Dobra, wszyscy już mieli swoje opowiadania: annqa, RaptorRed, skima, to tera ja będę miał!
No to let's go!
PROLOG
****************************
Była pochmurna noc. Idealna dla plugastwa, które uwielbia plugawić. Wielka ciężarówka
zaparkowała koło bazy wojskowej Trotthigh. Kierowca ciężarówki wyszedł z pojazdu.
Zanim zdążył zamknąć drzwi, coś go uderzyło z tyłu w szyję. Właściciel pojazdu upadł na
asfalt. Czarno-białe coś zeskoczyło na ziemię.
- Dzięki za podwózkę, "kolego" - powiedział tajemniczy osobnik.
Tenże dziwak ukrył się w cieniu ciężarówki. Osobnik zakradł się do najbliższej latarni i
rozglądnął się.
- Szefie? - powiedział Szeregowy - Czemu szef się ukrywa? Tu jest całkiem bezpiecznie!
Skipper spojrzał na niego posępnym wzrokiem.
- Kowalski.
Mózgowiec trzasnął Szeregowego z impetem w twarzyczkę.
- Biedny, głupiutki, naiwny Szeregowy - mruknął Kowalski - To jest najbardziej strzeżona
baza wojskowa na całym świecie!!! To tutaj są robione najbardziej niebezpieczne bronie
świata!!!
- Tak? To dlaczego na drzwiach do hangaru jest napis "Zapraszamy na darmowe
zwiedzanie"...
Rico walnął Szeregowego.
- Cicho! - krzyknął Skipper - To nie jest miejsce na dyskusję! - Skipper podszedł do
podwładnych - Najważniejsze jest to, że tu trzymany jest nasz cel.
- A konkretnie co? - zapytał młodziak.
- Najbardziej niebezpieczna broń świata. Sama jego nazwa budzi grozę!
Kowalski i Rico wstrzymali oddech. Jedynie Szeregowy patrzył się z otępiałą miną na
szefa.
- Fa...
Rico już zdążył zemdleć.
- ...ex.
Nastała głucha cisza, nie licząc kiboli krzyczących coś w stylu "Odra pany!!!".
- Fa...ex? - zdziwił się Szeregowy.
- Faex - potwierdził Skipper.
- Faex?
- Faex.
- Faex?
- Faex.
- Faex?
- Faex!
- Eeee... Faex?
- FAEX!!!!!
- Aha! Faex... Heh, fajna nazwa.
Skipper zrobił facepalma.
- Dobra, ruszajmy.
Jak powiedział, tak zrobili. Pingwiny doślizgały się do hangaru. W czasie tego ślizgu
Skipper zdążył już dwa razy trzasnąć Szeregowego w łeb. Czarnobiałe nieloty stanęły
przed hangarem.
- Kowalski, Analiza!
- Hmm, magnetyczne skoble piątej generacji... uuu! Wraz z polisyntetycznym zamkiem
przedziałkowym, uuu!!! - zaskowytał Kowalski. Wszyscy zaczęli na niego dziwnie patrzeć.
- No co?! Przecież wiecie, jaką mam słabość do takich rzeczy! Wracając, to będzie
proste, jak wyrwanie dziecku lizaka moim lizako-chwytakiem! Rico, degenerator proszę.
- Blegh! - Rico wyrzygał Kowalskiemu wspomniane urządzenie. Kowalski wycelował
degeneratorem w zamek i pociągnął za spust. Z urządzenia wyleciał czerwony laser,
który natentychmiast zaczął wypalać zamek. Przedziałkowy zamek rozpłynął się w
trymiga. Naukowiec zrobił to samo z pozostałymi zamkami.
- Dobra, teraz na celownik wezmę zawiasy... - mruknął Kowalski, który natychmiast stopił
zawiasy.
- Dobra, teraz to z gór... Chwila, nie wziąłem pod uwagi grawitacji polaryzacyjnej!
- O co kamą...? - zapytał Rico.
- Uciekajmy stąd, bo inaczej... AAAAAA!!! UWAGA!!!!! - wrzasnął Kowalski. Wielkie stalowe
"drzwi" od hangaru zaczęły spadać w kierunku ziemi (bo niby gdzie indziej?). Pingwiny
błyskawicznie wycofały się z pola rażenia. Stalowe "drzwi' spadły na ziemię, wywołując
wielki huk. Pingwiny szybko uciekły za najbliższą, ukrytą pod prześcieradłem, skrzynię.
- Kowalski... - szepnął Szeregowy - A wiesz, że mogłeś tylko wypalić dziurę w "drzwiach",
przez którą mogliśmy się przecisnąć?
- Eech... Szeregowy, ty mnie już nie wkur...
- CICHO!!! - krzyknął cicho Skipper. Pingwiny usłyszały kroki człowieków i ich
konwersację.
- Mówię ci, ty idioto, że te "drzwi" nie mogły same spaść!!! - krzyknął jeden z nich.
- Ale, Beck... - mruknął drugi ludź.
- Zamknij się! Idę na zwiad - po tych słowach człowieki rozeszły się. Skipper wychylił się
zza rogu skrzyni i rozglądnął się.
- Okej, droga wolna. Ruszamy - i ruszyli.
Pingwiny weszły do środka hangaru i od razu zaparło im dech w piersiach.
Hangar był wypełniony najróżniejszymi wynalazkami, takich o których nawet Kowalski by
nie pomyślał. Od Wellonotoinatorów, przez Syntetix 2000, aż do... Faexa.
Faex. Największe dzieło współczesnej technologii. Broń, która w parę minut mogłaby
zniszczyć ćwierć globu. Broń, która zamieniłaby cię w pył, zanim zdążyłbyś powiedzieć
"E=mc² to bzdura!". Broń, która wygląda jak... mały pistolecik.
Pingwiny podeszły do broni masowego zniszczenia.
- To... jest ta najbardziej niebezpieczna broń świata? - zapytał Szeregowy.
- Tak - potwierdził Skipper.
- To dlaczego jest taka mała?
Kowalski zaliczył double facepalma.
- Szeregowy, człowiekowa technologia tak posunęła się naprzód, że człowiecy mogą
wcisnąć wielką, wręcz ogromną moc, do takiego małego urządzonka.
- Aha. A po co my tu przyszliśmy?
- Żeby to zniszczyć - powiedział Skipper.
- CO?!?! - krzyknęli Kowalski i Rico - Jak to zniszczyć?!?!
- Tak to - odpowiedział Skipper.
- Ale... ale wyobraźcie sobie tę władzę, tę moc!!! - pomyślał Kowalski.
- Blargh bleugh blergh, blah blaghr blerg, fu, fu, KABOOM, KABOOM, bleghargh,
KABOOOM!!!!!!! - wrzasnął Rico.
- Tak, to też.
- Nie, nie, nie, żadnego niszczenia! Z wyjątkiem zniszczenia tej broni.
- Po co? - zapytał Szeregowy.
- Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby ta broń wpadła w złe łapy, lub i płetwy naszych
wrogów! Niespotykana fala terroru, jakiej jeszcze nie było! To byłby koniec naszej
radosnej społeczności. Dlatego, Szeregowy!!! Kowalski, manewr 42.
Kowalski zrozumiał przekaz i natychmiast wykonał tenże manewr, po którym pingwin
miał w małych płetewkach broń masowej destrukcji.
- Mam! Mam to!!! - krzyknął Kowalski. Jednak ułamek sekundy poźniej coś mu śmignęło
przed nosem i już nie miał w płetewkach tejże broni.
- AAAAAAAAAAA!!! CO TO BYŁO??!?!?!?
Tajemniczy porywacz broni wylądował na ziemi. Stając tyłem do pingwinów, rzekł:
- To ja, wasz stary kolega - po tych słowach odwrócił się.
- HANS!!!!! - krzyknęły pingwiny.
- Cóż, przynajmniej nie Bulgot - mruknął Skipper.
- Otóż to! I mam dla was niespodziankę! - Hans wyjął pilot z tylca i wcisnął na nim guzik.
Na pingwiny spadła stalowa klatka.
- O co ci chodzi, Hans?! - zapytał gniewnie Skipper.
- Hmm, skoro to jest broń masowego zniszczenia, to, nie wiem, użyję tego do robienia
gofrów... ZAWŁADNĘ NAD ŚWIATEM, A CO NIBY?!?!?
- Nie cierpię tego sarkazmu... - mruknął ponownie Skipper, po czym szepnął do Rica -
Rico, nóż do cięcia krat proszę.
