Ten serial ma świetną fabułe, dobrze rozwijającą się akcje i napięcie. Ale cholera jasna kto zatrudniał tych niedołajdów aktorów? Dla mnie dzielą się na bardzo mnie wkurzających chociażby swoimi mordami i totalnie obojętnych. A wiadomo, że podstawą udanego serialu są fajni bohaterowie, z którymi można się jakoś utożsamić.
Andrea denerwuje mnie swoją wiecznie zmartwioną minką- to samo pierwsza dama od 7 boleści. O śmierć Shane, albo chociaż jego odejście od "grupy" liczę od 1 odcinka, takiemu debilizmowi nie pomaga jego brzydota. Totalnie obojętni mi są Glenn, Dale i Carol, matko jak nie można budzić żadnych emocji? Delikatnie na plus wychodzi "samiec alfa" i jedyna dla mnie mającą sens postacią jest dla mnie Daryl (Norman Reedus) i jemu życzę jak najlepiej :D Dziwię się sobie że włączyło mi się takie hejterstwo i chciałam Was zapytać, jak odbieracie bohaterów? Kogo byście wywalili na odgryziony pysk, a komu kibicujecie?
Hm, hm, nie za bardzo wydaje mi się, że czytelnicy musieli czuć się bardzo sfrustrowani, zważywszy, że to nasze czasy, a nie "tamte czasy", jak to lakonicznie określiłeś (bez przesady, emisja komiksu nie zaczęła się tak dawno temu) :). Więc porównanie sfrustrowania ówczesnych czytelników z tym obecnych jest niedorzeczne (biorąc bod uwagę fakt, że dopiero teraz akcja tak naprawdę nabiera coraz szybszego tempa - nie będę spojlerować, ale rozwiązania komiksowe czasem przechodzą moje najśmielsze wyobrażenia). Tym bardziej miesięczne wydania komiksu powinny ludzi bardziej przygotować na ewentualne zmiany, które zachodzą w bohaterach, przynajmniej w ten sposób ja to postrzegam. Nie wydaję mi się też, że każdy śledził komiks od początku i każdy miałby zbyt duże wymagania wobec dzieciaka. Nie przesadzajmy, ale komiks na początku nie cieszył się zbyt dużą sławą, wypromował go na skalę światową dopiero serial. powtórzę, komiks to nie serial, ja oceniam serial, któremu do komiksu daleko.
Jeśli chodzi o jedzenie zombie przez zombie, z taką sytuacją spotkałam się tylko w grze Resident Evil I, od tej pory w kolejnych częściach w ogóle nie ma o tym mowy. Podobnie jeśli chodzi o zwierzaki w serialu, niby są jedzone przez zombie ale nie zmartwychwstają i nie wydają się zarażone nawet jak umrą, w przeciwieństwie do ludzi ;).
Emisja komiksu zaczęła się w 2004 roku czy prawie 10 lat temu. Popularność tak de facto twór Kirkmana zdobył jedynie w USA, dlatego, że okręg wydawniczy obejmował tylko i wyłącznie Stany. Nie pchano się na światowe półki, gdyż dla RK było to nieopłacalne. W tamtych czasach (nie wiem dlaczego uważasz to za określenie lakoniczne, skoro fraza odnosi się do czasu przeszłego, zastąp sobie słowo "czas" np. "okresem" choć to i tak na jedno wychodzi) dominowały przeważnie twory o superbohaterach. Czy uważasz, że z pozycjami Marvelowskimi czy DC, Żywe Trupy miały w ogóle jakieś szanse? Sytuacja zmieniła się dopiero około roku 2007 czy nawet 2008 kiedy podjęto kroki nad wypromowaniem The Walking Dead poza granicami USA. W niektórych krajach się udało, w niektórych nie (np u nas).
Dla twórców amerykańskich i to jeszcze w dodatku związanych z tak niszowym rodzajem literatury liczą się tylko ich rodzimy kraj. Jeżeli tam książka/komiks/płyta odniesie sukces to im to wystarczy.
Poza tym mylisz pewne płaszczyzny. Powiedz Ty mi jak czytelnik może przygotować się na jakiekolwiek zmiany, kiedy przez pierwsze cztery tomy nic tych zmian nie zwiastowało? Na rok wychodzi raptem dwanaście zeszytów. Czasami się zdarza, że wyjdą np. dwa ale na tym koniec. Przy takiej tendencji wydawniczej, taki okres to ogromna ilość czasu. Ja teraz się denerwuje kiedy muszę czekać te 30 dni, a co mają powiedzieć stali czytelnicy od 2004 roku.
Cyt. " komiks to nie serial, ja oceniam serial, któremu do komiksu daleko" Boże co za zaprzeczenie. Mam pytanie, czy Ty przeczytałaś wcześniej to co napisałaś? Skoro komiks to nie serial (i na odwrót), to jak możesz to drugie oceniać przez pryzmat pierwszego? Trochę racjonalnego pomyślunku. Skoro uważasz, że serialowi daleko do komiksu, to chyba oczywistą oczywistością jest, że twór Kirkmana stanowi dla Ciebie bazę przy wydawaniu osądu. A tą bazą papierowe TWD jest dla każdego, dlatego że są to podwaliny i wzór dla AMC w jaki sposób winni kierować serialową adaptację. Szkoda tylko, że co poniektórzy nie potrafią rozgraniczyć pewnych faktów.
Nie, żebym miała coś do Twojej opinii o serialu, ale muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo się z nią nie zgadzam. Otóż:
Shane nie dbał o dobro grupy, prawdę mówiac grupę miał w nosie. Rick za bardzo martwi się o rodzinkę? Przecież Shane w ostatnich odcinkach 2 sezonu wielokrotnie powtarzał mu, że woli myśleć o grupie niż o synu i żonie. Wytykając mu błędy rodzicielskie i mówiąc, że on byłby lepszym ojcem.
Wciąż trudno mi uwierzyć, że osobę chorą psychicznie można uznać za dobrgo przywódcę. Naprawdę chciałabyś być w grupie w której rządziłby facet niepoczytalny, który w każdej chwili poświęciłby Ciebie, aby ratować siebie? Dziwne.
W każdym razie uważam, że się mylisz odnośnie do roli Ricka w grupie. On o wiele więcej daje siebie grupie niż rodzinie, co nie znaczy, że rodzinie daje mało.
Lepiej bym tego nie ujął :D Aczkolwiek nie chciałem po raz setny rozpoczynać "polemiki" o Shane, no bo ileż można. Reasumując, Shane to przeszłość więc zamknijmy temat. Nadchodzi 3 sezon, więc oby tematy się zmieniły.
Andrea tępa? oj dziewczyno... nie będę tu zaczynać polemiki na nowo, moi poprzednicy już chyba wszystko powiedzieli za mnie. ale jak można uznać Andreę za głupią? nie licząc częściowo Maggie to jedyna babka w serialu (jak do tej pory) która potrafi o siebie zadbać i jest przystosowana do nowej rzeczywistości.
do Tortugi - z taką lekkością przychodzi Ci mówienie o tym, co Ty zrobiłabyś na miejscu Andrei w sytuacji z Amy. to była jej siostra, wątpię czy Ty swojej z taką lekkością strzeliłabyś w głowę. bo ja napewno nie. sama mam młodszą siostrę więc bez bicia przyznaję, że bardzo, bardzo osobiście odbrałam tamtą scenę i nie dość że Andrei było mi cholernie żal, to jeszcze popierałam ją w tym, co robiła i doskonale rozumiałam jej motywy. do końca nie wierzyła i do końca miała nadzieję. przy najbliższych nam osobach rozum wariuje i możemy sobie zdrowy rozsądek wyrzucić do kosza.
Shane to temat rzeka, jednym się podoba, drugim nie, dla mnie niepoczytalny z pewnością nie jest, ale faktem jest, że eliminuje słabszych, a często jego podejście razi ludzi. Jak dla mnie ma spojrzenie bardzo przyziemne i racjonalne - dla mnie których może zbyt racjonalne, ale jeśli spojrzeć na to z dystansu, to z pewnością proponuje najlepsze wyjścia, które są w stanie uratować najwięcej ludzi, a jeśli może nawet nie traktować tego ilościowo, to z pewnością jakościowo (choć niektórzy będą go odrzucać z powodu samego faktu, że wartościuje życie ludzkie). Ricka podejście w serialu wydaje mi się czasami co najmniej... dziwne. Czasem rzeczywiście aż niedorzeczne... Zwłaszcza, że niby traktuje swoją rodzinę i grupę jako pierwszorzędną.
