Powiedzmy sobie szczerze, samo śledztwo nie jest największym atutem "Tajemnicy Laketop", ale czy nie to samo mówiono o książkach Raymonda Chandlera? Tak jak Chandler, twórcy serialu, Jane Campion i Gerard Lee, dużo większą wagę niż do intrygi przykładają do kreacji świata i stylu opowiadania.
To zaskakujący warkocz, ale mocny – sprawia, że świat przedstawiony nie rozpada się na dwie nieprzystające strefy – tę utajoną i mroczną oraz tę codzienną i zrutynowaną. Patrzy się na niego z fascynacją i niedowierzaniem, jak na obcą planetę; na pierwszy rzut oka zamieszkujące ją istoty zachowują się dość dziwacznie, choć przecież ich obyczaje niczym nie różnią się od tych, które praktykują dzisiejsi ludzie.
Campion i
Lee mają rękę do pisania fantastycznych, niedających się tak łatwo pochwycić postaci, do tego idealnie kreują atmosferę zagubienia w rzeczywistości, w której są tylko dwa warianty: albo dostarczasz przyjemność, albo ją konsumujesz. Nie boją się też umieszczać obok siebie elementów, które zazwyczaj ze sobą nie sąsiadują.
W
"Tajemnicy Laketop" pod rękę idą rozmowy o strukturach mitycznych i o uzależnieniu od MILF-ów, obiady w restauracjach i podwieczorki w ruderach zasikanych przez koty, nieznające języka emigrantki i dobrze wychowane feministki, obcokrajowcy i mieszczanie, alfonsi, którzy czytają Nietzschego, i pełni empatii mężowie. Seks stał się towarem, dostępnym dla każdego, tożsamość płciowa – czymś, co się zmienia, gdy tylko przyjdzie człowiekowi na to ochota, rodzina – marzeniem, którego nie da się urzeczywistnić, dziecko – obiektem, który można sobie kupić. W tej psychodelicznej menażerii jest miejsce i dla granej przez
Nicole Kidman Julii Edwards – siwowłosej, egzaltowanej i wyniosłej humanistki, która albo kogoś obraża, albo plecie trzy po trzy, i dla granego przez
Davida Dencika Pussa, wyglądającego jak kloszard filozofa i błyskotliwego psychopaty ze Środkowej Europy, któremu marzy się, żeby doczekać ostatecznej katastrofy zachodniego świata.
Kryminalna narracja prędzej czy później narzuca pewne wzorce, wpycha bohatera w rolę jedynego sprawiedliwego, który próbując zakwestionować zastany porządek, musi też zakwestionować rządzące w nim prawa. Podczas oglądania
"Tajemnic Laketop" człowiek co chwilę łapie się na myśleniu, którego nauczył się na tych wszystkich opowieściach o prawdziwych detektywach. Chciałby podpowiedzieć bohaterce: no, weźże go zdziel pistoletem, zrób mu waterboarding albo każ wykopać dołek w lesie, to go na pewno zmiękczy. Griffin jednak nie słucha, próbuje działać cały czas w obrębie prawa. W jednej z sekwencji serialu jedzie zatrzymać podejrzanego samochodem prowadzonym przez partnerkę i równocześnie dmucha w alkomat; przed chwilą wymiotowała, ale nie dlatego że zobaczyła trupa, tylko dlatego że jeszcze nie tak dawno zwyczajnie upiła się z kochankiem. Znajdźcie mi drugi taki serial, w którym stróż prawa po wypiciu trzech butelek wina nie udaje, że trzeźwo myśli. I przejmuje się, że jest pijany.
Nawet nie drgnęła Ci powieka – mówi z wyraźnym podziwem do Robin jej znajomy patolog, po tym, jak poinformował ją, że w ramach kryzysu wieku średniego zamienił żonę na kochanka. Dobrze ją zdiagnozował – bohaterka grana przez
Moss nie daje się łatwo wyprowadzić z równowagi, choć otacza ją wataha mniej lub bardziej popapranych mężczyzn. Uzależnionych od porno, uważających, że wszystko im się należy, agresywnych szowinistów i frustratów.
Gdyby było więcej takich ludzi, świat z pewnością byłby lepszym miejscem – pisał swego czasu
Chandler. Miał na myśli Marlowe'a. Wydaje się, że byłby lepszy, gdyby było na nim więcej takich ludzi jak Griffin.