PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=775468}
8,7 8 894
oceny
8,7 10 1 8894
The Last of Us Part II
powrót do forum gry The Last of Us Part II

Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego tak wiele osób uznało, że samo zakończenie to minus? brak clifhangera czy o co chodzi? Ja tam jestem dość poruszony i taka forma odpowiada mi bardzo. Czy głupsza część widzów nie potrafi pojąć wizji twórców? po co mieli się powtarzać? To nie jest Uncharted i żadna to pozytywna historia nigdy nie była oraz pewnie nie będzie. Mam wrażenie, że spada fala hejtu albo od trolli albo od ograniczonych widzów, którzy taki sam żal mieliby do Gry o Tron, że Starków w niej mordują jak to przecież główni bohaterowie... ale nie tytułowi. Tak samo w The Last of Us Joel i Ellie nie są tytułowi. Co sądzicie? i będę wdzięczny za jakieś objaśnienie ostatnich scen po ostatniej potyczce z Abby... jakieś pomysły? ktoś coś zauważył? oprócz tego świetlika na środku gitary oczywiście :)

___ice___

Polecam wybrać się na subreddita r/thelastofus2 i poczytać trochę co ludzie mają do powiedzenia. Ta gra to fabularne pseudointelektualne gówno. Żal mi was wszystkich, którzy są przekonani, że ta gra to wielkie dzieło.

ocenił(a) grę na 10
gabris7

Mi jest żal osób, które zobaczyły wysokie oceny i przyszły grać w TLOU2 jak w nie wiadomo jakiego mesjasza zapominając, że może to nie jego gatunek, nie każda gra musi się podobać i takiej jeszcze nie zrobili, żeby każdemu dogodzić. Co tam jest takiego pseudointelektualnego? czemu ludzie wymagają, żeby Part II był podobny do pierwszej część i nie rozumieją, że twórcy chcieli iść w innym kierunku? Obstawiam, że Part III może mieć jeszcze inny wydźwięk. Cały czas odnoszę wrażenie, że z każdej strony próbuje się tej grze umniejszać głównie za to jaką historię przedstawia, bo przecież technicznie, graficznie to jest majstersztyk... gameplay podobny do Part I? no tak wielki zarzut, że nie wymyślili koła na nowo. Tak samo twórcy Fify czy CoDa zarzynają kurę znoszącą złote jaja co roku, bo ludzie narzekają na brak innowacji. Teraz jest jakieś psioczenie dziwne, a na koniec tytuł będzie grą rok i zgarnie większość nagród. Chyba, że Cyberpunk trochę odbierze.
Cały czas mam wrażenie, że trolle czy może fanboye konkurencji próbują umniejszyć ten tytuł. Co tam jest takiego pseudointelektualnego? zapytam jeszcze raz... że lgbt? że semityzm się przewija? że ktoś postanowił pokazać, że oponent to też człowiek? że ktoś sam się może okazać zły chociaż myśli, że jest dobry? no faktycznie pseudointelektualne gówno... przecież można było zrobić coś w stylu kolejnego Uncharted gdzie wybija się setki przeciwników z uśmiechem na ustach. Tam się nikt do pseudointelektualizmu nie czepia, bo gry nauczyły, że do ludzi strzela się jak do kaczek i niezbyt się nimi przejmuje. Motyw w TLOU2, że bohaterowie zdają sobie sprawę, iż wpadli w spiralę przemocy przez co sami stali się tymi złymi to jak dla mnie coś niespotykanego i świetnego. Ale w sumie co ja gadam, że próbuję pseudointelektualne gówno interpretować, bo przecież fabularnie to jest byle co.

ocenił(a) grę na 10
___ice___

Dobrze to ująłeś :) Zgadzam się z Tobą.

___ice___

ND strzeliło sobie w łeb. Gdyby ta gra była sama sobie, to być może nie byłoby takiego problemu. Ale jest, bo TLoU istnieje.


Po pierwsze każdy kto przetrwał jest winny i jest "tym złym" właśnie tylko dlatego, że przeżył. Teraz nagle ludzie próbują na siłę wymyślać jakim to Joel musiał być zwyrodnialcem. Tylko czekać aż Cuckman doyebie jakaś książeczką, w której oczerni Joela jeszcze bardziej. Idąc tą logiką "uhuhu ale on musiał robić okropne rzeczy aby przeżyć" bez zawahania możemy uznać, że ojciec debby też był zwyrolem.

