ja się na razie nie wypowiadam...muszę dojść do siebie po ostatniej scenie, po której ciągle ryczę :'(
Przemiana w wilkołaka to nie to samo co w wampira. Nie wystarczy, że gościu Cię ugryzie, umrzesz, wypijesz krew i będzie. Tu potrzeba pełni księżyca i jeszcze organizm musi być na tyle silny by przetrwać. Za przeproszeniem gówno by to dało, więc się nie dziwie, że nawet nie próbował. Poza tym sama widziałaś, że nic ją nie bolało - nie miała szans.
Właśnie na to cały czas czekałem. Teraz mam nadzieję, że może Stiles zostanie ugryziony przez Scotta i dzięki temu przeżyje.
osobiście podejrzewam, że sezon skończy się ugryzieniem Stilesa i niewyjaśnieniem czy to coś dało.
myślę że jak Stiles będzie też wilkołakiem to ten serial trochę straci.... milej się ogląda to wszystko jak są podzielone sfery wilkołak-człowiek...
Nieeeee.. Tylko nie to! Niech zostanie do końca człowiekiem, bo to właśnie w nim najcenniejsze.
Też bardzo go lubię w wersji ludzkiej, ale strasznie mnie irytuje, że twórcy tak dookoła niego krążą i nie mogą się zdecydować, czy ma byc wilkołakiem czy nie. Zresztą wcale nie wiadomo w co się zamieni po ugryzieniu.
Zapraszamy do naszego teleturnieju! Dzisiejsze pytanie brzmi: jeżeli ktoś zostaje ranny w twojej obecności, nawet ciężko, ale w sumie nie wiesz jak bardzo, bo się nie znasz, co robisz:
a) wzywasz karetkę, tamujesz krwawienie, POMAGASZ
b) uzewnętrzniasz swoje uczucia związane z zaistniałą sytuacją, ronisz łezki, rzucasz suchary
Wygraną w naszym teleturnieju jest kwit na węgiel, ruska niezniszczalna lodówka oraz uścisk ręki Prezesa Klubu.
Ten odcinek szedł w miarę dobrze, były fajne sceny Chrisa z Derekiem, nerwowy, ale i zabawny Stiles (nie torturujemy jej^^), bardzo fajny i śmieszny Isaac ze swoim niezawodnym hitem, czyli powiem-to-co-wszyscy-myślą oraz powiem-rzecz-oczywistą-o-której-nikt-nie-powie-bo-nie-wypada. Isaac jako głos rozsądku w tym rozdrganym emocjonalnie towarzystwie to jest to, co lubię.
Był zastępca Szeryfa tajemniczo przyciągnięty do BH, była moja nieskończona miłość czyli trener, był tata McCall. Ogólnie dupy nie urwało, ale było ok.
I była Alisson, ale taka, jak powinna być. Fajna, wartościowa dziewczyna. Scena z Isaakiem była bardzo przyjemna i słodka, scena z ojcem pokazała ją z pozytywnej strony.
Zdaję sobie sprawę z fali hejtu na tą postać, ale teraz żałuję, że aktorka się poddała. Alisson płaciła za głupie przedstawienie tej postaci przez twórców w poprzednich sezonach. Była nudną, irytującą love interest głównego bohatera. Sama jej nie znosiłam - zresztą nie lubiłam ich obu ze Scottem - jak byli razem.
Ale wystarczyło, że zluzowali Alisson z "zaszczytnego" miana Głównej Dziuni i First Lady serialu i dziewczyna rozkwitła - jej związek z Isaakiem jest miły, zabawny i w stylu puppy love, Alisson stała się też przyjaciółką i córką - coś, co było w dużej mierze ignorowane jak była Dziewczyną Głównego Bohatera. Tym samym Alisson była na dobrej drodze do stania się fajną i przede wszystkim - lubianą postacią.
Szkoda jej, bo twórcy zapomnieli o jednym, że mało widzów lubi stereotypowe romanse przedstawionych w stylu Scotta i Allison. Na pewno wolę ją z Isaakiem i jego tekstem czy wolała, żeby był kimś innym :D
No i teraz dochodzę to jakże żałosnej sceny śmierci Alisson. Wszytko jest we mnie na nie. Począwszy od całkowitego braku akcji ze strony pozostałych w tym DOROSŁEJ OSOBY, braku pomocy, nawet za cenę ugryzienia, skończywszy na totalnie żałosnej scenie wyznania miłości byłemu chłopakowi, kiedy aktualny stoi (bezczynnie) obok. No ludzie. Do tego wpada Chris.
No właśnie Chris, który tym samym stracił całą swoją rodzinę w pieprzonym Beacon Hills.
Nie rozumiem tego kuźwa. jak mogli zabić taką postać jak Alisson, a zostawić obszczymurki (którym pomaga teraz Dereczek, co jest totalnym facepalmem, którego nie chce mi się nawet komentować).
Mam taki żal do tego serialu. Obejrzę jeszcze następny odcinek, ale szczerze.. to nie wiem, czy będę ten serial oglądać z nowym sezonem.
No z tym wyznaniem to pojechała po bandzie. Biedny Isaac siedzi obok, jego dziewczyna umiera i jeszcze mówi, że go nie kocha. Noż po prostu! Skoro już zamknęli wątek Scotta i Allison to po cholerę go rozgrzebywali na koniec?
Ja również byłam przekonana, że to już zamknięty rozdział. Jeden z najlepiej zakończonych romansów, bez dramy i niszczenia się nawzajem, za to z życzeniem drugiej osobie wszystkiego dobrego. Sam pozytyw!
Laska umiera, jej chłopak stoi obok, a ta wyznaje miłość innemu. Isaac stoi i paczy jak ciućmok, też się do niej nie rzuca, nawet nie podejdzie, ta jakby kompletnie nie kojarzy, że on tu jest... wszystko to jedno wtf?
Byłoby okej, gdyby powiedziała tylko, że była jego pierwszą miłością, to nic złego. Ale pierwszą i jedyną, to przesada. Biedny Isaac ranny, dziewczyna uratowała mu życie, a na koniec dosłownie wyrywa mu serce z piersi i depcze. Należy też wziąć pod uwagę, że Isaac jest ofiarą przemocy domowej, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu zaznał miłości ze strony kogokolwiek, ale wychodzi na to, że to nie była miłość tylko Allison miała mrówki w gaciach. Dziękuję bardzo za takie coś.
trzy razy tak do wszystkich waszych komentarzy powyżej, ja jestem tak wściekła na tą całą sytuację! Po cholerę dali tak zajebistą scenę w tym samochodzie, gdzie niby "dają sobie szansę" czy coś w ten deseń a tu nagle finito, Ally umiera, jeszcze śmierć taka niby heroiczna, ale całkowicie niepotrzebna... Po cholerę był tam Scott, nie mogli chociaz obaj się do niej doczołgać, nie mogła chociaż rzucić okiem na Isaaca (swoją drogą jak się tak bujał w przód i tył, wygladalo trochę jakby zwariował), po co te wszystkie patetyczne wyznania... jestem wściekła, po prostu wściekła przede wszystkim dlatego, że Allison była jedną z niewielu ciekawych i złożonych postaci w amerykańskiej telewizji młodzieżowej i mogli z niej jeszcze dużo wycisnąć. Nie mogli dźgnąć bezpłciowej Kiry? toć jest taka niedoświadczona w walce a brała ich tam trzech na raz....Ech
Czytałam dziś wywiad z Crystal Reed z którego wynikało, że wyznanie miłości Scottowi było jej wyłączną inicjatywą.
Wrzucę Wam link.
http://insidetv.ew.com/2014/03/17/teen-wolf-post-mortem-crystal-reed-interview/
Wyluzujcie. W gruncie rzeczy, to tylko serial. ;)
Jeśli o mnie chodzi, śmierć Ally kompletnie zwaliła z nóg. Co więcej jako fanka Scallison, byłam zdruzgotana, a jej wyznanie sprawiło, że od płaczu rozbolała głowa. Dobra, tak się wywnętrzam, a nie do tego piję... Allison i Scott posiadali historię, oczywiście pełną wzlotów i upadków, ale pełną miłości i osobiście uważam, że jasnym było uczucie, które wcale nie przeminęło.
A Isaac był, i tyle.
Ja to wyznanie odebrałam zupełnie inaczej - Scott był jej pierwszą miłością i nadal go kochała, ale nie miłością romantyczną tylko przyjacielską, Zakochana była w Isaacu co wynikało z rozmowy w samochodzie i ostatnich kilku odcinków, w których zbliżyli się do siebie. Dla mnie scena śmierci Alison była piękna, wszystko było perfekcyjne - krzyk Lydii, muzyka, spóźnione przybycie Chrisa. Należy dodać że Alison zginęła, bo broniła Isaaca, gdyby nie ona byłoby po nim, dla mnie to wystarczający dowód miłości.
dokładnie. wszyscy najeżdżają na allison i jej "wyznanie", ale ja tego nie odebrałam tak, że ona nagle twierdzi, że go kocha i kochała zawsze. Po prostu ich przeszłość w tej chwili miała znaczenie - tak wiele razem przeszli....był jej 1 miłością, a takiej nigdy się nie zapomina. Dla mnie to było cudowne:)
ja tam myślę, że to nie było takie romantyczne wyznanie miłości, a wyznanie typu: jesteś dla mnie bardzo ważny, zerwaliśmy ale więź pozostała itd, a że o Isaaku nie wpomniała, to chyab wynikało z tego że to własnie Scott trzymał ją umierającą w ramionach, gdyby to był ktoś inny, też pewnie cos osobistego dotyczącego tej danej osoby mu wyznała ;p
Trochę szkoda w końcu to jedna z głównych bohaterek, ale świetnie zakończyli jej postać powiedziała to co powiedziała i tyle, jakoś nie robi to na mnie wrażenia że wyznała Scottowi miłość, zresztą widać czyje serce jeszcze do czyjego nalezy. To Scott nie Issac do niej podbiegł i ją złapał to jest miłość. Alli i Issac -to poczatki związku i zauroczenie, które może z czasem by sie przeobraziło w coś więcej, gdyby tylko starczyło czasu.
Nie byłoby w porządku gdyby jednak po takich słowach przywrócili ją do serialu i troche martwią mnie słowa producenta, że w teen wolf wszystko jest możliwe. Brzmi jakby jednak miała wrócić, mam nadzieje, że tak nie będzie.
Możliwe że Chris Argent podbiegnie do Scotta i zacznie sie drzeć na niego że ma ją dziabnąć i mimo że Scott powie że już za późno w końcu po paru ciosach w twarz to zrobi i Ali wróci w 4 sezonie, hahaha nie no żartuje to byłaby komedia i nie wyobrażam sobie dalej jej postaci.
"To Scott nie Issac do niej podbiegł i ją złapał to jest miłość " Jeden był całkowicie zdrowy, drugi pociachany jakimiś mieczami, rzeczywiście wyznacznik miłośi
Świetnie zakończyli jej postać? Dziewczyna umarła z wyznaniem miłości na ustach. Na koniec swojego życia została sprowadzona do miłosnego banału. A to Argentówna jest! Łowca! Córka awesome gościa, koleżanka wielu bohaterów, najlepsza, wierna, lojalna przyjaciółka Lydii - czy to wszystko nie ma znaczenia, zostało przekreślone przez żałosne I love you?
Dlaczego Alisson nie powiedziała, nie odwołała się do motta swojego rodu, dlaczego nie była dumna z tego, że broniła innych do końca?
W moim odczuciu nic tu nie było świetnego, ani w zakończeniu, a ni w tym, że w ogóle jest jakiekolwiek zakończenie. Tu nie było czego kończyć, wręcz przeciwnie - tylko rozwijać.
Chris powiedział, że kobiety Argentów są liderkami. Alisson mogła spokojnie być w ścisłym managemencie paczki BH, skoro widać, że Scott nie jest standardowym alfą - nie traktuje swojego stadka jako udzielnej własności. Alisson by mu pomogła (bez romantycznych podtekstów). Stiles jest zbyt szalony, Lydia nie angażuje się aż tak bardzo - za to Alisson byłaby idealna, szczególnie mając wsparcie ojca.
Jest tyle możliwości do zagospodarowania tej postaci..
Wow, wyznanie komuś miłości na koniec swojego życia jest oznaką słabości. Wielu rzeczy się człowiek może dowiedzieć. Według niektórych krzykaczy, których po odcinku pełno, zapewne jej ostatnie słowa powinny brzmieć: "A na koniec chciałabym podziękować sobie samej, bo byłam taka zajebista." Człowiek w obliczu śmierci oczywiście ma w głowię ułożoną całą mowę pożegnalną z wieloma górnolotnymi frazesami.
I jakoś wszyscy zapominają o tym fakcie, że umarła ratując wszystkich pozostałych. Ale nie, jest sprowadzona tylko do miłosnego banału, bo miała czelność nie okazać słabości i nie rozpaczać na koniec swojego życia.
Nie będę się sprzeczać co do tego, że raziło bierne zachowanie pozostałych. 112 anyone? Tamowanie krwotoku? Nie musiałoby to pomóc, ale dałoby inny wydźwięk tej scenie.
