Tak pokrótce.
Bardzo lubię serię The Last of Us, aczkolwiek nie jestem bezkrytyczny w stosunku do gier. Pierwszy sezon był dla mnie gorszym doświadczeniem od gry, aczkolwiek był całkiem ok i dałem mu ocenę 7/10.
Drugi sezon mocno się jednak twórcom rozjechał.
Zacznę od pewnego usprawiedliwienia twórców serialu. Fabuła The Last of Us PART II nie jest w mojej ocenie najwyżyszch lotów. To pewien paradoks bo cut-scenki z gier są świetnie wyreżyserowane, mocne, emocjonalne. Natomiast cały ciąg wydarzeń, bazuje na prostych motywach zemsty w postapokalipitycznym świecie rywalizujących ze sobą grup ludzi. W tej historii nie brak dziur, uproszczeń i taniego szokowania. Rozbudowane i ciekawe postacie, można wymienić na palcach jednej ręki. Oczywiście na poziomie growym ta historia, działa całkiem nieźle, jednak jest to niewdzięczny materiał do przełożenia na język serialu/ filmu.
Na plus drugiego sezonu:
- odcinek drugi, z rozmachem, czysto rozrywkowo naprawdę dobrze się to oglądało
- odcinek szósty, całkiem zgrabnie pokazywał i rozbudowywał relację Ellie i iJoela
- można znaleźć drobne udane zmiany poszerzające growy materiał (np. wątek Eugena)
- wizuala, scenografia wyglądają nieźle
Przechodząc do minusów, największym problemem tego sezonu jest nieudany wiodący wątek wyprawy Ellie i Diny. Dla mnie tam prawie nic się nie klei. W przeciwieństwie do gry, totalnie nie czuć chemii między nimi. Co więcej obie zachowują się jakby miały kilka lat mniej, a nastrój jest bardziej romansowo- wycieczkowy, a przecież wylądowały w chorym, skonfliktowanym mieście celem dokonania zemsty. Aktorka grająca Dinę jest strasznie drętwa. Bella Ramsey miewa lepsze momenty, całościowo gra maksymalnie przeciętnie.
Przechodząć już stricte do Ellie- Belli. Niezbyt podobał mi się ten casting w pierwszym sezonie, powiedzmy, że umiarkowanie mnie przekonała do siebie w trakcie.
W sezonie drugim Ellie jest antypatyczną, nijaką, irytująca postacią. I tu nie chodzi tylko o grę aktorską, z tą nie jest, aż tak źle, miewa przebłyski.
Przede wszystkim beznadziejnie poprowadzony scenariusz i to jak napisano tę postać, stawia kłody po nogi postaci Ellie. Jeśli do tego dodać średnią grę aktorską i fizjonomię Belli niepasującą do postaci z gry, otrzymujemy mocno odpychające połączenie.
Ellie z serialu, jest jak impulsywne, irytujące dziecko, w realnym życiu omijałbym taką osobę z daleka. Ellie z gry owszem, fiksuje się na zemście, pomimo tego ma w sobie też trochę charyzmy, trochę uroku, trochę zadziorności, błądzi, ale bardziej ją rozumiemy i życzymy jej dobrze.
Problemem jest też to, że w serialu nie czuć tego parcia do zemsty. Z serialowej Ellie bije żądza zemsty, w dwóch- trzech zaczerpniętych prosto z gry scenach i to by było na tyle. Przez resztę czasu kompletnie tego nie czuć. Podobnie jest z zagrożeniem w Seattle, które powinno czyhać na każdym rogu. Nawet ten pierwotny, prosty motyw zemsty - który działał nawet np. w bardziej zjazdowych sezonach TWD, jest tutaj nieudolnie ukazany. W grze po prostu czuliśmy, że ta zemsta wisi nad Ellie jak jakieś fatum, w którym się zatraci.
Co jeszcze...Mnogość rozwiązań tupu 'Deus ex machina', w jednym z odcinków Ellie przypadkiem przechodząc przez jakąś dziurę w murze trafia prosto na poszukiwaną Norę...Za to w ostatnim
mamy durną scenę wieszania jej i cudownego ocalenia przez Blizny.
Trochę podsumowując. Wątek dwóch głównych postaci Dina i Ellie nie działa. Motyw zemsty nie działa. Postać Ellie odpycha. Wątki pobocznych postaci nie wybrzmiewają, jest ich mało.
Na dokładkę scenariusz jest tak rozpisany, że trzeci sezon wystartuje z historią Abby, która, ani ziębi, ani parzy znaczną część widzów. Dla mnie te wątki Abby już w grze co nieco miejscami nużyły, więc tutaj może być sroga meczarnia.
Potwierdzam też, to co twierdziłem po pierwszym sezonie, prawie wszystkie ważniejsze scenki są lepiej zaprezentowane w grze.
Twórcy nie podołali, z tym jak już wspominałem niełatwym do przełożenia na serial materiałem growym. Na chwilę obecną nie wiem, czy podejmę się trzeciego sezonu.