Joel był głównym bohaterem poprzedniej, człowiekiem, który jednego dnia stracił wszytko. Jak to ludzie mówią z stał się cyniczny i oziębły. Nawet śmierć Tess (która być może była jego partnerką życiową) nie wstrząsnęły nim za bardzo. Cała gra pokazuje jak jego cyniczna postać powoli zaczyna się kruszyć. Rozwój jego relacji z Ellie to było coś niesamowitego. Ludzie pokochali tą grę właśnie dzięki tym dwóm postaciom. Ileż to wzruszających i epickich momentów dała nam ta gra: śmierć Sarah, żyrafy, upadek Joela na pręt, walka Ellie z Davidem, ten kilkacz-boss, Henry i Sam i jeszcze kilka innych. Wszytko to było naturalne i niewymuszone.

Ci którzy wczuli się w ich historię i zrozumieli ich motywację mają każde prawo nienawidzić part 2.

Bo teraz nadchodzi najbardziej kontrowersyjna i trudna część: akcja w szpitalu.
Przez całą grę świetliki są nakreślane jako banda debili, którzy są ściągani i nienawidzeni w sumie przez wszystkich. Joel i Tess mieli, przetransportować Ellie w zamian za broń, którą utracili przez Roberta. Joel decyduje się na dalszą podróż głównej dlatego, że przed śmiercią poprosiła go o to Tess.

Nikt nigdy nie powiedział ani Ellie ani Joelowi, że operacja skończy się dla niej śmiercią. W sumie oni (świetliki) też nie wiedzieli. Z nagrań głosowych Marlene I jakiegoś doktora wynika, że po odnalezieniu dwójki bohaterów chcieli zabić Joela, czyli po prostu go wykiwać. Co więcej z nagrań doktora wynika, że juz wcześniej były przypadki osób odpornych na grzyba.

Teraz pomyślmy....jak do jasnej cholery dwójka, może trójka lekarzy miałaby zrobić szczepionkę (szczepionkę na grzyba, nie wirusa, um, ok) w starym brudnym szpitalu, bez jakiegokolwiek zaplecza naukowego czy innego zespołu specjalistów. Świetliki to banda szaleńców, która nie wiedziała co robi a Marlene zachowywała się jakby była na skraju normalności. Nie było żadnych szans aby wyprodukować ta szczepionkę. Świat nie poradził sobie na początku pandemii, kiedy był jeszcze w pełni swoich sił z wynalezieniem "leku" to jakim cudem niby miałoby się to udać kilku osobom bez jakichkolwiek zasobów. Nawet jeżeli udałoby się im to na 100% wykorzystałi by to dla własnych korzyści.

Człowiek który stracił, wszytko został ponownie oszukany więc tym razem nie pozwolił aby życie Ellie poszło na marne. Ellie nie zasługiwała na śmierć. Skłamał bo chciał ją chronić. Ludzie, którzy mają dzieci rozumieją ból i motywacje Joela. To jest ten typ człowieka, który spaliłby cały świat aby ochronić/uratować/pomścić tych, których kocha.


Przez cały czas w grze pojawiają się dwa oblicza tych, którzy przetrwali. Są najeźdźcy, kanibale i tacy ludzie jak Sam i Henry. Ludzkość się upodliła do tego stopnia, że już nie było ratunku.



Part 2 to jakiś żart. Robienie na siłę z Joela debila i tego złego. Wyrzucanie wszystkiego co dała nam pierwsza gra tylko po to aby utorować nową upośledzeną narrację. Joel nigdy nie zaufałby obcej bandzie ludzi, a Tommy (który, przywitał własnego brata mierząc do niego z pistoletu w pierwszej części) nie przedstawiłby się tak z dupy obcym ludziom.

Historia pisana na siłę. Bachor jakiegoś NPC. *klaskanie*. Już pomijając fakt, że był to jakiś stary koleś w poprzedniej grze, to robienie z niego sympatycznego pana doktorka jest najtańsza próba przekonywania gracza do tej "nowej narracji", jaką widziałam. "Uuu patrzcie, on był takim dobrym tatusiem i człowieczkiem, który chciał zbawić świat i ten paskudny Joel go zabił".

Debby - ciało chłopa na sterydach z głową kobiety. W świecie gdzie, większość ludzkości wyginęła i nie ma wystarczającej ilości jedzenia ta postać ma taką sylwetkę. Jako JEDYNA.
Sama śmierć Joela jest żałosna. Laska, która przez 4-5 lat planowała zemstę wkoncu, całkowicie przypadkiem znajduje tego czego szukała. Joel ocalił jej dupę chwilę wcześniej. Btw, to jest bardziej niż dziwne, że jej dosłownie odpier**la kiedy słyszy tylko imię "Joel". Nawet nie potwierdził swojego nazwiska. Od razu pyk kulka w kolano i tortury. Bez zadawania pytań, bez jakiegokolwiek upewnienia się czy to na pewno on. Wychodzi na to, że wielu ludzi o imieniu Joel musiało zginąć z jej ręki. Nowiuśki kij golfowy w plecaku 20+ lat po wybuchu epidemii. O co chodziło tutaj twórcom to ja nie wiem. debby torturuje i morduje Joela na oczach, błagającej o jego życie Ellie. (pan NPC zginął od razu). A teraz robimy hop i na siłę próbujemy wcisnąć graczom, że debby to fajna postać i macie ją lubić.

Z pyskatej i wrażliwej Ellie zrobili jakaś zgorzkniałą sucz. A na samym końcu Ellie traci wszystko i dosłownie załamuje się psychicznie. Ona przegrała na każdej lini. Nie wybacza debby, tylko po prostu jej już dokumentnie odwaliło na końcu gry, zachowuje się jakby była w jakimś transie. I spełnia się jej największy koszmar - zostaje sama.

Cuckman jest ohydnym człowiekiem z największymi ego jakie widziałam. Po dodatku Left Behind zmienił cały target bo lgbt się dobrze reklamuje i sprzedaje. I dostaliśmy babo-chłopa, lesbijkę, biseksualną postać i transseksualną postać. Za dużo tego jak na jedną grę, w której chodziło o przetrwanie grzyba. To nie jest najazd na społeczność lgbt bo nikt nie ma problemu z orientacją Ellie. (Polaczki chyba zapomniały, że ich ukochana Ciri z ich ukochanego wiedźmina też jest lesbijką.) Zamiast edukować ludzi w tym temacie, podsycają tylko ogień wciskaniem na siłę takich postaci. A potem zdziwieni, że homofoby się naprężają.

Jaki był cel tej gry? Oczernianie Ellie i Joela? Zemsta jest be?

To tak jak szukanie głębi i przesłania tam gdzie go po prostu nie ma. Śmieszą mnie pseudointelektualisci, którzy dają się urabiać jak jakieś gówno. (to samo działo z się z sequelami. Wynajdowali i nadal wynajdują tak absurdalne randomowe rzeczy, że w pale się nie mieści. Na siłę nadają znaczenie przypadkowym scenom i rzeczom z filmów aby pasowało to do ich wykreowanego wyobrażenia o "potędze" przesłania, które nie istnieje. Twórcy zrobili coś aby "było" i tyle. Żadnego przesłania tam nie ma.) Cała ta historia jest po prostu oklepana, chaotyczna, nudna, zrobiona na siłę, shock value jeden po drugim, absurdalne decyzje bohaterów, ciężarne walczące kobiety. Nic dziwnego skoro Cuckman zatrudnił ta dzidę Anitę Sarkeesian. Nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć.

Na siłę zmuszają odbiorcę do znienawidzenia ukochanych postaci i sympatyzowania się z debby i jej koleżkami. "debby lubi małe dzieci i pieski, ona jest dobra, WIDIZSZ?! WIDIZSZ!?

Napluli na Ellie, Joela I fanów. Kłamali każdym zwiastunem i zapowiedzią. Zmienili to co sami ustalili w poprzedniej grze. Zmienili target na 14 latków, którzy myślą, że ta historia jest tAkA głEbOkA i ma przesłanie.


