Relacja

CANNES 2012: Zbrodnie przyzwoitości

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/CANNES+2012%3A+Zbrodnie+przyzwoito%C5%9Bci-85460
W imię wiary i obrony słabszych nasi bliźni z entuzjazmem ruszą do polowania na czarownice – zdają się sądzić kolejni autorzy w konkursie.

Thomas Vinterberg nie ma dobrego zdania o naturze człowieka. I potrafi to bardzo przekonująco uargumentować. W "Polowaniu", niczym w lustrzanym odbiciu pojawia się "Festen": zarówno pod względem dramaturgicznym, jak i wyboru tematu film stanowi odwrotność najbardziej znanego filmu Duńczyka. Poza tym to obraz równie intensywny, dosłownie chwytający za gardło, a jednocześnie – dość klasycznie skonstruowany.

W centrum historii znajduje się Lukas (Mads Mikkelsen). Od początku zyska co najmniej naszą umiarkowaną sympatię. W czasie wolnym miło spędza czas z kumplami, pracuje w przedszkolu jako opiekun. Jest oddany swojemu zajęciu, dzieci go lubią. W historię Vinterberg wprowadza nas dość powoli: najpierw poznajemy lepiej przyjaciół i sytuację rodzinną Lukasa. Małe miasteczko, w którym mieszka, wydaje się idylliczną, skandynawską osadą. Wtem wybucha bomba - córka najlepszego przyjaciela oskarża Lukasa o molestowanie. Od tego momentu rozwój wypadków następuje błyskawicznie: nie zważając na niewiadome w sprawie, na budzące wiele wątpliwości świadectwo dziewczynki, na mężczyznę sypie się grad oskarżeń. Ledwo się obejrzymy, a zostanie poddany bezlitosnemu osądowi, jakiekolwiek proporcje w ocenie zostaną zatracone, a sympatyczni współpracownicy i przyjaciele Lukasa zamienią się w nieznające umiarkowania bestie.

A wszystko to oczywiście w słusznej sprawie: obronie największej świętości, jaką jest czystość dziecka. Przecież dziecko nie może kłamać - słyszymy w filmie kilkakrotnie. Jednak Vinterberg tak rozkłada akcenty, że trudno nie wierzyć bohaterowi. Chociaż... jak to w takich sytuacjach bywa, nawet wśród jego najbliższych – pojedynczych osób, które pozostały po jego stronie – zostanie zasiane ziarno niepewności co do niewinności bohatera. Również widz może zacząć w nią wątpić: czyżby reżyser tak przebiegle wyprowadzał nas w pole? Choć ta myśl pewnie przejdzie nam przez myśl, to jednak przede wszystkim zadziwi nas zdolność zwyczajnych ludzi do okrucieństwa. Twórca bardzo surowo ocenia swoich rodaków: kompletnie obala nasz stereotyp Duńczyków jako ludzi tolerancyjnych i otwartych. Tutaj są przede wszystkim niezdolni do rozsądnej analizy, zapamiętani i mściwi. Podkreśla to fakt, że dziewczyna Lukasa, jedyna, którą na początku widzimy po jego stronie i która ma zdrowy dystans do całej sprawy, to emigrantka z Polski.

 

Podobne polowanie na czarownice pokazywano w kinie wielokrotnie. "Jagten", choć nie jest nowatorską propozycją, nie poszerza granic kina, angażuje widza głęboko. Duża w tym zasługa świetnej, stonowanej roli Mikkelsena i precyzyjnego scenariusza Vinterberga i Tobiasa Lindholma. Filmowi udaje się poruszyć mocno jakąś strunę w widzu, który coraz częściej słyszy o podobnych skrajnych przypadkach. Najlepiej świadczy o tym fakt, że to pierwszy canneński pokaz w tym roku, na którym brawa wybuchały już podczas seansu. Tak silnie kibicujemy bohaterowi i nie zgadzamy się na niesprawiedliwość, która go spotyka. Z analizą zjawiska i sposobem realizacji Vinterberg trafił w dziesiątkę.

Dobre intencje są również przyczyną katastrofy w filmie Cristiana Mungiu, "Beyond The Hill". Laureat Złotej Palmy powrócił na Riwierę z obrazem bardzo osobnym, godnym podziwu pod każdym względem, a jednak pozostawiającym widza trochę z boku.

 

Historia została oparta na autentycznych wydarzeniach, o których reżyser dowiedział się parę lat temu z prasy, jednak, jak sam przyznaje, wyzuł swój film z jakiejkolwiek publicystyki i sensacyjności. Swoją opowieść utrzymuje w realistycznym tonie i powolnym tempie, do jakich rumuńskie kino ostatnich lat zdążyło nas już przyzwyczaić. Znajdujemy się w prawosławnym klasztorze, gdzieś w Rumunii. Do jednej z młodych zakonnic przybywa koleżanka, z którą wspólnie spędziły dzieciństwo w domu dziecka. Jaka więź ich tak naprawdę łączy? Czy to wyjątkowo silna przyjaźń oparta na wspólnych trudnych doświadczeniach, czy może miłość? Reżyser pozostawia tu niedopowiedzenie. Jak zresztą w wielu innych elementach fabuły: samodzielnie będziemy musieli wyrobić sobie zdanie na wiele kwestii: czy pop, którego zakonnice tak bezkrytycznie słuchają, działa w dobrej wierze? Czy też jest niezwykle przebiegłym manipulatorem? Jakie są intencje przyjaciółki, która przybyła do klasztoru z Niemiec?

 

Potem następuje opętanie dziewczyny i dochodzi do egzorcyzmów, ale oczywiście nie będą to egzorcyzmy, jakie kiedykolwiek widzieliśmy w kinie popularnym. Mungiu przedstawia wydarzenia bez odrobiny efekciarstwa. To uważny obserwator, odwzorowujący każdą, niepozorną wymianę zdań pomiędzy osobami zaangażowanymi w wydarzenia. Wyłania się z tego pesymistyczny obraz ludzi pozbawionych zdolności samodzielnego myślenia, którzy w imię wiary są zdolni do działania wbrew zdrowemu rozsądkowi. Reżyser mówi, że to film o miłości, która każe postępować nielogicznie. To także film o wierze jako potężnej, wręcz groźnej sile, ale, nie jak "Matka Joanna od Aniołów", o Bogu i jego braku. Mungiu, jak Kawalerowicz, rozgrywa akcję na małej przestrzeni, w odosobnieniu. Jednak jest racjonalistą, który pozostaje na ziemi, nie pyta o obecność siły wyższej, lecz przede wszystkim o humanizm. Jego podejście do tematu i konsekwentny styl budzą szacunek, lecz nie poruszają. Ta dwuipółgodzinna narracja wymaga przede wszystkim skupienia i cierpliwości, jednak mimo dość mocnego zakończenia nie przynosi efektu choćby porównywalnego do "4 miesiącach, 3 tygodni i 2 dni". Właściwie, lepiej obu filmów nie porównywać, bo wtedy rozczarowanie jest niemal gwarantowane.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones