Ogólnie, serial jest najbardziej niedopracowaną produkcją jaką widziałem. I to pod każdym względem, nieścisłości scenariusza czy samej charakteryzacji aktorów (do tego też można się
przyczepić). Nie mogę polecić wymagającym kinomaniakom ale jednak ma to "coś", mianowicie klimat. Serial oglądam i raczej będę chociaż niekiedy musiałem się zmuszać. . Dziwie się
że taka wysoka ocena ale z braku konkurencyjnych produkcji o tematyce podobnej - może to jest powód. Podsumowując serial dla ludzi lubiących postapokaliptyczne "klimaty". Wiem że
zaraz polecą "hejty" na mnie, od wiernych "fanów" serialu, ale to tylko moja opinia.. Pozdrawiam i życzę dobrego kina.
Prawdę powiedziawszy, największy poziom serial miał za czasów pierwszego sezonu kiedy to wszystkim zarządzał Darabont. W drugim jest znaczne pogorszenie za sprawą machloi w szeregach, natomiast sezon trzeci to zawód na całej linii ponieważ leży znaczna część produkcji. Także jestem w stanie Cię zrozumieć. Poza tym co Ci nie pasuje w charakteryzacji aktorów?
A mi się 3 sezon podobał. Był zaskakujący (np. śmierć Andrei ),klimatyczny i dosyć ciekawy. Jednak czasem był odrobinę za nudny. Zgadzam się z Yogi'm,że można się przyczepić do nieścisłości scenariusza,do charakteryzacji itp. Co do klimatu się zgadzam,ale mi poza tym podobają się takie drobnostki,których niestety nie jest za dużo (np. Rick pozostawiający autostopowicza na pastwę zombie). Wierzę,że 4 sezon będzie jeszcze lepszy.
Owszem był zaskakujący ale niestety w negatywny sposób. Sezon trzeci opierał się na taniej sensacji budowanej na zasadzie sztucznego oraz wymuszonego dramatyzmu, który robił z widza przysłowiowego idiotę. A klimat? Był obecny przez cztery pierwsze odcinki i następnie w epizodach "This Sorrowful Life" i "Prey". Pomiędzy nimi mamy przepaść niczym Rów Mariański. Niestety ale serial pod rządami Mazzary stoczył się. Ewidentnie widać zlepek różnych pomysł, które nie zostały ani przemyślane ani dobrze zrealizowane. Dodatkowo brak ciągu przyczynowo-skutkowego. Powody niektórych akcji są tak irracjonalne albo beznamiętne, że aż głowa mała. Co jednak boli najbardziej to przedmiotowe traktowanie bohaterów. Część z nich została zmarginalizowana i postawiona w rządku na zasadzie modela napinającego muskuły (patrz Daryl), część z nich została włożona na odwal się ku uciesze okolicznej gawiedzi (patrz Michonne i Tyreese będący karykaturami swoich pierwowzorów), część z nich to natomiast całkowicie niewykorzystany potencjał (patrz Merle, Andrea, Lori, T-dog, Axel). Co jednak najważniejsze w przedstawianiu bohaterów sięgnięto do tanich sztuczek. Przez 3/4 sezonu nic się w nich nie rusza po czym na sam koniec, kiedy widać jakieś zmiany, ewoluowanie, eskalację mamy bum i irracjonalną śmierć. Sam trzeci sezon jest wręcz skarbnicą błędów. Za wcześnie wpierdzielony na ekran Gubernator, niepotrzebny romans Gubiego z Andreą, zbyt długi pobyt Blodyny w mieście, niepotrzebny powrót Merla którego zadanie ograniczało się tylko do bycia i wywołania wojny. Do tego absurdalne zwidy Ricka, Carl który nie wiadomo skąd zaczyna mordować ludzi, Glen mający bzika na punkcie gwałtu i durnowate rozstanie Michonne z Andreą. Pytam się gdzie ta zapowiadana przyjaźń między tą dwójką? Prawdę powiedziawszy to na dzień dzisiejszy najlepiej wykonanymi wątkami w sezonie trzecim było otwarcie czyli wparowanie do więzienia, kwestia Hershela i ucieczka Andrei. A przepraszam jeszcze poświęcenie Merla zasługuje na uwagę. Pytanie teraz jak te cztery czy tam pięć elementów ma się do ogółu sezonu? Nijak. Oczywiście zaraz ktoś może wylecieć, że przez cały rok wychwalałem sezon a teraz go hejtuję. Otóż ja nie wychwalałem sezonu, a poszczególne epizody traktując je jako oddzielny byt. Po zakończeniu sezonu i poskładaniu wszystkiego w całość wyszło jak wyszło.
