Powiem szczerze, że teraz ten film wskakuję na półkę moich ulubieńców. Uważam, że był bardzo dobry, świetna historia. Bardzo romantyczna, choć trzeba przyznać, że odrobinę naiwna. Podobały mi się też postacie:
- Paul.
Na początku trochę tajemniczy i był mi szczerze mówiąc obojętny. Potem go polubiłam. Nie wiem czemu ja jednak wolałam go w duecie z 2-E (tak ona się nazywa?? umknęło mi to) niż z Holly, ale cóż.
- Holly.
Infantylna, postrzelona, trochę irytująca. Przynajmniej takie wrażenie odniosłam na początku oglądania. Potem (jak wyżej) przekonałam się, że jest o złudne, a Holly to tak naprawdę po prostu zagubiona dziewczyna. I rola Hepburn dobrze zagrana.
Oprócz tego świetne postacie drugoplanowe. Jak mówiłam polubiłam tą "koleżankę" Paula. Moja ulubiona scena to wspólna kradzież Paula i Holly i wycieczka do Tiffanego. "Tu nic złego nie może się zdarzyć". Ostatnia scena też była niczego sobie. Pocałunek w deszczu przecież przeszedł do klasyki.