Andrea też jest bardzo kontrowersyjną postacią. Jej wcześniejsza chęć samobójstwa, później nagła determinacja, zdecydowanie bywają dla mnie naprawdę niezrozumiałe. A na razie wcale nie pokazała, że potrafi o siebie zadbać, bo nie miała ku temu zbyt wielu okazji (poza faktem, że rozwaliła kilku zombie kiedy była na wypadzie z shane i postrzeliła daryla). Na końcu owszem przeżyła, ale w porównaniu do np, michonne albo daryla to naprawdę niewiele.
I jeśli chodzi o osobiste odbieranie scen i rozkminy "co bym w takiej sytuacji zrobiła" to ja nawet tego nie próbuję, bo wiem, że już komiks tak bardzo zmiażdzył mi mózg, że nie mam nawet najmniejszego wyobrażenia co mogłabym zrobić w podobnej sytuacji, podobnie jak ktokolwiek ;]. A ogólnie na bank niejeden z nas po prostu strzeliłby sobie w łęb z powodu utraty rodzinki albo nadmiernego stresu.
To ja tak szybko, bo zaraz do pracy.
Masz rację, Andrea nie potrafi o siebie zadbać. Podczas ucieczki z farmy potknęła się przecież na korzeniu pierwszego drzewa w lesie i skręciła sobie kark zamiast walczyć z walkerami. Ktoś dzielniejszy od niej uciekałby całą noc, znacząc swój szlak trupami kolejnych zombie, a ta idiotka nie stoczyła ani jednej walki.
Odnośnie Shane'a też masz rację. Przypomnijmy sobie choćby odcinek drugi, kiedy odważny, ale racjonalny Shane odmawia przyjścia z pomocą połowie grupy uwięzionej w Atlancie. Dla niego już zginęli. Mówi się trudno, ale przecież żadne z nich nie było Carlem ani Lori, więc cóż go oni obchodzą.
ym. skąd takie porównania. Daryl to facet, a serialowej Michonne chyba jeszcze nie znamy, prawda? no chyba, że mas dostęp do przecieków albo jestes prorokiem - wtedy chylę czoła ;-) ja nie odwołuję się do komiksu, bo to temat o bohaterach serialu, którzy znacznie różnią się od swoich pierwowzorów. Andrea to twarda babka i nie raz, nie dwa to udowodniła. potrafiłabyś jak ona przez pół nocy biec przez las i zabijać hordy atakujących Cię zombiaków...? ;-) dodam, że przecież bła zupełnie sama. mam nadzieję, że Maggie też pokaże pazury w 3 sezonie, a zdjęcia wyglądają pod tym kontem naprawdę obiecująco. w zestawieniu z mimozami pokroju Lori i Carol Andrea wypada jak dla mnie po prostu rewelacyjnie. jak już gdzieś tu wspomniałam - ratuje honor kobiet, ba! blondynek na całym świecie. :-D
Powiedziałabym raczej, że Andrea broniła się przed zombiakami pół nocy, nastepnie cały dzień i jeszcze drugie pół nocy. Serio, jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś tak powierzchownie ocenił postacie i jeszcze zarzekał się, że to po prostu ''jej interpretacja''. Ja nazwałabym to brakiem umiejętnosci przyswajania faktów.
A Shane oczywiście był racjonalistą i ostatnim sprawiedliwym.
BeeBee61 o powierzchowności ja już tutaj raz pisałem, ale przecież ona nie jest na wykładach freudowskich i nie zamierza bawić się w dogłębną analizę każdego z bohaterów. Oczekują czystej rozrywki. Z takim nastawieniem daleko nie zajdą z serialem. Założę się, że będzie tak samo jak z innymi. "Ohy i ahy" przy pierwszym sezonie, a jak nadszedł drugi, który bazował na ewoluowaniu bohaterów, to wszyscy wymiękli, ponieważ "zombie to jedynie rozrywka, a nie moralitety".
Zauważ w jaki sposób ci ludzie odzielają rozrywkę od samodzielnego myślenia, czy analizowania. Rozrywkę traktując jako przyjemność, a myślenie jako zło konieczne. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby chodziło tylko o serial, w koncu nie każdy musi go lubić, jednakże dyskutowanie bez posiadania jakichkolwiek logicznych argumentów? To jak próba zaatakowania hordy zombie nożyczkami do papieru - głupota : )
Dokładnie o tym samym pisałem, jednak trochę mniej dosadnie :D Co nie znaczy, że mówienie wprost i nazywanie rzeczy po imieniu jest błędne. Taki tok rozumowania, jaki obrały pewne obecne tutaj osoby, powoduje, że pojawiają się coraz to nowe komentarze odnośnie np. głupoty bohaterów (w tym wypadku Andreii, co jest takim trywialnym stwierdzeniem, że głowa mała) itd, itd, Wiadomo, że nasz jako rozmówców, prowokuje to do rozmowy, tylko my w przeciwieństwie do nich, dysponujemy racjonalnymi argumentami, a co najważniejsze mimo sympatii do niektórych postaci, podchodzimy obiektywnie. Druga strona natomiast objęła taktykę (tutaj zacytuję Gambit_s15) "Moja racja jest mojsza niż twojsza". Miałem nadzieję, że taka sytuacja już się tu na forum nie pojawi, lecz jak zwykle się przeliczyłem. Znowu mamy powtórkę z rozrywki.
PS. nie rozumiem po co zakładać konto na stronie filmowej skoro wszystko traktuje się powierzchownie. Jak sama nazwa wskazuje "strona filmowa", a co akurat zobowiązuje do czegoś więcej niż tylko nabazgrania kilku nic nieznaczących frazesów. A najlepsza jest argumentacja, że "ja nie będę pisać rozprawek". Bardzo szkoda, że niektórzy mają takie "na odwal się podejście". Uważam, że skoro prowadzimy dyskusję, to niech ona reprezentuje jakiś poziom, a ponadto takie wypowiedzi urozmaicają forum.
Rozumiem że to była jej siostra i było jej ciężko, bo praktycznie została sama. Widocznie jej było łatwiej zabić siostrę mając świadomość że to już nie jest jej siostra. Ja na to patrzę inaczej - lepiej palnąć w łeb "profilaktycznie", tym bardziej że człowiek już nie żyję, niż pozwolić na to żeby choć na krótką chwilę stał się tym "czymś", żeby stracił swoje człowieczeństwo. Tak samo w takiej sytuacji wolałabym żeby mi ktoś palnął w łeb z zimną krwią, niż czekał by aż zamienię się w zombiaka. Jak to powiedział Daryl: "Jeszcze bym podziękował ". Nie mam siostry, mam "tylko" 3 braci, więc może stąd takie, a nie inne podejście ;]
Ewka - co do Andrei...skoro się nie zabiła i zdecydowała żyć, to chyba normalne że dąży do tego żeby przetrwać i nie skończyć jak jej siostra?
Każdy uciekał i każdy by uciekał ile miałby sił w nogach, takie są fakty. To że była wytrzymalsza i miała siły się bronić to tylko na jej korzyść, ale to nie zmienia faktu, że z centrum chorób zakaźnych wyszła tylko dlatego, że praktycznie zmusił ją do tego Dale, a tym, że w ogóle chciała tam zostać zirytowała mnie na tyle, że zdążyłam ją skreślić. Ale cóż, najwidoczniej jestem w stanie przyjąć fakty tylko wybiórczo, zostańmy przy tym. Porównanie, że Daryl to facet jest dla mnie ogólnie nie na miejscu, bo nie za bardzo wiem, czy interpretować to na zasadzie, że jest z reguły lepszy i ma naturalnie nabyte mechanizmy obronne w razie apokalipsy zombie? Babka, facet, stary, młody, gruby czy chudy to niczego nie zmienia. Co do Shane już wspomniałam, jak dla mnie podejmował twarde ale racjonalne decyzje, ja mam ogólnie bardziej "shaneowskie" podejście i w wielu kwestiach się z nim zgadzałam, w wielu za to strasznie wkurzał mnie Rick. Moja racja jest mojsza niż twojsza więc to chyba jasne, że przy niej zostanę ;]. Jeśli chodzi o podejście Tortugi - ja zdecydowanie byłabym za profilaktycznym strzałem w łeb, nie tlyko ze względu na utratę człowieczeństwa ale bezpieczeństwo (może to bardziej "shaneowski" charakter - człowiek ugryziony to człowiek stracony i jeśli można trzeba to wykorzystać na swoją korzyść tak jak się tylko da ;]).
Oczywiście, fakt całonocnej ucieczki nie zmienia faktu, że w Centrum Chorób miała chwilę słabości. I nie musi go zmieniać, natomiast świadczy o tym, że zmieniła się Andrea. Napisałaś bzdurę o Andrei:
"A na razie wcale nie pokazała, że potrafi o siebie zadbać, bo nie miała ku temu zbyt wielu okazji (poza faktem, że rozwaliła kilku zombie kiedy była na wypadzie z shane i postrzeliła daryla). Na końcu owszem przeżyła, ale w porównaniu do np, michonne albo daryla to naprawdę niewiele".