Klimat jak dla mnie był tylko na początku i momentami, w poszczególnych odcinkach. Poza tym w tym sezonie praktycznie brak napięcia - już lepiej się pod tym względem sprawdza 2 sezon, bo tam jednak jest jakaś obawa i jakieś zagrożenie ze strony zombiaków, a tutaj to tylko Gubernator "straszy".
"niepotrzebny powrót Merla którego zadanie ograniczało się tylko do bycia i wywołania wojny. "
No wiesz co...:D Dobrze że wrócił, szkoda tylko że nie w jakieś większej roli.
Dokładnie, dokładnie, dokładnie. Drugi sezon niby taka sielanka, drinki z parasolką i pląsy przy rytmach Bee Gees ale jednak to zagrożenie ciągle gdzieś tam było. A Gubernator? Straszył tylko tanią odżywką do włosów i wiskaczem co krok.
Co do Merla. Oj tam, oj tam :) Wiesz o co mi chodziło. Sam pomysł powrotu świetny, a i wejście miał w iście monarszym stylu no ale im dalej w las tym coraz gorzej, a szkoda.
Nie do końca się zgodzę z Tobą. Moim zdaniem serial nie musi być kopią komiksu,baa,dla mnie może nie mieć absolutnie z nim nic wspólnego oprócz tytułu i raptem paru elementów. Co do postaci Deryla,uważam,że o to właśnie chodziło,że został pokazany jako człowiek od "brudnej roboty",zresztą,jak dobrze pamiętam,to nie była to najbardziej wylewna postać w serialu. Co do postaci Tyreesa,sądzę,że faktycznie,mogli się wstrzymać z jego wpuszczeniem do serialu,podobnie jak Sashy,ALE rozwiązanie które przyjęto ma potencjał do ciekawego rozwinięcia tych postaci (choćby tak,że najpierw Rick był zły,potem jednak Philipek okazał się gorszy,więc wybór między złym a gorszym i związane z tym rozterki).Michonne natomiast moim zdaniem została poprowadzona względnie poprawnie,jednak myślę,że wątek jej przyjaźni z Andrea będzie pokazany w refleksjach i wspomnieniach na temat w/w bohaterki. Zmarnowany potencjał postaci,owszem,można byłoby je bardziej rozwinąć,jednak wtedy nie wprowadzono by nowych bohaterów,bo jednocześnie rozwijać postacie i wprowadzać nowe to działanie na dwa fronty,a tego to nawet Hitler nie dał rady zrobić ;)
Co do za wcześnie wprowadzonego Philipa,mógłbym się zgodzić,ale co wtedy? 3 sezon polegałby na tym,że siedzi sobie Rick z grupą w więzieniu i bawią się w dom? Proszę Cię,wytrzymałbyś w tym klimacie te chociaż 10 odcinków? Nuda na maxa.
Romans Gubcia z blondi,moim zdaniem poprowadzony nieco źle,aczkolwiek podkreślił moralne rozterki Blondi na temat tego,która strona ma rację i psychopatyczną naturę w/w. Powrót Merla faktycznie był zbędny,uważam,że jest to postać zupełnie zrobiona pod publikę dla zniewieściałych nastolatek.
Zwidy Ricka,pomysł dobry,wykonanie góra poprawne. Carl,moim zdaniem jedna z lepiej prowadzonych postaci,ma dość liberalnej władzy ojca i chcę pokazać,że w obecnym świecie trzeba być twardym.
Podsumowując,uważam,że za bardzo patrzycie na serial pod kątem komiksu.
p.s. Tortuga,tomb i emo,czekam aż mnie pociśniecie za Merla :D
I słusznie że czekasz, bo toś co napisał, mówiąc bez ogródek to kompletna bzdura.
"Powrót Merla faktycznie był zbędny,uważam,że jest to postać zupełnie zrobiona pod publikę dla zniewieściałych nastolatek."
