Wyobraźmy sobie teraz sytuację, gdy epidemia tajemniczego wirusa wybucha w naszym pięknym kraju. Co byś zrobił zrobiła widząc na ulicach chodzących sztywniaków??
Załóżmy, że nasz główny bohater mieszka w bloku na piętrze i ogląda sobie spokojnie TV rano gdy nagle transmisja zostaje przerwana i zostaje nadany sygnał iż tajemniczy wirus albo diabli wiedzą co atakuje ludzi i zmienia ich w krwiożercze bestie. Zakładam, że tak jak w filmach, bohater nie zdaje sobie sprawy z tego, że zombie mogą istnieć naprawdę.
W telewizji proszą o pozostanie w domach i zabarykadowanie się do czasu aż sytuacja zostanie opanowana. Każdy z nas zapewne by podbiegł do okna z ciekawością zerkając czy coś dziwnego nie dzieje się na zewnątrz, załóżmy, że epidemia rozprzestrzenia się bardzo szybko i w ciągu nocy chodzących maszynek do mięsa namnożyło się już w okolicy dość sporo. Pierwsze, co byśmy uczynili to telefon do rodziny, znajomych, problem w tym, że tak myślących jak my byłoby więcej osób a tym samym sieci telefonii komórkowej byłaby za bardzo obciążona a tym samym nie mielibyśmy kontaktu ze światem zewnętrznym, oprócz wspomnianej telewizji oraz Internetu. Prawdopodobnie Internet mógłby paść drugi po telefonii komórkowej. Zbyt duże obciążenie jednocześnie a tym samym ciągłe wgrywanie się stron internetowych. Przynajmniej tak było podczas wypadku samolotu prezydenckiego. Zapewne każdy z nas po nieudanych próbach skontaktowania się ze światem zewnętrznym oglądał by telewizję aby zaczerpnąć jak najwięcej informacji o sytuacji. A teraz spójrzmy co mamy na dzień dzisiejszy w lodówkach, zapewne nikt z nas nie ma ogromnych zapasów żywności a zwłaszcza żywności długo zdatnej do spożycia, i nasz główny bohater nazwijmy go Marcin w lodówce ma żywność na kilka dni być może na tydzień. Lepiej zapewne jest w szafkach z żywnością (kasze, makarony, konserwy) Ale tak naprawdę na ile to może starczyć nam oraz wspomnianemu Marcinowi, na 10 -20 dni?? Prawdopodobnie tak zakładając, że od początku racjonujemy żywność. Jednak większość z nas nie bierze tego pod uwagę, że coś takiego może trwać dłużej niż kilka dni o zgrozo może tydzień??
Czy staramy się wyjść z bloku względnie domu?? Przypuszczam że tak i o ile mieszkańcy domów mają gorzej z zabarykadowaniem się gdyż okna są w zasięgu „rozpadliny” o tyle mają lepsze pole widzenia, gdyż z okien bokowisk nie wszystko dobrze można dostrzec w około.
Nasz Marcin stara się wydostać z bloku dociera do klatki schodowej obok głównego wyjścia jednak widząc na progu pożeraną przez byłych już sąsiadów biedną staruszkę szybko cofa się do domu. Biedak wpada w panikę i tak zapewne i my wpadlibyśmy w panikę nie mogąc złapać tchu oraz być może popuszczając co nieco w majtki. Może to się wydać śmieszne ale już nie jeden twardziel robił w majtki i to w mniej beznadziejnych jak i drastycznych sytuacjach. Mijają kolejne dni, niestety 4 dni po wybuchnięciu epidemii zostaje przerwany sygnał TV, pozostaje nam jedynie radio jak jedyne okno na świat. Tam dowiadujemy się że cały kraj został opanowany przez chodzące trupy. Policja oraz wojsko na rozkaz rządku stara się jedynie izolować grupy zombie nie zabijając ich gdyż opozycja by ostro skrytykowała taki ruch. Załóżmy też, że wojsko jak i policja ma ograniczone zasoby ludzkie biorąc pod uwagę, iż nie było mobilizacji na tyle wcześnie, aby opanować sytuację. Należy też założyć, że nie wiadomo jak zabić zombie gdyż strzały w korpus nie robią im większych krzywd a na pomysł strzału w głowę wpadnięto zbyć późno.
Podsumujmy więc pierwszy tydzień od rozpoczęcia epidemii.
Jako kraj katolicki spora część społeczeństwa udała się do kościołów, aby modlić się o wybaczenie win przez Boga. Niestety tam gdzie dużo świeżego mięska tam i dużo zombie a jak wiadomo w Polsce nie ma powszechnego dostępu do broni palnej, więc biedne owieczki w kościołach stają się kolejnymi chodzącymi maszynkami do mielenia mięsa.
Rząd ogranicza się do debat i prośby do społeczeństwa o pozostanie w domach, w pierwszym dniu pada siec telefonii komórkowej oraz Internet. Wojsko jak i policja stara się nie zabijać zombie, gdyż tak naprawdę nie wiadomo co się dzieje.
Wróćmy do naszego bohatera, który po 7 dniach zjadł połowę swoich zapasów, nie ma energii elektrycznej gdyż w siódmym dniu została ona odłączona. Siedzi w swoim azylu słysząc na korytarzu dziwne dzwięki oraz odchodzi od zmysłów. Potrzeby fizjologiczne załatwia jeszcze normalnie w toalecie, ale jak długo będzie dostęp do świeżej wody?
Wracając do tego co dzieje się na ulicach martwych przybywa w zastraszającym tempie co odważniejsi ludzie decydują się na wyprawę po pożywienie niestety przy marketach jak i osiedlowych sklepikach roi się od sinych zwłok przemieszczających się w kierunku tych którzy w swojej desperacji związanej z brakiem pożywienia starają się cokolwiek zdobyć.
Na podróż samochodem nie ma co liczyć, gdyż opuszczone samochody czasem spalone wraki tarasują większość ulic i uliczek. Widząc to Marcin pozostaje w domu ze strachu przed śmiercią, niestety zapasy pod koniec drugiego tygodnia się kończą a na domiar złego brakuje już wody w kranie. Na szczęście Marcin nie jest głupi i zrobił zapasy wody w wannie oraz wszelkich możliwych naczyniach. Ale ile tak można przetrwać ile wy byście przetrwali wiedząc, że nie ma dla was ratunku. Po dwóch tygodniach, gdy rządu już nie ma, bo zamiast się wspierac kłócili się do końca, resztki armii oraz służby mundurowych zdezerterowały zapewne w celu dotarcia do bliskich i pomocy im. Wzrosłą liczba samobójstw nawet wśród ludzi wydawałoby się silnych psychicznie, u wielu ludzi objawiają się pierwsze objawy psychozy, niektórzy wręcz poddają się i dają się pożreć z braku nadziei. Może to fantastyka, ale tak niewiele nam brakuje aby kraj pogrążyć w chaosie wcale to nie musi być zombie wystarczy kolejna powódź stulecia albo jakaś kolejna ptasia, świńska grypa tylko że bardziej uporczywa.
Nasz główny bohater po miesiącu bez bieżącej wody bez prądu oraz gazu jedynie o świeczce, co wieczór siedzi w swoim azylu i czeka na śmierć, bo cóż pocznie gdy wypije całą wodę zgromadzoną, cóż pocznie bez jedzenia. Zjadł już wszystko a kocia karma w jego obecnej sytuacji byłaby rarytasem, jakich mało. Niestety nie zostało mu już nic nawet nadzieja umarła wraz ze strachem przed wyjściem na zewnątrz i pożarciem. Jak wy byście się zachowali na miejscu Marcina, czy staralibyście się dostać za wszelką cenę do innych żywych, czy zaryzykowalibyście własne życie oddalając się z bezpiecznego domu właściwie niewiadomo dokąd??
A ja zaproponuję trochę inną wersję. Podczas gdy w Polsce infekcja zaczęła się rozwijać władcy największych państw (USA, Rosja, Niemcy .itd) zebrali się żeby uzgodnić co zrobić w sprawie epidemii rozwijającej się w naszym kraju. Uzgodnili że nie warto ryzykować życia całej ludzkości i postanowili pozbyć się zarazy zanim się dobrze rozwinie a mianowicie: zablokować każdą możliwą drogę dzięki której można opuścić kraj, zabić każdego kto spróbuje przekroczyć granicę (nie warto ryzykować jeszcze przepuszczą zarażonego) i wreszcie zbombardować cały obszar (a przynajmniej najbardziej zaludnione rejony) Polski. Na koniec podjąć całą powierzchnię kraju kwarantannie jednocześnie patrolując i eliminując wszystkie człekopodobne istoty. Kiedyś w przyszłości myśląc o ponownym zaludnieniu tego już zabezpieczonego terenu. Niekoniecznie twierdzę, że tak by się stało ale chciałem zwyczajnie zaproponować coś "innego".
Każdy wypowiadający się w tym temacie to wielki znawca, bo poczytał parę książek o zombie. Jak chcecie przeżyć w sytuacji kryzysowej to poczytajcie poradniki survivalowe, bo często jedyną różnicą jest to, że trzeba omijać zombie... Jak widzę podniecenie na temat schronów, i to uczucie jestem królem swojego Świata to mi się śmiać chce.