Oczywiście, że to coś zgarnie większość nagród i GOTY zejdzie (o ile już tego nie zrobiło) do poziomu Oscarów. Ale wątpię aby zrobili 3 część bo niby o czym? O losach Joela po śmieci Sarah? O tym jakim to zlym był człowiekiem? Dadzą zupełnie nową historię? Ktoś kto kupi po tej porażce?


Sequele i ósmy sezon GoT mogą się schować w porównaniu to tego jak bardzo słaba jest ta historia.

ocenił(a) grę na 10
gabris7

Nie wiem kurka wodna czy jesteś trollem czy nawet w grę nie grałeś, ale tam żadnej "debby" nie ma... jest Abbie i jak ktoś cały tekst myli imię jednej z głównych postaci to chyba coś jest nie tak.

To nie jest upadek jaki miał GoT w ostatnich swoich sezonach... wysoki poziom wszystkiego jest w Part II zachowany, a to, że twórcy postąpili tak, a nie inaczej z postaciami to tylko ich sprawa. Ich wizja, z którą musimy się pogodzić. Przywołuje GoT, bo tam podobnie dawali nam się zżyć z bohaterami, którzy byli świetni, a potem ich wybijali w najbardziej chamski sposób. Podobny zabieg mający na celu coś konkretnego jest w TLOU2 tak samo z później poznanymi postaciami.

"Teraz pomyślmy....jak do jasnej cholery dwójka, może trójka lekarzy miałaby zrobić szczepionkę (szczepionkę na grzyba, nie wirusa, um, ok) w starym brudnym szpitalu, bez jakiegokolwiek zaplecza naukowego czy innego zespołu specjalistów. Świetliki to banda szaleńców, która nie wiedziała co robi a Marlene zachowywała się jakby była na skraju normalności. Nie było żadnych szans aby wyprodukować ta szczepionkę. Świat nie poradził sobie na początku pandemii, kiedy był jeszcze w pełni swoich sił z wynalezieniem "leku" to jakim cudem niby miałoby się to udać kilku osobom bez jakichkolwiek zasobów. Nawet jeżeli udałoby się im to na 100% wykorzystałi by to dla własnych korzyści."
I TO JEST przykład durnego zmyślania na poziomie gimnazjum, bo "niemożliwe jest coś"... w grze całkowicie fantastycznej mówią wyraźnie, że mogli wymyślić szczepionkę TO MOGLI. Z taką wizją zostawiają nas twórcy, a to, że ty uważasz, że nie i się upierasz na swoje to jest po prostu zwykła głupota, bo jak inaczej to nazwać nie wiem. Zwłaszcza, że wyraźnie mówią, że po śmierci tego lekarza cała nadzieja legła, bo on był kluczem, a nie Ellie. Tak ciężko pojąć, że pokazują coś z innej perspektywy? ciężko pojąć, że może główni bohaterowie nie są jednak pozytywni, a to pozostawienie gracza z ambiwalentnymi odczuciami to raczej umyślny zabieg.

gabris7

Ja nie widzę nigdzie robienia z Joela tego złego. Ja tam widze: Joel tak kochał Ellie, że wolał by cały świat spłonął, niż żeby jej w tym świecie nie było. Tam każda z głównych postaci jest zła i każda jest dobra, bo tacy są ludzie. Ważne są motywacje i punkty widzenia i nie wiem ziomek, co ty cpales całą grę, że nie zapamiętałeś Abby. A czekaj, chyba wiem. Przeczytałeś recenzje jakiegoś innego incela i jak typowy bezmózgi klikacz, pobiegłeś tam, gdzie coś się dzieje sam w grę nie grając. :D

Nawet mi cie nie żal

ocenił(a) grę na 7
___ice___

Dlaczego na zakończenie padła fala nienawiści? Cała historię TLoU2 mogę podsumować słowami: „W pełni rozumiem o co im chodziło. Ale to po prostu nie zadziałało”. Jeżeli komuś ta gra się podobała, to ma do tego pełne prawo. Ale większości się nie podobało. Dlaczego?