Serio? Jak już to raczej Daryl jest takim typem, a nie Merle - stary, obleśny dziad. Niby to ma być gość dla "zniewieściałych nastolatek" ? No litości....
Aktor,który wciela się w Daryla ma lepszą aparycje. Natomiast postać Merla to prostak,cham,o ubogim czarnym humorze,sprytny,lecz głupi. Niektóre kobiety nawet takich lubią :P Czyli coś dla takich nastolatek jak Ty,Tortuga ;)
P.s. Ja mimo,że z twoimi postami się nie zgadzam,nie napisałem,że są głupie. I kto tu nie szanuje czyich wypowiedzi,hmm?
To że akceptuje odmienne zdanie, to nie znaczy że mam głaskać Cię po głowie za każdym razem nawet kiedy piszesz już kompletny bulszit, jak powyżej, bo "tak trzeba/ bo to takie nie poprawnie politycznie, powiedzieć komuś że pieprzy głupoty" ;]
Nie jestem już (prawie) nastolatką a już na pewno nie "zniewieściałą", cokolwiek to oznacza (? Masło maślane?). Więc nie zaliczam się do grupy, o której wspomniałeś wyżej. Jeśli już jesteśmy przy takich pannach, to one mają kisiel w majtach na widok Deppów, Pittów czy jakiś Pattisonów - młodych, a przynajmniej młodo wyglądający, wypacykowanych przystojnych panów. Dla takich dziewcząt Merle to stary , niefajny piernik. Tak że stąd moje stwierdzenie o Twoim pisaniu bzdur, że niby Merle miał być, obiektem westchnień dorastających dzierlatek.
Ps. Żeby się ktoś później tu na mnie nie obrażał, to nie twierdzę że wszystkie nastolatki zachwycają się wyżej wymienionymi panami (którzy są tylko przykładami dla pewnego modelu faceta for teenagers), choć osobiście nie spotkałam się z przypadkiem 16 bądź 17 latki, wzdychającej do Clooney'a, no ale możliwe że są takie osobniki. Więc żeby nie było...
Jak można być sprytnym i jednocześnie głupim? Chyba nie bardzo. Merle jest sprytny, ale przy tym po prostu narwany. Co do czarnego humoru, to kwestia gustu. Ja to kupuję, tym bardziej że było tego jak na lekarstwo i jedynie Merle lub Gubi się nim posługiwali/posługują (choć Philip to chyba nie do końca świadomie).
Hmm,tylko mówi tu o TWD i sądzę,że właśnie nastolatki w tym serialu wybiorą postać Merla,bo przez swoje cechy jest taki "męski" co jest podkreślane stereotypowymi cechami faceta.
Spryt-zdolność szybkiego, praktycznego radzenia sobie w trudnych sytuacjach
Głupota-brak wiedzy lub bezmyślność
To są definicje ze SJP.
Czy te cechy wzajemnie się eliminują? Merle szybko i praktycznie reagował w trudnych sytuacjach,ale nie koniecznie mądrze,prosta sprawa. A co czarnego humoru,to wiesz,dla jednych wyszukany posiłek można dostać w McDonaldzie,a dla innych w Belvedere'że...
Co do czarnego humoru, to nie twierdzę że w tym serialu to jest jakiś wysokich lotów - Merle się odznacza momentami takim, ale to też nie znaczy że uważam go za króla czarnego humoru, żeby nie było.
Co do głupoty i sprytu - ok, przyznaje rację. Merle czasami nie myślał. Choć ja bym pokusiła się o to co kiedyś pisał Tomb: "Dobrze mówi, tylko źle zęby składa".
