T:45
44: http://www.filmweb.pl/serial/Pami%C4%99tniki+wampir%C3%B3w-2009-502112/discussio n/Stefan+i+przyjaciele,2426496?page=20#post_11943910
Marta wróć do nas!
No tak, bo HIMYM wychodziło we wtorki i trwało 20 minut, a GoT wychodzi w poniedziałek i trwa ponad 50...
Rzeczywiście luz się zrobił :D
Kejt logic <3
Cicho xD No bo tak to miałam Glee i HIMYM jednego dnia, a Got jest wcześniej :D
A jak stoisz z HoD, bo po ostatnich dwóch odcinkach serial mnie maksymalnie zaskoczył. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam... I jestem ciekawa co Ty o tym myślisz :)
Fak ju bicz. Nie znam nikogo kto ogląda HoD (A przynajmniej już) więc będę musiała przeżywać sama.
Not cool.
Ooo, to by było kochane <3 Umieściłabym Cię w nagrodę na podium moich ulubionych użytkowników fw :*
Przedostatni warto zobaczyć!
Slutty! :*******
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/1/12/BabyPandaAtSDZ.jpg
Co u Ciebie słychać? :)
I widzę, że drastycznie obniżyłaś ocenę dla TVD :DD Coś szczególnie głupiego się ostatnio stało? ;D
Wszystko w porządku chyba.
A to taki chwilowy w sumie wybryk, bo mnie irytuje tak wysoka średnia tak durnego serialu. Wszyscy niby narzekają, a większość nadal trzyma 9 i 10 mimo że hejtuje co tydzień w odcinkowych tematach.
Zmienię za jakiś czas tą ocenę na 5 albo 6 - zobaczymy jak będzie dalej. Chociaż mam nadzieję, że do tego czasu średnia spadnie.
Cieszę się, że wszystko w porządku :)
Też mnie denerwuje ta średnia, bo ten serial już dawno na nią nie zasługuje, no ale co zrobić. Jeszcze myślałam, że jakoś odratują ten serial, 5 sezon miał kilka fajnie zapowiadających się wątków, ale oczywiście wyszło jak wyszło. Teraz zupełnie nie wiem co się tam dzieje, ostatni odcinek jaki widziałam to ten 100, potem już zapomniałam, że kiedykolwiek oglądałam to dziadostwo xD
No to nic nie straciłaś od tego czasu. O dziwo nadrobiłam to dziadostwo wbrew wcześniejszym zapowiedziom i pewnie nie rzucę choćbym już chciała sobie oczy wydłubać.
Szkoda chyba czasu na TVD już, poziom głupoty już osiągnął wyżyny.
A jak reszta seriali? SPN i HoD masz chyba nadrobione, tak? ;) Dzieje się tam coś ciekawego?
No szkoda niby, ale jakoś tak nie lubię porzucać seriali.
Tak, nadrobiłam wczoraj wszystko.
SPN - obniżyłam już ocenę nawet, bo męczy strasznie. W kółko to samo. Nawet odcinki z Cassem mnie nie bawią. Ostatnio nawet Gabriel wrócił, ale też szału nie było.
HoD - też trochę głupot było, ale w przedostatnim odcinku wydarzyło się coś czego się nie spodziewałam i teraz jestem mega ciekawa co dalej.
Ja też nie lubię, bo czasem się zdarza, że coś usłyszę na temat tego przerwanego serialu co mnie zaciekawi i mam ochotę znowu oglądać, no ale z drugiej strony, wiem że np takiego PLL nie dałabym już rady oglądać ;)
Mam chyba 2 odc do nadrobienia w SPN, ale właśnie muszę się zgodzić, czasy czas powtarzają ten sam schemat i tylko z sentymentu mam to wciąż ocenione na 9. Tylko 2 seriale mam tak ocenione i aż głupio mi, że SPN jest jednym z nich, ale nie mam serca zmieniać oceny :D
Ooo a co się takiego stało w HoD? Zaciekawiłaś mnie teraz :)
Jeśli SPN ładnie zakończą i zrobią w ostatnim sezonie (do którego mam nadzieję dotrwać) coś co mnie wzruszy, to pewnie wróci ta 9, bo sezony 1-5, a w szczególności 1-3 kocham i zawsze już chyba będę kochać.
