Pisać zbyt wiele nie będę, tym bardziej, że mi się nie chce ;) Co mi się spodobało? Pomysł na film, gra Sigourney Weaver oraz Stuarta Wilsona. Za to Ben Kingsley, który grał dr Mirandę obrzydzał mnie, obleśny facet :/ Ciekawe jest to, że akcja "Śmierci i dziewczyny" odbywa się tylko w jednym pomieszczeniu oraz fakt, iż w obrazie gra tylko trzech aktorów. Film przez cały czas trzyma w napięciu, jednakże końcówka mnie mocno rozczarowała. Spodziewałem się jakiegoś "twist in the end", a skończyło się tak, jak się chyba wszyscy spodziewali. 7+/10