Rico posłusznie wyrzygał nóż, tak żeby Hans nic nie widział. Hans zamknął oczy i zaczął
biadolić:
- Wiesz co mogę z tym zrobić? WIESZ CO MOGĘ Z TYM ZROBIĆ?!? O, pewnie wiesz -
niewidzący Hans nie widział, jak Skipper ciął kraty - Gdy was wreszcie pokonam, pojadę
do Danii, powiem im, że to ja cię wrobiłem, a potem zniszczę ten cholerny kraj!
Skipper przeciął kraty, przecisnął się przez dziurę w kratach i uderzył nic niewiedzącego
Hansa w ryj.
- Ałć! Ile razy ci mówiłem, żebyś mnie nie walił w Szanowną Moją Mordę TM gdy
omawiam swój plan... - Skipper ponownie walnął Hansa w twarz i odebrał mu Faex.
- Już nigdy więcej nie będziesz omawiał swojego planu. Nigdy. Więcej. Rico!!! Linę
proszę.
- Blegh! - z ust Rico wystrzeliła lina. Skipper związał Hansa i wrzucił go do klatki.
- Rico, spawacz.
- Blergh!
- Dziękuję - Skipper podziękował i podszedł do klatki po czym zespawał wycięte kraty.
- No to cześć. "Kumplu". Aha, i dzięki za Faex - Skipper zrobił fajny uśmieszek :)
Pingwiny wyślizgnęły się z hangaru. Hans próbował się wydostać z więzów, lecz
bezskutecznie. Nagle ktoś podszedł do niego i rozpuścił mu laserem więzy.
- Hej, dzięki!
- Oj tam, nie ma za co.
- Eee, a możesz zniszczyć klatkę?
- Żaden problem - tajemnicza postać wycelowała laser w stronę krat i zrobiła w nich
dziurę. Hans wyskoczył z klatki.
- Jeszcze raz dzięki.
- Jeszcze raz nie ma za co. Heh, to prawda. Dobrze, że nie Bulgot, bo by wszystko
spieprzył.
Hans uśmiał się, jak nigdy.
- Haha, dobra, uciekajmy stąd.
Hans i osobnik wybiegli z hangaru. Tym osobnikiem był... Clemson.
*******************************
Mało brakuje, abym zaczęła zachowywać się jak porwana przez psy na diamenty Rarity, w oczekiwaniu na kontynuację!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!! !!! Czemu to jest takie brudne?! Nie możecie tego wyczyścić?! Zostawi plamyyy...!
Wydaje mi się, że może być z tym problem, bo zmutowane kucyko - lwy z Gimbalandii zeżarły nam ostatnią szczotkę do czyszczenia rozerwanych przez psy na diamenty zwłok, a nigdzie się tego kupić nie da.
DOBRA!!! WRÓCIŁEEEEEEEEEEEEEEEEM!!! I od teraz OB będzie bardziej mrhoczne!!!
***************************
Rozdział 3 2/2
W stronę słońca (czyli dalszy ciąg wskazówek)
Zwierzęta nadal szły przed siebie. No może z wyjątkiem Juliana, który bardziej biegał niż chodził.
- No dobra, no to gdzie idziemy, może to będzie skarb, oby to był skarb, bo ja mam najczyściej w sercu, pamiętacie, hamna hamna hamna...
- Grrrrr... DOSYĆ! ZAMKNIJ SIĘ, ZAMKNIJ! - wybuchnął Skipper.
- Oooo! Widać, widzimy tu nerwusa! Naprawdę potrzebujesz norweskiego masażysty!
- A w ogóle, dlaczego akurat norweski? - zapytała Marlenka.
- Aaaaa, to było tak. Jak jeszcze mieszkałem na Madagaskarze, to rozbił się na nim pewien samolot. I był na jego pokładzie norweski masażysta! No i on powiedział: "A, disse stakkars dyrene ikke har en massasje! Kan de hjelpe? Vil ha rive tilbake, har du aldri hatt!", co oznacza "Och, te biedne zwierzęta nie mają masażysty! Może im pomogę? Będom mieli takie rwanie pleców, jakiego jeszcze nie mieli!". No i sobie dopowiedz resztę.