Tak po prostu mam Ci napisać?
Lemon i George kupili razem tą restaurację ( Fancies?) i ciągle się o nią kłócili, a potem po pijaku się ze sobą przespali. I choć początkowo oboje uznali, że to był błąd (choć seks był całkiem awesome), to w następnym odcinku było już widać, że George jest zazdrosny trochę o Lemon na randce i chyba coś znów zaczął do niej czuć.
I nie wiem co myśleć.
No mówiłam - ja też. Jak wczoraj usiadłam do nadrabiania, to się zmuszałam, a jak zobaczyłam ten odcinek, to żałowałam że nie ma kolejnego już.
O kurczę :D Chyba będę musiała w końcu HoD nadrobić. Chciałam poczekać do końca sezonu i obejrzeć całość, ale chyba nie dam rady :D
Nie wiem co o tym myśleć, Lemon i George mieli naprawdę świetne sceny, szczególnie po ich rozstaniu i fajnie się na nich patrzy, ale myślałam, że już do nich nie wrócą nigdy, a tu proszę.
Dla mnie i tak numer 1 to ta scena w hotelu z pianką albo bitą śmietaną... już nie pamiętam szczegółów.
W sumie to lubiłam ich razem i nawet się ucieszyłam jak do tego doszło, bo na Zoerga, Lemoniadę czy L&L szans raczej na 100% nie ma. Dobre i to.
Obejrzałam te sceny L/G i powiem Ci, że całkiem nieźle to wygląda. Nie wiem czy chcę ich razem, ale podoba mi się ten wątek, przynajmniej mnie zaskoczyli mocno ;)
Zmieniłam, żeby nie straszyć Madame dziewczynką z Ringu, bo jeszcze przeze mnie się nie będzie pojawiać ;) I tym razem wybrałam coś na czym widać oczy :D
Nie skomentuję już jakie to straszne, że tak robisz :)
Przynajmniej nie jest tak do przewidzenia jak do tej pory. Ja jestem ciekawa jak to pociągną.
Samara była spoko, ale trochę w oczy raziło to niebo czy koszulka.
Nie komentuj, wiem że tego nie lubisz :D
Ale nie wszystkie seriale tak oglądam, najczęściej właśnie takie które raczej mnie nie zaskoczą :) Np. SFU sobie nie spoilerowałam, chociaż niechcący dowiedziałam się o śmierci Nate'a jak oglądałam 3 bądź 4 sezon.
I tak pewnie niedługo zmienię, ostatnio widziałam takie ładne zdjęcie z HIMYM, więc jak je znajdę to wstawię :)
Taaa ja też kilka miesięcy przed ponowną próbą oglądania wpadłam na youtubie na uroczy filmik pt. "Nate's funeral" :/
Liczyłam, że kiedyś o tym zapomnę, ale o takich rzeczach się niestety nie zapomina.
Niestety nie. Strasznie się zdenerwowałam, bo akurat ten serial chciałam oglądać bez jakichkolwiek spoilerów, no ale trudno się mówi.
Ja jeszcze potem miałam taką dziwną nadzieję (i taki scenariusz sobie wmówiłam), że ten pogrzeb mógł być tylko taką alternatywną wizją.
Oni zresztą zrobili taki odcinek czy nawet kilka po tej Nate'a operacji.
Wiedziałam, że tak nie będzie, ale zawsze coś.
Prawdę mówiąc nie pomyślałam o tym, już chyba wolałam się na to przygotować i myśleć, że mi go kiedyś uśmiercą. No ale biorąc pod uwagę cały ten serial, to moim zdaniem dobrze że stało się to co się stało.Chociaż strasznie mi było go szkoda, a chyba jeszcze bardziej Brendy.
