Po co Roy w końcowej scenie wbił sobie gwóźdź do ręki? Jakoś do tej pory nie mogę rozgryźć jego motywacji?
Roy, wiedział, że zbliża się jego koniec, wiedział, że to ostatnie chwile jego życia. Wbija sobie gwóźdź, aby właśnie w tych ostatnich chwilach czuć,że żyje. Myślę, że dlatego też sie rozebrał, aby czuć wszystko wokół na sobie, jak chociażby spadające krople deszczu na jego ciało.
Więc wszystko rozchodzi się o ostatnie chwile świadomości własnego istnienia.
Niby tak, ale wyraźnie widać że przed wbiciem dłoń Roya dopada silny skurcz. Palce same się zaciskają wbrew jego woli, z całej siły próbuje ją otworzyć, dopiero wbicie przynosi ulgę.
Dobre pytanie... myśle ze Roy pił zbyt dużo kawy, obniżyło to u niego znacznie poziom magnezu i stąd takie skurcze. Bardzo chcial dopaść Deckarda by się zemścić za zabicie przyjacioł i nic lepszego poza gwoździem nie bylo wtedy pod ręką, więc go użył w chwili słabości, żeby na szybko "obudzić" dłoń. Podobnie było przy spotkaniu z Tyrellem, podczas rozmowy w jego apartamencie o pozbyciu się blokad czasowych. Ręce Roya spoczeły lekko na jego głowie po czym złapał go silny skurcz w obie rece, następnie wystapiły nerwobóle co widać na jego twarzy, przez ten wypadek Roy nie poznał odpowiedzi...
zgadzam się z moim przedmówcą, ale dodam jeszcze, że biorąc pod uwagę, że Blade Runner napakowany jest symboliką, a sam Roy może być odczytany zarówno jako figura mitycznego Dionizosa ale też Chrystusa, to gwóźdź w dłoni stanowi dopełnienie tej filozoficzno-symbolicznej płaszczyzny filmu. Pozdrawiam i zachęcam do odkrywania ciągle nowych stron tego arcydzieła:)
Dobre pytanie... myśle ze Roy pił zbyt dużo kawy, obniżyło to u niego znacznie poziom magnezu i stąd takie skurcze. Bardzo chcial dopaść Deckarda by się zemścić za zabicie przyjacioł i nic lepszego poza gwoździem nie bylo wtedy pod ręką, więc go użył w chwili słabości, żeby na szybko "obudzić" dłoń. Podobnie było przy spotkaniu z Tyrellem, podczas rozmowy w jego apartamencie o pozbyciu się blokad czasowych. Ręce Roya spoczeły lekko na jego głowie po czym złapał go silny skurcz w obie ręce, wystapiły też nerwobóle, co widać na jego twarzy, przez ten wypadek Roy nie poznał odpowiedzi...
A ja myślałem, że on Tyrella zabił celowo. Na pewno to z powodu skurczu rąk zginął Tyrell?
Chyba nie dałeś się nabrać na te brednie:] Tyrella zabił specjalnie. A gwoździa sobie wbił bo zaczął umierać i całe jego ciało zaczęło wariować.
Roy zabił Tyrella bo nie nakremował sobie dłoni, gdyby były śliskie wtedy nic takiego by się nie wydarzyło.
Ale żeby zabić musiał mieć te dłonie, a je dał mu Tyrell, czyli zabił samego siebie.
Bo jest Chrystusem. Maszyn. Poświęca się na rzecz następnych robotów/replikantów/androidów.
Zresztą zależy od wersji.
W wersji producenckiej - replikant dowodzi tym samym swego... człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując w finale od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.
Pozostaje pustka.