Odpowiedź należy zacząć od 2 godziny gry, w momencie śmierci Joela. Kilka wątków z tym związanych:
1. Gra była reklamowana jako historia Joela i Ellie (trailery/zapowiedzi/screeny). Neil Druckmann przyznał się otwarcie (wywiad z Troyem Bakerem i Ashley Johnson), że kłamał na temat historii (co powinno być uznane jako „false marketing” ale to inna historia), żeby uniknąć spoilerów. Gracze poczuli się oszukani, że jedna z najlepszych postaci w historii gier komputerowych nie będzie częścią historii na którą czekali
2. Joel był przemytnikiem od 25 (!) lat (Sarah umarła w 2013, TLoU 1 jest w 2033, a „dwójka” w 2038), działał na pograniczu ruchu oporu itd. Nie wytłumaczalne jest dlaczego, tak po prostu, przed grupą uzbrojonych nieznajomych przyznał się do tego kim jest. W pierwszej części jest wyraźnie zarysowane, że Joel nie ufa nieznajomym. A tutaj pojawia się grupa osób (których nie powinno być w tej okolicy!) a Joel i Tommy zapraszają ich do siebie i odgrywają najlepszych przyjaciół. Ogromna niespójność charakterów w porównaniu do pierwszej gry.
3. Joel został zabity przez córkę jednej z postaci z poprzedniej części gry. Jeżeli ktoś przeszedł TLoU1 w sposób brutalny, bez skradania – zabił prawdopodobnie ze 200 osób. Każda z tych osób mogła mieć swoją historię, rodzinę, perspektywę. W oczach każdej z tych osób to my – jako Joel i Ellie – jesteśmy tymi złymi. To nie jest żadne odkrycie ani innowacja – tylko fakt. Neil Druckmann myślał, że opowiadając historię w ten sposób stworzy coś ciekawego – ale jest powód, dla którego nikt nie opowiada historii w ten sposób – mało kogo to interesuje. Plus, ze względu na to, że Joel i Ellie są z nami na tej przygodzie (albo my z nimi), to oni są dla nas tymi dobrymi. To ich bronimy, to ich wspieramy, to na ich historię czekaliśmy 7 lat. A on ginie przez kogoś, kto powinien być NPC.
4. Śmierć Joela była całkowicie bezwartościowa. Kiedy główny bohater ginie – zawsze dzieje się to dla większego dobra. Tutaj to miało na celu wyłącznie szok i wprowadzenie taniego motywu zemsty. Joel nie zginął za coś, dla kogoś, z jakiegoś powodu, dla czyjegoś dobra, chcąc się odkupić, walcząc. Został zamordowany. Plus dla Naughty Dog za spróbowanie czegoś nowego – tylko że to nie zadziałało.
5. Moment śmierci. Początek gry. To nigdy, nigdy – praktycznie NIGDY nie działa. Pomijając „Psychozę” ciężko mi przypomnieć sobie moment, w którym lubiana postać ginie na początku i ktoś stwierdza „WOW, teraz jestem zaciekawiony”.
6. Nie dostał nawet pogrzebu, nic. Po prostu – został zamordowany i siup, następnego dnia jest nagle w grobie. „Pacing” w tej grze jest fatalny.

Zmarnowanie takiego świata, takiej relacji na zwykły motyw zemsty, jest ogromną stratą. Ba! Zemsta nawet się nie dokonała. To co stworzyło The Last of Us była relacja ojciec-córka; Joel-Ellie. Ich wzajemne zdobywanie szacunku, akceptowanie swoich osobowości itd. Nie ma wielu takich gier, filmów gdzie taka narracja jest prowadzona na poważnie. Ojcowie to zazwyczaj fajtłapy, gapy albo stręczyciele – rzadko traktuje się ich poważnie - God of War, „Droga”, „Logan” … jest tego nie wiele. Zastąpienie tej narracji, relacją Dina-Ellie jest… zawodem.

Zakończeniu brakuje jakiegokolwiek satysfakcjonującego „payoffu”. Jedynka była historią o nadziei, o tym, że nieważne jak świat będzie popsuty, można znaleźć coś o co warto walczyć.
A w dwójce… Ellie straciła wszystko. Zupełnie wszystko. Joela, Dinę, Tommy’ego, dom, możliwość grania na gitarze (tj. wspomnienia jej relacji z Joelem), możliwość rysowania (czyli samorealizacji) itd. Wszystko.
Abby straciła… niewiele. Niby straciła przyjaciół, ale i tak zostałby wygnana z WLF, bo ich zdradziła – więc nawet gdyby wszyscy przeżyli, to nie wiele by to zmieniło – nie miałaby z nimi kontaktu. Poza tym – zyskała Levi’ego i szansę na odbudowę siebie u Świetlików. Dostała nowe życie – dzięki zatraceniu się Ellie.