Ja już prawdę mówiąc nie wiem co myślałam. Za dużo finałów przeżyłam w ostatnim czasie (BB, SFU, DEX, HIMYM), że już nie jestem pewna czy to było moje oryginalne odczucie czy teraz po czasie tak myślę.
Wydaje mi się, że na sam koniec na Nate byłam wściekła i to łagodziło żal. Szkoda było natomiast reszty rodziny.
Aa no faktycznie, u Ciebie to się wszystko skumulowało, bo Ty w ostatnim czasie to oglądałaś.
Ja ostatnio dość mocno przeżyłam ten finał HIMYM, sporo nad nim myślałam, ale do końca nie wszystko jeszcze przemyślałam.
Właśnie dzięki temu, że Nate zachowywał się jak ostatni dupek w ostatnich odcinak jakoś zmniejszyło ten smutek, masz rację. Ale właśnie ta Brenda taka biedna była potem, no i oczywiście najbliżsi Nate'a też, płakałam na tym jego pogrzebie jak głupia z tego co pamiętam. Ehh ten serial to taki wyciskacz łez, że to jest dla mnie nie do ogarnięcia.
Nie jestem pewna czy pisałam składnie, ale mam nadzieje, że zrozumiesz :D Już mi się nie chciało sprawdzać i czytać 2 raz xD
Zrozumiałam ;)
No właśnie nagromadziło mi się (nigdy więcej czegoś takiego), a w sumie z tych 4 jedynie Dexter w ogóle mnie nie poruszył.
Mógł na to mieć wpływ fakt, że zaraz po finale nacięłam się na inny uroczy filmik pt. "Dexter throws out Debra's body to the ocean" czy coś w ten deseń... xD
No ale pozostałe 3 to miazga psychiczna. Nawet BB które skończyłam chyba o 3 nad ranem zakończyłam histerią nie do opanowania :/
O HIMYM trochę mi się zdanie zmieniło jednak. I też powoli zaczynam patrzeć na cały serial inaczej.
Cieszę się :D
Mnie Dexter poruszył, ale w złym tego słowa znaczeniu. Byłam bardzo niezadowolona przez ten ostatni sezon, który mi zepsuł trochę opinie o tym serialu.
Współczuję w takim razie, pamiętam jak ja długo nie mogłam dojść do siebie po SFU, a co dopiero jak Ty w dość krótkim odstępie czasu obejrzałaś 3 mocne finały.
Ale zdanie Ci się zmieniło na korzyść czy nie? I w jakim sensie patrzysz inaczej na ten serial?
Ja prawdę mówiąc Dextera aż tak nie polubiłam, także aż tak mnie to nie zabolało.
Z jednej strony miałam gorzej, ale z drugiej byłam już trochę bardziej przyzwyczajona do tego, że seriale się kończą... Myślę, że byłoby mi milion razy gorzej po HIMYM gdyby nie wcześniejsze zaliczenie tych 3 finałów.
Teraz jeszcze wiem, że ostateczny finał SPN może być dla mnie bardzo emocjonujący, ale kto wie czy w ogóle tego dożyję, bo nie wiem ile oni jeszcze planują tego kręcić xD
Co do HIMYM - W pewnym sensie na gorzej. Jakoś tak przewartościowałam sobie w głowie wszystko w co Ted wierzył i za czym stał jako niepoprawny romantyk i doszłam do wniosku, że choć początkowo mi jego podejście imponowało, tak teraz nie jestem już taka tego pewna. Myślę, że to trochę szkodliwe wierzyć, że ktoś kogo darzysz uczuciem, a kto tego nie odwzajemnia w sposób na jaki zasługujesz, w pewnym momencie zrozumie i wpadnie ci w ramiona. I trochę już nie wiem co myśleć o tych słowach, że jak kogoś kochasz, to nie powinno się nigdy odpuszczać. Czyli w sumie całe główne założenie tego serialu jakoś tak ostatnio postawiłam pod znakiem zapytania. Zawsze uważałam, że himym stanowi dla mnie taką odskocznię od własnych poglądów na ten temat i trochę mnie "naprostowuje" na bycie mniej cyniczną w kwestii miłości, ale teraz wydaje mi się, że wróciłam do starych nawyków i nawet Tedowi już nie ufam.
Poza tym coraz badziej mi się kwestie czysto techniczne nie podobają - rozplanowanie sezonu itp.
*Pewnie masa błędów - przepraszam, ale miałam taki internetowy słowotok.
Ja polubiłam Dextera, chociaż też nigdy nie kochałam tego serialu jak chociażby SPN. No i nie ukrywam, że byłam zawiedziona mocno po tym finale.
Powiem Ci szczerze, że coraz częściej się zastanawiam nad tym, czy nie lepiej by było, gdyby skończyli to SPN na 5 sezonie, chociaż to by było bardzo smutne zakończenie, ale z drugiej strony, to były jeszcze czasy świetności Supernatural, a niestety z sezonu an sezon jest coraz gorzej. Chociaż w tych późniejszych sezonach było mnóstwo śmiesznych odcinków, także już sama nie wiem. Mam nadzieję, że 10 sezon będzie już tym ostatnim :)
Kurcze, nie wiem co teraz Ci odpisać na temat HIMYM, bo autentycznie wciąż mam mętlik w głowie. Powiem Ci tak, na pewno rozplanowanie sezonu to jedna z tych rzeczy, którą zrobili bardzo źle. Nie ogarniam po co poświęcili tyle czasu na ślub, żeby potem rozwieść Robin i Barney'a w przeciągu 3 minut. Pewnie tylko dlatego, żebyśmy się nie spodziewali tego i ewentualnie by "zakończyć definitywnie" wątek Teda i Robin. Tylko tak to sobie tłumaczę. A co do samego finału, podobało mi się w nim to, że nie był taki cukierkowy, bo HIMYM nigdy nie był cukierkowym serialem i głupio by było, gdyby się tak skończył.
Bezgranicznie pokochałam Matkę i bardzo mi było przykro jak jednak umarła, ale chyba byłam na to przygotowana. Podobało mi się, że właśnie Ted odpuścił sobie Robin i to było idealnie widać, cieszyłam się że nie zrobili z Matki takiego koła ratunkowego, chociaż niektórzy tak to właśnie interpretują. Ja jednak wolę wierzyć, że po prostu człowiek może zakochać się ponownie i że żadna z tych miłości nie jest tą gorszą/lepszą. Było widać po Tedzie, że nie może oderwać od Matki wzroku i że naprawdę ją kocha i że przeżył z nią naprawdę cudowne chwile, o których niektórzy mogą tylko marzyć. Robin natomiast dostała poważną lekcję według mnie, była samotna przez długi czas, świadoma że straciła Teda. Myślę, że to był bardzo dobry pomysł, by połączyć Teda i Robin właśnie po kilku latach, gdy już oboje byli na tym samym etapie i mogli sobie nawzajem pomóc, jak to robili zawsze.
Marshall i Lily dla mnie niezmiennie dobrze, ładnie zakończyli ich wątek, chociaż mało tych scen z nimi było. No i genialna scena z tą przysięgą z przedostatniego odc :) Wątek Barneya też całkiem niezły, fajnie że miał w końcu dziecko, chociaż miałam trochę wrażenie, jakby to była taka kara dla niego w pewnym sensie, nie wiem czy zrozumiesz o co mi chodzi. Po tylu latach beztroski w końcu spadła na niego taka odpowiedzialność, mimo tego że kochał dziecko nad życie, to jednak było mu widać dość ciężko.
Dobra, a teraz jeszcze do tego co Ty napisałaś: poruszyłaś trudną kwestię, sama się nad tym zastanawiam nadal, można to na kilka sposobów odebrać. Ted walczył długo o Robin, ale w pewnym momencie przestał i moim zdaniem to było akurat niezłe posunięcie. Podobało mi się to, że w końcu ruszył do przodu, bez tego robinowego cienia, że tak to określę :) Ja jestem zdania, że warto walczyć o to co się kocha, ale też trzeba wyczuć tę magiczną granicę kiedy już nie warto tego robić. Trochę właśnie dziwne było to, że w jednym odcinku Ted mówił o tym, żeby walczyć, a 2 odcinki później uświadamia sobie, że to już nie to, ale winię za to właśnie to rozplanowanie sezonu, bo myślę, że gdyby było trochę więcej czasu to by to ładniej przedstawili.
Pisałam wszystko o czym w danej chwili pomyślałam, więc nie ręczę za to, że cokolwiek ogarniesz z tego mojego bełkotu :D
Ło matko... Jeszcze nie przeczytałam, ale ilość mnie powaliła i uznałam, że najpierw to skomentuję xD
Teraz trochę głupio by było odpowiedzieć jednym zdaniem, że w sumie się zgadzam, więc postaram się trochę rozwlec myśl w nadziei na to, że późną porą nie zwrócisz uwagi, że to bez sensu kompletnie.
Prawdę mówiąc nie byłam zadowolona z wątku Barneya. To że po rozwodzie wrócił do bycia sobą z 1 sezonu było totalnie niedorzeczne. Tak jak napisałaś - kochać w życiu można wiele razy, a mówienie że skoro z Robin się nie udało, to z żadną inną też nie wyjdzie było głupie.
Scena z córką była piękna, ale chciałabym żeby chociaż dopowiedzieli coś w stylu "wujek Barney poznał kogoś 3 lata później i bla bla bla happy ever after" Jak by nie patrzeć Barney dojrzał przez te 9 sezonów, a jego postać nie zasłużyła na taki regres.
Mash i Lil - wiadomo, idealnie.
Robin - Żal mi jej było potwornie, ale trochę zasłużyła... To trzeba przyznać. Sama do tego doprowadziła.
Co jednak najbardziej mi teraz nie gra w relacji Ted/Robin na przestrzeni lat, to to, że pod koniec dochodziło do takich paradoksów, że Ted niby bezgranicznie zakochany w Robin jest w tym samym czasie w stanie przygotowywać jej ślub. Ogółem dziwnie były te uczucia zarówno Barneya jaki Teda. Raz były, a raz jakby w ogóle nie mieli przeszłości. Tak jakby uczucia dało się wyłączać i zapominać. Zbyt elastycznie scenarzyści do tego podchodzili niestety czasami.
Chociaż i tak ich podziwiam za odwagę, że ten wątek przeforsowali.
Tyle że cały problem polega na tym, że Ted kilkukrotnie przekroczył już granicę "czas dać sobie spokój" nawet we wczesnych sezonach według mnie. I choć wtedy to wydawało mi się cudowne, że on tak walczy, to teraz już trochę inaczej na to patrzę...
Wolę już nie sprawdzać co napisałam.
Napisałaś całkiem logicznie i bez błędów, albo to ja już o tej porze ledwo widzę na oczy :D
Zgodzę się z tym Barney'em, mogli właśnie coś takiego dopowiedzieć, bo tak to trochę smutno wyszło. Barney mógł powiedzieć paczce, że ostatnio kogoś poznał i że ta osoba jest dla niego coraz wazniejsza czy cokolwiek innego.
Też mi było żal Robin, ale właśnie przez to, że przez większość 9 sezonu była suczą tak też trochę inaczej do tego podeszłam i uważam, że dobrze, że dali jej taką nauczkę.
Co do T/R to nie sposób się nie zgodzić, jest kilka takich momentów w których tak jakby zapominali o tej ich relacji, a potem kilka odc później znowu do tego wracali, ale nie wiem czy to dlatego, że ich tak od zawsze uwielbiałam czy po prostu obniżyłam poprzeczkę serialowym parom, ale jakoś nauczyłam się to w pewien sposób ignorować. No i aż tak nie rozbieram wszystkich słów i gestów na drobne, bo bym chyba oszalała :D