Dobra, wszyscy już mieli swoje opowiadania: annqa, RaptorRed, skima, to tera ja będę miał!
No to let's go!
PROLOG
****************************
Była pochmurna noc. Idealna dla plugastwa, które uwielbia plugawić. Wielka ciężarówka
zaparkowała koło bazy wojskowej Trotthigh. Kierowca ciężarówki wyszedł z pojazdu.
Zanim zdążył zamknąć drzwi, coś go uderzyło z tyłu w szyję. Właściciel pojazdu upadł na
asfalt. Czarno-białe coś zeskoczyło na ziemię.
- Dzięki za podwózkę, "kolego" - powiedział tajemniczy osobnik.
Tenże dziwak ukrył się w cieniu ciężarówki. Osobnik zakradł się do najbliższej latarni i
rozglądnął się.
- Szefie? - powiedział Szeregowy - Czemu szef się ukrywa? Tu jest całkiem bezpiecznie!
Skipper spojrzał na niego posępnym wzrokiem.
- Kowalski.
Mózgowiec trzasnął Szeregowego z impetem w twarzyczkę.
- Biedny, głupiutki, naiwny Szeregowy - mruknął Kowalski - To jest najbardziej strzeżona
baza wojskowa na całym świecie!!! To tutaj są robione najbardziej niebezpieczne bronie
świata!!!
- Tak? To dlaczego na drzwiach do hangaru jest napis "Zapraszamy na darmowe
zwiedzanie"...
Rico walnął Szeregowego.
- Cicho! - krzyknął Skipper - To nie jest miejsce na dyskusję! - Skipper podszedł do
podwładnych - Najważniejsze jest to, że tu trzymany jest nasz cel.
- A konkretnie co? - zapytał młodziak.
- Najbardziej niebezpieczna broń świata. Sama jego nazwa budzi grozę!
Kowalski i Rico wstrzymali oddech. Jedynie Szeregowy patrzył się z otępiałą miną na
szefa.
- Fa...
Rico już zdążył zemdleć.
- ...ex.
Nastała głucha cisza, nie licząc kiboli krzyczących coś w stylu "Odra pany!!!".
- Fa...ex? - zdziwił się Szeregowy.
- Faex - potwierdził Skipper.
- Faex?
- Faex.
- Faex?
- Faex.
- Faex?
- Faex!
- Eeee... Faex?
- FAEX!!!!!
- Aha! Faex... Heh, fajna nazwa.
Skipper zrobił facepalma.
- Dobra, ruszajmy.
Jak powiedział, tak zrobili. Pingwiny doślizgały się do hangaru. W czasie tego ślizgu
Skipper zdążył już dwa razy trzasnąć Szeregowego w łeb. Czarnobiałe nieloty stanęły
przed hangarem.
- Kowalski, Analiza!
- Hmm, magnetyczne skoble piątej generacji... uuu! Wraz z polisyntetycznym zamkiem
przedziałkowym, uuu!!! - zaskowytał Kowalski. Wszyscy zaczęli na niego dziwnie patrzeć.
- No co?! Przecież wiecie, jaką mam słabość do takich rzeczy! Wracając, to będzie
proste, jak wyrwanie dziecku lizaka moim lizako-chwytakiem! Rico, degenerator proszę.
- Blegh! - Rico wyrzygał Kowalskiemu wspomniane urządzenie. Kowalski wycelował
degeneratorem w zamek i pociągnął za spust. Z urządzenia wyleciał czerwony laser,
który natentychmiast zaczął wypalać zamek. Przedziałkowy zamek rozpłynął się w
trymiga. Naukowiec zrobił to samo z pozostałymi zamkami.
- Dobra, teraz na celownik wezmę zawiasy... - mruknął Kowalski, który natychmiast stopił
zawiasy.
- Dobra, teraz to z gór... Chwila, nie wziąłem pod uwagi grawitacji polaryzacyjnej!
- O co kamą...? - zapytał Rico.
- Uciekajmy stąd, bo inaczej... AAAAAA!!! UWAGA!!!!! - wrzasnął Kowalski. Wielkie stalowe
"drzwi" od hangaru zaczęły spadać w kierunku ziemi (bo niby gdzie indziej?). Pingwiny
błyskawicznie wycofały się z pola rażenia. Stalowe "drzwi' spadły na ziemię, wywołując
wielki huk. Pingwiny szybko uciekły za najbliższą, ukrytą pod prześcieradłem, skrzynię.
- Kowalski... - szepnął Szeregowy - A wiesz, że mogłeś tylko wypalić dziurę w "drzwiach",
przez którą mogliśmy się przecisnąć?
- Eech... Szeregowy, ty mnie już nie wkur...
- CICHO!!! - krzyknął cicho Skipper. Pingwiny usłyszały kroki człowieków i ich
konwersację.
- Mówię ci, ty idioto, że te "drzwi" nie mogły same spaść!!! - krzyknął jeden z nich.
- Ale, Beck... - mruknął drugi ludź.
- Zamknij się! Idę na zwiad - po tych słowach człowieki rozeszły się. Skipper wychylił się
zza rogu skrzyni i rozglądnął się.
- Okej, droga wolna. Ruszamy - i ruszyli.
Pingwiny weszły do środka hangaru i od razu zaparło im dech w piersiach.
Hangar był wypełniony najróżniejszymi wynalazkami, takich o których nawet Kowalski by
nie pomyślał. Od Wellonotoinatorów, przez Syntetix 2000, aż do... Faexa.
Faex. Największe dzieło współczesnej technologii. Broń, która w parę minut mogłaby
zniszczyć ćwierć globu. Broń, która zamieniłaby cię w pył, zanim zdążyłbyś powiedzieć
"E=mc² to bzdura!". Broń, która wygląda jak... mały pistolecik.
Pingwiny podeszły do broni masowego zniszczenia.
- To... jest ta najbardziej niebezpieczna broń świata? - zapytał Szeregowy.
- Tak - potwierdził Skipper.
- To dlaczego jest taka mała?
Kowalski zaliczył double facepalma.
- Szeregowy, człowiekowa technologia tak posunęła się naprzód, że człowiecy mogą
wcisnąć wielką, wręcz ogromną moc, do takiego małego urządzonka.
- Aha. A po co my tu przyszliśmy?
- Żeby to zniszczyć - powiedział Skipper.
- CO?!?! - krzyknęli Kowalski i Rico - Jak to zniszczyć?!?!
- Tak to - odpowiedział Skipper.
- Ale... ale wyobraźcie sobie tę władzę, tę moc!!! - pomyślał Kowalski.
- Blargh bleugh blergh, blah blaghr blerg, fu, fu, KABOOM, KABOOM, bleghargh,
KABOOOM!!!!!!! - wrzasnął Rico.
- Tak, to też.
- Nie, nie, nie, żadnego niszczenia! Z wyjątkiem zniszczenia tej broni.
- Po co? - zapytał Szeregowy.
- Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby ta broń wpadła w złe łapy, lub i płetwy naszych
wrogów! Niespotykana fala terroru, jakiej jeszcze nie było! To byłby koniec naszej
radosnej społeczności. Dlatego, Szeregowy!!! Kowalski, manewr 42.
Kowalski zrozumiał przekaz i natychmiast wykonał tenże manewr, po którym pingwin
miał w małych płetewkach broń masowej destrukcji.
- Mam! Mam to!!! - krzyknął Kowalski. Jednak ułamek sekundy poźniej coś mu śmignęło
przed nosem i już nie miał w płetewkach tejże broni.
- AAAAAAAAAAA!!! CO TO BYŁO??!?!?!?
Tajemniczy porywacz broni wylądował na ziemi. Stając tyłem do pingwinów, rzekł:
- To ja, wasz stary kolega - po tych słowach odwrócił się.
- HANS!!!!! - krzyknęły pingwiny.
- Cóż, przynajmniej nie Bulgot - mruknął Skipper.
- Otóż to! I mam dla was niespodziankę! - Hans wyjął pilot z tylca i wcisnął na nim guzik.
Na pingwiny spadła stalowa klatka.
- O co ci chodzi, Hans?! - zapytał gniewnie Skipper.
- Hmm, skoro to jest broń masowego zniszczenia, to, nie wiem, użyję tego do robienia
gofrów... ZAWŁADNĘ NAD ŚWIATEM, A CO NIBY?!?!?
- Nie cierpię tego sarkazmu... - mruknął ponownie Skipper, po czym szepnął do Rica -
Rico, nóż do cięcia krat proszę.
Rico posłusznie wyrzygał nóż, tak żeby Hans nic nie widział. Hans zamknął oczy i zaczął
biadolić:
- Wiesz co mogę z tym zrobić? WIESZ CO MOGĘ Z TYM ZROBIĆ?!? O, pewnie wiesz -
niewidzący Hans nie widział, jak Skipper ciął kraty - Gdy was wreszcie pokonam, pojadę
do Danii, powiem im, że to ja cię wrobiłem, a potem zniszczę ten cholerny kraj!
Skipper przeciął kraty, przecisnął się przez dziurę w kratach i uderzył nic niewiedzącego
Hansa w ryj.
- Ałć! Ile razy ci mówiłem, żebyś mnie nie walił w Szanowną Moją Mordę TM gdy
omawiam swój plan... - Skipper ponownie walnął Hansa w twarz i odebrał mu Faex.
- Już nigdy więcej nie będziesz omawiał swojego planu. Nigdy. Więcej. Rico!!! Linę
proszę.
- Blegh! - z ust Rico wystrzeliła lina. Skipper związał Hansa i wrzucił go do klatki.
- Rico, spawacz.
- Blergh!
- Dziękuję - Skipper podziękował i podszedł do klatki po czym zespawał wycięte kraty.
- No to cześć. "Kumplu". Aha, i dzięki za Faex - Skipper zrobił fajny uśmieszek :)
Pingwiny wyślizgnęły się z hangaru. Hans próbował się wydostać z więzów, lecz
bezskutecznie. Nagle ktoś podszedł do niego i rozpuścił mu laserem więzy.
- Hej, dzięki!
- Oj tam, nie ma za co.
- Eee, a możesz zniszczyć klatkę?
- Żaden problem - tajemnicza postać wycelowała laser w stronę krat i zrobiła w nich
dziurę. Hans wyskoczył z klatki.
- Jeszcze raz dzięki.
- Jeszcze raz nie ma za co. Heh, to prawda. Dobrze, że nie Bulgot, bo by wszystko
spieprzył.
Hans uśmiał się, jak nigdy.
- Haha, dobra, uciekajmy stąd.
Hans i osobnik wybiegli z hangaru. Tym osobnikiem był... Clemson.
*******************************
Faktycznie trochę mnie poniosło. W tym opowiadaniu pingwiny miały by arcywroga będącego mieszanką postaci. Miały by charakter braci Wezuwiusz i cechy piszczusia pana....uśmiech jak niedźwiedzie wnyki i śmiech psychopatycznego clowna do tego intelekt Kowalskiego i gotowe. Genialny, stuknięty 4-to klasista. Najpierw porwał by Barrego bo potrzebna była by mu trucizna z jego skóry do jakiegoś eksperymentu, który umożliwił by mu wielką karierę i awans na studia z pominięciem normalnej szkoły. Potem Barry by wrócił do zoo ale w kiepskim stanie i nic nie dało by się zniego wyciągnąć.Ale, by wyniki jego badań były wiarygodne musiał by przeprowadzić test na stałocieplnym kręgowcu odpowiedniej wielkości a Julian nadawał by się do tego odpowiednio. I uprowadził by go. Pingwiny zaczęły by go szukać. Znalazły powiązanie między porwaniem a tajemniczym zniknięciem Barrego, Kowalski ustalił by, że Barry i Julian zniknęli dokładnie w tych samych dniach w ktorych wycieczkę do zoo miała pewna 4 klasa. W tym czasie ten świrnięty 4 klasista dał by Julianowi coś do zabawy w ramach ostatniego życzenia. Jakieś kartki czy coś.........Pingwiny by go znalazły odbiły i przy okazji podmieniły wyniki badać oraz innego testu który miał napisać do szkoły na bazgroły które zrobił Julian. A historia kończyła by się tak, że pingwiny o tym mówią a ten dzieciak uświadamiając sobie drze się "NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!'
Aha. I mogło by się to stać tak, że ten chłopak widział pingwiny, ale nie dowiedział się co potrafią.
I to mogła by być fajna podkładka do kontynuacji tej historii....czyli do zemsty szczyla. Np. zamiast swojej pracy przez przypadek dał bazgroły Juliana. W efekcie uzyskał z testu tak słaby wynik, że szkoła cofnęła go o 4 klasy do tyłu....do zerówki. Zacznie kapować, że to sprawka pingwinów. Np. będzie widział w tv doniesienia o Oficerze X który oskarża pingwiny oraz o kierowcy ktory twierdzi że napadły go 4 pingwiny.....w owym odcinku w tv umieszczono rysopisy nielotów. Mógł by je poznać, skojarzyć fakty i zaplanować rewanż.
Tekst? Ja sam?? SORY BARDZO, ale ja mam jeszcze Ostatnią Brew do skończenia, więc soreczka :P