WItam, właśnie skończyłem oglądać The Wire i bardzo mnie zabolał sposób,w jaki skończono z Omarem, największym bad assem w serialu, Robin Hoodem z shotgunem. Boli mnie to, że zamiast zginąć honorowo chociażby w walce z nygasami Marlo, zginął od małego dziecka . Epicka postać, każda minuta z nim na ekranie była niesamowita. Jedyną jego skazą jest dla mnie to, że był gejem. Niestety w każdym serialu musi być chociaż jeden gej, przecież bez tego te seriale/filmy byłyby' homofobiczne, antysemickie i opłacane przez illuminatów' :/
Szkoda mi też Bodiego, przywiązałem się do niego i kiedy w finale 4 sezonu został wzięty od tyłu, to bardzo mnie to zabolało. Kolejną postacią, która mi zapadła w pamięci, jest Stringer Bell i Prop Joe.
Dobrze, że potrafili zakończyć serial na 5 sezonie, a ciągnąć historii w nieskończoność. Nienawidzę oglądać serialu, który ma miliard sezonów, przy czym każdy kolejny jest gorszy.
Również właśnie skończyłem oglądać The Wire :) Co do Omara, to skończyło się bardzo życiowo. Jego postać była bardzo przerysowana i wyolbrzymiona, ale skończył jak każdy inny "w grze". Po prostu pech. Nie rozumiem jego wątku gejowskiego. Serial powstał w czasach, kiedy jeszcze nie było takiego parcia na te wszystkie motywy.
Wydaje mi się że postanowili ukazać Omara jako geja aby zestawić dwie skrajności. Niezwykle brutalnego badassa ktory bez skrupułów obrabia dilerów, nie przejmuje sie konsekwencjami, jest twardy, a mimo to jest gejem. To coś co ciezko przyjąć. Obraz geja to najczesciej wrażliwa "ciota" a tu mamy do czynienia z zestawieniem mega!
Omar na ulicach Baltimore był żywą legendą.
Ludzie czuli przed nim respekt, dlatego mógł sobie wychodzić w szlafroku po płatki, jednocześnie krojąc dilerów. Jasne, że jest to wyolbrzymione, niemniej miało swój urok.
Dochodzimy w końcu do ustawionej zasadzki na Omara, ten w geście bezradności skacze przez okno. Wszyscy są w szoku, wydaje się, że król ulicy jest nieśmiertelny, bo znika w mroku. Tymczasem Omar skomlał z bólu w schowku na szczotki.
Kenard dzieciaczek z ulicy gdy pierwszy raz go zobaczył, nie widział w nim nic wielkiego i mistycznego. Widział zwykłego kulejącego czarnucha, przed którym nie wiedzieć czemu wszyscy drżą.
Nie czuł strachu i szacunku, dlatego małolat ze spluwą 2 razy większą od swoich dłoni, zdjął go bez najmniejszego problemu. Sam Omar też był tak przekonany o swojej potędze, że nie spodziewał się żadnego zagrożenia.
Dla mnie też śmierć Omara była bez sensu. Jakby wykończył Marlo i resztę to serial byłby mocno przerysowany, ale tak skończyło się słabo. Mimo, że był gejem to dla mnie to zdecydowanie najlepsza postać w serialu.
Bodie też zginął bez sensu i nagle.
Dla mnie Bodie właśnie zginął właśnie sensownie. Był żołnierzem, więc zginął w obronie swojego "cornera". To było dla niego całym życiem, wolał zginąć niż się zhańbić. Bardzo ciekawa postać, przez te 4 sezony polubiłem go i jego styl bycia.
Bardzo fajna postać, ale przez te 4 sezony grał nonstop to samo. Taki Stringer się zmieniał, a Bodie w ogóle.
a mi wlasnie podobala sie smierc Omara. Niewazne kim jestes. Brak czujnosci sprawia, ze na tak niebezpiecznych ulicach, nawet dzieciak moze Cie odstrzelic, bo to czy jestes kozakiem, czy ze umiesz sie bic, jest niczym w spotkaniu ze spluwa.. Słodkie realia USA.
A zauważyliście jak losy postaci się zapętlają np.Omar ginie a na jego miejsce pojawia się Michael, Bubbles - wychodzi z nałogu a za niego pojawia się Duke.Za McNulty'ego jest Sydnor (scena z sędzią analogiczna do licznych scen z I sezonu) odchodzi Lester ale pojawia się Carver. Bardzo ciekawie to pomyślane a sama walka z narkotykami na ulicach trwa dalej.Kręci się to wszystko i wiruje (The Wire)
Przecież ten serial powstał na podstawie prawdziwych akt policyjnych, ludzie którzy to przeżyli pisali a nawet grali w tym serialu. Wydaje mi się, że prawdziwy omar po prostu też był gejem. I bardzo fajne jest zestawienie Omara, który budzi postrach na całej dzielni z tym, z homoseksualizmem, który kojarzy się z raczej ze słabością i metroseksualizmem. Podobnie w Skazanym na śmierć, gdzie największy czarny charakter miał jednocześnie młodych chłopczyków do zabawy.
Ogólnie Omar to jedna z moich ulubionych postaci, był bezwględny i mordował tego kto mu się nie podobał, a jednocześnie miał swój kodeks moralny i wtróżniał się swoją wrażliwością i spojrzeniem na świat. Świetnie wykreowana postać.
Kodeks kodeksem, a jednak trochę słabo, że strzelał do bezbronnych jak Stringer, czy Savino. Nawet jeśli stanowili zagrożenie.
Stringer bezbronny? :D Bo "nie mam spluwy, skończyłem z gangsterką"? Typ bez spluwy był groźniejszy niż cała ekipa Marlo.
A jak inaczej miał załatwić sprawę z Bellem? Pójść do sądu? :) Stringer nie używał broni, nie musiał bo miał od tego ludzi. Był najbardziej inteligentnym i niebezpiecznym badassem w całym serialu, dla którego nie liczyły się żadne sentymenty itd. Wszyscy byli narzędziami, które wykorzystywał do wprowadzania w życie swoich planów, łącznie z ziomkiem z dzieciństwa Avonem.