Dorastałem wraz z Harrym, na pewnym etapie nawet nasz wiek się pokrył (co oczywiście potem się rozjechało, bo filmy powstawały mniej więcej co półtora roku), mogę powiedzieć, że jestem przedstawicielem pokolenia, które najlepiej rozumie fenomen Pottera, bo było jego targetem. Uważam, że ten program udał się o wiele lepiej niż analogiczny zjazd jubileuszowy ekipy z "Friends". Tutaj pozwolono głównym aktorom po prostu ze sobą usiąść i powspominać. Właśnie te fragmenty zalały mnie falą nostalgii z największą mocą. Obyło się bez gościnnych występów celebrytów (wciąż nie pojmuję, do czego we "Friends: The Reunion" był potrzebny występ David Beckham, Justin Bieber czy Lady Gaga), skupiono się na odtwórcach głównych ról, zaproszono wszystkich czworo reżyserów, i to w zupełności wystarczyło. Pozostawiło wręcz przyjemne uczucie niedosytu, po tym programie aż chce się wrócić do ośmiu filmów i towarzyszącym im materiałów zakulisowych. Można jedynie żałować, że choćby na moment nie pojawili się Maggie Smith, Brendan Gleeson, Michael Gambon czy Imelda Staunton, z drugiej strony może to by za bardzo rozwodniło opowieść, która przecież zawsze koncentrowała się na więzi naszej głównej trójki czarodziejów.