Tak czy inaczej, smutno mi ogromnie, że musieliśmy pożegnać się z postacią Allison. Nie rozumiałam hejtu na nią, szkoda, że doprowadził do tego, że Crystal postanowiła odejść z serialu.
Nie wyzłośliwiaj się, widać ze nie przeczytałaś uważnie tego co napisałam. Nigdzie nie pisałam rzeczy o które mnie oskarżasz. Wręcz przeciwnie.
Jak się nie wie co powiedzieć to najlepiej się zasłaniać tym, że ktoś nie zrozumiał. Świetna zagrywka. Przeczytałam twoją wypowiedź i to z niej wywnioskowałam. Może powinnaś nauczyć się trafniej wyrażać swoje myśli skoro poczułaś się niezrozumiana.
Zacytuj mnie proszę w takim razie, gdzie piszę o tej słabości, gdzie piszę o górnolotnych frazesach na koniec życia. Gdzie piszę o sprowadzeniu do banału "bo miała czelność nie okazać słabości i nie rozpaczać na koniec swojego życia" (że co?).
Alisson była Argentówną ze starego rodu Łowców, którzy nade wszystko przedstawiali honor, kodeks oraz pomoc tym, którzy nie mogli walczyć. Za te ideały zginęła jej matka, za to zginęła Alisson. Uważam, że dziewczyna zasługuje na coś więcej w chwili śmierci, niż tylko skupienie się na tym, że była dziewczyną zakochaną w Scott'cie. To wszystko.
Przykro mi że masz trudności ze zrozumieniem tego, co piszę. Całe szczęście tylko ty masz ten problem i nie muszę więcej nikomu się tłumaczyć.
Proszę bardzo: "Dziewczyna umarła z wyznaniem miłości na ustach. Na koniec swojego życia została sprowadzona do miłosnego banału. A to Argentówna jest! Łowca!" - piszesz tak jakby jedno nie mogło równać się drugiemu, jakby to, że w ostatnich chwilach życia mówi o miłości do drugiej osoby przekreślało jej silną osobowość.
"Dlaczego Alisson nie powiedziała, nie odwołała się do motta swojego rodu, dlaczego nie była dumna z tego, że broniła innych do końca?" - a musiała to mówić? Naprawdę?
Ja, według Ciebie, mam problem ze zrozumieniem tego co napisałaś, ty za to nie potrafisz pojąć, że "Allison-dziewczyna zakochana w Scott'cie" i "Allison-wojowniczka" idą ze sobą w parze i trzeba mieć wiele złych chęci żeby tego nie zauważyć.
W zupełności się zgadzam, dla mnie scena śmierci prawie idealna a wyznanie wzruszające i nie wyobrażam sobie że miałaby to powiedzieć komukolwiek innemu skoro to ze Scottem miała tak piękną wspólną historię i wyjątkową przyjaźń, która przetrwała mimo ich rozstanie jako pary. Brak realizmu sceny (nie było udzielania pierwszej pomocy, próby ugryzienia itd.) to zabieg z pewnością celowy żeby podnieść walor emocjonalny i żeby Alison mogła powiedzieć to co chciała.
no mogła powiedzieć więcej podczas umierania, nie wiem może pożegnać wszystkich przyjaciół, chłopaków, i jeszcze dodać parę słów o swoim łowieckim życiu, rozwinąć temat rodziny....ach..szkoda że dali jej tak mało czasu na umieranie to może fani byliby zadowoleni ...
a tak na serio... szkoda że ją uśmiercili...
Nie no kolejny/a. Co wy macie z tym wyzłośliwianiem się - nie zgadzasz się z moim zdaniem - napisz kontrargumenty jak normalny, rozumny człowiek. jak cie nie stać na merytoryczne odpisywanie, a tylko na te szpileczki, to lepiej nic nie pisz. Przynajmniej do mnie.
Bardzo ale to bardzo szkoda Allison... szczerze wolałbym aby pozbyli się Isaaca. On mnie irytuje od samego początku. Poza tym mam cichą nadzieje że Allison jakoś "wróci" do zdrowia. To jedna z najważniejszych postaci w serialu.
Wreszcie zajrzałam na tumblra i sprawdzam, co też widzowie piszą. Bardzo się cieszę, że nie jestem odosobniona w mojej opinii na temat śmierci Alisson. Wybrałam najlepsze teksty:
- jak przeżyć będąc w TW? Być białym mężczyną, najlepiej z wątpliwą moralnością
- zabili jedną z DWÓCH głównych ról kobiecych. Z głównych została tylko Lydia. Z pozostałych: Kira, Melissa i prawdopodobnie Malia i matka Kiry. Reszta obsady - mężczyźni.
A to ode mnie:
- w TW jak do tej pory wyżyli mordercy i manipulanci jak Peter, Gerard, bliźniaki, Zabito za to aż 6 kobiet: Kate, matkę Alisson, nauczycielkę. tą szponiastą alfę, Erikę i teraz Alisson. Jak z mężczyzn ktoś ginie - to uwaga, uwaga: czarnoskóry chłopak. Na dodatek pozytywna postać.
Wniosek - jak jesteś niemiłą, lub/oraz silną babą - giniesz. Jak jesteś niemiłym chłopem - dostajesz dobre teksty i żyjesz se lajtowo ciesząc fanki męską klatą i czarnym humorem. Jedyna opcja, żeby zginąć w tym serialu, to być kolorowym albo kobietą. To, że jesteś pozytywną postacią nie zmienia niczego.
Tu nie ma o czym rozmawiać raczej, przecież to nie twórcy wykopali Crystal Reed z serialu, sama chciała odejść, to nie była ich decyzja, więc nie ma się co spinać.
Chciała odejść - ok, jej decyzja, nie dyskutuję z nią.
Co mogli zrobić twórcy? Mogli ją przekonywać proponując rozwój jej postaci, analizując za co nie lubili ją widzowie TW, negocjując, pracując nad fabułą.
Jeżeli to nie pomoże i Crystal zdecydowanie będzie chciała opuścić TW, to...
.
.
.
.
.
może po prostu wyjedzie jako Alisson? Przecież ona nawet nie jest z BH. Jej ród pochodzi z Europy. Mogła zostać poważnie raniona w trakcie walki, po której Chris zdecyduje się ją wysłać gdzieś - nie wiem - na dalsze szkolenie, czy coś w tym stylu. jest tyle możliwości i tak samo emocjonalnych, gdyby groziło jej niebezpieczeństwo.
Nie wiem czy kojarzysz, ale był już kiedyś aktor, który zrezygnował z grania w TW. Aktor grający negatywną postać manipulowaną przez złego dziada. I ten bohater co zrobił? Czy zginął spektakularnie wyznając miłość swojej ukochanej?
Nie. On po prostu... zabrał dupę w troki i wyjechał, zostawiając za sobą uchylone drzwi na ewentualny powrót.
Dalej uważasz, że niepotrzebnie się spinam? Że główny bohater, który ma swoje za uszami, ale jest chłopakiem dostaje szansę i żyje, a główna bohaterka, dobra i pozytywna, która pomaga innym w identycznej sytuacji - ginie?
Tak, dalej uważam, że się spinasz, poczytaj wywiady, Crystal nie chciała dalej grać w TW, na co składało się wiele czynników, między innymi to, że ma 29 lat a grała 17 latkę i bardzo jej to nie pasowało, bo chciała grać rolę kobiet w jej wieku, a nie nastolatek, jeśli była 100% pewna odejścia i tego, że nie chce dalej brać udziału w tym projekcie, to nic by ją w tym serialu nie zatrzymało i to nie jest wina producentów, w końcu nie mogli zagwarantować jej, że w serialu opowiadającym historię nastolatków z high school w następnym sezonie będzie "10 lat później" i będzie grała kobietę pod swój wiek... Gdyby to była decyzja producentów, żeby ją wykopać, to można by się spinać i to bardzo, ale jeśli ktoś czegoś na prawdę nie chce, to niczym go nie przekonasz, a skoro była pewna odejścia to zapewne chciała być uśmiercona, żeby nie dostawać tak zwanych "otwartych drzwi" do powrotu, bo chciała zamknąć już ten rozdział. Akurat w wypadku Crystal nic by jej nie przekonało, przeszkadzały jej rzeczy, których producenci nie byli w stanie jej zapewnić.
Z tym nie będę dyskutować, bo każdy odbiera to na swój sposób, dla mnie akurat to, że powiedziała Scottowi o tym, że był jej jedyną miłością było bardzo prawdopodobne, bo cały czas do niego coś czuła i chyba każdy to widział, a z Isaaciem nie łączyło jej chyba nic poza jakąś dziwną relacją typu "podobasz mi się, no ale sama nie wiem..."
Absolutnie się zgadzam, że Scott był dla Alisson bardzo ważną postacią, może nawet najważniejszą. Był jej pierwszą, burzliwą miłością, oboje wiele się od siebie nauczyli i razem przeszli ważny etap swojego życia, jak bycie wilkołakiem i Łowcą. Ale od dłuższego czasu to się spokojnie kończyło, oni od siebie odpływali, skupiali się na swoich życiach OSOBNO, wciąż współpracowali, ale było to coraz bardziej przyjacielskie.
Ważnym momentem było wg mnie ustalenie własnej kotwicy przez Scotta - zmiana Alisson na siebie samego.
Alisson również sama podejmowała decyzje bez konsultacji ze Scottem jak dawniej.
To pokazywało, że Scott i Alisson dojrzewali, to już nie było to młodzieńcze ślepe szaleństwo, oboje zaczynali dostrzegać swoje role w ich małej społeczności, odnajdywać na nowo kontakt z rodzicami, wzmacniać przyjaźnie.
Oboje znaleźli nowe miłości - może jeszcze nie na poziomie jaki sami mieli - ale na dobrej drodze. Zresztą oni sami budowali swoje uczucie z czasem.
Uważam, że akurat ich związek i jego rozpad został pokazany płynnie i linearnie. Jeszcze zrozumiałabym, gdyby Alisson "ucieszyła się", że umiera w ramionach kogoś tak bardzo jej bliskiego, gdyby przestała na słowach, że jest jej pierwszą miłością. Ale potem to wszystko dla mnie było niepotrzebne i postawiło wszystko to, co do tej pory pokazano na głowie.
Nie pierwszy raz zresztą w TW, więc nie wiem, czemu mnie to jeszcze denerwuje :D Powinnam się już uodpornić :P
Powiem tak: wtf? Historyjka Papy McCalla o pijaństwie - jak dla mnie nie w odpowiednim momencie i ponowne wtf? Bez wyrazu i w ogóle ten moment utknał między ważną akcją i zupełnie był bez znaczenia dla mnie. Spaprali to. Myślałam, że sobie wyjaśnią wszystko może padną sobie w ramiona, uzyskają wzajemne rozgrzeszenie lub strzelą się po mordach. A tu takie nijakie to było, że brak mi słów. ;/
Alison i jej niewyparzony język!! Mogła dać sobie siana. Dobra, piękna jest śmierć z wyznaniem miłości na ustach, ale obawiam się, że Crystal dokonała czegoś niemożliwego: swoją śmiercią w serialu przysporzyła sobie kolejnych hejterów!! Miała potencjał, w końcu po nudnym i irytującym drugim sezonie i 3a w końcu odzyskała równowagę psychiczną a tu taki klops!! No dajcie żyć. Wyznanie miłości to był pomysł Crystal? Be gone!!!!! And never come back!!
Biedny Isaac! Wyprzystojniał, znalazł dziewczynę, którą lubił i wiele dla niej był gotów poświęcić a ona na jego oczach wyznaje miłość innemu. Już daję spokój z tym wyznaniem, bo musiała coś do niego Alison czuć w końcu się z nim przespała (wnioskuję po scenie w samochodzie) broniła go i współpracowała przez cały 3b. I niestety ich romans nigdy się nie rozwinie. Dlaczego?!!!! Jestem zła!! Isaac bity, poniżany, gnojony całe życie znalazł kogoś bliskiego a oni ją zabili. I finito. To się nie godzi!
Jestem zbulwersowana tym, że matka Kiry (Noshiko czy jak jej tam) stała i się po prostu gapiła! Nic nie zrobiła. Ona jest lisem? Jest sprytna? Jest silna? A dupa nie silna. Jak ONi byli z nią to była cwana jak przeszli na drugą stronę zaczęła się trząść ze strachu. Żal!!
Brak reakcji kogokolwiek w momencie, gdy Alison została dźgnięta - nie do przyjęcia. Isaacowi odpuszczam - był w szoku pocięty jak bażant na święto niepodległości (a może to był indyk? ;p). Tylko Lydia okazała, że zależy jej na przyjaciółce. Scott był raczej przerażony samą perspektywa śmierci niż tym, że Alison była dla niego najważniejsza na świecie. I Kriss. Zamiast rzucić się do córki, nic.
Nie wiem jak mam skomentować ten odcinek. Wkurzyli mnie na maksa i tyle!
Historyjka papy McCall faktycznie nie trzyma się kupy i zareagowałam podobnie jak Scott: co? tylko tyle? dlatego się nie pojawiał przez resztę życia własnego syna? Okeeei. oczywiście rozumiem, że papcio mógł przeżyć szok widząc do czego doprowadził, że skrzywdziła własne dziecko. Okej, kapuje ze przerażony zwiał, żeby się wyleczyć i nad sobą popracować. Okej, rozumiem rozwód z Melissą po tym wszystkim. Tylko że czemu winne było dziecko, że rodzice świadomie odcięli je od ojca? Który jak widać nie był jakimś prymitywnym brutalem. Przecież nie musieli ze sobą żyć, ale jak rany, są święta, urodziny, ważne momenty w życiu dziecka - i co, ojca nie było przez jedno zdarzenie z przeszłości? A czy słyszeli o czymś takim jak telefony? Skype?
Liczę na to, że to nie jest cała historia, bo w przeciwnym razie gratuluję wspaniałej rodzinki, która sama się rozdzieliła i stworzyła dziecku traumę.
Też mi szkoda Isaaka - chłopak ma przeyebane w życiu. Ojciec go nie kochał, tak jak powinien, teraz okazuje się, ze ukochana dziewczyna też go nie kochała, tak jak myślał. A już na pewno nie tak, jak on kochał ją. Smuteczek. A wszystko tak im się ładnie układało..
Matka Kiry, 900letnia tough b*tch, a skitrała w kątek jak tylko straciła backup i nie mogła trzymać rąk w kieszeni. Córeczka i banda smarkaterii walczy na śmierć i życie? Nic, to ja se tu siędnę i popaczę. O jakaś dziewczyna umiera przez ducha, którego sama sprowadziłam.. sorry, taki mamy klimat.
Scena śmierci Alisson nie oddaje tego, kim była ta dziewczyna - wszak jest oryginalnego składu, z oryginalnej czwórki dzieciaków! Już sam fakt, że umarła mnie wkurzył, a to jak umarła...
Ja sobie wymarzyłam taki wątek, że Alisson w obronie Lydii lub Isaaka (wszak Isaac dla niej już się poświęcił) zostaje bardzo ciężko ranna - dając się podejść, lub okazując się niewystarczająco dobrą wojowniczką - ewentualnie przecenia swoje siły. Jednak udaje jej się ocalić kogoś w pięknej, awesome scenie, chociaż za cenę swojego zdrowia.Na koniec sezonu Alisson wybudza się w szpitalu i uznaje, że potrzebuje jeszcze treningu, że ma przed sobą jeszcze długą drogę i decyduje się na wyjazd gdzieś do innych Łowców. Tym samym Crystal odchodzi i nie musi wcale wracać, jak jej nie pasi. Ale wątek jej bohaterki płynnie się zamyka, a Alisson schodzi ze sceny jako dorosła kobieta, która ma przed sobą jeszcze dużo fajnego życia i rozwoju.
Jeżeli aktor chce odejść z serialu, jego postać wcale nie musi kończyć dramatycznie w kartonach. Może dostać awans i wyjechać ku lepszemu życiu :D
Zgadzam się. Zniszczyli odejście Alison. Mogli to rozwiązać na sto różnych sposobów a tu taki klops. I nie mogę odżałować Issaca. Jak on mogła mu to zrobić?! To tak mnie bulwersuje (jej wyznanie), że aż mi się ręce trzęsą. Gdyby umierała choć jedno spojrzenie posłała w jego stronę a tu nic, no k******! Tylko Scott, no melodramat jak w Pamiętnikach wampirów (always Stefan! i Elena i Katherina!)! Ludzie.... Jestem rozczarowana, choć miałam nadzieję, że to Alison umrze a nie Isaac (co jeszcze nie jest przesądzone tak samo jak Derek) to i tak mnie tylko scenarzyści wkurzyli niż przynieśli tak zwana ulgę. ;)
Papa McCall - be gone! Bujał się cały sezon w BH tylko po to, żeby rzucić taki banał. No brakuje tej historii jeszcze czegoś i tak jak ty mam nadzieję, że to nie wszystko jeszcze!
Matka Kiry - brak mi słów. Jej córka okazała się odważna a ona takie strachajło! Może dlatego, że ona jako jedyna tak naprawdę zdawała sobie sprawę jak niebezpieczny jest Nogitsune do spółki z ONI. A gówniarze? Co oni mogą wiedzieć!
No i Scott! Już od jakiegoś czasu męczy mnie jego nieudolność. Po prostu tak beznadziejnego alfy nie widziałam w życiu! Dba o swoich to prawda ale jest taki "głupi". Wszyscy wiedzą od niego lepiej co ma robić i musza mu mówić, bo on nie używa chyba mózgu! Gdyby nie Lydia i Stiles - to wątpię czy przeżyłby do następnej pełni. On nic nie kuma, sfora nie dodała mu nic siły. Jak ten Omega go okładał to byłam w dziki szoku - i to ma być alfa? I bliźniacy tak chcą do niego dołączyć i niby z niego taki tru alpha i dalsze pierdoły, ale jest tak bezjajeczny jak dla mnie w roli alfy.... Derek był silny i umiał myśleć, jak pojawił się Peter w drugim sezonie to trochę przyćmił Dereka, bo on to już w ogóle miał pomyślunek genialny. I wiedzę. A Scott jakby się znalazł w nieodpowiednim miejscu. Jest słaby, nie myśli i przede wszystkim rządzą nim emocje a to wcale nie jest dobre. Peter jest wyrachowany a Derek potrafił myśleć racjonalnie. Hmmm.... Jestem Scottem rozczarowana już lepszy był jak był Omegą/Betą.
Prawie jak w Supernatural, tylko tam nie ma nawet jednej głównej bohaterki, z TW jeszcze nie jest tak źle pod względem patriarchatu. :D
Z tą różnicą, że SPN jest serialem o braciach, nie o randomowych nastolatkach. Więc jak sama nazwa wskazuje - bracia to chłopaki, a w grupie smarkaterii powinno być przynajmniej w miarę po równo w kwestii płci :)
No i jak w SPN pojawia się już jakaś kobita, to zazwyczaj jest fajnie przedstawiona z Charlie na czele peletonu :D
SPOILER SPN Oczywiście wszystkie kobity giną - ale z drugiej strony - mężczyźni też, a bracia giną nawet kilka razy :P
Ale to faceci zazwyczaj wracają z martwych, a kobitki nie :D
Mnie to nie przeszkadza, nie lubię kobiet w serialach ani filmach, niech giną.
Kurczę, chyba powinnam bardziej trzymać ze swoją płcią xD
Wcale się nie dziwię, bo zazwyczaj pokazywanie kobiet w kulturze jest tak żałosne, że nie czujesz z nimi żadnego kontaktu i wręcz wolisz, żeby ich nie było. Mężczyźni dostają rozbudowane, skomplikowane role, mają relacje z kuplami, rodziną, itd.
Kobity bardzo często są pokazywane jako osoby nie posiadające przeszłości (jeżeli już to mroczną), pracy, hobby, zainteresowań, znajomych, rodziny. Najczęściej są po prostu czyimiś dziewczynami lub potencjalnymi dziewczynami. Są obiektami do zdobycia.
Kto by czuł więź z taką postacią.
Dlatego od razu polubiłam Charlie. I nie znam nikogo, kto by jej nie lubił. :)
Chyba dalej tkwimy w przekonaniu, że kobieta to głównie ozdoba albo nagroda dla mężczyzny, który dzielnie urżnął smokowi łeb, podczas gdy delikatne panny mdlały z boku :D
Osobiście nic do takich kobiet w telewizji nie mam, każdy jest inny, ale jak już jest nadmiar, to mam dość. W zasadzie zauważyłam, że w telewizji albo kobieta jest memeją albo sarkastyczną, wyzwoloną twardzielką, nigdy nic pomiędzy. Może za mało oglądam, nie wiem, ale te sarkastyczne też mi się już przejadły.
lol a miałam nadzieje, ze to bedzie Derek.. osobiscie nawet lubiam Alison, chociaz jej smierc nie byla zbyt wzruszajaca... tyle dobrze, ze to Scott z nia byl ,a nie Isaac :p
ps. czy ktos wie czy wprowadza nowa postac w miejsce Alison? moze Malie? bo Kiry nie scierpie - sceny jak wymachuje mieczem w zwolnionym tempie przewijam
ok, zaczynam mieć wrażenie, że oglądałam inną scenę śmierci Allison niż reszta - przecież ona tam nic nie powiedziała o tym, że Scott to jej jedyna miłość, tylko że pierwsza.
Specjalnie spojrzałam w angielskie napisy, żeby przytoczyć dokładne słowa:
" I'm in the arms of my first love. The first person I've ever loved. The person I'll always love. I love you. Scott. Scott McCall."
No i czy ktoś tu widzi cokolwiek o jedynej miłości?
p.s. Nie zmienia to faktu, że mogła jednak coś do Isaaca też powiedzieć, leżał tam obok, cały poraniony, aż mi go żal było, już myślałam że w końcu się chłopakowi uda i będzie szczęśliwy, a tu takie coś :/