Na wstępie od razu chcę jasno zaznaczyć, że nie jestem mega znawcą tematu TWD, czyli nie wymienię wszystkich postaci z imienia i nazwiska, nie śledzę przecieków o produkcjach przyszłych, ani nie śledziłem o obecnych, czy przeszłych choć serial bardzo polubiłem.
Od początku (pierwszy sezon) spodobał mi się klimat survivalu w zniszczonym świecie. Gdzieś jakaś radość bo nowi ludzie, bo coś działa, bo paliwo, bo jedzenie bo... bo mnóstwo rzeczy. Oczywiście wszystko to na tle ciągłego zagrożenia ze strony szwędaczy przez co zapewne bardziej zauważalne. Każda postać była kolorowa, w mniejszym lub większym stopniu oryginalna. Niesamowita praca scenarzystów, którzy naprawdę świetnie to wszystko kleili.
Co chwilę, jakiś trudny wybór, jakiś zwykły drań, czy inny bandyta, brak zaufania do nowych, ale i zawieranie przyjaźni, wzmacnianie łączących bohaterów więzi i dążenie do stabilizacji w totalnym chaosie. Bez prądu, bez wody, czy opieki medycznej.
Każdy krok mógł zwiastować nieodwracalny koniec przygody choćby przez przypadkowe przewrócenie się podczas walki, czy pojedyncze ugryzienie. Do tego wszystkiego dochodzi pokazanie ludzkiej natury i wyborów z niej płynących. W pewnym momencie okazuje się, że nie tylko szwędacze są zagrożeniem, ale i inni ludzie. Może źli od początku, a może przeobrażeni w "potwory" za sprawą upadku cywilizacji. Wspaniały motyw pokazujący, jak we Władcy Much co dzieje się, gdy nie ma wygód, a pozostaje jedynie walka o przetrwanie.
Jedni ugięli się pod presją instynktu, a inni jak rycerze próbowali czynić dobro na każdym kroku mimo, że nie wydawało się, aby mieli ku temu jakiekolwiek przesłanki - ot po prostu robili swoje i nie ulegli lękom. A może właśnie bali się przeobrażenia w bestie, które spotykali na swojej drodze i nie mieli zamiaru stać się tym z czym walczą? Tak - ponownie nie mówię tu o szwędaczach.
Serial zacząłem oglądać jakieś 8-9 lat temu i przypadł mi do gustu. Więcej - czekałem na kolejne odcinki i sezony, gdy już obejrzałem to co było na tamtą chwilę.
Skończyłem na 6 sezonie i po obejrzeniu ledwie kilku pierwszych odcinków bo stwierdziłem, że ten serial poza nowymi sposobami zabijania zombie nie ma już nic do zaoferowania. Ot standardy z przenoszeniem się z miejsca na miejsce, walką z tymi i tamtymi, oraz ciągłe szukanie bezpiecznego schronienia... ileż można?!
Jednak zacząłem oglądać po raz drugi 2 lata temu i wkręciłem się znacznie mocniej już nie skupiając uwagi wyłącznie na wątkach survivalowych, ale wchodząc w charaktery postaci i dyskutując oraz rozmyślając nad ich moralnością przy kolejnych wyborach.
Jednak serial bez 3 bohaterów pewnie znowu by mnie znużył - Daryl, Carol i Negan. Ten ostatni to postać tak kolorowa, jak żadna z do tej pory pokazanych. Nie będę tutaj spoilerował, ale jego "Little pig, little pig! Let-me-in!" to coś co niezależnie od jego charakteru i poczynań poprawia mi humor za każdym razem, gdy po raz setny oglądam ten kawałek na youtubie.
Oczywiście emocje płynące z jego pojawienia się po raz pierwszy i delikatnej kary dla głównych bohaterów to straszne, ale... no jak można go nie pokochać?!
Rola idealna dla tego aktora, który w Supernatural, jakoś nie miał okazji rozwinąć skrzydeł choć w "To nie jest kraj dla starych ludzi" również zagrał dobrze.
No i w każdym razie tak (dzisiaj) kończy się moja przygoda z TWD. Co by nie mówić o przeskakiwaniu z wątku na wątek i szybkim ich wyjaśnianiu w ostatniej części (chodzi mi o trzecią porcję odcinków) 11 sezonu serial jest świetny i przez emocje, które wzbudzał we mnie w ciągu kilku lat jego oglądania dałem mu dychę i zrobiłbym to ponownie, gdybym mógł.
Pewnie za jakiś czas wrócę do TWD, pewnie tuż przed pierwszym filmem z Neganem. Oby naprawdę go zrobili w 23 roku.