- A ty skąd znasz norweski?
- Aaach, pomyślał, że może nam się przydać norweski i go nas naumił.
- Dobra, teraz ja coś opowiem - powiedział Kowalski - Jak to się zaczęło ze mną i... mmmmmmmm... Doris.
- GRRR!!! - krzyknął Skipper, po czym zamknął oczy, zatkał jego dziury uszne i mruczał do siebie - Nie daj się wyprowadzić z równowagi. Pamiętaj, że każda klęska jest nawozem sukcesu. Nie pozwól, by zawładnęły tobą drobiazgi... NO ŻESZ W MORDĘ PACYNĘ! - otworzył oczy i zobaczył że jest sam.
- Eeeeeee, halo? Halo. HALOOOOOOOOOOOOOO! Echhh... Kuper zbity! Dobra, zdam się na dedukcję wojskową - Skipper położył się na ziemi i dotknął dziobem podłoża.
- Dziób przy ziemi. I git - Skipper zaczął chodzić na czworakach, niczym narąbany Adaś Miauczyński.
- *sniff* *sniff* Hmmm... Wyczuwam powiew fileta tybetańskiego z odrobiną limonki i spalonego metalu... Szeregowy, Kowalski i Rico! Nadchodzę! - Skipper podniósł się i zaczął biegać w stronę zapachu
- *sniff* Jestem coraz bliżej! - Z zamkniętymi oczami skręcił w "ślepą uliczkę", gdzie wyczuł znany zapach. Skipper otworzył oczy.
- No, nareszcie was... - zauważył grupę szczurów z Królem Szczurów na czele.
- Co jest, ptaszku? Zgubiłeś się? Jak chcesz, to cię odprowadzę. DO KRAINY... - powiedział Król.
- Tak, tak! Do Krainy Bólu, weź się zamknij, przyprowadził mnie tu zapach!
- Jaki?
- Filet tybetański z odrobiną limonki i spalonego metalu.
- To może dlatego, że to właśnie jemy? - Król odsunął się; Skipper zobaczył szczury gotujące "obiad" w starej, metalowej beczce. Jeden ze szczurów-"kucharzów" spróbował dania.
- Hmmm... jeszcze więcej limonki - Jeden ze szczurów wrzucił limonkę - Za kwaśne!!! Dawać origami... znaczy oregano! - Oregano wrzucone. - Nooo! To się nazywa smak! Obiad gotowy!
Wszystkie szczury (i Skipper) podeszły do beczki i natentychmiast spróbowały dania.
- Mmm... Kapitallistico! Jakie to jest dobre! - zachwycały się szczury.
- Hmmm... Niezgorsze - powiedział Skipper - ale Rico robił takie dobre sushi...
- Co się z tobą stało, pingwinie?
- Ale o co ci się rozchodzi?
- Po pierwsze, to nie w twoim stylu tak bujać se w obłokach. Po drugie, co się stało z twoimi kompanami?
Skipper opowiedział całą historię.
- Wiesz, chciałbym Ci coś powiedzieć - powiedział Król.
- Co?
- Bo te składniki dał nam właśnie ten.... Grubson?
- CLEMSON!??!? A to skurczyogoniak buraczany... Chciał was przekupić dobrym żarciem, by mnie, zagubionego, łatwo pokonać! A to zbój szabrawy...
- Wiesz, pomożemy Ci.
- Że co!?
- Nie mam ochoty na dalsze kłótnie. Ja biję innych tylko dlatego, że się nudzę!
- Aha...
- A poza tym, mam znakomity zapach, lepszy niż wszystkie czworonożne szczekacze świata!
- Psy.
- Psy! Dobra! Jak oni pachną?
- Hmm... Wszyscy?
- Tak, spróbuję.
- Dobrze... Szeregowy pachnie lukrowanymi przegrzebkami, Kowalski jakąś powaloną chemią, Rico spalonym metalem, Marlenka waniszowym chlorem, Ogniasty powiewem cytrynowo-leśnej świeżości.
- Dobra! Dobra *sniff* - Król wskazał na północ.
- W tę stronę!
- [w myślach: Czemu to zawsze musi być północ?!] Dobra, idę! - Skipper ruszył.
- Stójże!
- Co?!
- Chcemy Ci pomóc! - krzyknął Król.
- Co!? Ale ja nie chcę... - powiedział jeden ze szczurów. Król go złapał i rzucił nim do wody.
- Yyy... Mówiłeś coś? - zapytał Król.
- Eeeee... Nie, idziemy! - i ruszyli.
*********************
TYMCZASEM...
- Szefie! Szefieee! SZEFUŃCIU, gdzie jeeesteeeś...?
Rico zaczął płakać. Szeregowy go objął.
- Spokojnie, już spokojnie...
- Ech, wsiąkł jak kamień w wodę! - powiedział szczerze Kowalski.
- Zaraz! Czy wy to słyszycie? - powiedziała Marlenka.
- No i wiesz, dorsze są o wiele lepsze od filetów.
- Ale jak to?
- Srak to. Po prostu: są lepsze i w ogóle.
- SZEF?!?! - krzyknął Rico i pobiegnął w stronę głosu. Po chwili wrócił ze Skipperem na baranach.
- Oooooch, szefuńcio! - Rico go zdjął z barku i go uściskał.
- Dobrze, dobrze, już, już, wiem że się cieszysz...
Z rogu wyszły szczury.
- Brać je! - rozkazał Kowalski.
- Nie nie nie! One są ze mną! - krzyknął Skipper.
- Co?!
Skipper opowiedział im całą historię.
- Hmmm... Ciekawe... Dobra, nie ma co owijać w bawełnę, ruszajmy! - powiedział Kowalski.
- E-e-e! Ja tu jestem szefem i to ja wydaję rozkazy! Ruszajmy! - rozkazał Skipper, po czym wszyscy poszli za liderem.
- Pff. Wielce lider się znalazł.. Zrób to! Zrób tamto, a "dziękuję" to kto powie!? Ech... - użalał się Kowalski.
- Te, jajogłowy, idziesz czy nie?! - krzyknął Julian.
- Phi! Jajogłowy, ot co!
- Kowalski!
- Dobrze, już idę. Osiem lat podstawówki, cztery liceum. Potem pięć, bite, studiów, dyplom z wyróżnieniem, dwadzieścia lat praktyki, i proszę bardzo, kurde, skończyłem w wojsku jako pomagier bez podziękowań! - Kowalski rozpoczął wędrówkę - A moja mamusia mi mówiła: "Jacusiu, idź do warzywniaka po drożdże!", a ja jej nie posłuchałem, tylko od razu pobiegłem na lotnisko i DAWAJ! do Gwatemali! I tam Skipper się wygrzewa, kiedy mnie ścigali wierzyciele za pożyczkę w Providencie... - nagle w suficie otworzyła się dziura z której wypadł kolorowy ninja, który ogłuszył Kowalskiego, wziął go i skoczył do dziury - Za cooooooooooooooooooooooo... - jęknął Kowalski.
******************************************
Kowalski obudził się związany w dziwnym pomieszczeniu bez okien.
- Co... Co się... CO?! GDZIE JA JESTEM!!!!!
- Muhahahahahahahahaha... - zaśmiał się głos z głośników.
- Co ty... Kim ty... O Jezzzz... - Kowalskiego zabolała głowa.
- Ohohohohoho... Główeczka boli, nie?
- Kim ty jesteś, ty kuta... Ty kuta... TY KUTAFONIE!!!!
- Och! Cóż to za słowa? Moja babcia lepiej przeklina.
- KIM TY JESTEŚ?!
- A jak myślisz? - z sufitu wysunął się telewizor. Na ekranie pokazał się Clemson w jakości Mega Ultra Full HD, a mianowicie w 240 p.
- Ty kutafilcu, gdzie moi przyjaciele?!
- Och, jestem pewien, że sobie poradzą bez ciebie.
- Co ty mówisz!?
- Tak! Nie pamiętasz? Oni cię nigdy nie szanowali. Przywłaszczali sobie twoje zasługi. Nigdy nie byli tobie wierni. A Szeregowy nigdy nie oddał ci tych pięciu dolców!!!
- Eee... Oj.
- No właśnie. Puszczę ci pewien materiał, ale! Muszę ci powiedzieć, że przez cały czas was podglądałem.
- CO?!?!
- Nieważne - Clemson puścił materiał, na którym widać jakąś walkę z robotem (nie tym z "Arcywroga"). Kamera była ustawiona koło zjedżalni u Marlenki. Widać było jak wielki robot odrzuca Kowalskiego do basenu wydry. Pozostałe pokonały robota, który wybuchł. Jedna część robota (a mianowicie jego "serce") poleciało na Kowalskiego. Skipper zarządził - Dobra chłopaki, a teraz na lody! - Kowalski nadal był nieprzytomny. Clemson puścil pingwinowi podobne filmy, temat ten sam: załoga ignorowała całkowicie Kowalskiego.
- Nie... To niemożliwe.
- Spokojnie. - uspokoił go lemur - Ja ci chcę tylko pomóc. Mam dla ciebie propozycję. Przyłącz się do mnie.
- I do mnie ! - krzyknął zza kamery Hans.
- I do Hansa.
- Ale... Co na to Doris? Jak ona zareaguje na to, że sprzeciwię się dobru?
- Och, niech ona sama ci to powie - Clemson przełączył się na kamerę z pokoju Doris.
- Doris! - Kowalski ucieszył się z lekką goryczą w głosie: "Co on jej zrobił, ten szczwany lis?" Pingwin zauważył także jedną niedogodność. Doris miała na jednym oku noktowizor jak u Bulgota, jej brata - O nie... DORIS!!! DORIIIIIIS!!!
Doris spojrzała w ekran.
- Kowalski. To wszystko prawda, co powiedział Clemson. Przyłącz się do niego.
- Ale Doris...
- Żadne "ale". Tylko wtedy będziemy razem.
- Doris... - Kowalskiemu poleciała łza.
- Zgódź się... - Doris się rozłączyła. Kowalski się rozpłakał.
- Doris... - na ekranie znów pojawił się Clemson. - Dobrze. Zgoda. W imię miłości, zgadzam się.
- Świetnie! Tylko na to czekałem! - lemur klasnął w ręce. Z sufitu wysunęły się mechaniczne dłonie, które trzymały... spawacz i noktowizor jak u Bulgota.
- O nie... NIEEE!!! - ręce zaczęły spawać noktowizor z głową pingwina - NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEeeeeeeeeeeeeee... - Kowalski z noktowizorem stracił przytomność, jednak po chwili znów wróciła. Kowalski powiedział w pełni metalicznym głosem: Zabić. Pingwiny.
NIEEEEEWEEEEEEEEEWWEWAEWEAAZWEEWAWEWAAWE!@!!!!!!!@!@~
POJE*AŁO CIĘ DO CH*JA PANA?! ANI MI SIĘ KU*WA WAŻ!!! NIECH ON ZASZTYLETUJE RESZTĘĘĘĘĘ!!!! xD
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE, TO JA TO KU*WA PISZĘ, A NIE TYYYYYYYYYYYYY!!!! KUR*AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!
CCCCZZZZZYYYYYY DOOOOOOOOOO JAAAAASNEEEEEEJ CHOOOOOOLERRRRRYYYYYYY, WAAAAAAAM OBBBYYYY DWWWWWÓÓÓÓÓMMMMM JEEEEESSSSSTTTTTT GOOOORRRZZZZZEEEEEEEJJJJJJJ???????
Fajna notka. Trochę pokićkana, ale koncówka intrygująca.
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEE JEEEEEEEEEEEEEST GOOOOOOOOOOOOOOOORRRRRRRZZZZZZZEEEEEEEEEJJJJJJJJJ!!!! JEEEEEEEESTTTTTTTT ZAAAAAAAAAAJEEEEEEEEEEEBBBBIIIIIIIIIIŚŚŚŚŚCCCCCCCCCCCCIIIIIIIIEEEEEEEEEEEEEE!!!!
EEEEEEEEEEEEEEEEEPPPPPPPPPPPPPPIIIIIIIIIIIIIICCCCCCCCCCCKKKKKKKKKKKOOOOOOOOO ŻŻŻŻŻŻŻŻEEEEEEEEEE JEEEEEEEEEEESSSSSTTTTTTTT ZZZAAAAAAAAAAAAJJJJJJJEEEEEEEEEBBBBBBBBBBBBBBIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIŚŚŚŚŚŚŚCCCCCII IIIIIIEEEEEEE
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEESSSSSSSSSSSSTTTTTTTTTTTTTTT!!!!!!!!!!