Udowodniono Ci to, a Ty reagujesz stwierdzeniem "Moja racja jest mojsza niż twojsza więc to chyba jasne, że przy niej zostanę ;]" Taka postawa nie ma w dyskusji żadnego sensu, wręcz czyni ją zbyteczną.
Co do Shane, to żaden z niego racjonalnie myślący bohater. To wredny szczur, który chciał zastrzelić najlepszego przyjaciela, by zabrać mu żonę i syna.A żeby nie było za słodko, to dodam jeszcze, że to brutalny i chamski egoista. Nie interesowało go dobro grupy, a jedynie własny tyłek. No i tyłek Lori oczywiście.
Nie, to stwierdzenie odnosiło się do beebee i jej okreslenia, że powierzchownie oceniam postacie ;]. Nie bedę się upierać, że tak nie jest. Nie jestem psychologiem, więc mówię po prostu czy bohatera lubię, czy mnie wkurza. Dość jasno określiłam to na samym początku, nie widzę sensu w próbie wmówienia mi czegokolwiek innego, co od samego początku, zdaje mi się, usilnie próbujecie zrobić. Sama decyduje kogo lubię, a kogo nie i nie polubię na pewno tylko dlatego, że postaracie się podać jakieś argumenty ;]. Owszem, postacie oceniam powierzchownie, bo ja jestem widzem i nie muszę wszystkiego interpretować na wasz jedyny słuszny sposób. Andrea jest jaka jest, zrobiła co zrobiła co nie zmienia faktu, że jest dla mnie tępa. A Shane ciągle lubię, bo, jak mówiłam, w wielu kwestiach mu kibicowałam i zgadzałam się z jego decyzjami. Pewnie ogólnie postępowałabym podobnie. A najlepszemu przyjacielowi na początku uratował życie, nie zapominaj o tym, poza tym zajął się jego rodziną, więc prawdopodobnie im też uratował życie.
Nadal nie rozumiesz. Sympatie czy antypatie to Twoja prywatna sprawa i ani ja, ani nikt inny nie będzie w to ingerować. Natomiast ocena Andrei i jej postępowania, którą tu przedstawiłaś, jest po prostu błędna. Napisałaś to na forum dyskusyjnym, więc dyskutujemy. Jeśli nie chciałaś dyskusji, to trzeba było pisać na murach ;)
Co Shane'a: nie kojarzę, kiedy Rickowi uratował życie. Przypomnisz mi?
Kojarzę natomiast, że nie zdołał zabrać go ze szpitala i powiedział jego żonie, że nie żyje. Kojarzę też, że sytuację wykorzystał tak dokładnie, że aż poczuł się mężem Lori i ojcem Carla.
I kojarzę też, że to Rick uratował życie Shane'owi w odcinku "18 miles out".
Właśnie wtedy, zabarykadował drzwi, dzięki czemu do Ricka nie dostało się wojsko ani zombie. Nie sądzę, żeby komukolwiek udało się zabrać Ricka, zwłaszcza, że nie było pewności czy się obudzi. Sama Lori później przyznała, że gdyby Shane jej nie okłamał co do Ricka to najprawdopodobniej nie wyjechałaby z miasta, więc praktycznie uratował jej życie. Tak samo potraktował to Rick i nawet dziękował za to Shanowi. Co do reszty, wina nigdy nie jest jednostronna - Lori sama się zgodziła na romans i opiekę Shane nad nimi, więc nie zwalaj wszystkiego na niego. Nikt nie mógł zresztą wiedzieć, że Rick przeżyje. Przeczytaj dokładnie. Od razu pisałam, że wszystko to tylko moja opinia i nie mam zamiaru oceniać psychologii postaci bo żadnym psychologiem nie jestem ;]. Mówię kogo lubię i kogo nie, tyle, kropka.
Shane zabarykadował drzwi i zombie tam nie weszli, ale przed wojskiem to akurat żadna ochrona nie była. Przed zombie tak, ale nie dodawaj mu zasług. Odsunąć łóżko nawet żołnierz potrafi.
Czy Lori wyjechałaby z miasta, wiedząc, że Rick żyje? Nie wiem, ale nie zakładałbym z całą pewnością, że nie. Natomiast nie sądzę, by zgodziła się na romans, gdyby to wiedziała, że mąż żyje. Zgodziła się, bo myślała, że nie żyje.
Owszem, Shane wyciągnął Lori i Carla, owszem, opiekował się nimi. Tego mu nie odbieram. Ale powtarzam, że wykorzystał tę sytuację poza granice przyzwoitości.
I nadal nie rozumiem, o co chodzi z tym Twoim lubieniem. To chyba nie powód, by usprawiedliwiać łajdactwo?
Nie rozumiem, czy pisanie BeeBee61 jest takie trudne? Być może się czepiam, ale na litość boską, trochę kultury i shiftu proszę :)
Masz prawo odbierać postacie jak chcesz, nikt Ci nie broni, ale to nie może być na zasadzie ''ja tak uważam, a dlaczego to ty już się nie pytaj, a jak sie nie zgadzasz, to spadaj!''. To jest forum dyskusyjne, a nie wpisik ''co ci pasi, a co nie u postaci''. Każdy ma prawo nie zgadzać się z tym, co piszesz. Zauważasz jednak, że nie krytykujemy Ciebie, gdyż nie to jest celem, tylko Twojego sposobu rozumowania, czy przyswajania oglądanych scen.
Jednak jeśli nie chcesz być częścią dyskutujacych, to zawsze możesz przestać się udzielać. Jest to nawet zalecane osobom, którzy są zbyt przewrażliwieni na swoim punkcie.
Pozdrawiam!
''Porównanie, że Daryl to facet jest dla mnie ogólnie nie na miejscu, bo nie za bardzo wiem, czy interpretować to na zasadzie, że jest z reguły lepszy i ma naturalnie nabyte mechanizmy obronne w razie apokalipsy zombie? Babka, facet, stary, młody, gruby czy chudy to niczego nie zmienia. ''
Muszę Cię rozczarować, gdyż zmienia to dużo.
Mężczyźni z reguły mają niższe EQ, dlatego trudniej przychodzi im wyrażanie uczuć w sposób prawidłowy. Np. po straci bliskiej osoby kobieta płacze lub okazuje emocje w inny, równie adekwatny do sytuacji sposób. Inaczej jest z mężczyznami, którzy w takich momentach są zdezornietowani, więc reagują agresją, bądź zamknięciem się w spobie. Ta druga reakcja pomaga przy chłodnym rozumiowaniu, niestety sama psychika bardzo na tym cierpi. Dlatego kobiety po jakimś czasie, wychodząc z dołka stają się silniejsze i odporniejsze - to teraz dzieje się z Andreą.
Naprawdę, myślenie, że mężczyźni i kobiety reagują tak samo podobne sytuacje jest chyba wynikiem jakiejś pseudofeministycznej propagandy : )
Owszem, czepiasz się. Nie wiem, kto jest na swoim punkcie przewrażliwiony, skoro razi cię brak shiftu ;]. Co do górnego wpisu, tak, na pewno ta wiedza jest niezbędna każdemu widzowi TWD, żeby właściwie odczytać serial rozrywkowy i każdy ją posiada.
Czy ja wiem? Przewrażliwiona nie jestem, po prostu zawsze zależało mi na poprawnej pisowni. I o ile potrafię zrozumieć literówki - szczególnie, że sama je często popełniam - to już pisanie po rak kolejny nicku w taki sposób jest co najmniej niegrzeczne. W każdym razie jak wolisz. Jakby nie było - Twoje pismo świadczy o Tobie, nie o mnie.
I nie rozumiem sarkazmu. Naprawdę nie potrafisz dyskutować na poziomie nieco wyższym niż bagniano-mułowym?
Ta wiedza nie jest niezbędna, ale gdybyś potrafiła analizować poszczególne charaktery czy zachowania, na pewno wiedziałabyś o czym piszę. Bo widzisz, analizowanie czy ogólnie, myślenie, też moze być formą rozrywki. Jednak jeśli należy się do osób, które ''wyłączają'' mózg na czas oglądania filmów czy seriali, to brak zrozumienia dla obrazów czy dzwięków jest jak najbardziej normalny.
Nie chcę zaczynać internetowej wojny, ale radzę to po prostu zignorować, bo łechtają sobie nawzajem, a to co wypisują dalej to tak naprawdę bagniano-mułowa prowokacja.
Oż cholera a więc jednak... jestem facetem!
Każdy jest inny i inaczej reaguje. Płeć ma spore znaczenie ale to, że jestem babką nie oznacza, że na bank zareaguje tak czy tak. To sprawa każdego indywidualnie, tego jak zostaliśmy wychowani np.
Rozumiem wasze podejście do oceniania postaci TWD i może faktycznie w Andrei zaszła pewna przemiana ale nie wpuściłabym jej do pokoju z ludźmi ze skłonnościami samobójczymi. Dla mnie nie ma w niej nic ciekawego jak i w żadnej pokazanej dotychczas kobiecie w TWD. No może za wyjątkiem Maggie. Zachowuje się tak, że nie dostaje szału jak pojawia się na ekranie. Za to mężczyźni są znacznie bardziej interesujący. Daryl, Glenn, Rick. Nawet Dale był w porządku. Jon Bernthal zagrał świetnie ale sama postać Shane'a doprowadzała mnie do szału. Tylko mieszał w grupie i nie zależało mu na dobru ogółu tylko na sobie, Lori i ewentualnie Carlu.
Coś czułam, że zaraz wyskoczy jakaś użytkowniczka z podobnym wyznaniem : )
Oczywiście, to o czym pisałam nie jest regułą, tylko szablonem opisującym psychikę męską i żeńską. I nie wziął się on znikąd, tylko z wieloletnich badań. Dlatego uwaga Blondie tego, że Daryl jest facetem, jest bardzo na miejscu, i właśnie do tego się odnosiłam, kiedy odpisywałam Ewce_LoL.
Ja generalnie zgadzam się z tym, że męska część odsady jest ciekawsza - w komiskie było tak samo. Niestety, najczęściej kobiety w tego typu serial czy filmach są nieco pominięte lub sprowadzane do takich ról jakie pełnią Lori czy Beth, jednak uważam, że Andrea, (niedługo) Michonne, a może nawet Carol są bardzo interesujące.
Prawda, wspomnienie o EQ i kierowanie się tylko tym jest naprawdę stereotypowym myśleniem. Podobnie wydaję mi się, że naprawdę ten serial nadinterpretujesz (nie sądzę, żeby którykolwiek z twórców myślał nad EQ Daryla w trakcie tworzenia tej postaci). Również nie mam zamiaru oskarżać kogokolwiek o brak szacunku i bycie niegrzecznym, zwłaszcza, że ja jak na razie napisałam twój nick z małęj litery, a ty powiedziałaś, że potrafię dyskutować tylko na poziomie "bagniano-mułowym". Najwidoczniej rzeczywiście wyłączam mózg na czas oglądania tego serialu i nie przeszkadza mi to, podobnie gdybym chciała dostrzec gdziekolwiek taką głębię, jaką ty widzisz w tym serialu i chciałabym, żeby mój mózg pracował na najwyższych obrotach, to poczytałabym "Dziady" i zastanawiała się nad ich interpretacją a nie ogładała czysto rozrywkowy serial.
Powtarzam - odwoływanie się do EQ nie jest sterotypowym myśleniem (cieszę się, że podłapałaś myśl przewdnią postu Memorial_address, bo sama chyba niewiele masz do powiedzenia), jest to szablon psychologiczny i został utworzony po to, abyśmy mieli jakąś orientacje w ludzkiej psychice.
Oczywiście twórcy nie musieli myśleć o EQ kiedy tworzyli postac Daryla, ale zapewne nie są ignorantami i wiedzą mniej więcej jak działa psychika - zarówno męska jak i żeńska - stąd Daryl i Andrea odmiennie zareagowali na śmierć i ewentualną śmierć rodzeństwa.
Nie nadinterpretuję lecz staram się zrozumieć. Nie należę do fastfoodowej społeczności, która niczym młody pelikan łyka wszystko bez szemrania.
Nie '' z małej litery'', tylko ''małą literą, to raz. Druga sprawa - nie napisałam, że nie potrafić dyskutować tylko na poziomie bagniano-mułowym, ja ZAPYTAŁAM czy potrafisz dyskutować na wyższym niż wspomniany. Widzisz, po raz kolejny udowodniłaś, że nie przyswajasz języka pisanego.
Dalszej części wypowiedzi nie ma co komentować, bo to tylko nic nieznaczący bełkot, więc pozwół, że go pominę.
Ty najwidoczniej przyswajasz go literka po literce skoro odnosisz się tylko do tego i nie potrafisz ogarnąć ogółu wypowiedzi ;].
Już wyjaśniam.
Tak, zadałam Ci to pytanie, gdyż na mój normalny post odpowiedziałaś sarkazmem najniższych lotów, tylko dlatego, że nic mądrego czy elokwentnego nie udało Ci się wymyślić.
Ja myślę że w kwestii przystosowania w przypadku Daryla należy zwrócić uwagę nie tylko na to że to facet (stwierdzenie że z reguły faceci są bardziej "twardzi" raczej nie powinno nikogo dziwić czy obrażać), ale też na samą postać.
Daryl opowiadał Andreii kiedy szukali w nocy Sophie, jak on się kiedyś zgubił w lesie. Daryl mówi o tym że Merle był wtedy w poprawczaku, a ich ojciec był zajęty obrabianiem jakieś panny. Czyli wysuwa się z tego obraz niezbyt ciekawej rodzinki. Wychodzi na to że Daryl od dziecka musiał się sam wychowywać i dbać o siebie, co czasami musiało się wiązać z niezbyt przyjemnymi sytuacjami. To pewnie sprawiło że jest mu łatwiej w takiej sytuacji się odnaleźć i zachować "zimną krew", bo jest już w pewien sposób "zahartowany". Co nie oznacza że nie jest mu ciężko i nie odczuwa w ogóle strachu.
Uważam że ta postać jak na razie na tym etapie oglądania, którym jestem jest najbardziej ciekawa. Niby jest "bad assem", ale potrafi też wykazać się empatią (np. pocieszanie Carol).
Mnie Andrea tym nie wkurzyła, po prostu chciała "let go" ;] Nie zrobiła tego, bo właśnie zmusił ją do tego Dale.
Reszta chyba się nie odnosi do mnie, bo ja tam nikomu nic nie próbuje wmawiać. Po prostu rozmawiam. Chciałam tylko "usprawiedliwić" zachowanie Andreii, bo tak jak pisałam lubię ją.
Rozumiem, każdy może mieć do jej zachowania inne podejscie. Zwłaszcza, że niedawno straciłą siostrę i w ogóle. Ja na tej samej zasadzie staram się bronić Shane, bo jego lubię : ).
Ja mam co do niego mieszane odczucia. Z jednej strony został potraktowany nie "fair", bo ma teraz udawać że między nim a Lori nic się nie zdarzyło, ale z drugiej strony - zostawił Ricka w szpitalu, okłamał jego żonę i syna, zdradził swojego kumpla. Ocalił i zaopiekował się Lori i Carlem -ok, ale to nie znaczy że miał zastąpić im męża i tatusia i to dosłownie...
Jak napisałam, sama Lori przyznała, że zgodziła się opuścić miasto tylko dlatego, że myślała, że Rick nie żyje i nawet Rick po swoim powrocie zrozumiał zachowanie Shane. Ale mi się wydaję, że wina nie leży tylko po stronie Shane - Lori też wdała się z nim w romans, sama chciała, żeby się nimi zaopiekował. A po powrocie męża po prostu go odstawiła i jeszcze nie przyznała się do tego, że z nim romansowała od razu tylko po czasie. Mi nie wydaję się, że chciał dosłownie zająć miejsce Ricka. Jeśli chodzi o Ricka, to nie za bardzo wiem, co Shane mógłby jeszcze z nim zrobić, oprócz zabarykadowania drzwi i zostawienia go w szpitalu. Zabranie ze sobą było by uciążliwe, zwłaszcza, że nie wiadomo było czy Rick się w ogóle obudzi. Ale fakt faktem, Shane to chyba najbardziej kontrowersyjna postać. Większość ma wobec niego mieszane odczucia albo po prostu go nienawidzi ;].
Tak, Lori sama przyznała, że zgodziła się opuścić miasto tylko dlatego, że myślała, że mąż nie żyje. Czy to jednak prawda? Powiedziała te słowa po fakcie, ciężko natomiast stwierdzić czy rzeczywiście tak by postąpiła. Panika, ciągłe ataki zombie, wezwania do ewakuacji, wieści o obozie w Atlancie - to wszystko mogło sprawić, że dla dobra Carla zdecydowałaby się wyjechać bez Ricka. Jak zachowałaby się, mając pełną wiedzę o sytuacji męża, nie wiemy.
Zupełnie inaczej kształtowałby się natomiast jej układ z Shanem. On wykorzystał sytuację, jaką dał mu status opiekuna, a przede wszystkim wykorzystał fakt, że Lori myślała o Ricku w czasie przeszłym. Uważała się za osobę wolną i jako taka na romans mogła sobie pozwolić. Tym bardziej z człowiekiem, który zaopiekował się jej synem i nią samą.
Nie sposób (dysponując taką wiedzą, jaką mamy) odmówić Shane'owi zasług dla rodziny Ricka. I mam wrażenie, że nikt tego nie robi. Uratował ich, ale też okłamał i opierając się na tym kłamstwie zdobył Lori. Dalszy ciąg działań Shane'a to już równia pochyła - aż do poświęcenia Otisa i pełnoobjawowej psychozy, w jaką popadł. To sprawiło, że uznał, iż ma prawo podejmować decyzje za Lori i Carla. Dał sobie nawet prawo do zamordowania Ricka, byle tylko zdobyć jego żonę i przyjąć rolę ojca w stosunku do Carla.
Poza opieką nad Lori i Carlem Shane nie zrobił dla grupy nic - chyba że akurat leżało to w jego własnym i tejże opieki interesie. Dlatego uważam, że nie jest on postacią kontrowersyjną, ale właściwie zupełnie jednoznaczną - łajdak bez skrupułów, zdolny do najgorszego. Oczywiście w pewnym stopniu usprawiedliwia go psychoza, ale w świecie TWD nikt nie zdołał jej rozpoznać, wpakować go w kaftan i podać leków. Jedyne realne leczenie zastosował Rick. Nożem.
Nie mam pojęcia jak zachowałaby się Lori i nie sądzę, żebyśmy się tego dowiedzieli. Natomiast wiem, że była dorosła i sama wiedziała co robi, więc daleka jestem od oskarżania Shane o wykorzystanie sytuacji i uwiedzenie Lori, zwłaszcza, że mało prawdopodobne wydaję mi się, że zostawił swojego najlepszego przyjaciela w szpitalu po to, by przelecieć jego żonę. Nie mam zamiaru dodawać mu zasług ani odejmować, ale nie demonizuję go też tak jak wszyscy. Fakt, że zastrzelił Otisa, ale zrobił to dla Carla i by ratować siebie. Mógł być moralny i zginąć razem z nim, ale wtedy pewnie nie za wiele by się przydał (ja pewnie postąpiłabym podobnie jak on). On pojechał po lekarstwa dla Carla, nalegał na otwarcie drzwi do stodoły i na zastrzelenie Randalla, z czym miał wielki problem Rick. Ja uważam, że największym problemem Shane była za to Lori.
Ostatnie zdanie podobało mi się najbardziej Gambit_s15:).
Uwaga! nie zmuszam nikogo do czytania dalszego ciągu. Ryzykujesz utratę kilku minut swego cennego życia:)
Do rzeczy.
Jednak ja również, ryzykując wyklęcie powiem, że Shane'owi wiele zawdzięczają wszyscy. Nawet takie "wielkie otwarcie" stodoły to była jedyna słuszna i racjonalna decyzja w tej sytuacji. Gdyby nie on - skończyłoby się pewnie tak jak w komiksie czyli wiemy. Właśnie tutaj bardzo mi się spodobała decyzja scenarzystów by pójść inną drogą niż komiks i SPOILER SPOILER SPOILER utrzymać go dłużej przy życiu SPOILER SPOILER SPOILER. Konfrontacja z wnętrzem stodoły wypadła efektownie.
Lecz do tematu. Otóż osobiście uważam, że Shane w serialu stał się taki na wyraźne życzenie scenarzystów. Nie był psychopatycznym osobnikiem sam z siebie. Wiem, że to dziwnie brzmi ale postaram się nieco rozjaśnić myśl. Uważam, że pewne zakręty fabuły i rozwój postaci udaje się niektórym scenarzystom wytworzyć samym ukształtowaniem sytuacji i zbiorem informacji jakie są już do dyspozycji. Udaje się to mniej lub bardziej zgrabnie. Wielu pisarzy mówi i pisze o zjawisku "życia postaci" typu ja tworzyłem postaci, nadawałem im cechy charakteru, osobowości, a one same później żyły w tej rzeczywistości i dostosowywały się do niej jak chciały. Przykładem może tutaj być Sapkowski, który wielokrotnie pytany dlaczego w jego książkach postaci robiły tak albo inaczej odpowiadał, że nie wie, że trzeba ich zapytać.
Do czego dążę. Moim zdaniem Shane w danej sytuacji nie zachowałby się tak, jak to zostało pokazane. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale po prostu taki nie był. Zbiór cech tej postaci i jego poprzednie działania mówią co innego. Jako postać robił rzeczy niejako zmuszany przez scenarzystów. Gdzieś to z tombem2525 wałkowaliśmy nota bene. Przykładem niech będzie scena z Otisem, dla jednych to dowód na wyjątkową "dupkowatość" Shane'a a dla mnie niezgrabne, szyte grubymi nićmi ukazanie niby "przemiany" postaci będące tylko wyrazem niedoróbki filmowców, którzy nie wywiązali się zbyt dobrze z zadania. Podobnie jak scenarzyści. Mało to przekonująco wypadło. Ja rozumiem, że zaskoczenie, że wstrząśnięcie widzem, ale są pewne granice by widz nie powiedział po zobaczeniu tego "What a F...?! fala krytyki jaka spadła na tą scenę na tym forum jest pewnym wymiernikiem. Zapadanie się w stan psychozy to równia pochyła, a nie huśtawka, (w końcu Shane później wykonał jeszcze kilka dobrych ruchów, na których skorzystała np. Andrea - nauka strzelania) ale psychologiem nie jestem więc się upierać nie mogę.
Ogólnie nie będę się spierać co do kierunku rozwoju tej postaci, aż do smutnego końca. Stało się to co musiało się stać. Jednak uważam, że w komiksie zostało to lepiej ukazane. Lapidarnie, konkretnie, logicznie i bardziej do diaska przekonująco.
Podsumowując. Ja też bym dostała po łbie gdybym na miejscu Shane'a zakochała się w babie takiej jak serialowa Lori. I wpadła niewątpliwie w psychozę:). Co innego komiksowy Shane. Tamten miał moim zdaniem prawo się zakochać w niej, ten nie. Powinien brać się za Andreę na serio, lepiej by na tym wyszedł.
Dziękuję za uwagę.
Powiedzmy sobie szczerze, że gdyby nie Shane pewnie do tej pory szukaliby Sophii... jednak gdybym była na jego miejscu nie postąpiłabym tak i chodzi mi tutaj głównie o szanowanie decyzji innych osób ( w tym przypadku Hershela). Co do reszty Twojej wypowiedzi sądzę, że możesz mieć racje, jednak nie czytałam komiksu TWD także nie będę wymyślać ;p Oglądając jedynie serial odnoszę wrażenie, że z każdą minutą Shane'owi coraz bardziej rył się beret ;p
Z góry przepraszam jeśli mój post jest za długi.
''Jednak ja również, ryzykując wyklęcie powiem, że Shane'owi wiele zawdzięczają wszyscy. Nawet takie "wielkie otwarcie" stodoły to była jedyna słuszna i racjonalna decyzja w tej sytuacji. ''
Zgadzam się. Otwarcie stodoły było jedną z najsłuszniejszych decyzji w 2 sezonie.
Jednak przypomnij sobie jak to wyglądało, sposób w jaki o zrobił? Oczywiście mógł być rozwścieczony widząc Ricka i Hershela z walkersami. Zatem niech będzie usprawiedliwony - w tamtym momencie go poniosło, do tego nie trzeba nawet być psychicznym.
Bardziej chciałam się skupić na tym, co sięwydarzył wcześniej w tym odcinku - kiedy Shane dowiedział się, że Lori jest w ciąży, następnie Lori powiedziała mu, że ma się odwalić, bo to nie jest jego dziecko i nigdy nie będzie. Ja osobiście uważam, że to zaważyło nad jego decyzją o otwarciu stodoły. Albo inaczej; zauważyło nad decyzją, aby zrobić cokolwiek, gdyż Shane stracił nad sobą kontrolę. Cel był słuszny, jednak powód dla którego go osiągnął, nie wiadczy o nim najlepiej, lecz jeszcze dobitniej podkreśla jego psychiczną osobowość.
No ale, ja nie o tym ; )
Zainteresowało mnie w Twoim poście twierdzenie jakoby Shane nie miał na początku predyspozycji do robienia za serialowe czubka (tak w skrócie, więc jeśli coś źle zrozumiałam, to popraw mnie proszę, a i z góy przepraszam), a raczej, że jego postępowanie przeczy temu, jaki był przedtem. Bardzo mi się podoba ten temat. Szkoda, że waszą wcześniejszą dyskusje z Tombem nie zauważyłam, więc troszkę nadrobię.
Są typy osób, które mają predyspozycje do zabadania na chprpby psychiczne - różnego rodzaju. Jednak sytuacje w jakiej się znajdują często są nieodpowiednie do tego, aby owa psychoza się ujawniła.
I tu mamy pewien problem.
Shane jako zastępca Szeryfa na pewno spotkał się z wieloma stresującymi sytuacjami, a właśnie takie najbardzije wpływają na ujawnienie ''szaleństwa'' ewentualnego chorego.
