Relacja

Transatlantyk 2013: And the beat goes on...

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Transatlantyk+2013%3A+And+the+beat+goes+on...-97892
Poznański "Transatlantyk" wypływa w rejs po raz trzeci. Podczas ceremonii otwarcia nie brakowało chwil ulgi (Julia Pietrucha nie jest drugą Joanną Moro i naprawdę potrafi śpiewać!), grozy (Koncert Jankiela, choćby najwspanialej wykonany, wciąż pozostaje Koncertem Jankiela) oraz epifanii (fenomenalna włoska pianistka Gloria Campaner tchnęła nowego ducha w kompozycje Rachmaninowa). Po pierwszych filmach – obsypanej laurami na tegorocznym Berlinale "Pozycji dziecka" oraz ekranizacji prozy Kerouaca "Big Sur" wiemy jedno: bez względu na to, czy organizatorzy znajdą wreszcie sposób, by precyzyjnie określić tożsamość festiwalu, czy nie, będzie w Poznaniu co oglądać.

Bez tłustych bitów

Kino ma zmienne szczęście do ikon beat generation, zaś twórczość Jacka Kerouaca to chyba największa z niezdobytych twierdz. Niedawno na tarczy wrócił Brazylijczyk Walter Salles, który niepokorne "W drodze" zamienił w pięknie sfotografowaną opowiastkę inicjacyjną. Teraz w jego ślady poszedł Amerykanin Michael Polish w filmowej wersji "Big Sur". Zamiast skoncentrować się na poszukiwaniach formalnego ekwiwalentu dla poharatanej, nieujarzmionej prozy Kerouaca, zaserwował nam laminowane pocztówki z życia bitników.   

Kerouac napisał "Big Sur" po czterdziestce, kiedy młodzieńcze marzenia o szukaniu absolutu na stacyjkach kolejowych i w podrzędnych prowincjonalnych knajpach ustąpiły miejsca znudzeniu i rutynie. Żalił się na spleen wieku średniego, lamentował nad całym pokoleniem, dla którego bunt okazał się jedynie modą, ewentualnie trampoliną do literackiej kariery. W filmie – podobnie jak w literackim oryginale – bohater udaje się do leśnej chatki przyjaciela, Lawrence'a Ferenghettiego, położonej w malowniczym, kalifornijskim Big Sur. Próba detoksu po kolejnych narkotykowo-alkoholowych eskapadach może skończyć się tylko w jeden sposób: pisarz zwołuje dawną paczkę, odkorkowuje flaszkę whisky i wybiera alternatywną metodę leczenia depresji. Odyseja bitników rozpoczyna się raz jeszcze, lecz, jak przekonywał klasyk, nigdy nie będzie już takiej musztardy, takich wędlin i takiego mleka.

Większe i mniejsze kryzysy bohaterów odmalowane są na ekranie po bożemu. Jest spoglądanie poza horyzont w chwilach zadumy, są sceny delirki rozpisane na nieostre kadry, zdarzają się nawet "momenty", w których znakiem obyczajowej odwagi jest skrawek nagiej, kobiecej piersi. Nihil novi, na szczęście kolorytu tym sytuacjom nadają nietypowe decyzje castingowe. Obsadzony w roli głównej Jean Marc-Barr rozmieniał talent na drobne przez wiele lat, ale wciąż ma w oczach tę samą melancholię co w "Wielkim błękicie" Luca Bessona. Partnerujący mu Josh Lucas urodził się po to, by zagrać Neala Cassady'ego, w prozie Kerouaca figurę niemal mityczną, ucieleśnienie prymitywnej siły, seksualności i witalności. Świetnie wypada drugi plan, zwłaszcza postaci kobiece: trzymająca fason plakatowej gospodyni, lecz rozpadająca się od środka żona Cassady'ego, Carolyn (Radha Mitchell), oraz jego kochanka, Billie (Kate Bosworth) – zamknięte w dojrzałym ciele dziecko, które ewoluuje w świadomą swoich pragnień i potrzeb kobietę.

 

Cokolwiek ciekawego zaczyna dziać się między bohaterami, szybko zostaje upodrzędnione przez płynącą z offu narrację. Scenarzyści przepisali monolog wewnętrzny Kerouaca prosto z jego powieści, zapominając, że ojciec chrzestny bitników bywał nie tylko fenomenalnym stylistą, ale i skończonym grafomanem. Podążający tautologicznie za obrazem komentarz jest o tyle zbędny, że ubiera faktyczne problemy bohatera w kostium tandetnego performance'u. Jeśli zaś rzeczony kryzys takim preformance'em w istocie był (w co bez trudu można uwierzyć), to niestety Polish nie odnalazł dla niego właściwego wizualnego języka. Konserwatywnie prowadzona opowieść i wysoka rozdzielczość po prostu nie pasują do ostrych jak brzytwa, zlewających się w niepohamowany strumień świadomości fraz Kerouaca. Rozmodlone ujęcia przesuwających się chmur, szumiących lasów i fal rozbijających się o brzeg to jednak za mało, by umieścić bohatera w jakimś mitologicznym kontekście i potwierdzić lub zanegować jego status kontrkulturowej ikony.

Koniec końców, "Big Sur" przekonuje jedynie jako portret neurotyka, obsesyjnie wypatrującego urojonych drzazg pod paznokciami. Jest niezły jako ilustracja upadku pewnej pokoleniowej idei, ale kiepski jako artystyczny manifest Kerouaca. "Ty rzeźbisz w ideach. Ja rzeźbię w języku" – powie w pewnym momencie bohater, sankcjonując swoją pisarską wyższość nad kolegą. W punkt!

Matka i syn

Wielkim talentem rumuńskich reżyserów jest umiejętność splatania prywatnych dramatów ze społecznym kontekstem, opowiadania o własnym kraju przez pryzmat indywidualnych tragedii. Nie inaczej jest w "Pozycji dziecka" Calina Petera Netzera, w którym niezdrowa relacja matki z synem służy za punkt wyjścia do prześwietlenia sumienia narodu...

Cornelia (Luminita Gheorghiu) jest architektem, kobietą z wyższych sfer, która obraca się w lokalnym "środowisku". Wie, że w dobrym tonie jest pojawić się w operze czy wręczyć komuś w prezencie książkę Herty Müller. Jej życie rodzinne nie wygląda jednak tak różowo. Choć mąż jest całkowicie spacyfikowany, syn wciąż nie spełnia oczekiwań matki. Ale gdy pewnego razu młody mężczyzna przekroczy dozwoloną prędkość i ze skutkiem śmiertelnym potrąci chłopca, Cornelia stanie w obronie ukochanego dziecka.


(całą recenzję autorstwa Jakuba Popieleckiego przeczytacie TUTAJ).

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones