5 sezon trzyma poziom i ma bardzo dobre momenty. Na tle czwartego nieco przekombinowanego wypada nawet świetnie. Duży plus za świetne tempo ale jednocześnie brak próby nachalnego zaskakiwania widzów kolejnymi absurdalnymi zwrotami akcji... przynajmniej do pewnego momentu, ale o tym za chwilę. Realizacyjnie, aktorsko jak zwykle to świetny, rzemieślniczy poziom. Nowe osoby w obsadzie sprawdzają się świetnie choć zdaje sobie sprawę że bardzo charakterystyczna Bronte może wiele osób irytować. I o ile do pewnego momentu twórcy trzymają akcję w ryzach, o tyle ostatnie odcinki sprawiają wrażenie jakby wymknęły się spod kontroli scenarzystów. Znów pojawiają się absurdalne rozwiązania fabularne i zwroty akcji tak mało prawdopodobne że aż rażą w trakcie seansu. Oczywiście "Ty" nigdy nie aspirowało do serialu jakkolwiek realistycznego, ale w ostatnich odcinkach absurdy są na tyle widoczne, że trudno je usprawiedliwiać formułą serialu. Bronte, która po przeżywa duszenie pod wodą i po kilku chwilach nagle powstaje. Kate która nie wiadomo jak wydostaje się z płonącej księgarni, Marienne która była w stanie zaryzykować życie by przekonać Joego że nie żyje- teraz nagle pojawia się nie wiadomo po co. Wszystko to jednak blednie z największym absurdalnym rozwiązaniem jaki jest ogólny pomysł na ostatni odcinek. Oto Bronte, która dobrze wie jak niebezpieczny jest Joe godzi się jechać z nim w siną dal. OK. Zrozumiałbym to gdyby miała jakiś plan. Ta jednak go nie ma. Po co więc godzi się na samobójczy ruch bez jakiegokolwiek pomysłu na to co zrobić? Tak absurdalnego pomysłu nie widziałem w serialu od dawna. Nie oznacza to jednak że finał serialu pozbawiony jest klimatu. Finałowa rozgrywka między Bronte a Joe jest pełna napięcia i klimatem nawiązuje do klasycznych dreszczowców. Finał zrealizowany jest na wysokim poziomie. Problem pojawia się jednak gdy twórcy chcą zakończył całą opowieść i zamknąć ją klamrą. To wg mnie nie udaje się ani trochę. Opis dalszych losów postaci jest łopatologiczny a kara jaka spotyka Joego mało satysfakcjonująca. Największym rozczarowaniem 5-ego sezonu jest jednak brak należytego oddania hołdu ofiarom Goldberga co obiecywali twórcy. Beck jest tu potraktowana pretekstowo jako fabularny wytrych do zastosowania twistu. Dialog między Marienne a Joe pozbawiony siły. Relacja między Brotne a Joe jest sprawnie poprowadzona ale w finale brak udanego puenty tego wątku. Co gorsza twórcy w zupełności pominęli Quinn. Owszem nie było to pozytywna postać tej opowieści, ale została również mocno skrzywodzona przez Joe jak inne bohaterki.
Ponadto twórcy nie rozwinęli otwartych w poprzednich sezonach wątków. Postać matki czy brata Joego nie pojawia się w ogóle. Nie wiemy co się stało z Ellie - bohaterką graną przez Jenę Ortegę.
Niestety finałowy sezon choć ogólnie trzyma poziom sezonów 1-3 to niestety jako zakończenie całej historii jest szalenie mało satysfakjonujący. To kolejny przykład serialu na zakończenie którego twórcy albo nie mieli żadnego pomysłu, albo mieli ich za dużo aczkolwiek żaden z nich nie był dopracowany. Szkoda. Bo mogło być znacznie lepiej.