Myślę sobie więc, że to pomgło wynikać z czego innego. Być może Shane tak bardzo się przywiązał do Lori i Carla, czy myśl o straceniu ich zadziałała tak traumatycznie?
Może się mylę, ale Shane przed apokalipsą był typowym playboyem, któremu obca była odpowiedzialność za drugiego człowieka. Możliwe jest więc, że to nowe uczucie wpłynęło na niego tak bardzo, że zmienił się jako człowiek. A właściwie zmieniał się jako człowiek, bo musimy pamiętać, że zmiana następowała stopniowo.
Rozumiem dlaczego wg Ciebie jego decyzje mogły sięwydawać nieodpowiednie dla jego osoby. Przede wszystkim na początku wydawał się być osobą racjonalną (1 sezon), do tego potrafił sobie ludzi podporządkowywać (nie, nie zjednywać, to potrafi Rick). Ale ja osobiście zauważałam, ze jest z nim coś nie tak już w obozie w Atlancie ( muszę się przyznać, że z komiksem zapoznałam się już po obejrzeniu 1 sezonu). Niemal każdy jego wybuch był związany z Lori. Pobicie Eda? Wcześniej Lori kazała mu odczepić się od niej i od jej syna. Fakt, iż Ed zaatakował żonę, a dzień wcześniej zachował się ''nieodpowiednio'', był dobrym pretekstem, aby się na nim wyżyć tak, by nikt nie miał do niego pretensji. O otwarciu stodoły już pisałam - też spowodowany odrzuceniem przez Lori. Nawet kiedy próbował zabić Ricka kierował się słowami Lori. szkoda, że źle je zrozumiał.
Wg mnie istnieje parę opcji, jeśli chodzi o Shane'a jako postać:
1) Był facetem skomplikowanym, który odkrył uczucia sobie nieznane, które podziałały na niego wiadomo w jaki sposób (o czym juś pisałam wyżej)
2) Twórcy z Kirkmanem na czele pokierowali tą postacią tak, aby pasowała do serialu, niestety realizm wiele na tym stracił, gdyż wg niektóych widzów postać stała się przez to nieprzekonująca (z czym się po części nawet zgadzam)
3) Jego działania były od początku konsekwentne i zwiastowały to, kim się stanie.
Moim zdaniem pierwsza i trzecia opcja nie bardzo się przeczą, natomiast druga w niewielkiej części też może być prawdziwa.
Oczywiście może też być tak, ze jego postać nie ma żadnej głębi, to tylko charakter z serialu, a twórcy nie zastanawiali się nad jego psychiką, kiedy go tworzyli ; )
PS. wybacz za jakiekolwiek literówki i inne błędy. Ponad kajam się jeśli mój post wydaje się niespójny ; <
No i doszłyśmy do jedynego logicznego wniosku, który wynika, z tego co napisałaś - wszystko przez tą głupią babę. O ile w komiksie do zbliżenia doszło gdy Lori po prostu potrzebowała bliskości, a potem traktowała go tylko jak opiekuna, to w serialu, przepraszam za słowo, uprawiała seks z Shane'm dla czystej przyjemności i traktowała go, może trochę na wyrost to powiem, jak nowego partnera. Shane miał prawo poczuć się wykorzystany i odrzucony po tym kiedy pojawił się Rick - jego Świat się zawalił. Utracił to co uzyskał dzięki apokalipsie. Później mamy kolejne jego połajanki przez Lori, że to, że tamto. Potem (mówię w wielkim skrócie) nagle dziękuje mu za wszystko i sprawia wrażenie, jakby nie wszystko jeszcze było stracone. No i facet zgłupiał do reszty. Jedynym wyjściem dla niego było tylko usunięcie przeszkody między nim i Lori - Ricka.
To moim zdaniem wpędziło go w szaleństwo. Akcja z postrzeleniem Otisa nie miało nic z tym wspólnego. Służyło raczej filmowcom do zdefiniowania postaci dla widzów i pobudzenia wobec niego negatywnych uczuć. Również, nieco się cofając, scena z celowaniem w RIcka co zauważył Dale powinna być umieszczona później moim zdaniem. Bohater w tym momencie nie był jeszcze na to gotowy zwyczajnie.
Odpowiadając częściowo na Twój post. Moim zdaniem to, że jako policjant bywał w sytuacjach ekstremalnych jeszcze bardziej wyklucza sytuację z postrzałem Otisa. Ale - i tu do cholerki masz rację - nie przygotowuje to takiego osobnika na schizy z parszywą babką, która siada na psychice niczym strzyga na klacie i dusi.
Co do zauważenia przez Ciebie tego, że coś z nim było nie tak już w pierwszym sezonie to serio. Dopiero po przeczytaniu Twojej wiadomości spojrzałam na to od tej strony. Do tej pory akcję z pobiciem Eda traktowałam jako zwykłe puszczenie nerwów. Wkurzył się i przeholował. Podobnie było z komiksowym Rickiem gdy zmasakrował Thomasa. Oczywiście skala nie ta, ale zasada ta sama.
Wracając do stodoły. Możesz mieć rację co do jego pobudek, jednak ja uważam również, że chciał raczej pokazać wszystkim, że to on jest w stanie zapewnić grupie (Lori Carl reszta bandy wg. Shane'a) bezpieczeństwo, bo Rick już stracił nad tym kontrolę. Czyli po trosze wszystkiego.
Natomiast po odcinku "18 miles out" Shane zdał sobie sprawę, że od tej pory to Rick bezpowrotnie zajął miejsce przywódcy (do tej pory kłócił się z nim w wielu sprawach i pokazywał, że też może decydować za resztę) i będzie już tylko wykonawcą jego woli. To w połączeniu z akcją z babsztylem w którym miał pecha się zakochać doprowadziło go do pełnoobjawowego szaleństwa.
Muszę przyznać, że dzięki Twojej wypowiedzi, zupełnie inaczej będę podchodziła do tych spraw w serialu gdy ponownie do niego zasiądę. Znacznie zmieniłaś moją perspektywę właśnie tą wiadomością.
Czy jego psychoza ujawniła się z powodu Lori? Oczywiście tak, ALE nie uważam, aby to była jej wina. Przede wszystkim - Skoro Shane mógł dosłownie oszaleć z powodu kobiety, to mógł oszaleć też z innym powodów, gdyż miał takie skłonności. Sytuacja z Lori była tylko katalizatorem. Zatem z jej powodu - tak. Z jej winy - nie.
Lori nie jest typem kobiety, która zatroszczy się o siebie. To nie Michonne czy Andrea. Ona potrzebuje silnego, męskiego ramienia. Po ''stracie'' Ricka, tym ramieniem okazało się być ramienie Shane'a. Można powiedzieć, że go wykorzystała, ale spójrzmy na to z innej strony.
Najlepszy przyjaciel Twojego męża mówi ci, że twój mąż nie żyje. Ty tracisz nadzieję, nie wiesz co robisz. Masz syna, który potrzebuje opieki i bezpieczeństwa. Ty tego drugiego nie zapewnisz. Ponad to czujesz się zagubiona, potrzebujesz kogoś bliskiego. A tak się składa, że najbliżej jest osoba, która może zapewnić bezpieczeństwo tobie i twojemu synowi - Przyjaciel męża. To nie była zdrada. Lori była przeświadczona, że Rick nie żyje. Można powiedzieć, że była głupia, że uwierzyła Shane'owi, ale kto mógł przypuszczać, że ukrył prawdę?
A teraz pomyśl, że twój mąż wraca, cały i zdrowy. Jakbyś się czuła? Jak zdrajczyni. Na dodatek Lori została zdrajczynią mimo woli. Nie wiadomo, jakby postąpiła, gdyby wiedziała, że Rick żyje, ale naprawdę wątpię, aby tak szybko wpakowała się w romans z Shane'em.
Po powrocie Ricka Lori obwiniała Shane'a i moim zdaniem miała podstawy. Można powiedzieć, że swoim odtrąceniem Shane'a próbowała być dobrą żoną, co oczywiście nie przeszkadzało, aby wyrzuty sumienia ją pożerały. Dlatego zdecydowała się powiedzieć o wszystkim Rickowi. Nie Shane to zrobił, a właśnie ona.
Oczywiście można powiedzieć, że jej zachowanie w 12 odcinku było głupotą, bo w koncu wiedziała, że Shane ma coś z głową, ale zamiary miała jak najbardziej dobre. ''Przepraszam i dziękuję za opiekę nade mną i Carlem. Nie poradzilibyśmy sobie bez ciebie'' - To właśnie miała na myśli, ale Shane zrozumiał po swojemu. Więc znowu można powiedzieć, że jego postępowanie było spowodowane Lori, ALE nie z jej winy.
Ja osobiście za Lori nie przepadam, ale też nie oceniam jej, jeśli chodzi o relacje z Shane'em.
Moim zdaniem to przez tę babę.:)
Shane mógł oszaleć również z innego powodu, piszesz, ale to akurat argument bez pokrycia.
Przeczytaj jeszcze raz swoją wiadomość dwa posty wyżej i zestaw ją z tym co napisałaś teraz. Zobaczysz co Ci wyjdzie:)
Właściwie, to tylko utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że to przez tą babę. Stwierdzenie, że to było nią spowodowane, ale nie przez nią nie jest trafne. Bo sama jej obecność sprawia, że to przez nią. Chyba, że miałaś na myśli tylko jej świadome działanie. Niestety wtedy również przez nią.
''Przepraszam i dziękuję za opiekę nade mną i Carlem. Nie poradzilibyśmy sobie bez ciebie'' - To właśnie miała na myśli, ale Shane zrozumiał po swojemu."
Niestety w tej sytuacji nie miał szans zrozumieć tego inaczej. Po prostu się nie dało. Nie w sytuacji kiedy wcześniej odtrąciło się go jak niepotrzebny przedmiot. Wcześniej - owszem to miałoby sens. Lecz później dodatkowo pomieszało mu w głowie. Ja rozumiem, że ludzie popełniają błędy i działają pod wpływem emocji. Wiem, że chodziło jej raczej o uspokojenie sytuacji (oczywiście śmiesznie to brzmi w połączeniu z buntowaniem Ricka) ale trzeba być skończoną kretynką by po przemyśleniu wpaść na taki głupi pomysł.
"Lori była przeświadczona, że Rick nie żyje. Można powiedzieć, że była głupia, że uwierzyła Shane'owi, ale kto mógł przypuszczać, że ukrył prawdę?"
Mi się wydaje, że on też w to wierzył. Zresztą, co by to dało, gdyby powiedział jej prawdę? Zostawiłem go w szpitalu, jak wychodziłem to jeszcze żył. I co potem? idiotka nie dała by mu spokoju dopóki by tam nie pojechał i nie sprawdził tego. Przy okazji pewnie by zginął ktoś jeszcze, albo jemu by zombie tyłek odgryzły, bezsens.
Można jeszcze kilka wątków w związku z tą osobą rozwinąć, ale myślę, że obie mamy zdanie inne na temat tej osoby. Ja uważam, że to istna puszka Pandora. Ilekroć słodką buźkę otworzy - kłopoty coraz większe.
Do tego jeszcze, tak na marginesie, aktorka ją grająca ze swoim stałym zestawem "zdziwionych" minek sprawia, że ta postać zasługuje na miano "konia trojańskiego" zarówno serialu, jako produkcji, jak i postaci.
Hmm... Nie dostaję powiadomień o Twoich odpowiedziach na moje posty. I to tylko Twoich. Nie wiem czemu tak jest ; (
Ale nieważne już. Wracam do dyskusji. Będzie sporo cytatów (pewnie więcej niż tekstu rzeczywistego;p), bo wyjątkowo chciałabym się odnieść do kilku fragmentów ; )
''Shane mógł oszaleć również z innego powodu, piszesz, ale to akurat argument bez pokrycia.''
Czy ja wiem? Normalny człowiek, który zamienia się w wariata z miłości? Nie słyszałam o takim przypadku. Zazwyczaj ludzie ze skłonnościami do chorób psychicznych wariują z obsesji. O! Właśnie. To była bardziej obsesja niż miłość. Przynajmniej moim zdaniem.
''Przeczytaj jeszcze raz swoją wiadomość dwa posty wyżej i zestaw ją z tym co napisałaś teraz. Zobaczysz co Ci wyjdzie:)''
No właśnie wyszło mi to, co miałam na myśli ; ) Przede wszystkim dziwię, że psychoza Shane'a nie objawiła się wcześniej, bo nie był jakimś tam pracownikiem fabryki, który całymi dniami przykleja jakieś nalepki na towar. Nie, był policjantem, co prawda w dość spokojnym miasteczku, jednak pierwszy odcinek pokazał, że jego praca raczej nie ograniczała się do jedzenia pączków.
No cóż, ludzie są różnorodni, zatem jego choroba ujawniła się dopiero po apokalipsie, kiedy poczuł więź z inną osobą (ok, osobami licząc i Carla) i nie chciał tego stracić. Nie twierdzę, że Shane sam sobie jest winien, ale nie można obwiniać postrone osoby o ''pogłębianie'' złej sytuacji psychicznej chorego. Ten chory potrzebuje tylko powodu, aby ujawnić swoją psychozę. I wierz mi, gdyby Lori mu nie dała (powodu!) - sam by znalazł.
''Właściwie, to tylko utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że to przez tą babę. ''
Myślę, że troszkę nieobiektywnie podchodzisz do tej postaci ; )
''Stwierdzenie, że to było nią spowodowane, ale nie przez nią nie jest trafne. Bo sama jej obecność sprawia, że to przez nią. Chyba, że miałaś na myśli tylko jej świadome działanie. Niestety wtedy również przez nią.''
Oj nie, źle mnei zrozumiałaś. Napisałam, że ona była powodem, ale nie była winna. Podam Ci przykład:
Powiedzmy, że jesteś ruda. Wchodzisz do sklepu w którym znajduje się osoba, która nigdy wcześniej nie widziała rudego człowieka. Nagle okazuje się, że rudy kolor włosów działa na niego jak płachta na byka. Zaczyna rozwalać wszystko, co ma w zasięgu. I to wszystko przez przez Twój kolor włosów. Zatem, czy jego wybuch był spowodowany Tobą? Tak. Ale czy to była Twoja wina? Nie, ponieważ problem siedział w człowieku. Po prostu wcześniej nie miał okazji tego ujawnić.
Mniej więcej taką samą analogię można zastosować w przypadku Lori i Shane'a. Z małą jednak różnica. Lori poniekad pozwoliła Shane'owi, aby ten się do niego zbliżył. Jednak jako samotna kobieta z dzieckiem, nie miała żadnego powodu, aby tego nie robić. Oczywiscie można uznać, że dopiero straciła męża, a Shane był jego przyjacielem, ale halo, trwa apokalipsa zombie, zatem uważam, że w tej kwestii zaczynają obowiązywać inne prawa ; )
''Niestety w tej sytuacji nie miał szans zrozumieć tego inaczej. Po prostu się nie dało. ''
Szczerze mówiąc ja właśnie tak to zrozumiałam. Byłam niemal pewna, że i Shane zrozumiał, bo Lori postawiła sprawę jasno. Nie miała powodu, aby znowu nastawiać Ricka przeciwko niemu, ponieważ ten powiedział jej, że już wszystko mu wyjaśnił i Shane zrozumiał, że nie powienie się wtrącać do jego rodziny. Zatem Lori poszła do niego w pokojowych zamiarch. Zresztą, myślę, że zrobiła to głównie dlatego, że miała wyrzuty sumienia za to, że go tak odtrąciła.
''Mi się wydaje, że on też w to wierzył. Zresztą, co by to dało, gdyby powiedział jej prawdę? Zostawiłem go w szpitalu, jak wychodziłem to jeszcze żył. I co potem? idiotka nie dała by mu spokoju dopóki by tam nie pojechał i nie sprawdził tego. Przy okazji pewnie by zginął ktoś jeszcze, albo jemu by zombie tyłek odgryzły, bezsens.''
No cóż, myślę, że nie wiesz - jak i ja - co by się w takiej sytuacji stało, zatem ''to akurat argument bez pokrycia'' ; >
Może Lori zostałaby w Atlancie i tam umarła? Nie wiemy.
''Można jeszcze kilka wątków w związku z tą osobą rozwinąć, ale myślę, że obie mamy zdanie inne na temat tej osoby. Ja uważam, że to istna puszka Pandora. Ilekroć słodką buźkę otworzy - kłopoty coraz większe.''
Wiesz, ja - jak już pisałam - nie bardzo lubię Lori. Denerwuje mnie, może właśnie przez aktorkę, która wciela się w jej postać. Zresztą, już w jakimś temacie popsioczyliśmy na nią z tombem2525, aby trochę się wyżyć. Zatem, to nie chodzi o jakąś sympatię do niej. Po prostu nie rozumiem dlaczego tak się ją obwinia za odpały Shane'a.
A to nic nie szkodzi, że mamy inne zdanie na jakiś temat. Nawet lepiej, w innej sytuacji nasza dyskusja sprowadziałaby się do zgadzania we wszystkim ;p
To wiemy, że nic nie wiemy. Przepraszam z góry za wielość cytatów, ale powoli nam się to rozwleka:)
"Czy ja wiem? Normalny człowiek, który zamienia się w wariata z miłości? Nie słyszałam o takim przypadku. Zazwyczaj ludzie ze skłonnościami do chorób psychicznych wariują z obsesji. O! Właśnie. To była bardziej obsesja niż miłość. Przynajmniej moim zdaniem."
Można okazuje się. Np. gdy mówi "szaleję za Tobą":)
Poważnie. Osobiście znam taki przypadek.
"Ten chory potrzebuje tylko powodu, aby ujawnić swoją psychozę. I wierz mi, gdyby Lori mu nie dała (powodu!) - sam by znalazł."
Tego nie wiemy. Może tak, może nie. Moim zdaniem nie. Tak jak już pisałam. Był policjantem. Był wyszkolony, przechodził testy psychiczne. Widzieliśmy po ostatniej akcji, że nawet w małym, spokojnym miasteczku zdarzają się sytuacje wymagające dużej odporności psychicznej. Moim zdaniem na coś takiego (koniec Świata) był mniej więcej przygotowany. Umiał sobie radzić w tym Świecie. Dlatego scena z Otisem jest dla mnie nieprzekonująca. Chyba, że wtedy pomyślał o Carlu i Lori, że nie da rady i spanikował. Natomiast na "uczuciowe" zawirowania nikt nie jest w stanie nikogo przygotować. Tak uważam.
Z Twojej wypowiedzi wynikało jednoznacznie, że schizy Shane'a wywoływały konflikty z Lori. Natomiast później ją tłumaczysz. Uważam, że ta kobitka swoimi nieprzemyślanymi decyzjami i słowami wpędzała go w tą psychozę. Facet na pewno miał predyspozycje by w afekcie być brutalnym typkiem nie zważającym na nic. A ona ni cholery tego nie rozumiała. Nie chciała tego zauważyć. Myślała tylko o sobie i swoich bliskich.
"Szczerze mówiąc ja właśnie tak to zrozumiałam. Byłam niemal pewna, że i Shane zrozumiał, bo Lori postawiła sprawę jasno. Nie miała powodu, aby znowu nastawiać Ricka przeciwko niemu, ponieważ ten powiedział jej, że już wszystko mu wyjaśnił i Shane zrozumiał, że nie powienie się wtrącać do jego rodziny. Zatem Lori poszła do niego w pokojowych zamiarch. Zresztą, myślę, że zrobiła to głównie dlatego, że miała wyrzuty sumienia za to, że go tak odtrąciła."
Ja natomiast jestem przekonana, że gdyby nie ta jej przemowa to Shane dałby spokój uważając, że wszystko jest stracone. Zamierzał odsunąć się nieco od grupy i może nawet odejść. Ta jej przemowa sprawiła, że poczuł iż ma jeszcze szansę. Oczywiście nie o to jej chodziło, ale do tego wybrała najgorszy z możliwych momentów. Nie znała go od wczoraj. Wiedziała jak reaguje na różne sytuacje i jakim jest człowiekiem. Nietrudno było się domyślić jak to zrozumie w danej sytuacji. Ty to zrozumiałaś prawidłowo, ale Ty nie wpadłaś w psychozę maniakalną że tak powiem. Wcześniej ta sama laska buntowała Ricka wiedząc, że i tak mu ciężko, ale jak się myśli tylko o sobie to takie kwiatki wychodzą.Na takie przemowy jak do Shane'a czas był dużo wcześniej. Teraz tylko dodatkowo pomieszało mu to w głowie. Zrozumieć tego inaczej nie mógł.
"Myślę, że troszkę nieobiektywnie podchodzisz do tej postaci ; )"
Nawet nie staram się być obiektywna. Moje wypowiedzi są tak subiektywne, że aż kapie. Mówię o swoich odczuciach a takie wobec tej bohaterki mam.
"Oj nie, źle mnei zrozumiałaś. Napisałam, że ona była powodem, ale nie była winna. Podam Ci przykład:"
Widocznie inaczej do tych spraw podchodzimy. Fajny przykład:) Przekonałaś mnie.
Dalej jednak:) uważam, że to jej działania wpędziły kolesia w trudną sytuację. Duża w tym jej zasługa. Oczywiście nie cała.
"No cóż, myślę, że nie wiesz - jak i ja - co by się w takiej sytuacji stało, zatem ''to akurat argument bez pokrycia'' ; >
Może Lori zostałaby w Atlancie i tam umarła? Nie wiemy."
Dlatego napisałam "pewnie" Pisałam o tym co wydawało mi się prawdopodobne. Biorąc pod uwagę skłonność do dramatyzmu Kirkmana i scenarzystów to na pewno nie byłaby to droga usłana różami. Musiałby ktoś zginąć, żeby skomplikować bohaterom życie, potem wyrzuty sumienia, oskarżenia, dyskusje o życiu i śmierci itp. itd. :)
Obwiniam ją za odpały Shane'a bo według mnie to ona jest temu winna:) Oczywiście Shane pomagał jej w tym jak mógł a jakże.
Poza tym to się zgadzamy:)
''Można okazuje się. Np. gdy mówi "szaleję za Tobą":)
Poważnie. Osobiście znam taki przypadek.''
Wiesz, ja czasami mówię ''umieram z głodu'' ;p Naprawdę znasz taki przypadek? Znasz osobę, która popadła w psychozę z miłość? I jak, to była wina obiektu miłość? ; >
''Z Twojej wypowiedzi wynikało jednoznacznie, że schizy Shane'a wywoływały konflikty z Lori. Natomiast później ją tłumaczysz.''
Oj nie, nie. Nie tłumaczę, bo nie ma powodu. Brak jej winy jest dla mnie ewidentny.
Po prostu odnoszę wrażenie, że źle mnie zrozumiałaś. Pisząc iż stan Shane'a pogorszył się z powodu Lori, nie miałam na myśli, tego, iż ona do tego doprowadziła. A już na pewno nie świadomie.
''Ja natomiast jestem przekonana, że gdyby nie ta jej przemowa to Shane dałby spokój uważając, że wszystko jest stracone. Zamierzał odsunąć się nieco od grupy i może nawet odejść. ''
Nie wydaję mi się... W poprzednim odcinku próbował przekabacić Andreę na swoją stronę, aby było mu łatwiej odebrać Rickowi przywództwo.
Tak sobie teraz myślę... Jak powinna wg Ciebie postąpić Lori? Oczywiście wiemy, że nie powinna wdawać się w romans z Shane'em, ale stało się, więc co powinna była zrobić po powrocie Ricka? Jestem ciekawa, bo wg mnie jej postępowanie w relacjach z Shane'em nie było aż tak naganne. Przynajmniej nie z jej winy ;)
Owszem. Czy wina obiektu zakochania? po części tak. Dawanie złudnych nadziei, niedopowiedzenia, wieloznaczności, łzy, tęsknota, gniew. Słowem, chleb powszedni wszystkich, którzy w jakiś sposób mają problemy z uczuciami. Wiesz wycofajmy się lepiej z tego gruntu.
Pamiętajmy też, że to inny Świat, inne zasady, inne sytuacje.
Co do oszalenia z z miłości. Napisałam tak żartobliwie. Dla wyluzowania:)
Dobrze Cie zrozumiałam. Chodzi tylko o to, że czytając Twoje wypowiedzi jedną i zaraz drugą odnosi się wrażenie takie jak napisałam. Przykład z rudowłosą kobietą był dobry, tylko niedokładnie oddawał tą sytuację. Przekładając go dokładnie na TWD, Lori powinna się wcale nie odzywać i unikać Shane'a by jakimkolwiek swoim działaniem nie powodować u niego szału. Dobrze wiemy jednak po czym dochodziło do tych sytuacji. Jak już pisałam, nie trudno było się domyślić.
"Nie wydaję mi się... W poprzednim odcinku próbował przekabacić Andreę na swoją stronę, aby było mu łatwiej odebrać Rickowi przywództwo."
Sugerujesz, że cała ta sytuacja z Lori i tak nie miała znaczenia bo i tak wcześniej czy później z jakichkolwiek innych powodów doszłoby do konfrontacji między Rickiem i Shane'm? dobrze rozumiem?
Moim zdaniem powinna postąpić inaczej. Na przykład tą przemowę przerzucić do odcinka 3 pierwszego sezonu. Pomyśleć, porozmawiać spokojnie. Oczywiście zarzucić mu kłamstwo (i wysłuchać tłumaczenia - Myślałem, że Rick nie żyje, nie mogłem mu bardziej pomóc). Dać jasno do zrozumienia, że to już przeszłość, że to koniec, ale jednocześnie okazać wdzięczność (bez dopowiedzeń!) i starać się rozstać w zgodzie. Jeśli po czymś takim Shane wraz by dostawał hopla - wtedy uznałabym, że masz rację.
Zobaczymy co tak kobieta wymyśli w nowym sezonie. Nie wróżę niczego dobrego Rickowi. Biedny facet.