Tak, jest zajebiście :D
Notka bardzo fajna, aczkolwiek opisy mogłyby być bardziej szczegółowe i bez slangu, gdyż ten może występować ostatecznie w dialogach, acz używanie potocznych słów w opisie, typu "walnął facepalma", trochę razi w oczy, niżeli "uderzył się z całej siły w czoło, kręcąc przy tym głową" ;)
Ogólnie - 8/10 za całe opowiadanie :3
Czekam na więcej ^^
He he, beka (KUTAFON!).
A końcówka MEGA.
Dawaj dalej, dawaj DALEJDALEJDALEJDALEJDALEJDALEJ!!!
Hmm... kolorowy ninja?... *zastanawia się nad czymś (nie chcecie wiedzieć, nad czym)*
Za dużo Masterczułka xd
Fenks!
Nie, po prostu obejrzałem przeróbkę odcinka MLP "Kryształowe Królestwo" i tam Celestia mówiła Twilight o królu Sombrasie: "Pojawiła się przepowiednia!/Jak ona brzmi?!/Głosi ona, że nadejdzie dzień, gdy pojawi się kolorowy ninja!"
Nie ma za co.
Oprócz 'kutafon' jest jeszcze... *po namyśle rezygnuje z poddania tego pomysłu* A, nieważne...
Dasz liiiiiink? :3
Masz, dwie części :D: youtube.com/watch?v=nhxSYOhiiW8 i youtube.com/watch?v=dQeqAgxqs-4 :D
Taka prawda :P
{Ale, że ja ciągle mówię "The Lannisters send their regards", to się nie czepiam xD}
Kutafon xD dobre xD
Fajne, fajne xD ciekawe, i'm waitin' 4 more xD
-------------------
Już mi przeszło, teraz poważnie - bardzo ładne opko :3 Wciągnęło mnie, nie powiem xD mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać kilka miesięcy na kontynuację, bo inaczej przyjdę do ciebie w nocy z tępym nożem i poderżnę ci gardło, a potem sam sobie go wbiję w gardło :3
-------------------
No, może nie dokońca przeszło. Zacznijmy od początku... wróć, nie, nie…
------------------
Dobra, może już jest okej...
------------------
Ku**a, no nie jest okej! Opko jest zajeb**ste, a ja zwyczajnie czekam na więcej!
-----------------
Pozostawmy to tak, jak jest xd
Napisz opowiadanie o nowym wrogu. Ronaldzie, chłopaku który w czasie szkolnej wycieczki przyłapał nieloty na kradzieży precli. Jak będzie kombinować by je zdemaskować i jakie cięzkie tarapaty będą przez niego mieli.
A właściwie to mam pomysł na swoje opowiadanie. Tylko nie wiem czy mogę je tu napisać bo już zaklepałeś sobie wątek. Tytuł był by "Lemudnaper".
Właściwie to tylko zarys scenariusza. Nie jestem zbyt dobra w pisaniu dialogów. Spaliła bym, może być np. tak, że ja napiszę zarys a wy wymyślicie teksty i ewentualne dalsze wydarzenia?
Czyli po kolei.
CZOŁÓWKA A POTEM TYTUŁ "LEMUDNAPER'
* Zaczyna się od zegara na wieży, który wybija północ. I każdy w zoo robi coś po kryjomu.:
* Maurice schował się w krzakach na rogu wybiegu lemurów i bawi się pluszowymi zabawkami,...i tu może powiedzieć do nich "Tak,tak....wiem że to dziwne, ale to jedyny moment kiedy mogę liczyć na odrobinę intymności"....rzuca groźne spojrzenie na śpiących Juliana i Morta.
* Rico ogląda w telewizji operetkę, zapijając herbatką.
Potem jest rzut na amfibiarium gadów, można pokazać kameleony. A potem tę jadowitą żabę Barrego.
Potem ktoś ubrany na czarno włamuje się do amfibiarium. Pochodzi do terrarium Barrego, odkręca kratki od wentylacji i specjalnym chwytakiem łapie go. Do tego moze lecieć mroczna muzyczka i w jej trakcie postać może powiedzieć "Witaj, długo cię szukałem żabko, będziemy się razem świetnie bawić".
Reszta później.