To co dla mnie zniszczyło tę grę, to jej stosunek to Fireflysów. Gra całkowicie zmieniła narrację dotyczącą Świetlików. Jeżeli uważnie się grało w pierwszą część, Świetliki byli niezorganizowaną grupa ludzi, którzy gonili za ułudą i utopijną szczepionką. Oni byli całkowicie do niczego, (wg taśm) jeden z lekarzy przecież zaraził szczura tym „wirusem/grzybem/chorobą” i potem pozwolił mu się ugryźć. Prawdziwi zbawcy ludzkości! A tu nagle w „part 2” są oni ukazani jako ostatnia nadzieja ludzkości z super doktorem, który po 20 latach potrzebuje ostatniego składnika do wyleczenia ludzkości. Głupota i okłamywanie gracza. Mnóstwo osób, w tym dzieci, zginęło ze względu na ich badania, prawdopodobnie więcej niż Joel zabił w tym szpitalu, więc to nie jest czarno-biała sytuacja – a tak zostało to ukazane w „part 2”.
Po wtóre, NAWET jeżeli zabicie Ellie stworzyłoby szczepionkę, to jak by miało to wyglądać? Joel SAMEMU zarżnął cały szpital pełen świetlików. Jak oni by mieli ją ochronić? Komu mieliby ją oddać? Jak ją rozprzestrzenić? Czy starczyłoby jej dla wszystkich? FEDRA, przestępcy i inne grupy – rzuciłyby się na nią i świetliki przestałyby istnieć. Ludzie mają obsesje na punkcie władzy, szczepionka utrudniła by życie na tym świecie – a nie ułatwiła (polecam film Jeremiego Jahns’a).
Nie mówiąc już, że z pewnością powstałaby grupa anty-szczepionkowa, która chciałaby ją zniszczyć. To jest utopia, kłamstwo, żart – bronienie Świetlików mija się z celem. A TLoU2 opiera swoją narrację na tym.
Absolutnie NIENAWIDZĘ tego, że Joel nie powiedział tego wszystkiego Ellie. “Szczepionka by Ciebie zabiła”… I ? To wszystko? Koniec? Dlaczego nie dodał: “Byłaś nieprzytomna, Tess powiedziała, że natychmiast będą Cię operować. Nie dali mi szansy na rozmowę z Tobą, dowiedzenia się czego chcesz i ewentualnego pożegnanie się z Tobą. To wszystko było niesamowicie podejrzane i niejasne. Nie kłamałem mówiąc, że nie ma lekarstwa. Byliśmy na tej podróży razem, widzieliśmy ja Świetliki funkcjonują, słuchaliśmy ich taśm, widzieliśmy ich eksperymenty – Ci ludzie nie mają żadnego pojęcia co oni robią. Więc, jeżeli byłby chociaż 1% szansy, że tego dnia wybrałabyś życie zamiast śmierci, to zrobiłbym to wszystko ponownie. Bo jesteś dla mnie czymś znacznie więcej niż córką, ale także kierunkiem życia – bez Ciebie nie byłoby mnie tutaj. Nigdy nie poświęciłbym Ciebie za szansę utopijnego lekarstwa. I wiem, że zrobiłabyś to samo dla mnie”. Och! Ta gra jest rajem dla fan-ficów, bo milion historii nie zostało w niej opowiedzianych, a powinno. Całkowicie zniszczono to, co stworzyło geniusz The Last of Us 1.

I na końcu. Abby.
Neil Druckmann popełnił wszystkie możliwe błędy próbując ukazać nam Abby jako postać, która może mieć rację.
Po pierwsze, zabiła Joela. To już ją skreśla z jakiejkolwiek sympatii dla każdego kto ma serce. Bez żadnego zawahania dokonała swojej zemsty na lubianej przez graczy postaci. „Lubianej” to mało powiedziane, są historie, że ludzie pisali listy z podziękowaniem do ND za taką postać jak Joel.
Po drugie, zabiła Jesse’ego, okaleczyła Tommy’ego *nie wiem jak on przeżył strzał w głowę?* i – gdyby nie Levi – poderżnęłaby gardło Dinie („She’s pregnant”- „Good”).
Po trzecie, kontrolowaliśmy ją w trakcie walki z Ellie. Co, potencjalnie, mogłoby się skończyć śmiercią Ellie (na tym polega walka z bossem w grach – trzeba go pokonać). Nikt nie walczyłby z Ciri w Wiedźminie, z Garrusem w Mass Effect’cie, Varrickiem w Dragon Age’u, Isaaciem w Dead Space’cie, Eleną w Uncharted, Lee w The Walking Dead, Chloe w Life is Strange, Harrym w Silent Hillu itd. Itd. Itd. To był ogromny policzek dla gracza, który spędził całą pierwszą część ochraniając Ellie, 7 lat czekającą na kontynuację jej historii i kilkanaście godzin gry na satysfakcjonującą zemstę. A dostaliśmy szansę na skopanie jej tyłka – nikt tego nie chciał, nie potrzebował – to po prostu fatalna zagrywka scenarzysty.
Po czwarte, jej backstory jest zbudowany na quasi-paralelach z Ellie. Abby głaszcze i bawi się z psami, Ellie je zabija. Abby ratuje dwójkę dzieci, Ellie zabija kobietę w ciąży. Abby ma swoje ułożone życie jako jedna z liderek WLF, Ellie jest buntowniczką. Abby walczy w słusznej sprawie, Ellie jest zaślepiona zemstą. I tak dalej. To jest niesamowicie tanie a przede wszystkim męczące, kiedy sobie człowiek uświadomi jak bardzo próbowano ją uczłowieczyć.
Po piąte, plot armor. Gra budowała się jako nieprzewidywalną i nieszablonową historię, gdzie każdy może zginąć w każdej chwili. Jessie? Trup. Joel? Trup. Owen, Mel i cała reszta? Trupy. Ale nie Abby. Ellie jej nie zastrzeliła, kiedy miała okazję. Kultyści jej nie zarżnęli, kiedy mieli okazję. Ona jedyna była chroniona.

To wszystko powodowało, że mało który gracz poczuł jakąkolwiek sympatię do Abby, kiedy ona wisiała na tym palu. Większość miała już jej dość – ja ją tam chciałem po prostu dźgnąć i odpłynąć. Ani przez chwilę nie przyszło mi na myśl: „Ona już wycierpiała wystarczająco”. Nigdy, nawet przez jedną chwilę nie czułem względem niej sympatii. Kiedy Abby powtarzała słowa Ellie („Please dont kill him.” „His not part of this”) to nie miało to żadnego znaczenia – celem gry jest zemsta za śmierć Joela. Naughty Dogs podjęło odważną decyzję przeprowadzając taką narrację, ale to się nie opłaciło.

Scenarzysta chciał postawić dylemat: „Gdybyście kontrolowali losami Abby i Levi’ego w pierwszej części gry, to Ellie i Joel byli by dla was wrogami”. Tylko, że to jest gdybanie filozoficzne. „Gdybyś adoptował innego psa, to czy kochał byś go tak samo, jak tego co masz teraz?”. „Gdybyś urodził się w innym mieście i ożenił się z inną kobietą, to czy kochałbyś ją tak samo, jak swoją obecną żonę?” itd. Problem jest taki, że to filozofia – a ona nie współgra z silnymi emocjami. Być może za kilka lat ludzie przychylniej spojrzą na tę grę, ale póki co nie ma na to szans. Podobnie było z zakończeniem do Mass Effect 3 – w 2013 była niemiłosierna burza związana z tym. Ale po latach ludzie stwierdzili, że to w sumie nie było aż tak złe.

Dlatego ludzie nienawidzili zakończenia. Błędy w scenariuszu, degradacja roli lubianych postaci, forsowanie jedynej „słusznej” narracji, mnóstwo fałszywych zakończeń (gra wydawała się kończyć najpierw po pojedynku Ellie – Abby, potem na farmie, potem w Santa Barbara, potem na plaży po Ellie – Abby II, potem po flashbacku i dopiero zakończenie w domu na farmie), prowadzenie połowy gry z perspektywy postaci, która jest odpowiedzialna za morderstwo ulubionej postaci. Dodać do tego należy jak bardzo niesympatyczną bohaterką była Abby, masę głupich decyzji (Joela, Tommego, Jessiego, Diny itd.), brak wpływu na rozgrywkę, brak satysfakcjonującego zwieńczenia historii, idiotyczne i antyklimatyczne wątki miłosne, zrezygnowanie z zemsty, przebaczenie Abby (chociaż Ellie nie znała kompletnie jej historii) na podstawie jednego flashbacka (z dziennika wynika, że Ellie spędziła długie miesiące polując na Abby i tak po prostu… odpuszcza?), brak relacji Ellie-Joel… Brakowało też takich satysfakcjonujących słów (np. kiedy Ellie mówiła, że „My life would matter if I died in this hospital”, dlaczego Joel nie powiedział: „Your life matters to me”? Za dużo nie wypowiedzianych słów było w tej grze…)

I nie należę do osób, które kompletnie nienawidziły tę grę. Bo jest mnóstwo małych rzeczy, które powodowały uśmiech albo łzę w oku. Ellie śpiewająca „Take on me”, wizyta w muzeum, ostatnia rozmowa, farma, eksploracja, historia otoczenia, komunikacja między przeciwnikami (każdy miał swoje imię!) itd. Z punktu widzenia historii „rozumiem” dlaczego tak zrobili, ale po prostu się „nie zgadzam”.

Gra byłaby znacznie, znacznie wyżej oceniana, gdyby wprowadzono możliwość podejmowania decyzji. Gdyby można było zdecydować, kogo chcemy kontrolować – kto nas „przekonał” do siebie – Abby czy Ellie. Albo gdyby gra dała nam możliwość odpuszczenia zemsty i zostania z Diną albo kontynuowania i gonienia za Abby. Gdybyśmy dostali możliwość torturowania Abby/Levy’ego kiedy wisieli na plaży i zabicia ich albo puszczenia wolno. To było miało znaczenie większy wpływ na każdego gracza. A bez tego, ta historia jest wyłącznie dla niektórych.

I jest jeszcze ostatnia scena. „I don’t know if I could forgive you, but I am willing to try”. To się nie klei trochę z tym co się stało po tym. Dlaczego Ellie zostawiła swoje ostatnie wspomnienie po Joelu? Ta scena wyraźnie pokazuje, że Ellie ruszyła dalej ze swoim życiem i pozostawia Joela jako przeszłość. Ale nie daje odpowiedzi czy mu wybaczyła. Muzyka była darem od Joela, a Ellie pójdzie własną drogą, bez niego? Dlaczego nie wzięła tej gitary i nie będzie pielęgnować swoich dobrych chwil z nim? Gitarę można przerobić, żeby grać na drugą rękę. Nie było by znacznie lepiej, gdyby Ellie wzięła tę gitarę, przerobiła ją i dalej grała piosenki, które nauczył ją Joel? Jednocześnie pokazałoby to, że pogodziła się z tym, że jego nie ma, ale nie musi go zapominać, tylko potrafi mu wybaczyć i może pielęgnować jego pamięć – idąc przy tym własną drogą.

Im bardziej się analizuje tę grę, tym mniej sympatii do niej odczuwam. Po skończonej grze nie ma nic, żadnego morału. 30 godzin i zniszczone życie Ellie. To jest bardzo dobra gra, ale bardzo mierne The Last of Us. Oczekiwania były zdecydowanie zbyt wysokie wśród wiernych fanów i Part II nie udźwignął ich. Im ktoś słabiej pamięta część pierwszą, tym lepsze The Last of Us 2 będzie mu się wydawać.

Pozostaje mi się powtórzyć: Ta gra to ogromny policzek dla gracza, który spędził całą pierwszą część dbając o relację Joela i Ellie, ochraniając Ellie, 7 lat czekając na kontynuację ich historii i kilkanaście godzin gry na satysfakcjonującą zemstę. A dostaliśmy szansę na skopanie jej tyłka i zniszczenie jej życia.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones