Postaram się nie zdradzać fabuły, a jedynie odnieść się do sposobu, w jaki ten serial zakończono. Uważam to za dość ciekawe rozwiązanie, wyróżniające się na tle innych seriali, jak chociażby marnej końcówki "Dextera". Rozciągnięcie początku końca całej historii 'The Wire' na 2-3 ostatnie odcinki, tym bardziej mnie usatysfakcjonowało, ponieważ nie było typowego chaosu, towarzyszącego często ostatnim odcinkom serii/sezonów. Kto miał zejść ze sceny "do przodu nogami", ten zszedł, kto miał trafić w inne miejsce, ten trafił. Tak powinno się kończyć seriale, bez dziwnych i wymuszonych zwrotów akcji (jak w przypadku "Dextera" i Debry Morgan), z kilkoma otwartymi furtkami, co by widz dokończył fabułę we własnej wyobraźni.
Najbardziej zaciekawił mnie fakt powiązania niektórych wątków, jak np. Proposition Joe ze Stringerem, Jimmiego z młodym Sydnorem, Bąbla z Duquanem, Omara z D'Angelo, Jimmiego i Freamona z majorem Colvinem, i jeszcze kilku innych.
Co do obsady, to, w mej opinii, serial wzbił się na tak wysoki poziom za sprawą ról Stringera, Omara i Carcettiego. Co do pozostałych, to tylko Jimmy i jego durny uśmiech mnie drażnił. Bryła i senator Davis mają u mnie plus za wprowadzenie humoru do ponurej historii Baltimore.
Zgadzam się z Twoją opinią. Serial jest naprawdę bardzo interesujący, nie jest to typowy "czasoumilacz", czasami trzeba się zastanowić nad tym co nie jest do końca pokazane, nie wszystko jest podane na talerzu, dzięki czemu serial jeszcze bardziej zyskuje na wartości. Dla mnie dużym plusem jest fakt, że nie ma w nim dróg na skróty, nie ma happy endów, nie ma bohaterów niezniszczalnych, którzy się odradzają tylko dlatego że byli lubianymi postaciami. Tak jak napisałeś, jak ktoś miał umrzeć to umierał i to w najmniej spodziewanym momencie. Zgodzę się także z opiniami, że zdążają się momenty lekko przynudzające, ale warto przymknąć na nie oko, gdyż po obejrzeniu wszystkich sezonów mogę jasno powiedzieć że jest to jeden z najlepszych seriali jakie oglądałam ( a było ich sporo ;) )