Szczerze? Według mnie najlepsze anime jakie kiedykolwiek powstało. Oczywiście każdy ma
wyrobione inne zdanie, ale mój ulubiony film czy anime musi mieć wzruszające momenty.
To była jedyna opowieść, w której nie potrafiłam utożsamić się z dobrem czy złem. Raito (czy
jak kto woli - Light) uwielbiałam. Miałam nadzieję, że wygra z N. Po obejrzeniu całej serii nie
potrafiłam zrozumieć, jak młody Yagami mógł przegrać w taki sposób. Przez cały czas
oglądanie tegoż anime zachwycałam się jego inteligencją i delikatnym uśmieszkiem
czającym się na jego ustach. Było to dla mnie nie do pomyślenia, że 'nie przewidział'
(prawie, ponieważ podobno to zrobił), że N mógł wykraść notes. Płakałam dwa razy:
podczas śmierci L (łzy ciekły mi po policzkach jak nigdy - 'ćpun' z opuchniętymi oczami i
ogromną tendencją do zjadania słodyczy - nie mogłam się później bez niego) i podczas
śmierci Kiry - to może mną tak nie wstrząsnęło, domyślałam się końca. Jednak kiedy
Amane stanęła na dachu i wydawało się, że skoczy... pokazała wtedy jak bardzo go kochała.
Do końca swoich dni nie dowiedziała się, że on jej nie... To mnie przerosło.
Nie przeciągając - NAJLEPSZE anime jakie do tej pory widziałam.