Nie kupuję takiej formy w filmie. W "300" jeszcze dało się to oglądać bo mimo wszystkich tych udziwnień i komiksowości film spajał jednak swoisty klimat. Ale w "Spartakusie" przesadzili i poszli drogą, która prowadzi do nikąd. Zrobił się serial fantazy, gdzie sprzedaje się jakąś wymyśloną wizję świata starożytnego spreparowaną komputerowo w tak absurdalny sposób, że nie zdziwią mnie w ostatnim odcinku szwadrony Talibów desantujące ze śmigłowców na Koloseum.
Acha, i wszystko dosłownie ocieka krwią. Gdyby w filmie przewidziano scenę, w której bohaterowi robią manicure i łamie się przy tym paznokieć, całą scenerię z kamerą i kamerzystą włącznie utoczyli by twórcy filmu we krwi ...
[quote="Gooral"]Spartacus Blood and Sand - W projekt zaangażowali się producenci Sam Raimi, Rob Tapert i Joshua Donen. Każdy z 13 odcinków ma kosztować 2 mln dolarów! Ma być to produkcja, jakiej nie było jeszcze w żadnej telewizji.
Producenci naoglądali sie filmu 300 i serialu The Rome. Widać wiele zapożyczeń tyle, że wykonanych w marnym stylu. Zaczynając od efektów specjalnych. Tytułowa Blood, czyli krew to w większości efekt komputerowy w postaci bryzgów w czasie walki. Trzeba podkreślić, że nie pozostawia on śladów na otoczeniu ani nawet na osobach biorących udział w walce. Jest dosłownie jedna scena jak krew kapie na piasek żeby było "stylowe" odniesienie do reszty tytułu (and Sand). Bohaterowie, którzy dostali bryzgiem w twarz mają najczęściej "randomową" charakteryzacje - tak żeby była krew. Nieważne, że w scenie polało sie jej kilka wiader we wszystkich kierunkach. Śmiech na sali.
Jedziemy dalej. Kolejny "wyróżniający" efekt to tła w serialu. Widok miasta z lotu ptaka czy obozu legionów poraża wykonaniem. Takie tła były w grach komputerowych sprzed... 10 lat. Do tego marnych co widać po ilości szczegółów w przedstawionych scenach.
Fabuła prosta jak cep. Sporo bluzgów, pseudo intryg i scen łóżkowych. Tak, bo co innego widz chciałby oglądać :]. Bardzo przewidywalna historia ze słabą grą aktorów. Ważne, że aktorki oddychają pełną piersią ;).
Podsumowując nic ciekawego. Zdecydowanie lepiej obejrzeć(jeszcze raz) 300 i The Rome niż marnować czas na tak niedopracowaną produkcje.
Oj, chyba lekko przesadzasz z ta negatywna recenzją tak jak scenarzysci filmu z pewnymi watkami. Skoro film wydaje sie komus tak denny to czemuz to az 3,3 mln widzów ogladało pilot serialu?
Oprócz tego czemu juz ogloszono drugi sezon, zanim pierwszy osiągnął komercyjny sukces?
Zgoda, serial moze nie dorównuje takim gigantom(moim zdaniem nieco przereklamowanym jak Cezar z 2001, czy Gladiator) ale na pewno jest lepszy od 300 i kto wie czy nie będzie w stanie konkurowa z Rome, gdy dalsze odcinki rozwiną akcję. Nie ocenia się książki po okładce ani po przeczytanym jedynie wstępnym rozdziale.
"Takie tła były w grach komputerowych sprzed... 10 lat. "
Demon, ciebie już ostatecznie chyba pogięło. Piszesz totalne brednie.
Pokaż mi, pokaż mi, kur...a screeny z gier komputerowych sprzed 10 lat a obok postaw fotos z filmu przedstawiający panoramę miasta, następnie wyjmij oczy z dupy i się przypatrz. Skoro tak piszesz to potraktujmy całą rzecz dosłownie a nie będziesz tworzył jakieś zaokrąglone pierdy a jakby co, to "No nie chodziło mi, że dosłownie te tła wyglądały jak w grach sprzed 10 lat"
Tak to każdy może pisać.
Co do tej nieszczęsnej, bryzgającej krwi to racja. Jest to jedyny minus serialu, reszta jest naprawdę bardzo dobra.
Witam,
Pozwolę sobie wtrącić parę zdań w kontekście kilku uwag rzuconych powyżej, choć zaznaczam, że to moje prywatne zdanie, do którego, jak każdy z nas mam prawo (choć sam Raczek powiedział swego czasu, że ludzie chodzą do kina oglądać nieprawdę, więc może moje pretensje są nieuzasadnione):
>Skoro film wydaje sie komus tak denny to czemuz to az 3,3 mln widzów ogladało pilot serialu?
Może dlatego, że pilot serialu zrobiono bardzo umiejętnie. Sprytnie zmontowano kilkanaście efektownych scen a widz spragniony produkcji formatu „Gladiatora”, czy „Aleksandra Wielkiego” koniecznie chciał zobaczyć taką zapowiedź. Nie zapominajmy, że motyw powstania Spartakusa to bardzo nośny temat. Omal nie rozwalił Rzymu od środka i to w chwili, gdy Rzym stanowił niekwestionowane mocarstwo ówcześnie znanego świata. Zniósł kilkanaście armii konsularnych, często w imponującym stylu. A wszystko okraszone symboliką gladiatora, która zawsze przyciągała widza zapewniając efektowną scenerię walk wręcz na zapiaszczonej arenie.
Czy to wszystko nie wystarczy, aby na sygnał o pojawieniu się pilota serialu wysilić się do jego obejrzenia? Moim zdaniem w zupełności wystarczy.
>Oprócz tego czemu juz ogloszono drugi sezon, zanim pierwszy osiągnął komercyjny >sukces?
O – ten argument to już do mnie zupełnie nie przemawia. A dlaczego ten sam manewr wykonuje się w przypadku innych, bardzo przeciętnych filmów, które już na początkowym etapie rozpowszechniania zaczynają zbierać bardzo krytyczne opinie a widownia je dość szybko olewa. Patrz na filmowy wariant „Sexu w wielkim mieście”, na przygodowa serię „Bibliotekarza” i szereg innych bardzo słabiutkich produkcji, do których już w chwili rozpowszechniania pierwszych części zapowiadano kontynuację.
Producenci i tak wierzą, że swoje zarobią a przytrzymują u wymion aktorów i ekipę kusząc ich perspektywą długofalowych angaży.
>Nie ocenia się książki po okładce ani po przeczytanym jedynie wstępnym rozdziale.
Ale Ty sam oceniasz cały serial po pilocie obejrzanym przez 3 miliony (patrz Twój argument powyżej).
Ponadto obejrzałem 2 pierwsze odcinki z bodajże 13 na które składa się cały cykl i jak na razie jestem mocno zmieszany. Nic tam nie odpowiada prawdzie z tego co wiemy o Spartakusie i Jego świecie i chwilami miałem wrażenie, że akcja serialu dzieje się gdzieś chen na księżycu. Może odszczekam to co piszę powyżej po obejrzeniu całości, ale póki co wystawiam notę na podstawie dwóch obejrzanych odcinków.
A gdybym oceniał produkt po przysłowiowej okładce, czytaj: pilocie, trailerach, zapowiedziach i plakatach moja ocena była by bardzo wysoka, gdyż razem stanowią one wszystkie kawał dobrej pijarowskiej roboty, nijak się jednak mając do poziomu dwóch obejrzanych przeze mnie odcinków.
>Co do tej nieszczęsnej, bryzgającej krwi to racja. Jest to jedyny minus serialu, reszta jest >naprawdę bardzo dobra.
Nie będę się wypowiadał na temat poziomu efektów komputerowych w filmie bo się na nich nie znam. Na pewno rażą mnie swoją wszechobecnością i między innymi właśnie przez nie towarzyszy mi podczas seansu wrażenie, że oglądam jakiś futurystyczny komiks a nie fabułę opartą na prawdziwych wydarzeniach.
Natomiast z opinią, że „reszta jest na prawdę dobra”, sorki – „bardzo dobra” to się totalnie nie zgadzam.
Od lat żyję z badania historii wojskowości. Na tym polega moja praca, więc mam niejako prawo się z kolegą nie zgadzać i wyrazić swoje na ten temat zdanie.
W filmie wszystko wywrócono do góry nogami. Ówczesna Tracja to przecież południowe krańce obecnej Bułgarii i głównie Turcja. Tereny ciepłe i słoneczne, ba upalne przez niemal cały rok. A wiemy ze źródeł rzymskich (Liwiusz, Appian) i przede wszystkim greckich (m.in. Plutarch i Dionizjusz), że cała ówczesna Tracja nie znała w czasach Spartakusa pojęcia zimy. Pomarańcze i winorośla. Klimat równie ciepły co w obecnej Sycylii i tak było przez następne 1000-1100 lat, gdzieś do końca X wieku. Tymczasem w filmie mamy jakieś lodowe pustkowie (Tracja to przede wszystkim góry), w którym przy życiu utrzymał by się chyba tylko Yeti. Wiemy jednocześnie, że to gdzieś blisko domów rodzinnych i osad Traków bo ze dwa razy pada tam tekst, że Goci ruszają na nasze osiedla (i jak widzimy dość szybko tam na piechotę docierają).
Sami Goci, a zwłaszcza ich wygląd to osobny temat. Mamy sporo zachowanych wizerunków przedstawiających piechotę i kawalerię gocką. Żaden z nich nawet w przybliżeniu nie przypomina tego przedstawionego w serialu. Dla mnie osobiście Goci w filmie wyglądali jak Armia Mordoru z „Władcy Pierścieni” i to też nie pomagało mi w odbiorze filmu jako poważnego dzieła.
Sama bitwa z Gotami to jakaś kpina ze starożytnej taktyki walki. Spartakus wrzeszczy w toku bitwy „Trzymać szyk”. Tyle, że w tej bitwie ani Goci ani Trakowie od początku starcia żadnego szyku nie tworzą. Jest pokazana jakaś ogólna naparzanka, każdy z każdym na zasadzie Wolnej Amerykanki bez składu i ładu. Wszyscy ze wszystkimi totalnie wymieszani. I tyle.
Jak Spartakus z kumplem suną na zwiad wyniuchać co kombinują Goci to brną w śniegu czołgając się w pełnym ekwipunku i oporządzeniu z bronią w garści gotową do zadania natychmiastowego ciosu. Litości. To, co na sobie dźwigali liczyło wg prawdopodobnych szacunków od 20-35 kg dlatego nie dam rady spokojnie patrzeć na podobne scenki.
Rzymianie to w filmie rasowi gestapowcy i operowanie takimi prostymi schematami: czarny-biały, dobry-zły, okrutny-pokrzywdzony jest kompletnie kłamliwe. Rzym połowy I w p.n.e był niekwestionowaną potęgą ówczesnego świata, ale doszedł do niej w wyniku bardzo wyrafinowanej polityki względem swoich „wasalnych”, czy sojuszniczych państw.
Sam Spartakus, o którym tak na serio wiemy bardzo niewiele prawdopodobnie służył w oddziałach posiłkowych, któregoś z legionów. Wspominają o tym rzymscy kronikarze podkreślając, że stąd poznał taktykę walki legionów z ich mocnymi i słabymi stronami (a nie z aren gladiatorów). Możemy oczywiście podejrzewać, że Rzymianie pisali tak, aby trochę usprawiedliwić porażki doznane ze strony Traka (popatrzcie: lał nas tak długo i wydajnie głównie dlatego, że to my nauczyliśmy gościa walczyć). Ale o wątku służby Spartakusa pisali też greccy autorzy mocno nieprzychylni Rzymianom (znowu kłania się Dionizjusz). Jeśli tak było w istocie to Spartakus prędzej był trackim kawalerzystą, lub lekkozbrojnym trackim procarzem w posiłkowym oddziale w sile do 200 ludzi przy jakimś legionie. Ale raczej nie dobrze chronionym piechurem, bo akurat takich w ówczesnym rzymskim legionie było od metra – ten typ piechoty stanowił podstawę każdego legionu i nie takiego typu formacji posiłkowej w legionach potrzebowano.
Wiem, że się czepiam, ale w produkcjach historycznych, lub pretendujących do miana takich, diabeł tkwi w szczegółach. O szczegóły natomiast nie dba się w baśniach, filmach fantazy, czy przygodowych – dlatego tylko jako komputerową przygodówkę mogę zaakceptować serial „Spartacus: Blood and Sand”.
Swego rodzaju komiks przeniesiony na ekran, gdzie motyw Spartakusa posłużył na zbicie kasy. W robieniu kasy może i nie ma nic złego, ale proszę, niech nikt się nie waży pisać, że szafowanie krwią to jedyny minus serialu a reszta jest naprawdę bardzo dobra. Bo jak kino pójdzie drogą przetartą przez tego typu seriale to jak nic za parę lat w przyszłej inscenizacji Grunwaldu na Krzyżaków będzie szarżować husaria z okrzykiem „Allach akbar”, bo reżyser uzna, że sprzeda się on w filmie lepiej niż oklepana „Bogurodzica” nie wspominając już o uskrzydlonych, marketingowo nośnych husarzach…
Pozdrawiam,
jabu
jabu, przeczytałem twój słusznych rozmiarów post z uwagą i powiem ci, czy to się tobie podoba czy też nie, nadal będę ważył się wygłaszać swoje powyższe sądy na temat omawianego tutaj serialu.
Masz sporo racji i zarazem jej nie masz. Ta oczywista sprzeczność wynika być może z faktu, że w swoich sądach w ogóle nie jesteś konsekwentny.
Najkrócej mówiąc, zarzucasz "Spartakusowi", że ma gdzieś historyczne realia i w ogóle z wszelkim realizmem jest na bakier.
Wcześniej, na samym początku swojego posta, przywołujesz "Gladiatora".
I co? Napiszesz mi w odpowiedzi, że film Scotta wprost idealnie wpisuje w twoje zapotrzebowanie względem filmu historycznego? Jeżeli tak to odpiszę ci, że sam tak naprawdę nie masz pojęcia o czym piszesz.
"Gladiator" tak naprawdę jest o wiele bardziej na bakier z historią niż serial o "Spartacusie". Wystarczy wspomnieć o postaci Commodusa, którego droga do zostania cesarzem była totalnie inna niż ta, jaka została przedstawiona w filmie, wystarczy napisać o samej postaci Maximusa i mieć pewność opierając się na zasłużonych źródłach historycznych, że generał rzymskiej armii nie MIAŁ PRAWA stać się niewolnikiem, nigdy, przenigdy i to w absolutnie żadnych okolicznościach przyrody. Jest to totalny wymysł scenarzystów filmu nie mający jakiegokolwiek pokrycia w historycznych realiach.
I co ty na to? No tak, pewnie napiszesz mi, że "och, ten Scott, albo, och, ten Russel Crowe - wspaniały aktor, itd, itp, itd... Jasne, aktor znakomity, ale film w którym wystąpił jedzie historycznym fałszem jak via Apia długa i szeroka. I wiesz co? Nie przeszkadza mi to w ogóle w odbiorze filmu, nie przeszkadzało to również członkom akademii, którzy wyróżnili ten film kilkoma Oscarami, wreszcie nie przeszkadza mi to aby twierdzić, że jest to zwyczajnie film świetny.
I dlaczego niby rzymscy legioniści nie mieli by się zachowywać jak gestapo? W historii świata a w historii starożytnego Rzymu zwłaszcza było od zawal się, przeróżnej maści psychopatów przy których gestapowcy siepacze jawią się jako wesoła gromadka jeżdżąca na rowerkach.
Zamiast więc tkwić w złudnym przeświadczeniu, że oto napisałeś zajebisty post na przyszłość radzę ci abyś, jeżeli już wynajdziesz w filmie, czy też w serialu powód do wątpliwej chwały tegoż, rozdzielał te swoje "rodzynki znawcy" sprawiedliwie.
Witam,
90% swojej odpowiedzi poświęciłeś „Gladiatorowi” Scotta, więc zaznaczę, że w żadnej formie w swojej wypowiedzi nie chwalę tegoż filmu.
>Wcześniej, na samym początku swojego posta, przywołujesz "Gladiatora".
Właśnie. Przywołuję, ale nie chwalę, czy daję za wzór.
>I co? Napiszesz mi w odpowiedzi, że film Scotta wprost idealnie >wpisuje w twoje >zapotrzebowanie względem filmu historycznego? Jeżeli >tak to odpiszę ci, że sam tak >naprawdę nie masz pojęcia o czym >piszesz.
To budujące, że czytasz w myślach i patrząc w szklaną kulę zakładasz, że „Gladiator” (cytuję: idealnie wpisuje w twoje zapotrzebowanie względem filmu historycznego). Poniżej zamieszczam jeszcze raz fragment, w którym wspominam o produkcji Scotta:
>Skoro film wydaje sie komus tak denny to czemuz to az 3,3 mln widzów ogladało pilot serialu?
Może dlatego, że pilot serialu zrobiono bardzo umiejętnie. Sprytnie zmontowano kilkanaście efektownych scen a widz spragniony produkcji formatu „Gladiatora”, czy „Aleksandra Wielkiego” koniecznie chciał zobaczyć taką zapowiedź.
Ja tu nigdzie nie chwalę „Gladiatora”. Myślę, że czytelnik z dwucyfrowym IQ odgadnie, że używając określeń „produkcja takiego formatu” miałem na myśli film widowiskowy (bo takim „Gladiator” bezsprzecznie jest). Gladiator ma mnóstwo przekłamań i uproszczeń, ale jak się wyrobiony widz z tego wyłączy to zostaje jeszcze swoisty klimat filmu, świetna muzyka i dobra gra paru aktorów, czyli to wszystko, czego nawet nie usiłuje się proponować w serialu „Spartacus” a przynajmniej w jego dwu pierwszych odcinkach.
Mam nadzieję, że to zamyka temat „Gladiatora”, o którym w ogóle nikt tu w tym wątku nie rozmawiał…
>Zamiast więc tkwić w złudnym przeświadczeniu, że oto napisałeś zajebisty post na >przyszłość radzę ci abyś, jeżeli już wynajdziesz w filmie, czy też w serialu powód do >wątpliwej chwały tegoż, rozdzielał te swoje "rodzynki znawcy" sprawiedliwie.
Chyba jednak nie tkwię w żadnym złudnym przeświadczeniu. Zarabiam pisząc podobne bzdury i to całkiem nieźle a frajerów, którzy mi za to płacą znajdziesz biorąc do ręki każdy militarny magazyn wydawany w Polsce (szczęśliwie publikuję pod tym samym nikiem co na Filmwebie). Za dobre rady dziękuję, choć w tym wypadku nie skorzystam. Sprawiedliwość zostawię Tym co na górze. Wystarczy, że w ocenie filmu pozostanę obiektywny.
Wielce dziękuję za rzeczową odpowiedź.
"Wystarczy, że w ocenie filmu pozostanę obiektywny".
No, chyba raczej "subiektywny" a więc pozostający wiernym swoim przekonaniom względem serialu o Spartacusie.
"...a przynajmniej w jego dwu pierwszych odcinkach".
No właśnie, w sumie nie sądzisz, że jest rzeczą dość idiotyczną kłaść lachę na całym serialu na podstawie zaledwie dwóch wyemitowanych do tej pory odcinków?
"Zarabiam pisząc podobne bzdur".
Czyżbym wyczuwał nutę samokrytycyzmu? Autorefleksji?
"... i to całkiem nieźle a frajerów, którzy mi za to płacą znajdziesz biorąc do ręki każdy militarny magazyn wydawany w Polsce".
A nie boisz się, że ci "frajerzy jak ich nazywasz przeczytają przypadkiem te twoje bzdury publikowane na łamach Filmwebu i podziękują ci za współpracę? Ryzyko jest chyba całkiem spore.
W każdym razie, Ty nie dostrzegasz w tym serialu nic, ja dostrzegam w nim dużo więcej. "Gladiator" podoba nam się obu. Jaki stąd wniosek? Może taki, że ty, strasznie tego serialu nie cierpiąc, będziesz go jednak co tydzień oglądał wołając "Ach, jak ja tej produkcji nienawidzę!"
Witam ponownie,
Szkoda, że dyskusja nie toczy się na temat filmu większego formatu, który na taką dyskusję by zasługiwał. Ale co tam, konstruktywnie jest sobie luźno pogadać…
>No właśnie, w sumie nie sądzisz, że jest rzeczą dość idiotyczną kłaść lachę na całym serialu >na podstawie zaledwie dwóch wyemitowanych do tej pory odcinków?
Ale jak by się nie przymierzać to jest 120 minut tego, na co stać było ekipę „Spartacusa”. 120 minut konkretnego poziomu. Myślę, że to może już prowokować do wystawiania ocen.
"Zarabiam pisząc podobne bzdur".
>Czyżbym wyczuwał nutę samokrytycyzmu? Autorefleksji?
Pudło. Zarabiam też pisząc scenariusze filmowe – tu faktycznie znalazłoby się pole do autokrytyki. Natomiast w kwestii wojskowości, zwłaszcza w wybranych tematach, jestem naprawdę dobry.
"... i to całkiem nieźle a frajerów, którzy mi za to płacą znajdziesz biorąc do ręki każdy militarny magazyn wydawany w Polsce".
>A nie boisz się, że ci "frajerzy jak ich nazywasz przeczytają przypadkiem te twoje bzdury >publikowane na łamach Filmwebu i podziękują ci za współpracę? Ryzyko jest chyba >całkiem spore.
Jakbym się bał, to bym się w ogóle nie brał za tą robotę. Nie boję się z co najmniej dwóch powodów:
1. Nie ma w Polsce drugiego specjalisty, który by, dajmy na to orientował się w takim stopniu w japońskiej lądowej wojskowości z lat 1856-1945 i znał jednocześnie kanji. A jeśli jest, to się jak dotąd nie ujawnił. Ne bardzo jest mnie więc kim zastąpić w wybranych tematach a koledzy redaktorzy korzystają z moich usług i wiedzy od ponad 10 lat. Chcesz znać zawartość aluminium w menażce Typ RO to wystarczy obudzić mnie w środku nocy z gotowym ołówkiem w ręku… Wiem, trochę to porypane, ale na pasje nic nie poradzisz…
2. Publikuję także u Japończyków (Nihon Kaigun, J-Tank, Argonauts Publications), Anglosasów (Nafzinger) i Niemców (Tankograd) – można zagłębić się na ich strony i poszukać jabu. Więc jak stanie się cud i się na mnie obrażą polscy kontrahenci do obrażania pozostaną mi jeszcze obcokrajowcy.
Reasumując: ryzyko nie jest nawet bliskie zeru. Ryzyka po prostu nie ma…
> W każdym razie, Ty nie dostrzegasz w tym serialu nic, ja dostrzegam w nim dużo >więcej.
Wręcz przeciwnie. Ja w tym serialu dostrzegam bardzo dużo … dyskredytujących rzeczy. Przerzuć posty powyżej. Jakbym w nim nic nie dostrzegał to bym nic o nim nie pisał, bo by mnie ani ziębiło, ani grzało, że serialowy Spartacus naśladuje na arktycznych pustkowiach Chucka Norrisa.
>więcej. "Gladiator" podoba nam się obu. Jaki stąd wniosek? Może taki, że ty, strasznie >tego serialu nie cierpiąc, będziesz go jednak co tydzień oglądał wołając "Ach, jak ja tej >produkcji nienawidzę!"
Znowu ta wszechwiedząca szklana kula. Zamiast się w nią wpatrywać nie lepiej skupić się na konstruktywnej konwersacji przestając wróżyć z fusów?
Dwa miliony lat ewolucji oraz 10-letni staż małżeński nauczyły mnie panowania nad emocjami. Czy będę serial oglądał czy nie, pozostaje kwestią otwartą, ale na pewno przy tym głosu dawać nie będę. Co najwyżej będę miał ubaw po pachy.
Poza tym jeśli już, podobne odruchy rezerwuję jednak dla programów agenta Wołoszańskiego…
Nie, no, Jabu, szacunek ze wszech miar. Oto mam zaszczyt i przyjemność rozmawiać na łamach naszego ulubionego portalu z kimś szerzej znanym i docenianym, czy tak? Nie wiem co powiedzieć, znaczy, yyyy... nie wiem co napisać:)
A ja taki nieuczesany i w dodatku kawaler z odzysku:)
Tylko mi stać pod budką z piwem.:(
Jabu, a tak w ogóle to chciałbym cię o coś spytać, jeżeli pozwolisz. Mój GG 4277549
Pod budką z piwem nie da rady. Ostatnie zlikwidowali w końcu lat 80-tych.
Tak, ze mnie dość światowy facet, tylko jednocześnie leń śmierdzący, więc potencjału nie ma jak w pełni wykorzystać…
Po mojemu nie ma co się dłużej spierać. Jeden drugiego nie przekona a o gustach się nie dyskutuje. Proponuję rozsądny układ:
Ty odkładasz swoją szklaną kulę (nawiasem mówiąc, jest do d..y, zwodzi Cię na każdym kroku) a ja przestaję ujadać na „Spartacusa”. Kto wie, może nawet po pijaku, z okazji ostatniego odcinka przyznam jaki to fajny serial.
My już swoją normę w kwestii opiniowania serialu zrobiliśmy. Niech się też inni wykażą …
Chowam topór wojenny do szafy między koszulki z uśmiechniętym Garfieldem…
Sayonara,
jabu
Hm, czyżby zatem częstotliwość twoich postów na filmwebie była odwrotnie proporcjonalna do tych słów pisanych którymi czarujesz innych swoim światowym sznytem? Jeżeli tak, to przez to lenistwo, trochę marny z ciebie fachman no ale podobno liczy się jakość a nie ilość.
Chciałem cię zapytać ile już scenariuszy filmowych popełniłeś? Tylko mi nie pisz, że opisałeś między innymi zagładę pancernika Yamato.
Szklanej kuli już się pozbyłem:)
Yamato to morskie stworzenie a ja się kręcę wokół wojsk lądowych. A w temacie "murzynowych" scenariuszy przerzucam się na GG.
"Skoro film wydaje sie komus tak denny to czemuz to az 3,3 mln widzów ogladało pilot serialu? "
Dobre :D
"na pewno jest lepszy od 300"
jeszcze lepsze :D
-_-'
"to czemuz to az 3,3 mln widzów ogladało pilot serialu?"
A czemu ludzie oglądali walki gladiatorów? Bo to szlachetna rozrywka?
Sorry mamy XXI wiek i co mniej prymitywni widzowie chcą czegoś więcej niż
krew i seks.
"Tytułowa Blood, czyli krew to w większości efekt komputerowy w postaci bryzgów w czasie walki." - pewnie wolał byś jak by się zabijali? tylko skąd tylu statystów - pewnie też byś narzekał, że za mało krwi ;)
jedyne co znalazłeś w filmie wartego uwagi to "dupy" ? może nie ten dział ;)
Raczej 5/10, ale błędy już wytknąłeś nic dodać nic ując..
poziom oprawy komputerowej np miasto z lotu ptaka jest na poziomie Medieval total war. Czemu sie dobrze ogląda, bo jest krew seks i jeszcze raz krew, czyli to co tłuszcza potrzebuje i potrzebowała od zarania dziejów, oglądnąłem 3 odcinki, więcej nie zamierzam , Przy Rome ten serial jest malutki..
dzięki za oszczędzenie kilku godzin zycia na gniota, bo się troche podjarałem klimatem Rome - niepotrzebnie. Sądząc po zainteresowaniach to bardziej na Pacyfik ostrzysz zęby?
btw nie udzielałes sie na preclach i PSI może?
Witam,
>dzięki za oszczędzenie kilku godzin zycia na gniota, bo się troche podjarałem klimatem >Rome - niepotrzebnie.
Ale najlepiej obejrzeć samemu. 1-2 odcinki. Każdemu się podoba co innego. Ja mogę za bardzo marudzić. A serial „Rzym” jest świetny. Zwłaszcza pierwsza część, bo druga już mnie tak na kolana nie powaliła.
>Sądząc po zainteresowaniach to bardziej na Pacyfik ostrzysz zęby?
Ano ostrzę… Tym bardziej, że „Kompania Braci” spełniła z nawiązką moje oczekiwania a „Pacyfik” zrobiła ta sama ekipa. Tylko się odrobinę martwię (może niepotrzebnie). W „Kompanii Braci” wszyscy główni bohaterowie byli zasadniczo anonimowi (czytaj – fikcyjni). „Pacyfik” natomiast ma opowiadać o ludziach z krwi i kości: Robert Leckie, Sledge (słynny moździerzysta), Basilone (Terminator ze Wzgórza Edsona). Zwłaszcza ten ostatni to posągowy bohater narodowy. I to mnie trochę martwi. Amerykanie maja skłonności do patetyzmu w filmach nawet, gdy historia opowiada o fikcyjnych, nieprawdziwych wydarzeniach (patrz, dobry skądinąd „Szeregowiec…”). A tu opowieść się potoczy po życiorysach legendarnych, prawdziwych margines, czczonych i poważanych - Basilone ma w swoim rodzinnym mieście ulicę, rondo, plac i dwie szkoły a w rodzinnym stanie Jego nazwiskiem nawet nazwano uniwersytet, instytut, szpital itp.. Przy czym dzieje Basilone są jednak dość kontrowersyjne i pojawiały się głosy, że na Iwo-Jima wychodził z siebie, aby dostać kolejny Medal of Honor, czym naraził nie tylko siebie, ale całą swoją sekcję (wszyscy na skutek Jego brawury zginęli). Trochę się martwię, jak to pokażą Amerykanie.
>btw nie udzielałes sie na preclach i PSI może?
Nie wiem co to jest: precle i PSI. Można mnie natomiast znaleźć pod nickiem jabu na każdym polskim forum militarnym i większości rosyjskich, czy anglojęzycznych. Chodź przyznaję, że pracując dla Japończyków zaniedbałem się w ostatnich 2 latach na wszystkich forach dyskusyjnych.
jabu napisałeś o tym serialu to czego mi sie nie chciało przez godzinę stukać na klawiaturze, ogólnie w większości sie zgadzam ,ale najbardziej mnie wkurw... zupełny brak elementów historycznych w tym serialu ,nie oczekiwałem dokumentu historycznego ,ale że ówczesna rzeczywistośc zostanie chociaż czesciowo zachowane
No narazie obejrzalem 4 odcinki i faktycznie mało jest faktów historycznych itp. Ale patrząc na serial to nie jest raczej coś ala dokument. Bardziej jest nastawiony na rzeź jak najdobitniej starają sie przedstawic walki gladiatorow i wyszlo im to cacy :) Scen seksu jest za dużo... Jak jest jedna na odcinek to jest dobrze ale wiecej to juz tragedia. Ile mozna ogladac :D Ale czasami zaskakuja z tym erotyzmem :D Ubawic sie mozna po pachy :D Dobre bylo jak barca tego swojego zioma posuwal :D Teksty też są świetne :D Zazwyczaj związane są z słowem cock ale wychodzi im to doskonale :D "niech Ci bogowie wysusza penisa" to było dobre :D:D:D
Nie ma chyba sensu czepiać się o brak elementów historycznych, czy raczej brak historycznego realizmu (bo chyba to miałeś na myśli), bo twórcom serialu nie o to chodziło. Nie jest to de stricte serial historyczny.
Dla mnie, po pierwszym szoku (in minus – po obejrzeniu trzech pierwszych odcinków) jest to coś w rodzaju produkcji spod znaku „płaszcza i szpady”, jeśli można tak napisać o filmie umocowanym w realiach starożytnego Rzymu. Taki western dla niewybrednych, gdzie zamiast Johna Wayne i sześciostrzałowca, który zawsze trafia, mamy Andy’ego/Spartakusa z gladiusem, który zawsze każdego ściacha.
Wg mnie w serialu chodzi przede wszystkim o trzy rzeczy: mordobicie do kwadratu, cycki i rzucanie mięchem w rozmowach przy każdej okazji. W kolejności jak wymieniłem. Może nawet chodzi WYŁĄCZNIE o te trzy rzeczy, bo one wystarczą, aby zarobić na przedsięwzięciu kasę.
Wysokie oceny serialu na Filmwebie dowodzą, że nie lubimy czytać książek, za to uwielbiamy szybką, nieskomplikowaną akcję i oceniamy ją wysoko. I tyle.
Nie ma, więc co narzekać. Kto chce niech ogląda, kto nie chce (a lubi realizm) niech sobie daruje.
Z tym czytaniem to trochę pojechałeś … W końcu to forum filmowe. A film jest istotnie poniżej reguł dobrego smaku, za to celnie trafia w gusta ukształtowane przez współczesną kulturę masową
Jabu, czy ja już ci pisałem, że plemię z którym walczy Spartacus w pilotowym odcinku to nie SĄ ŻADNI GOCI LECZ GETOWIE? Skoro taki z ciebie historyk wojskowości to jednak powinieneś mieć to na uwadze i nie pisać o żadnych Gotach!
Nie, nie pisałeś – i dobrze o tym wiesz (wystarczy przejrzeć nasze posty sprzed miesiąca). Oglądałem pilota z polskimi napisami a tam wszędzie wyświetlają się Goci jako nazwa napastników. Moja wina, że nie skusiłem się na projekcję w oryginale.
Zresztą Getowie to też Trakowie a wojny z Rzymem zaczęli 100 lat po tym, jak przekonują nas autorzy cyklu „Spartakus” (sięgnij proszę po książkę i sprawdź, jak nie czujesz się przekonany).
I zarówno Goci, jak i Getowie nie wyglądali tak, jak przedstawiono ich w serialu. To, co pokazano to licentia poetica reżysera cyklu. Akurat wygląd Traków/Getów znamy doskonale dzięki zachowanym, rzymskim materiałom.
Nie bardzo rozumiem, czemu nawiązujesz do postu napisanego miesiąc temu – wówczas, miesiąc temu, podczas toczonej dyskusji należało się wykazać swą wiedzą. Gdzie ja w późniejszych postach, rozmawiając z innymi wyskakuję z Gotami?
Serial byłby dla mnie jeden z ulubionych ale niestety ma kilka wad.
Fatalne są dialogi i przede wszystkim krew trysykająca ze wszystkiego.
Co piąte słowo u nich to "chuj". Za dużo przekleństw i scen erotycznych.
Źle tez wypada widownia na arenie. I po co mi pokazują całego nagiego Crixusa ?!
Bo golizna się zawsze dobrze sprzedawała.
Bo to jest recepta na zrobienie kasy. Te trzy rzeczy, o jakich pisano powyżej: cipy/cycki, ciskanie epitetem w co drugim słowie i litry krwi wszędzie i zawsze.
Nick_filmweb – faktycznie wyskoczyłeś z tymi Gotami, jak Rumcajs zza krzaka. Trzeba było to pisać kilka tygodni temu. Dyskusja się skończyła dawno temu a ty na nowo swoje. W moje wersji też jest mowa o Gotach. Mżna mieć pretensje do tłumacza. Ty też się dałeś nabrać bo się nawet wcześniej o tym nie zająknąłeś. Wiem, bo sobie odświeżyłem waszą dyskusję na temat filmu.
Innych argumentów jakie przytacza jabu miesiąc temu jakos ci się podważyć nie udało, to teraz, po miesiącu wyskakujesz z tymi Gotami? Po co?
Normalnie każdy z bohaterów by skonał po pierwszym/drugim ciosie, ale w tej wersji „Spartacusa” każdy jest jak Terminator. Człowiek ma w sobie 5-6 litrów krwi. W filmie trzeba mu utoczyć z tego połowę, aby zaczął wykazywać braki kondycyjne. To zwykłe efekciarstwo. Tego wcale tak nie musieli pokazać, ale zrobili to pod publikę wiedząc, że to chwyci.
Z braku laku oglądałem, ale chyba sobie ciąg dalszy odpuszczę. W piątym odcinku przegięli na maksa z tymi robalami. Dialogi jak wycięte z komiksu. Podpisuję się pod tym co ktoś już pisał wyżej: cycki, przekleństwa i masa niepotrzebnej krwi na każdym kroku. I na prawde nic więcej.
Kompletnie bez dobrego smaku. 4/10 - to moja ocena.
Napisy, które ja mam też mówią o Gotach. To chyba jakaś ściema z tymi Gotami. Dziwne. Tylu ludzi się o serialu od ponad miesiaca wypowiada a nikt na to nie zwrócił uwagi. Gdzie fani serialu? Powinni to zaraz byli sprostować. Jest wiecej takich wpadek w tłumaczeniach?
Odczepcie się, pisałem o Getach przy okazji innych postów akurat w toku dyskusji z Jabu o tym nie wspomniałem a przypomniało mi się niedawno bo też niedawno powróciłem do lektury tematu i z tego co widzę to wcale się on nie skończył tylko trwa i w dodatku ci sami użytkownicy.
Powiem tzn napiszę tak: Z tą bryzgającą krwią to jawnie przegięli i co do tego pełna zgoda, pisałem o tym nie raz.
2. Postacie są skrojone wg mnie świetnie. Sam Spartacus choćby, nie ma w nim nic z tzw bezmyślnego osiłka, przeciwnie, to wrażliwy facet, który po prostu robi to do czego zmusiły go okoliczności.
W rozmowie z Crixusem, pyta go: "Czy ryk tłumów, zwycięstwo na arenie to dla ciebie wszystko? Nie masz żadnych innych celów, żadnych większych ambicji"?
Jeżeli to jest przykład na zły dialog to naprawdę nie wiem jaki dialog jest dobry.
Sam Crixus też jest ciekawą postacią mimo swego gladiatorskiego zaślepienia. Jest arogancki, butny, zbyt pewny siebie i w końcu dostaje lekcję pokory podczas walki z Cieniem.
Doctore to z kolei facet obdarzony autentyczną charyzmą. Pamiętacie tego aktora z "300". To on grał perskiego posłańca, którego Leonidas posłał do studni.
Batiatus to z kolei skończone cyniczne bydlę, właściwie psychopata, który mam nadzieję dostanie za swoje a rzymskie kobiety to w przeważającej większości zimne suki.
Cóż, czy jest to wszystko przerysowane, niezgodne z realiami? Na pewno nie.
Być może historia niezapomnianego Spartacusa była podobna do tej przedstawionej w filmie. A na pewno musiała być cholernie brutalna.
I niech mi nikt nie mówi, że "Spartacus" Kubricka jest o niebo lepszy.
Rozumiem, że z takich czy innych względów można czuć do tego filmu niejaki sentyment no ale bez przesady. Oglądając go mam wrażenie jednego wielkiego udawania, takie to wszystko cholernie ugrzecznione, koturnowe, nabzdyczone i mające jeszcze mniej wspólnego z realiami niż omawiany przez nas serial
Faceci wyglądają w tym filmie tak jakby dopiero co wrócili od fryzjera, zdjęli swoje garniturki i teraz bawią się w starożytność a kobiety pełny makijaż plus naturalnie słynne rozmycie rysów aby wyglądały na jeszcze piękniejsze do tego durna pompatyczna muzyka, której nie da się zanucić i koszmarna choreografia walk, wszystko pokazane frontalnie w dużych planach na zasadzie siecz i rąb a na końcu Spartacus wiszący na krzyżu a pod krzyżem płacząca ukochana. Jakaś alegoria czy co?
Rasumując, serial naprawdę nie jest taki zły i piszę to raz jeszcze.
Nie czepiajcie się realiów bo w takim układzie należałoby również odpowiednio przywalić takiemu "Gladiatorowi".
Hej,
wiesz – myślę, że to chybiony pomysł porównywać film Kubricka do w/w serialu. Obie produkcje dzieli pół wieku. Kompletnie inne standardy królowały w 1960 roku podczas kręcenia filmów a zupełnie inne obowiązują teraz.
Dla zobrazowania przytoczę pewną anegdotę. Zanim Kubrick zrobił swój film a Douglas wskoczył z radością w strój gladiatora (Douglas wydeptywał ścieżki przez 3 lata, aby nakręcono ten dramat z jego udziałem i wg przerobionego przezeń scenariusza) trwała przez rok patowa sytuacja: konkurencyjne studio puściło w eter wieść, że zaczyna zdjęcia do własnej wersji „Spartacusa”. Tytułowego Traka miał grać główny konkurent Douglasa – Yul Brynner. Obaj panowie się zresztą w tym czasie szczerze nienawidzili, ale mniejsza o to.
Do czego zmierzam: to konkurencyjne studio, zdaje się United Artist wykonało pewien ruch, aby ubiec Kirka Douglasa z jego produkcją. Mianowicie Artur Krim, szef United Artist wypożyczył od znajomego dyrektora teatru kostium gladiatora, wcisnął w niego Brynnera, obfotografował i dał zdjęcia do prasy.
Teraz nikt by tak nie zrobił, bo zaraz by klan specjalistów zawył, że ten Brynner/Spartakus to jakiś przebieraniec, który w niczym nie przypomina Traka z I wieku p.n.e. Obecnie trzeba się mocno wysilić.
Bo filmy pokroju „Braveheart” (też nieźle przekręcający fakty, ale superklimatyczny), „Szeregowiec Ryan”, czy „Black Hawk Down” wyznaczyły (moim zdaniem) pewne, nowe, wyższe standardy, szczególnie, gdy mowa o filmowaniu scen batalistycznych, czy ujęć pojedynków indywidualnych.
To tak samo jak byśmy porównywali produkcje z lat 50-tych/60-tych do tych z okresu kina niemego, kiedy to aktorzy, często obowiązkowo przed rozpoczęciem ujęcia nakładali gruby makijaż, obsypywali twarz pudrem, czy przyczerniali policzki aby uzyskać odpowiedni efekt.
Dlatego moim zdaniem porównywanie jakichkolwiek produkcji, które dzieli 50 lat na płaszczyźnie: makijaż, charakteryzacja, kostiumy, aranżacja walk to brnięcie w ślepy zaułek. To tak, jakby zestawiać, bo ja wiem Wieżę Eiffla z dajmy na to Word Trade Center i delektować się z tryumfem, że ta druga budowla jest (była) jednak wyższa i w dodatku w liczbie mnogiej.
Z serialem Jacobsona/Hursta jest właśnie ten problem, że nie za bardzo jest go z czym porównać. Jest „Spartacus” Dornhelma z 2004 roku, w sumie zadowalający, ale to produkcja niskobudżetowa. Jest niby od metra różnych innych filmików o gladiatorach, ale wszystkie one (poza „Gladiatorem” z Russelem Crowe to też filmy klasy B/C.
Jakby tego było mało serial zawłaszczyła animacja. Co druga scena to komputerowe czary mary (mi na przykład to przeszkadza; przez to, śledząc akcję nie mogę się wyzbyć wrażenia, że zamiast w świecie starożytnym jestem cały czas na jakimś komputerowym kosmodromie). Może to wyznacza jakiś nowy etap w kinie, ale w tym konkretnym serialu jest tego nazbyt dużo. Jakbym śledził komiks dla dorosłych, na dodatek eksponujący to, co podkręca bardzo niewybrednego widza.
Uczciwie, moim zdaniem, było by o filmie (będąc jego obrońcą) napisać mniej więcej coś w tym stylu:
OK. – mało w nim realizmu, jest naiwny, niezgodny z realiami i naciągany. Na dodatek krew i golizna to główny napęd serialu, poprzez który stara się trafić do lubiącego to widza. Ale zamiarem twórców nie było, moim zdaniem stworzenie jakiegoś superrealistycznego dzieła z ambicjami na morze nagród, tylko wartki film akcji, przy którym można się zrelaksować. Dobre tempo, brak dłużyzn, liczne sceny walk, bogata aranżacja kostiumów i uzbrojenia (powiedzmy …) – tego tu jest pod dostatkiem.
Mi się to podoba. Jak będę chciał sobie podumać przed ekranem to sięgnę po Zanussiego a jak przyjdzie mi ochota na filmowe szarady – po kino Davida Lincha.
Przynajmniej ja starałbym się iść tą drogą, bo innej to się chyba jednak obronić nie da.
Niedawno obejrzałem film Wildera „Stalag 17”.
http://www.filmweb.pl/f35142/Stalag+17,1953
Film naiwny, na bakier z wojenno-obozowymi realiami, zjechany przez większość wypowiadających się na Filwebie – mimo to u mnie zapulsował, bo bawiłem się przy nim na tyle przednio, aby podejść do tej produkcji z dystansem i przymrużeniem oka.
Może rozsądniej (i uczciwiej) było by taką linię przyjąć właśnie i do serialu o Spartakusie. Chyba, że przyjmiemy, że tak wiele wypowiadających się głosów, dla których „Spartacus: Blood and Sand” jest zwykłym kiczem, to tylko grupa aktywnych pieniaczy lubujących się w poziomie spokojnych telenowel, nie mających pojęcia jak było naprawdę i nie potrafiących otworzyć się na nowatorski nurt w kinie.
Starałem się. Więcej już chyba głowy sobie zawracać „Spartacusem” nie będę. Bo ani mam czas, ani ochotę, ani nie uważam, żeby na taką dyskusję zasługiwał.
Pozdrawiam,
jabu
P.S.
Od siebie dodam (to moje prywatne zdanie), że osobiście nie skreślałbym tak dramatu Kubricka. Jestem więcej jak pewny, że gdy za 20-30 lat zagadniemy o filmowego Spartakusa, pierwszego z brzegu, średnio-zaawansowanego sympatyka X Muzy – zacznie nawijać właśnie o Kirku Douglasie i jego roli, podczas, gdy o serialu Jacobsona/Hursta nikt już wtedy pamiętać nie będzie.
Bo nie wraca się do raz przeczytanego numeru SuperEkspressu, w sytuacji, gdy z półek każdego mijanego kiosku krzyczą do ciebie tony podobnych mu tanich dzienników …
Wiesz, Jabu, bądź co bądź Kirk Douglas wielkim aktorem jest i choćby przez to jego Spartakus jest i pozostanie bardziej popularny od w/w serialu gdzie główną rolę gra niejaki Andy Whitfield,(swoją drogą scena ze śmiercią Sury bardzo klimatyczna i smutna)
Mówisz, tzn piszesz, że nie ma sensu porównywać filmów, które dzieli pół wieku. Niby nie ale czy naprawdę nie można byłoby wskazać paru tytułów, które z powodzeniem mogłyby stanąć w szranki z obecnymi, wielkimi produkcjami? I mam tu na myśli FILMY POLSKIE.
Weźmy choćby "Krzyżaków" Forda. Pamiętasz scenę pojedynku na topory pomiędzy Zbyszkiem a Rotgierem? Kurczę, rok 1960 a ileż tam finezji, ile realizmu o jakim w tamtych czasach nie śniło się w holyłudzie nikomu. Obaj przeciwnicy dyszą, leje się z nich pot, czuć, że mają w rękach potężną broń a nie jakieś nożyki z dykty i używają jej.
Pamiętasz scenę śmierci giermka Rotgiera, którego zabija Hlawa?
Hlawa zadaje cios sztyletem w pierś przeciwnika a umierający charczy krwią. Takich scen za Chiny nie znajdziesz w filmie Kubricka.
Pamiętasz kamerę jak gdyby umieszczoną w hełmie i punkt widzenia z tego właśnie miejsca a do tego ciężki oddech zza kadru?
Albo scenę śmierci Danuśki i rozpacz okaleczonego Juranda? A wcześniej jego rozprawę z Krzyżakami w Malborku?
Że o inscenizacji samego Grunwaldu nie wspomnę.
Mów co chcesz ale dla mnie tamten film w wielu punktach trzyma cholernie wysoki poziom po dziś dzień a dzieło Kubricka niestety nie a przynajmniej w stopniu daleko mniejszym.
Weźmy chociaż "Faraona" Kawalerowicza. RE-WE-LAC-JA! Pamiętasz ostatnią scenę? Kiedy Lykon zadaje Ramzesowi śmiertelny cios nożem i zauważ, że nie jest to jakieś kretyńskie, holyłudzkie mierzenie od góry jak w kretyńskiej scenie pod prysznicem z "Psychozy" Hitchocka.
Lykon zadaje cios z dołu do góry i co potem?
Potem mamy kamerę z ręki, zakrwawioną dłoń Faraona i zbliżenie jego zlanej śmiertelnym potem twarzy. I zobacz, 1966 rok! NIKT W TAMTYCH CZASACH nie robił filmów w taki sposób oprócz Polaków!
"Faraona" śmiało stawiam na jednym miejscu obok "Gladiatora".
A zatem można. Arcydzieła filmowe, prawdziwe arcydzieła mają bowiem to do siebie, że czas ich się zwyczajnie nie ima.
Pozdrawiam.
Cześć,
>Wiesz, Jabu, bądź co bądź Kirk Douglas wielkim aktorem jest i choćby przez to jego >Spartakus jest i pozostanie bardziej popularny od w/w serialu
Zgadzam się. Masz rację. Mi osobiście On imponuje nie tyle swoim dorobkiem (to oczywiście też), co przede wszystkim ogromną witalnością i radością życia, takim dziecięcym zapałem mimo upływu lat (często wrzucał tą cechę w role swoich bohaterów).
Czytałem gdzieś, że Kirk jest jednym z najstarszych blogerów na świecie, który w tym wieku samodzielnie prowadzi swój blog i odpowiada na zadawane Mu przez internautów pytania (gość liczy sobie teraz 94 lata!). Dla porównania Jego syn, Michael Douglas (66 lat) przyznał, że nigdy nawet nie nauczył się obsługiwać skrzynki pocztowej i do dziś nie potrafi odebrać samodzielnie e-maila (zupełnie jak mój ś.p. Profesor z historii, który zmarł wiosną zeszłego roku mając 60 lat – pisało się do Niego i wysyłało e-maile a Profesor odpowiadał raz w tygodniu, bo w weekend odwiedzał Go syn i Mu sprawdzał pocztę…).
Ale popularność Kirka Douglasa trwa tylko w pewych przedziałach wiekowych. On sam przytaczał kiedyś anegdotę:
- Kirk Douglas sunie ulicą w wieku 70 lat. Za plecami ktoś go nawołuje: „Panie Douglas! Panie Douglas!” Odwraca się: piękna, młoda Blondyna z uwielbieniem w oczach pożerająca starego aktora prosi o autograf. Kirk składa jej go i dodaje od siebie dedykację mile podłechtany, że nawet wśród młodziaków ma takie branie. Naraz słyszy jak Blondyna mruczy pod nosem: O rany! Mam autograf ojca Michaela Douglasa…
A wracając do tematu:
Ford, Kawalerowicz – twórcy wielkiego formatu, pierwsza liga. „Faraon”, „Krzyżacy” – zwłaszcza przy tym drugim (podobnie jak przy „Potopie” Hoffmana, który bardzo lubię) w czasie projekcji czuję się trochę jakby mi grali na obczyźnie Mazurka Dąbrowskiego. To fakt, że filmy zrobiono świetnie, ale i tam było moc przegięć (ci atakujący kmiecie w finałowej scenie Grunwaldu – w rzeczywistości byli tam, ale siedząc jako widownia na okolicznych drzewach – trzeba było jednakowoż wyeksponować klasę chłopską – takie były czasy).
>Mów co chcesz ale dla mnie tamten film w wielu punktach trzyma cholernie wysoki >poziom po dziś dzień a dzieło Kubricka niestety nie a przynajmniej w stopniu daleko >mniejszym.
Możliwe – mi się podobało, choć oglądałem wieki temu. Uważam jednak, że scena walki Kirka/Spartacusa z Drabą/Wody Strode ma w sobie ogromną dynamikę, tragizm, desperację, wszystko razem, od pierwszej do ostatniej sekwencji – i ta scena jest naprawdę ponadczasowa.
>Potem mamy kamerę z ręki, zakrwawioną dłoń Faraona i zbliżenie jego zlanej >śmiertelnym potem twarzy. I zobacz, 1966 rok! NIKT W TAMTYCH CZASACH nie >robił filmów w taki sposób oprócz Polaków!
Spokojnie. To było istotnie coś, ale nie my pierwsi proch wymyśliliśmy. Obejrzyj choćby
Harakiri/Seppuku Kobayashiego. Może akurat sceny walki wręcz nie są najmocniejsza stroną filmu, ale klimat, nastrój jakimi są przetykane jest powalający.
http://www.filmweb.pl/topic/1110825/Arcydzie%C5%82o.html
>Arcydzieła filmowe, prawdziwe arcydzieła mają bowiem to do siebie, że czas ich się >zwyczajnie nie ima.
Jak najbardziej. Czas jest najlepszym cenzorem. Znanego autora zapytano kiedyś którą ze swych książek uważa za najlepszą.
Tę – odpowiedział – w której się będą zaczytywać za 100 lat …
Dobrej nocy.
Też bardzo lubię "Potop" i tylko nadziwić się nie mogę Hoffmanowi, że czekał niepotrzebnie kilkadziesiąt z realizacją "Ogniem i Mieczem".
No cóż, pewnie nie zdawał sobie sprawy jak to wszystko się potoczy.
Niesamowita ironia losu zadziałała w przypadku tego filmu.
Za PRL-u i ZSRR wiadomo, Ukraina był jedna z radzieckich republik, więc raczej nie było mowy aby nakręcić film w którym oczerniano by kozacko-ukraińską brać, nieważne, że dotyczyłoby to zamierzchłej przeszłości.
Toteż Hoffman czekał, czekał, czekał aż doczekał się chwili kiedy okazało się, że w wymarzonej wolnej Polsce na jego wymarzony film po prostu... nie ma pieniędzy. Uparty reżyser zastawił więc wszystko co miał w charakterze poręczenia majątkowego i w ten sposób zebrał potrzebną kasę na realizację i co się okazało?
Powstał film w którym Kozacy zostali przedstawieni jako szlachetni, dumni wojownicy łącznie z samym Chmielnickim a Polacy (z małymi wyjątkami) jako pijana hołota, która na zgrupowaniu wojennym dla zabawy urządzała zawody... w pierdzeniu.
Nie wiem, czy Jerzy Hoffman kiedykolwiek miał tę świadomość, że film w takim kształcie mógł z powodzeniem powstać i za komuny! Chociaż nie, wydaje mi się, że najbardziej zaciekły nawet cenzor tamtego okresu spojrzał by na reżysera i powiedział: "Panie Jerzy, czy Pan trochę nie przesadza?"
Jeszcze inna ciekawostka trochę z innej beczki:
Tak naprawdę w pierwotnych planach rolę Oleńki w "Potopie" miała zagrać Barbara Brylska. Odbyły się nawet zdjęcia. Niemal w "ostatniej chwili" rolę po Brylskiej przejęła Małgorzata Braunek co poskutkowało tym, że Zygmunt Kałużyński pytał na łamach prasy, dlaczego rolę Oleńki w Potopie grał... Maź Von Sydow:):)
Co się jednak odwlecze to nie...
Po latach Jerzy Hoffman chciał być może w jakiś sposób zadośćuczynić za tamto wydarzenie. Tak czy inaczej Heleną w ekranizacji "Ogniem i Mieczem" miała zagrać córka Barbary Brylskiej Basia Kosmal - prześliczna, młodziutka brunetka.
Niestety, Basia Kosmal zginęła w wypadku samochodowym. Za kierownicą siedział... Xawery Żuławki - syn Małgorzaty Braunek i przyszły reżyser "Wojny Polsko Ruskiej"
Brak elementow historycznych? porabalo cie? jak maja przedstawiac historie na prowincji w szkole gladiatorow?
Wystarczy ze akcje umiescili w odpowiednim historycznycm czasie (wojny pontyjskie, Mitrydates) i poprzemieszali troche historycznych postaci (np legat Glaber). Zreszta nazwy plemion z pierwszych odcinkow jak i tereny na ktorych zamieszkuja tez jest poprawnie umiejscowione. Niektore kwestie wypowiadane przez bohaterow tez odnosza sie do historycznych wydarzen (Barka pochodzi z Kartaginy i ktos wspomina o jej zagladzie).
Ogolnie mowiac ciezko zarzucic serialowi brak scislosci historycznej, o poczatkach kariery Spartakusa i jego pochodzeniu niewiele mozna na 100% powiedziec, dlatego scenarzysci to wykorzystali i przedstawili swoja w ich zamiarze widowiskowa wizje.
Co do serialu jako calosci: nie jest to napewno Rzym, ale naprawde wciaga a po kilku odcinkach ulomnosci wspomniane wyzej takie jak efekty specjalne etc. przestaja przeszkadzac. Jesli ktos sie waha to namawiam:)
Pozdrawiam
Cześć,
Odbiegamy od tematu bo w końcu miało być o serialu „Spartacus” a nie o Hoffmanie, ale co mi tam…
>Też bardzo lubię "Potop" i tylko nadziwić się nie mogę Hoffmanowi, że czekał >niepotrzebnie kilkadziesiąt z realizacją "Ogniem i Mieczem".
Hoffmanowi nie pozwalano kręcić „Ogniem i mieczem”. Ówczesne władze były na tym punkcie jednak bardzo wyczulone. Nawet, gdy kręcono „Potop” musiano zmodyfikować scenę ledwie zahaczającą o wojnę z Moskwą (jest tam, zaraz na początku takie ujęcie, w którym jeden z bohaterów chwali zasługi Wołodyjowskiego osłaniającego jakiś bliżej nieokreślony odwrót wojsk polskich, po stoczonej bitwie. W pierwowzorze wprost mówiono, że to było batalia z wojskami moskiewskimi, ale cenzor miał zastrzeżenia nawet do tego i trzeba było konkret zamienić na ogólnik.
>Za PRL-u i ZSRR wiadomo, Ukraina był jedna z radzieckich republik, więc raczej nie >było mowy aby nakręcić film w którym oczerniano by kozacko-ukraińską brać, >nieważne, że dotyczyłoby to zamierzchłej przeszłości.
>Toteż Hoffman czekał, czekał, czekał aż doczekał się chwili kiedy okazało się, że w >wymarzonej wolnej Polsce na jego wymarzony film po prostu... nie ma pieniędzy. >Uparty reżyser zastawił więc wszystko co miał w charakterze poręczenia majątkowego i >w ten sposób zebrał potrzebną kasę na realizację i co się okazało?
Wiesz co, to chyba nie do końca było tak. Nie wiem czy wystarczające, ale były. Poszło jednak o to, że już na etapie zdjęć wstępnych znaczną część przejedzono, przepito, czy przetracono na różne sposoby. Nie pamiętam już szczegółów, ale wiem, że była z tym afera. Okazało się, że gigantyczne sumy wydano podczas wstępnych kastingów i samych "przygotowań" (huczne biesiady świętujące obsadzanie głównych ról). Nawet był reportaż telewizyjny, gdzie w dość niesmaczny sposób pokazano jak wszyscy przyszli odtwórcy ról balują. To jakoś tak wtedy wycofał się z tego Boguś Linda oficjalnie tłumacząc się tym, że musi wybierać pomiędzy Bohunem a rolą Robaka w Panu Tadeuszu (nieoficjalnie mówiło się, że olał to całe kupczenie rolami i zakulisowe rozgrywki zanim zaczęto kręcić film). Ile w tym prawdy, teraz już nie wiem, ale wówczas to śledziłem i towarzyszyły mi dość mieszane uczucia. Nawet się jakoś dokładałem do przedsięwzięcia, bo zainicjowano taką akcję: złotówka dla Hoffmana na „Ogniem i mieczem”.
A tak na marginesie: w sumie to nawet na dobre dla roli Bohuna okazało się odejście Lindy bo (moim skromnym zdaniem) Domagarow zagrał Bohuna po prostu świetnie.
Linda nie był jedynym, który wówczas spasował. Jeden z moich studenckich wykładowców, prof. Samsonowicz wycofał się jako konsultant z całej produkcji (powiedział mi wówczas podczas spotkania: Niech się Pan nie zdziwi, jak w Ogniem i Mieczem większość kostiumów będzie ściągnięta z tego co jeszcze zostało po Krzyżakach Forda – chciał w ten sposób dać do zrozumienia, że jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć przetracono sporo z budżetu przewidzianego na produkcję. Swoje nazwisko z listy plac zamierzał też wycofać prof. Serczyk, ale na zamiarach się chyba skończyło.
Reasumując: jak wreszcie usiadłem w kinowym fotelu z wypiekami na twarzy, że oto zobaczę ostatnią ekranizację Trylogii, to najpierw przez 2-3 minuty przesuwały mi się przed nosem loga reklamodawców z informacjami, że dzięki nim mogę w ogóle film obejrzeć.
>Powstał film w którym Kozacy zostali przedstawieni jako szlachetni, dumni wojownicy >łącznie z samym Chmielnickim a Polacy (z małymi wyjątkami) jako pijana hołota, która >na zgrupowaniu wojennym dla zabawy urządzała zawody... w pierdzeniu.
Mam na to nieco inne spojrzenie. To fakt, że Hoffman bardzo ugodowo podszedł do konfliktu polsko-ukraińskiego, pojednawczo (jako polski reżyser) pokazując czerń i kozaków w taki a nie „sienkiewiczowski” sposób. Jego koledzy po stronie ukraińskiej nie zrewanżowali Mu się tym samym (patrz choćby „Taras Bulba” Bortki finansowany zresztą głównie przez rosyjski kapitał; a tak na marginesie: znajomy, który spędzał wakacje w Kijowie wspominał, że odwiedzając miejscowe muzeum poświęcone Chmielnickiemu na próżno szukał jakiejkolwiek wzmianki o bitwie pod Beresteczkiem – największej porażce Chmielnickiego. Uznano, że najlepiej w ogóle o tej wielkiej bitwie … nie wspominać.
A wracając do wątku: jednak Hoffman pokazał Kozaków w paru scenach jako bandę zbójów i wyjątkowych opojów – patrz choćby ujęcie gdy chleją z magnackiego nocnika i okładają się płazem po obnażonych tyłkach. Natomiast czy ukazał z kolei Polaków w przeważającej części jako pijaków i obiboków? Zrobił tak chyba tylko w odniesieniu do postaci Zagłoby (i tu bądź co bądź starał się trzymać w pewnym stopniu pierwowzoru sienkiewiczowskiego odpowiednika), oraz w jednej scenie przedstawiającej pospolite ruszenie pod Piławcami (zgadzam się, że krzywdząco; w końcu, wbrew obiegowej opinii pod Piławcami panikę zainicjowało regularne wojsko a nie jak nas karmiono przez dziesięciolecia – pospolite ruszenie).
Wiesz, chyba nie ma co deliberować: Hoffman mnóstwo rzeczy pokazał połowicznie, lub nieprawdziwie, długo by wymieniać:
- idiotyczne, niezgodne z rzeczywistością zachowanie husarii pod Żółtymi Wodami,
- brak choćby jednego koncerza u husarzy, broni przecież u nich etatowej,
- efekciarskie i wydumane pokazanie obrony Zbaraża (te wysadzane przez Wołodyjowskiego wieże … ech …) itd.
Ja jednak nie chcę tego rozpamiętywać, czy wytykać. Choćby z jednego, ważnego dla mnie powodu: nie będę krytykował więcej niż potrzeba polskich produkcji historycznych, bo ich w naszej kinematografii tyle, co kot napłakał.
Wszyscy wkoło kręcą mniej, lub więcej tego typu (wiem, wiem – kosztownych) filmów a my co? Tylko dramaty psychologiczne i komedie romantyczne.
Popatrz na Czechów:
RAF wspierało pond 10-razy mniej czechosłowackich lotników niż polskich, ale to Oni a nie My nakręcili „Tmavomodrý svět -Ciemnoniebieski świat”.
W Tobruku mieliśmy 7-razy więcej polskich żołnierzy na najtrudniejszym odcinku. Czesi mieli słaby liczebnie batalion złożony głównie z rezerwistów i starszych roczników, osłabiony dezercjami żołnierzy pochodzenia żydowskiego i broniący najkorzystniejszego w systemie twierdzy odcinka – ale to Oni a nie My nakręcili swój „Tobruk” (jeden z naszych reporterów celnie sobie żartował: Polski widzu - chcesz zobaczyć polskich żołnierzy broniących Tobruku? Idź na czeski film.
Jak zaczniemy produkować polskie filmy historyczne/wojenne wyciągając je jak magik króliki z kapelusza – to zacznę nad nimi marudzić a na razie przyjmuję, może niesłusznie, zasadę: cieszmy się z tego co mamy.
>Tak naprawdę w pierwotnych planach rolę Oleńki w "Potopie" miała zagrać Barbara >Brylska. Odbyły się nawet zdjęcia. Niemal w "ostatniej chwili" rolę po Brylskiej przejęła >Małgorzata Braunek co poskutkowało tym, że Zygmunt Kałużyński pytał na łamach >prasy, dlaczego rolę Oleńki w Potopie grał... Maź Von Sydow:):)
Nie jestem pewien, czy to może stanowić wyjaśnienie, ale słyszałem, że Brylska nie zgodziła się na jakieś ujęcia rozbierane (może miała nieprzyjemności z tytułu dopiero co rzuconej do kin „Anatomii miłości” z jej i Nowickiego udziałem, jak na owe czasy – produkcji mocno rozbieranej), które zamierzał z udziałem aktorki wpleść Hoffman. Dlatego zastąpiła Ją nie mająca podobnych obiekcji Braunek. A i tak, podczas montażu, gdy się okazało, że „Potop” jest pierońsko długi (320 minut!) – sceny usunięto.
Może to tylko anegdota. Czytałem o tym w jednym z felietonów poświęconych Hoffmanowi.
>Po latach Jerzy Hoffman chciał być może w jakiś sposób zadośćuczynić za tamto >wydarzenie. Tak czy inaczej Heleną w ekranizacji "Ogniem i Mieczem" miała zagrać córka >Barbary Brylskiej Basia Kosmal - prześliczna, młodziutka brunetka.
>Niestety, Basia Kosmal zginęła w wypadku samochodowym. Za kierownicą siedział... >Xawery Żuławki - syn Małgorzaty Braunek i przyszły reżyser "Wojny Polsko Ruskiej"
O tym nie wiedziałem. Faktycznie zadziwiający zbieg okoliczności. I może spora szkoda dla filmu. Rolę zagraną przez Scorupco oceniam jako jedną z najsłabszych w „Ogniem i mieczem”. Fajna baka, nikt nie zaprzeczy, ale grała jakby przed każdym ujęciem połknęła kawał kija. I samo Jej wybranie do roli Heleny – wyraźne puszczanie oczka ze strony Hoffmana do widowni zza oceanu (z którego to, chytrego planu nie za wiele w sumie wyszło – Amerykanie film olali).
Żeby nie wyszło, że tylko dokładam Hoffmanowi – zakończę na Jego temat optymistycznie. Z tego co słyszałem klepiąc wielką biedę podczas wojny z całą swoją rodziną (wschodni sojusznik zafundował Hoffmanom darmowe acz traumatyczne wczasy z białymi niedźwiedziami) mały Pan Jerzy czerpał nadzieję i natchnienie zaczytując się w sienkiewiczowskiej trylogii przemyconej z resztą dobytku. Wtedy ponoć, jeśli wierzyć opowieściom Macieja Kozłowskiego poprzysiągł sobie, że zekranizuje dzieło Sienkiewicza. A jak postanowił, tak konsekwentnie zrobił.
I czapki z głów przed Nim za to!
Pozdrawiam,
jabu
Jabu, wielki szacun dla Ciebie za dyskusję na poziomie.:)
I w sumie, czemu nie? Wprawdzie temat dotyczy Spartacusa ale kto nam w zabroni porobić parę odskoczni, tym bardziej, że cel zbożny.:)
Masz rację, wszyscy plują jak tylko mogą na ten PRL ale to wtedy powstawały wielkie filmy wojenne, historyczne, przygodowe, obyczajowe, (choćby kapitalne "Noce i Dnie".
Dziś w ogóle nie kręci się filmów w takim wymiarze. Tak jak napisałeś, powstają albo kretyńskie, odmóżdżające romantyczne komedyjki, albo tzw dramaty o życiu, którym również wiele brakuje. Wyjątek stanowią filmy Krzysztofa Krauza no i może niedawny "Rewers", chociaż jak słyszę wywiady z Lankoszem to zaczynam się zastanawiać czy to faktycznie on reżyserował ten film?
Nawiązując do "czeskiego" Tobruku, mi się marzy prawdziwie wielki film o "Monte Casino", pokazujący bez politycznej poprawności to wszystko co stało się udziałem Polskich żołnierzy tam walczących łącznie z haniebnym potraktowaniem ich przez dowództwo alianckie kiedy odmówiono im udziału w zwycięskiej defiladzie.
Jednocześnie nie chciałbym aby za ten film wziął się reżyser Saramonowicz,(podobno ma takie plany, czy też miał)inna sprawa, że miałby to być film dosyć kameralny co zważywszy na samą tematykę byłoby w moim rozumieniu działaniem dosyć bezsensownym, nie wykorzystującym prawdziwie filmowego potencjału jaki drzemie w tej historii.
Oczyma wyobraźni widzę już Borysa Szyca albo Tomasza Kota, którzy w typowym sygnowanym przez Saramonowicza inteligecko-menelskim języku zdobywając wzgórze pomagali by sobie kurwami, chujami i pierdoleniem.
W sumie za to nie chciałbym czegoś takiego oglądać.
Były też słuchy, że do nakręcenia filmu o "kawałku polskiej ziemi we Włoszech" przymierza się producent Dariusz Jabłoński a scenariusz miał napisać wielce zasłużony scenarzysta jednego filmu Cezary Harasimowicz. Harasimowicz tak ten scenariusz pisał, że... nie dopisał do końca.
Co do mistrza Wajdy to po tym co pokazał w "Katyniu" lepiej będzie, żeby też się za to nie zabierał.
>Jabu, wielki szacun dla Ciebie za dyskusję na poziomie.:)
I wzajemnie. Zawsze jest fajnie pogadać sobie w nocy przy kawie i papierosach o X Muzie (tyle, że znowu nie oddam materiału na czas).
>Masz rację, wszyscy plują jak tylko mogą na ten PRL ale to wtedy powstawały wielkie >filmy wojenne, historyczne, przygodowe, obyczajowe, (choćby kapitalne "Noce i Dnie".
Fakt. Lata 60-te i 70-te; namachaliśmy sporo tych dramatów wojennych. A teraz, z perspektywy kilkudziesięciu lat okazuje się, że w ciągu tych ok. 10 lat nakręciliśmy wówczas... bo ja wiem, z 80% polskich filmów z tego gatunku:
Hubal, Westerplatte, Agent nr 1, Kierunek Berlin, Jarzębina czerwona (bardzo lubię ten film), Ostatnie dni, Barwy walki, Skąpani w ogniu, Zwycięstwo…
Oczywiście, że często przekłamane i fałszujące fakty, ale przynajmniej były …
Naiwne z perspektywy czasu, ale nieśmiertelne i ponadczasowe seriale: „Czterej pancerni”, „Stawka większa niż życie”, „Kolumbowie”…
co tam jeszcze …
A! I najlepsze polskie komedie wojenne to też przedział 8-10 lat:
„Giuseppe w Warszawie”, „Gdzie jest generał” i genialne „Jak rozpętałem II wojnę światową” z rewelacyjnym Kociniakiem.
Jakby do tego przyłożyć dla porównania nasze ostatnie 10 lat to co byśmy mieli?
Mniej niż na palcach jednej ręki:
przeciętny „Katyń”, słabiutki „Czas honoru”, efekciarską i nieprawdziwą „Tajemnicę twierdzy szyfrów” i … i koniec.
Może jeszcze nostalgiczny „Jutro idziemy do kina”.
Bilans smutny jak po meczu naszej reprezentacji …
Tyle, że wówczas było łatwiej. Wybrana jednostka wojskowa dostawała odgórny rozkaz. Zwalała się cała masą na plan, kamery szły w ruch, za statystów robił batalion wojska i całość wychodziła całkiem widowiskowo.
A dlaczego zdobywanie Kamieńca Podolskiego w „Panu Wołodyjowskim” wyszło tak efektownie.? Bo za armię Kara Mustafy robił batalion pionierów, który zapędzili jak bydło na plan. Jak atakują twierdzę to to robi wrażenie, filmowane z perspektywy.
Tylko trochę ekipa filmowa narzekała, bo się okazało, że podczas kręcenia szturmu zbyt dużo Turków/żołnierzy popadało od razu po pierwszych polskich salwach zamiast biec dalej (było pod górkę, żołnierzom się zapylać za bardzo nie chciało). I to widać w filmie: w pewnym momencie widz ma wrażenie, ze pokotem pada połowa ottomańskiej armii.
Ludzie Hoffmana jednak jakoś to przemontowali i końcowy efekt wyszedł wcale nieźle.
> łącznie z haniebnym potraktowaniem ich przez dowództwo alianckie kiedy odmówiono >im udziału w zwycięskiej defiladzie.
Co zrobić. Wtedy jedli Stalinowi z ręki. Alanci umieli liczyć bagnety. Sowieci mieli 500 dywizji a my 20. Z czego połowa to LWP…
Tylko nasi brytyjscy koledzy z RAF się za nami wstawili przed rzeczoną defiladą. Ale i to na krótką metę.
>Nawiązując do "czeskiego" Tobruku, mi się marzy prawdziwie wielki film o "Monte >Casino",
Wiesz, teraz do każdej tego typu produkcji polscy filmowcy zabierają się jak jeż do stosunku. Obawiam się więc, że prędzej szychy z PZPN walną się w piersi i strzelą samokrytykę niż my obejrzymy polską produkcję o szturmie Monte Cassino …
Wczoraj sobie odświeżyłem (nie bez przyjemności) czarnobarwny „Dzień świra” Koterskiego, stąd więc może u mnie ten brak optymizmu…
Dobrej nocy.
"Dzień Świra". Wspaniały film.:) W ogóle lubię Koterskiego.
Co by nie mówić, facet od lat trzyma formę.
Nawet dosyć niewysokich lotów "Ajlawiu" z Pazurą i Figurą oglądało się całkiem przyjemnie, nie zapomnę sceny z namawianiem do wykonania fellatio:)no a wcześniej było śmieszno-straszne "Nic Śmiesznego".
"Dzień Świra" to zdecydowanie jego najlepszy film i chyba ostatnia wspaniała rola (jeśli w ogóle nie ostatnia) Marka Kondrata.
A tak w ogóle wiesz jaki jest mój najbardziej ukochany polski film?
"W pustyni i w puszczy" Ślesickiego.
Kiedy byłem małym szczylkiem byłem wręcz na punkcie tego filmu chory.
Gdziekolwiek był grany czy to w kinie czy w tv tam byłem i Ja.
Po latach nie bez pewnych obaw, już jako osoba dorosła obejrzałem film po raz kolejny i... nie zawiodłem się.
Film ten ma po prostu zajebistą czołówkę, stawiam 1000 do 1, że jest to jedna z lepszych filmowych czołówek w całej historii kina.
Pamiętasz ją?
Widzimy rysunki, jakieś ryciny czarnego lądu.
Na sam początek wita nas zawodzący śpiew muezina i wschód słońca nad jednym z arabskich miast
Następne obrazki to już handlarze niewolników, jednym słowem codzienność tamtych lat. Spoza kadru słychać jakieś krzyki, odgłosy paniki. Nagle wszystko zagłusza dźwięk tamtamów, crescendo i wreszcie prawdziwie wściekła kulminacja w wykonaniu potężnej orkiestry.
Prawdziwa magia kina.
A reszta?
Przepiękne afrykańskie zdjęcia (czuć, dokumentalny rodowód reżysera), piękna muzyka Andrzeja Korzyńskiego tak charakterystyczna dla lat 70-tych no i oczywiście Monika Rosca - jak dla mnie ewenement na skalę światową jeżeli chodzi o dziecięcych aktorów. A najbardziej godne podziwu jest to, że dziewczynę stać było na to aby po tamtej przygodzie zwyczajnie pożegnać się z filmem i robić to co naprawdę chciała a więc grać... na fortepianie. Moniki nie ma w mediach, nie została popularną artystką, może też być tak, że po prostu nie zależy jej na tym, robi swoje. Wiem tylko, że jest przepiękną kobietą:)
Jedynie wobec odtwórcy Stasia Tarkowskiego mój entuzjazm dosyć znacznie opadł. Cóż, Tomasz Mędrzak, wówczas bodaj 17-letni miał autentyczną wadę wymowy i był dosyć sztuczny w swoje roli, aczkolwiek...
Pamiętasz ostatnią finałową scenę w której Staś słaniając się na nogach niesie na rękach zemdloną Nel? A przed nim co koń wyskoczy mknie na spotkanie wyprawa ratunkowa? Do tego przepiękny muzyczny motyw Korzyńskiego? Nie wiem jak ty, ja choćbym nie wiem ile razy tę scenę oglądał, zawsze mam ciary:)
No i jak tu nie kochać kina:)
Pozdrawiam
„Dzień świra” - nieprzeciętny, ponadczasowy, zmuszający do refleksji i smutnych rozrachunków.
Najlepszy film Koterskiego (jakby podsumowanie wszystkich Jego dotychczasowych) i jedna z najlepszych ról Marka Kondrata. Nie tego Kondrata, który od lat próbuje założyć mi konto w banku, ale Tego z „Zaklętych rewirów”, „Domu wariatów”, „Smugi cienia”…
A Koterski to jeden z nielicznych reżyserów, którego filmy rozpoznaje się oglądając nawet jedno, krótkie, wyrwane z całości ujęcie. Śledzisz film przez 5 sekund i już wiesz, że to Koterski… Podobnie jest z paroma innymi, moimi ulubionymi reżyserami: Bareja, Kieślowski, Peckinpah, Mann, De Palma, Ridley Scott, Malick, Jarmusch Barton (dzięki Ci Boże za Tima Bartona!) …
>A tak w ogóle wiesz jaki jest mój najbardziej ukochany polski film?
>"W pustyni i w puszczy" Ślesickiego.
Tak, pamiętam. „W Pustyni i w puszczy” to już klasyka. Takie filmy wtedy kręciliśmy. Było nas stać i dawaliśmy radę. A teraz…uch …
>Monika Rosca - jak dla mnie ewenement na skalę światową jeżeli chodzi o dziecięcych >aktorów. A najbardziej godne podziwu jest to, że dziewczynę stać było na to aby po >tamtej przygodzie zwyczajnie pożegnać się z filmem i robić to co naprawdę chciała a >więc grać... na fortepianie. Moniki nie ma w mediach, nie została popularną artystką, >może też być tak, że po prostu nie zależy jej na tym, robi swoje. Wiem tylko, że jest >przepiękną kobietą:)
I najwyraźniej „W Pustyni i w puszczy” zaszczepiło w Niej bakcyla podróży. Z tego, co wiem to Jej pasją są też podróże i ciągle gdzieś się wypuszcza w rajdy po całym świecie.
A Jej głos jako Nel Rawlison – nie do skopiowania, che, che…
>Jedynie wobec odtwórcy Stasia Tarkowskiego mój entuzjazm dosyć znacznie opadł. >Cóż, Tomasz Mędrzak, wówczas bodaj 17-letni miał autentyczną wadę wymowy i był >dosyć sztuczny w swoje roli, aczkolwiek...
Oj – Jego to nie lubię. Ani jako aktora, który nigdy nie zrobił na mnie grą wrażenia, ani jako człowieka. Ale to pewnie rzecz gustu…
Motyw muzyczny autorstwa Korzyńskiego jest hipnotyczny, świetna reżyseria i scenariusz, kapitalne zdjęcia Bogusia Lambacha, scenografia – kurcze, jako historyk popełnię chyba świętokradztwo i krzyknę: komuno wróć! Taki film nakręcić – to było coś! To było widowisko!
A tak na marginesie: jaja jak berety - całkiem nam odbiło i odeszliśmy od wątku "Spartacusa" na całego ...
Eeee, żeby tak wszystkim odbijało jak nam:)
"Podobnie jest z paroma innymi, moimi ulubionymi reżyserami: Bareja, Kieślowski, Peckinpah, Mann, De Palma, Ridley Scott, Malick, Jarmusch Barton (dzięki Ci Boże za Tima Bartona!)"
No, zbrodnią z mojej strony by było nie odnieść się do w/w listy.
Kieślowskiego bardzo lubiłem i naprawdę cholernie głupio, że odszedł.
Jego "Przypadek" uwielbiam. Linda pokazał w nim ekstra klasę. Był taki okres w dziejach polskiego kina w którym Bogusław Linda nie kojarzył się z cedzącym przez zęby prostackim macho.
Peckinpah, jasna sprawa. Przede wszystkim "Dzika Banda" ale też przepiękna "Ballada o Cable'u Hogue'u", "Żelazny krzyż". Krwawy Sam to był filmowiec pełną gębą. Niejaki Tarantino mógłby mu czyścić butki.
Jeśli De Palma to naturalnie moi ukochani "Nietykalni". Jeden z tych filmów, który znam na pamięć i to dosłownie.
Ridley Scott to dwa filmy: Jedyny, niepowtarzalny "Blade Runner" i "Gladiator". Aczkolwiek Scott ostatnio wkurzył mnie za bezkrytyczne parcie na 3D.
Terence Malick - Cóż, ten pan zbyt pokaźnego dorobku nie posiada aczkolwiek jego ekranizację "Cienkiej Czerwonej Linii" długo nie zapomnę.
Jarmusch to dla mnie dwa filmy. Niesamowicie zabawne i inteligentne "Poza prawem" i bajeczny "Truposz".
A co do Bartona? Hm, niewątpliwie facet z przebogatą wyobraźnią i co najważniejsze umiejący to bogactwo przenieść na ekran, lecz czy wielki artysta? Dla mnie nie. Widzę Burtona na podobieństwo bardzo zręcznego magika, który daje pokaz różnych czarów. Ogląda to się z otwartą buzią, bije się prawo po czym wychodzi się na zewnątrz i o wszystkim się zapomina. Dla mnie kino Burtona jest za bardzo oderwane od rzeczywistości. Nigdy nie potrafiłem utożsamić się z żadnym z bohaterów jego filmów.
Witam,
>Jego "Przypadek" uwielbiam. Linda pokazał w nim ekstra klasę. Był taki >okres w >dziejach polskiego kina w którym Bogusław Linda nie kojarzył >się z cedzącym przez >zęby prostackim macho.
Ha. No właśnie. Ja mam to samo. Ilekroć jakoś chcę wspomnieć/ocenić Lindę zawsze staram się wracać pamięcią do „Przypadku” pomijając te wszystkie produkcje z Jego udziałem, które zalały nas potem. Jasne, że w roli niezniszczalnego gringo też Go można obejrzeć, ale to już zupełnie inny poziom gry.
>Peckinpah, jasna sprawa. Przede wszystkim "Dzika Banda" ale też >przepiękna "Ballada o Cable'u Hogue'u", "Żelazny krzyż". Krwawy Sam to >był filmowiec pełną gębą. Niejaki Tarantino mógłby mu czyścić butki.
Jak przypadkiem wchodziłeś do pokoju, gdzie grał telewizor a w tle leciała scena strzelaniny, którą „ustawiał” Peckinpah to po 5 sekundach oglądania wiedziałeś już, że to musiał kręcić On i nikt inny.
A Tarantino… bo ja wiem. Lubię gościa a Jego „Pulp Fiction” mogę oglądać wkoło z przerwą co kilka miesięcy. „Cztery pokoje” i „Wściekłe psy” mnie rozbroiły. Zwłaszcza przy tym pierwszym się dobrze bawiłem.
Natomiast nigdy nie traktowałem go poważnie, bo niepoważne jest kino, które oferuje. Dalej jestem fanem i doceniam to, co zrobił, zwłaszcza w latach 1992-95. Jednak po produkcjach pokroju „Bękarty wojny” chyba przestanę śledzić Jego wyczyny reżyserskie uznając, że to iż kupił w swym rodzinnym mieście kino, tylko po to, aby dzień w dzień wyświetlać w nim jedynie filmy kung-fu – określa nie tyle Jego poczucie humoru co poziom wszystkich Jego potrzeb…
>Ridley Scott to dwa filmy: Jedyny, niepowtarzalny "Blade Runner" i >"Gladiator". >Aczkolwiek Scott ostatnio wkurzył mnie za bezkrytyczne >parcie na 3D.
Scott między 1977 a 2000 rokiem dał mi pół tuzina ulubionych filmów. Z tego „Pojedynek”, „Obcego”, „Łowcę androidów”, „Black Hawk Down” mógłbym oglądać na okrągło. Po tym ostatni Scott warknął jeszcze przy „Gladiatorze” i „Królestwie niebieskim”, które obiecująco się zaczyna, ale im dalej – tym słabsza fabuła.
Nie widziałem „American Gangster”, ale z paru źródeł dochodziły mnie opinie, że jest b.dobry.
Natomiast po obejrzeniu „Zabójstwa Jesse’go (…)”, który to film mnie najzwyczajniej zmęczył i był dla mnie za trudny w odbiorze uznałem, że lepiej będzie odgrzewać stare kino Ridleya Scotta niż śledzić nowe i przeżywać kolejne rozczarowania.
>Terence Malick - Cóż, ten pan zbyt pokaźnego dorobku nie posiada >aczkolwiek jego >ekranizację "Cienkiej Czerwonej Linii" długo nie >zapomnę.
Z Malickiem są w moim odczuciu dwa problemy.
Raz – kręci mało filmów. Jak każdy inny reżyser zrobi dziesięć, to Malic w tym czasie jeden. W swojej karierze reżyserskiej może się raptem pochwalić bodajże pięcioma produkcjami a scenariusz napisał do nie więcej niż tuzina.
Dwa – ma swój własny sposób opowiadania. Poetycko-hipnotyczny, ale pełen dłużyzn i nostalgicznych rozmyślań, jakbyś oglądał efekt pracy kamerzysty, który zamarł zbyt długo przed kamerą. Podczas gdy każdy inny reżyser wydzieliłby na ujęcie 5-10 sekund Malic pokazuje to przez pół minuty, na dodatek w zestawieniu z odpowiednim tłem.
Widać to zwłaszcza w „Linii”, oraz w jeszcze większym stopniu w „ Podróży do Nowej Ziemi” – obu filmów wyczekiwałem na długo przed premierą.
Ja taki sposób pokazywania kinowej rzeczywistości bardzo lubię, ale rozumiem, że wielu widzów podobny maraton na wytrzymałość może zmęczyć i znudzić.
>Jarmusch to dla mnie dwa filmy. Niesamowicie zabawne i inteligentne >"Poza >prawem" i bajeczny "Truposz".
„Poza prawem” to taki film, którego nigdy nie mogę sobie odmówić ilekroć wertując gazetę zauważę, że emitują go na którejś ze stacji. Trio Lurie/Waits/Benigni – ze wskazaniem na tego ostatniego każdorazowo doprowadza mnie wówczas ze śmiechu do łez.
- Jak się mówi poprawnie: patrzeć na okno, czy patrzeć przez okno?
- W tym przypadku: patrzeć na okno.
I tak przez bite 100 minut …
>A co do Bartona? Hm, niewątpliwie facet z przebogatą wyobraźnią i co >najważniejsze umiejący to bogactwo przenieść na ekran, lecz czy wielki artysta? >Dla mnie nie. Widzę Burtona na podobieństwo bardzo zręcznego magika, który daje >pokaz różnych czarów. Ogląda to się z otwartą buzią, bije się prawo po czym >wychodzi się na zewnątrz i o wszystkim się zapomina. Dla mnie kino Burtona jest >za bardzo oderwane od rzeczywistości.
A ja jestem zakochany w Burtonie. W jego konsekwentnym czarowaniu, tworzeniu nierzeczywistego świata, gdzie wszystko jest takie magiczno-zwariowane, jak trzeba gotyckie (Gotham), jak trzeba baśniowe do szpiku kości.
Jak jestem po ciężkim dniu przytłaczającym szarzyzną problemów i czuję potrzebę natychmiastowej regeneracji a nie mam w polu rażenia tuzina tabliczek czekolady, czy ulubionej odmiany kawy - to barwny świat Burtona prawie zawsze pozwala mi przeskoczyć na półtorej – dwie godziny w inny, ponadczasowy, magiczny wymiar. Zapomnieć o tym co mnie straszy i terroryzuje wkoło w czasie rzeczywistym.
Przy kinie Burtona ZAWSZE odpoczywam.
Kończę i idę na balkon. Pstrykać światu po nocy zdjęcia. Po prawie 10 godzinach sypiącego śniegu krajobraz wygląda jak wycięty z „komiksu” Tima Burtona… Warto to uwiecznić.
Jabu, dzięki za post.
Tak sobie myślę, nie ma to, tamto. Słuchaj, stwórzmy jakiś twórczy duet i zróbmy film, że wszystkim pospadają kapcie:) Co ty na to?:)
Jasne. Zróbmy ten film. Ja dam ze swej strony to co mam najlepszego - młodzieńcze ADHD a Ty wiarę, że damy radę. Teraz pozostaje nam tylko znaleźć jeszcze tego Trzeciego co wyłoży kasę...
Jabu, coś słabo z tą Twoją historią wojskowości. Kompania Braci, fikcyjni bohaterowie, anonimowe postaci? Czas nadrobić zaległości bo wstyd.
Z Szeregowcem już prędzej, chociaż fabuła filmu nie została wyssana przez scenarzystów z palca.
Wracając do Spartacusa - Twoja wiedza na temat Imperium Rzymskiego potrafi zaimponować ale uważam, że większość osób traktuje tą produkcję jak 300 - ciort z historią, ma być dużo krwi, cycków i fajnych ud. Idąc tym tropem, nie mogę się doczekać analizy historycznej 300.
Sam serial mocno przeciętny, jak ktoś wyżej napisał 5/10.
Na gumie napisał:
>Jabu, coś słabo z tą Twoją historią wojskowości. Kompania Braci, >fikcyjni bohaterowie, anonimowe postaci? Czas nadrobić zaległości bo >wstyd.
Z moją wiedzą w temacie wojskowości wszystko OK. Możesz mnie przetestować na dowolny temat. Jestem do dyspozycji. Tylko poproszę o trudny zestaw pytań.
A możesz rozwinąć swoją wypowiedź? Bo nie do końca rozumiem skąd przypisywanie mi powyższych "fikcyjnych bohaterów, anonimowych postaci" w odniesieniu do "Kompanii Braci".
Pisałem dokładnie coś przeciwnego.
Ty zdaje się chciałeś ten post skierować pod adresem trolika.