Nie, no co Ty? To chyba nie przeglądasz żadnych for czy jakichkolwiek miejsc, gdzie można znaleźć opinię na temat tego, który z panów tym serialu kobietom/dziewczynom najbardziej się podoba. Jak napisała wyżej Kassandra, nastolatkom głównie podoba się Daryl bądź Glenn. Przecież to Daryl jest tym męskim, a przy tym romantycznym i wrażliwym, który kwiatek potrafi przynieść, a Glenn to taki sympatyczny młodzieniec. A Ty twierdzisz że takim delikatnym, dorastającym dziewuszkom, podoba się ten brzydki i niedobry Merle. Jeżeli już mielibyśmy określić, do jakiego typa odbiorcy kierowany jest Merle i to tak trochę jadąc stereotypami i pewnym generalizowaniem , to powiedziałabym że do fanów kina klasy B - Slly, Arnolda, Van-Damme'a i reszty nieustraszonych Samców Alfa , i twardzieli z stalowymi jajami ;]
Patrzę przez pryzmat komiksu ponieważ nie raz podkreślane zostało, że zmiany względem pierwotnej treści będą jedynie kosmetycznymi tudzież pewne problemy zostaną eskalowane. Tak było, jest i będzie. Serial poszedł drogą ekranizacji co zostało potwierdzone dwoma pierwszymi sezonami ponieważ ingerencja w pierwotne treści była wręcz minimalna. Niestety Mazzara poszedł inną drogą, doprowadził do licznych spięć z tego powodu no i wyleciał ze stanowiska. Tak, mili państwo Glen został zwolniony ze sprawą Kirkmana który w końcu poszedł po rozum do głowy i uznał, że taki sposób prowadzenia narracji w serialu mija się z celem i obniża jego poziom. Wydawać by się mogło, że sezon trzeci pokazał, iż komiks będzie jedynie inspiracją, lecz na całe szczęście tak nie jest. Sezon czwarty pod rządami Gimple ponownie wraca na tory pierwowzoru. Denerwujące jest to, że zniszczony został perfekcyjnie wręcz poprowadzony materiał bazowy. Poza tym kto mówi, iż serial musi być kpią komiksu? Nikt. Do sezonu trzeciego silnie na nim bazował i nikomu to nie przeszkadzało. Zresztą jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak by wierna adaptacja spotkała się z krytyką. Weźmy chociażby tegorocznych Nędzników czy naszą polską trylogię. Z natury jest tak, że nie poprawia się rzeczy idealnej samej w sobie.
A teraz czas na bohaterów. Daryl został ukazany jako typ od brudnej roboty w sezonie drugim. Niemniej jednak nic nie stało na przeszkodzie by dodać mu tej przysłowiowej ikry. Widać było u niego dynamizm zmian, ciągle coś nowego w swojej naturze odnajdywał, zauważyć można było bardzo niestabilny proces adaptacyjny do nowych warunków. Był on po prostu jakiś. To było dobre założenie, natomiast to co pokazano nam w sezonie trzecim to czysta farsa. Bohater z niewątpliwie wielkim potencjałem został zniżony do poziomi laleczki barbie której jedynym zadaniem jest wywoływanie wrażenia "mokrych gaci" u nastoletnich fanek. W sezonie trzecim większość jego czasu antenowego polegała na prężeniu się na prawo i lewo w świetle zachodzącego słońca tak by tylko promienie oślepiały patrzących, niczym Husselhoff w Słonecznym Patrolu. Brakowało tylko czerwonej deseczki i krajobrazu lazurowego morza Kalifornii.
O ile wprowadzenie Sashy miało jakiś cel bo to naprawdę jest baba z przysłowiowymi cohones i wiele może zdziałać, tak pimpuś Tyreese jest zbędny ponieważ jego miejsce zajął Dixon. Poza tym jego postawa, którą reprezentował w sezonie trzecim nie wskazuje na zbytnie przejęcie się zmianami. Jego nastawienie "zrobię wszystko tylko nie bij" Zawierzył się Gubernatorowi jeszcze szybciej niż sama Andrea, którą posądza się o zaślepienie. Co za tym idzie wszelkie problemy z tym związane już na starcie zostaną zniwelowane ponieważ nie przejmuje się on tak de facto pod czyimi "skrzydłami" mu się żyje.
Michonne została poprowadzona wręcz koszmarnie. 3/4 sezonu w jej wykonaniu polegało na bujaniu biodrami na skwerze Woodbury i łypanie na każdego spode łba. Później zaczęła się rozwijać ale ile miała czasu? Raptem trzy odcinki czy tam cztery odcinki. Została ukazana jako egoistka zapatrzona w swoje racje, która na dodatek nie wie co to lojalność. Dopiero jak dostała po dupie od Ricka i reszty to poszła po rozum do głowy. Mają przeczucie z kim ma do czynienia zostawia jedyną osobę którą potrafi utożsamić się z jej własnymi uczuciami na pastwę możliwego psychopaty. No tak szujowato to się nawet sam Merle nie zachował.
