial na 8
tear_us_apart

Mi takie i inne wątpliwości wyjaśniła książka. W serialu nie ma ich monologów wewnętrznych, a one są bardzo ważne. Connel z miejsca zaznaczył, że w Szkole ludzie będą na nich dziwnie patrzeć, a Marianne szybko zgodziła się na cokolwiek, byleby mieć go w jakikolwiek sposób blisko. Ta dziewczyna jest głęboko zaburzona, bo od małego jest upokorzana, bez jakiejkolwiek miłości w domu. Podświadomie wkracza w relacje, w których też jest upokorzana. Książkowy Connel ma obsesję na punkcie bycia normalnym, a pomimo uczuc do niej, ciągle widzi, że cos jest z nią nie tak. Lgnie do niej i ucieka. A tak naprawdę czym jest tak zwana normalność? Connel rzekomo osiągnął ją z Helen, w książce podkreślał, że to zupełnie normalny, stabilny związek. Tego chciał, jednak w obliczu śmierci kolegi to w Marianne znajduje zrozumienie, ukojenie. Pomaga w czasie depresji. Ona jest z jego świata, nawet jeśli jest inna. Ona myśli o sobie tak źle, że wkracza w masochizm, ale nie tylko w sensie seksualnym. To jest głęboki stan świadomości i stosunku do siebie, co widać w Szwecji. I niestety Connel też się do tego przyczynił, uciekając od niej, bez konkretnego wyjaśnienia. Dwa razy zostawił ją po tym gdy powiedział, że ją kocha. Dosłownie dwa dni później. Connel i jego matka cały czas mówią: kocham Cię. Dla niego taka komunikacja jest u nich na porządku dziennym. Natomiast Marianne nigdy tego nie usłyszała, być może stad ta blokada. Wydaje mi się, że to jest opowieść o przywiązaniu do świata z zewnątrz, Marianne tkwi w nienawiści do samej siebie, która wyciągnęła z domu. Godzi się na upokarzanie, nie widzi tego, że jest nie tylko inteligentna, ale i zasługuje na dobre traktowanie. natomiast Connel jest niewolnikiem tego, co uważa za dopasowaniem do środowiska. To go zjada. A Marianne raz jest jego światem, a raz uważa ją za ucieleśnienie czegoś nienormalnego. To jest bardzo dobra historia na kilku poziomach. No i to uniwersalne przesłanie: gdyby to ludzie potrafili że sobą rozmawiać...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones