Bardzo, bardzo źle. Pal sześć gejowski romans-odcinek był po prostu nudny. Przez całą godzinę fabuła stała w miejscu, a emocje leniwie płynęły na poziomie mniej więcej 'Mody na sukces". Jak wygląda naprawdę wzruszające poświęcenie mogliśmy zobaczyć raptem odcinek wcześniej, gdy Tess ginie bez tego cukierkowatego patosu, czy wyjętych z taniego romansidła wyznań- tyle że u niej, choć padło raptem kilka słów, to aż bolało serce. Intencją scenarzysty było chyba pokazanie, że nawet w zniszczonym o bezlitosnym świecie można odnaleźć miłość i coś więcej niż tylko walkę o przetrwanie, ale efekt końcowy jest całkowicie niestrawny. Oby było to tylko potknięcie, a nie zapowiedź rychłego komunikatu "pull up!"