Co do przyjaźni to zobaczymy. Są przecieki jakoby Andrea miałaby na stałe wrócić do serialu. Ile w tym prawdy? Nie mam zielonego pojęcia. W każdym bądź układzie nowy showrunner przerobił finał i ponoć pozostawił sobie luki. Z nieoficjalnych źródeł wynika, że Holden jest na planie regularnie od 6 maja i brała udział w zdjęciach aż do 6 epizodów. Niemniej jednak czekamy na coś pewniejszego.
"Zmarnowany potencjał postaci,owszem,można byłoby je bardziej rozwinąć,jednak wtedy nie wprowadzono by nowych bohaterów,bo jednocześnie rozwijać postacie i wprowadzać nowe to działanie na dwa fronty,a tego to nawet Hitler nie dał rady zrobić ;) "
A kto kazał wprowadzać nowe? Mazzara dysponował bardzo dobrym składem pierwotnym w którym każdy był już jakiś i każdy miał jakiś cel. Teraz wystarczyło eskalować ich portrety. Niestety zdecydował się na masowe zgony i tak dobre charaktery jakimi byli Merle, Andrea, Lori, Axel a nawet ten nieszczęsny Milton z T-dogiem zastąpił mdłym Martinezem, jeszcze gorszym Shupertem, irytującym Allenem pełniącym rolę "damy do towarzystwa". Do tego jeszcze jego przygłupawy synalek Ben, wywołujący uczucie pożałowania Tyreese i wyskakujący jak pierd z tyłka Morgan będący jednym, wielkim zapychaczem.
Poza tym twórcy sprawie pokazali, że możną rozwijać jednocześnie starych bohaterów jak i tych nowo wprowadzonych. Pamiętasz sezon drugi? Doszli Hershel, Maggie, Beth, dużo czasu poświęcono na marginalizowaną wcześniej Carol, Andrea i Daryl wyszli na front. Można? Można!
" 3 sezon polegałby na tym,że siedzi sobie Rick z grupą w więzieniu i bawią się w dom? Proszę Cię,wytrzymałbyś w tym klimacie te chociaż 10 odcinków? "
Twoim zdaniem czysty surwiwal polegający na przystosowaniu nowej placówki byłby nudny? Oj nie wydaje mi się. Zastanówmy się, co było podstawą całego okresu więziennego. Jak wiadomo wszystko tam opierało się na stopniowym poznawaniu kompleksu West Prison Goergia. Brnąc przez kolejne klaustrofobiczne korytarze grupa nie tylko poszerzała swoją przestrzeń do życia ale również poznawała samych siebie, swoje słabości, oczekiwania, obawy. Poszukiwaniu nowych obszarów ciągle towarzyszył strach o własne życie i przyszłość. Więzienie z czasem stało się nie tylko domem ale również i więzieniem. To właśnie ten element był najbardziej oczekiwanym przez większą część widzów. Wraz z wprowadzeniem więzienie odbiorcy chcieli czystych przejawów tworzenia społeczność w nowych warunkach oraz adaptacji do tychże warunków. Do tego dodaj sobie liczne wypady czysto survivalowe w teren w poszukiwaniu kruczących się zapasów, pokonywanie piętrzących się barier które nastręczyłby wewnętrznych konfliktów. Zamiast bzdurnej nawalanki dostalibyśmy silny dramat społeczny w których horror i zagrożenie wiodły by prym. Zombie nie byłby tylko pustą masą którą należy pchnąć by się rozleciała. Mielibyśmy mocne przetrwanie.
"Romans Gubcia z blondi,moim zdaniem poprowadzony nieco źle,aczkolwiek podkreślił moralne rozterki Blondi na temat tego,która strona ma rację i psychopatyczną naturę w/w. "
Rozterki Andrei nie wymagały wcale romansu. Już w czasie prób odejścia czuć było wahanie i to można było pociągnąć. Poza tym Andrea powinna w jak najszybszym tempie trafić na grunty więzienia.
Przeczytałem twój post,jednak postaram się streścić. W skrócie,masz za złe,że ekipa serialowa chce zrobić coś swojego a nie kopie komiksu. Ja komiksu nie czytałem i raczej nie zamierzam,jednak nie pamiętam,by adaptacja czegokolwiek kiedykolwiek wyszła na dobre,bo zawsze znajdą się wierni fani oryginału i będą gadać głupoty.
Dalej,chciałbyś zrobić z Walking Dead dramat społeczny? Sądzę,że wtedy ten serial upadłby szybciej niż Tupolew nad Smoleńskiem.
Co do drugiego sezonu,to pamiętaj ile było postaci w grupie przed dodaniem do nich rodziny Greenów (bardzo szybko uszczuplonej do 3 osób). Poza tym wyobrażasz sobie,że grupa przejmuje więzienie,nikt nie ginie,w środku nie ma nikogo żywego,cisza spokój i przez następne 15 odcinków żyją sobie spokojnie Rick,Carl,Daryl,Carol,Lori,TDog,Glenn,Meggie,Beth (postać 597 planowa) i Hershel? No i czasem pokaże się Andrea i Michonne,bo x odcinków będą iść do więzienia?
Moim zdaniem masz pomysł by ten serial był na maxa wręcz skierowany na relacje bohaterów,ALE gwarantuje,że wtedy oglądaliby go tylko i wyłącznie fani komiksu,bo wtedy tak na prawdę nic by się nie działo...
No co Ty, a LOTR choćby? ;]
A ortodoksyjni fani oryginału, zawsze będą odwoływać się do bazy i burzyć się, bo "ona miała nie taką sukienkę jak w książce". Tyle że też należy oddzielić mniej istotne detale, od tych istotnych elementów.
Tu nie chodzi o to żeby ciągle tylko albo gadali, albo się bili. Nie popadajmy w skrajności. Wystarczy że twórcy to robią, raz robiąc sezon z przeważającą ilością "gadaniny" (choć dla mnie to już lepiej im wychodzi, jak popadają w tą skrajność, ale kwestia gustu), a raz z przeważającą ilością rozpierduchy. Powinni to wyważyć, tak jak to miało miejsce w 1 sezonie. Tak żeby był nacisk na bohaterów, ale też żeby była jakaś konkretna akcja. I w większości serialów to jest, więc da się? Da się.
Zrobienie coś swojego, a odwalanie chały to jednak dwie różne sprawy. Niestety przy trzecim sezonie mieliśmy czynnik drugi.
"jednak nie pamiętam,by adaptacja czegokolwiek kiedykolwiek wyszła na dobre"
To najwidoczniej bardzo mało adaptacji widziałeś. Polska trylogia Sienkiewicza, wspomniana seria Władcy Pierścieni, obecnie Hobbit, serial Mildred Pierce, tegoroczni Nędznicy, Anna Karenina z Sophie Marceau, dobrze wyszła ekranizacja The Paperboy, Poskromienie Złośnicy z Elizabeth Taylor, Rzeź Polańskiego i wiele wiele innych. Są to przykłady świetnie wykonanych adaptacji cechujących się większą, tudzież mniejszą wiernością względem oryginału jednakowoż są to dzieła precyzyjne i perfekcyjnie wykonane.
"chciałbyś zrobić z Walking Dead dramat społeczny"
A czym jest to uniwersum jak nie dramatem społecznym? Przepraszam, ale jaki element dominuje w tym tytule? Wyeksponowanie prób asymilacyjnych grupy ludzi do nowego środowiska, z jednoczesnym zarysowaniem chęci zbudowania społeczności. Oprócz tego mamy tutaj przykład dramatu katastrofy jak i dramatu psychologicznego. Znajdzie się również horror oraz nutka thrillerów. Przepraszam bardzo, ale nazywam rzeczy po imieniu.
"Co do drugiego sezonu,to pamiętaj ile było postaci w grupie przed dodaniem do nich rodziny Greenów (bardzo szybko uszczuplonej do 3 osób). Poza tym wyobrażasz sobie,że grupa przejmuje więzienie,nikt nie ginie,w środku nie ma nikogo żywego,cisza spokój i przez następne 15 odcinków żyją sobie spokojnie "
Tyle ile w więzieniu. Stan grupy zawsze oscylował w granicach 10-14 osób przy czym po połowie sezonu ta ilość zmalała do.....hmmmmm do 8. Poza tym powiedz mi jakim cudem mogą spokojnie żyć w kompleksie wypełnionym po brzegi trupami? W więzieniu takiej wielkości ilość trupów może śmiało oscylować w granicach od 600 wzwyż (6 bloków po 100 więźniów na blok). Nie byłoby czas na spokojne plotkowanie o dupie Maryny. Zresztą tak strasznie obawiasz się tego spokoju a co mieliśmy przez 3/4 sezonu? Carol robiła swoje wywody odnośnie Jumbo Jetów. Grupa cały czas musiałby być w ciągłym ruchu. Procesy adaptacyjne byłby szerokie. To nie tylko doprowadzenie jednego bloku do stanu używalności. Cały kompleks tego wymaga. Do tego ciągłe wypady po zaopatrzenie etc czyli to na czym opierał się serial przez pierwsze dwa sezony.
Poza tym chcę nadmienić iż napięcie nie musi być budowane na zasadzie masowego uśmiercania bohaterów bo to mija się z celem. Bohaterowie scalają widzów z wyświetlanymi treściami. Są oni swoistym łącznikiem i punktem zaczepienia także pozbywanie się ich mija się z celem. Napięcie było bardzo dobrze budowane chociażby w "Prey". Można inaczej? Można. Idealne połączenie akcji, thrilleru i horroru z jednoczesnym maksymalnym nakierowaniem na bohaterów.
Zgodzę się z tobą Tombie, pierwszy sezon, aż miło się oglądało, drugi też przeżyłem ale już w trzecim musiałem się zmuszać. Nie wiem jak można tak okaleczyć scenariusz co każda kolejna postać która się pojawiała, prześcigała się w rankingu "irytujących". Dobrze startująca produkcja, poległa na zaniedbaniach jak mniemam nie tylko scenarzysty. Co do samej postaci Gubernatora (o ile się nie mylę) autorzy chcieli przedstawić go jako bezdusznego "twardziela" -profesjonalistę. Ja odebrałem go jako błądzącego w scenariuszu dupka. Nie zrobił na mnie wrażenia, gadając od rzeczy z Rickiem w drewnianej chacie, ani torturując swojego współpracownika (imienia nie pamiętam ;p). Na koniec chciałem dodać że produkcja nijak ma się do "Gry o Tron" czy "Breaking Bad" to zupełnie inna bajka. Z dobrze zapowiadającej się produkcji wyszło jak wyszło.
Pozdrawiam.
Co do charakteryzacji, podam jeden przykład, ponieważ więcej nie pamiętam (serial oglądałem dość dawno). Zauważ że Andrea w każdym odcinku ma błyszczyk na ustach. W warunkach szalonego survivalu, gdzie walczy się o życie kobieta potrafi o siebie zadbać :). Jest więcej takich szczegółów, ale nie irytuje to ani trochę póki nie sięgniemy po 1080p. Bardziej boli mnie to jak prowadzony jest scenariusz oraz niekiedy komiczne akcje(jak ta którą złapali chłopaka z niejakiego "gangu",w mieście).
Żadna z aktorek nie ma nakładanego mocnego makijażu. Widziałem nagrania z procesów charakteryzacji. Jedyne co używają to lekki puder czy tam podkład i na tym koniec. Komuś się może światełko w TV odbijało :D
Jakieś super jakości nie mam, ale też obraz nie jest jak nagrywany kalkulatorem i ja tam nie zauważyłam żeby Andrea miała błyszczyk na ustach, a myślę że raczej ciężko było by nie zauważyć. Poza tym to jak już jesteśmy w takim temacie, to napomniałabym tu o Lori, która praktycznie cały czas łaziła z wymalowanymi rzęsami i z cieniem do powiek. TO zauważyłam ;D
Obejrzałem parę odcinków w jakości FullHD (czyli 1080p) i widać makijaż u aktorek,ale tak serio,czy ktokolwiek chce w serialu oglądać aktorów nie atrakcyjnych,ze wszelkiego rodzaju skazami na twarzy? To ponad połowa seriali ma problem z makijażem w takim razie. Czepianie się dla samego czepiania :P