Nie da się ukryć, że ta Holly naprawdę była kretynką. Zachowywała się jak pusta gówniara i nie poczuwała się do żadnej odpowiedzialności. Do mnie ten film nie przemówił i nie widzę tu tej całej magii. Trochę przynudzał, a z każdą kolejną sekundą moja odraza do głównej bohaterki narastała. Takie puste "kobiety" należy tępić. Męczyło mnie, że każdy jej wyskok i głupia decyzja nie przynosiły wymiernych negatywnych skutków.
Jeśli ktoś zamierza mi tu napisać, że nie zrozumiałem filmu, że o to chodziło reżyserowi, to niech się goni. To, że komuś udało się zrobić coś jak planował, nie znaczy, że musi być dobre. Fakt - aktorzy dobrze zagrali swoje role, jednak cała ta historia była wkurzająca.
Aktorzy? Denerwujący, co najmniej. Ta panienka, co grała Holly, jakaś tam super-znana niby - okropna, rozbiegana i zasadniczo - to nie to.
Na tym polega właśnie fenomen tej postaci...Gdyby Holly nie była taka potrzepana to ten film zupełnie inaczej by wyglądał...
"Ta panienka, co grała Holly, jakaś tam super-znana niby"
Espania44 masz niesamowite poczucie humoru ;D
jak ona dała "zmierzchowi" 10, a "gladiatorowi", "pamiętnikowi" i "śniadaniu.." kolejno 7,5 i 6 to czego tu wymagać, to mówi samo za siebie :))
lol, nie mówiąc o ocenach dla "zielonej mili", "skazanych na shaweshank" czy "pianiście" ;oo
Straszne. Straszne jest to że przyszedłem tu poczytać o "Śniadaniu...", wchodzę na temat nieschlebiający temu filmowi i czytam komentarze obrońców/fanów tej produkcji których to jedynym argumentem jest bełkot o ocenach stawianych innym filmom.
ale to nie nasza wina, jakaś idiotka o nicku espania44 (prawdopodobnie ma 13lat bo zachowuje się jak dziecko), wbija do tematu. chrzani głupoty że aktorka zła i na dodatek zaniża oceny filmom a swoją szmirę zwana Zmierzch ocenia na 10/10, toż to debilka kompletna.
Ale jednak, mimo, że życie wymaga od nas planowania, rozsądku i podejmowania trudnych decyzji, to jednak chyba każdy czasem czuje potrzebę bycia taką Holly, zrobić coś szalonego, nie martwiąc sie o konsekwencję.
Też nie wiem co widzicie w tym filmie. Nudny. Głowna bohaterka wkurzająca swoją infantylnością. Ode mnie 3/10. Bo jak na tak znaną produkcję jest przereklamowany i po prostu słaby.
UWAGA, możliwe spoilery!
Ja z trudem dotrwałam do końca, film zaczął mnie denerwować już na przyjęciu zorganizowanym przez Holly, ale powiedziałam sobie, że muszę obejrzeć do końca, bo to klasyk, a poza tym wiele jest takich filmów, które dopiero w całej okazałości nabierają piękna. I ten film do takich należy - trzeba go obejrzeć w całości, scena po scenie, łącznie z zakończeniem, przemyśleć, przetrawić i dopiero wtedy wystawić ocenę.
Film jest wizualnie ładny - śliczna, utalentowana Audrey Hepburn, znośny George Peppard, ładne ujęcia... Historia denerwuje od samego początku, ale w końcu zmiana Holly, ta ostatnia scena z kotem dość zapadająca w pamięć... Ogółem stwierdzam, że film bardzo dobry, piękny muzyczny motyw przewodni. 8/10. Z chęcią obejrzę jeszcze raz, podejrzewam, że patrząc pod kątem całości, o wiele lżej będzie mi się go oglądać.
Kurczę, ten film jest niezwykły. Oglądałam go ze znudzeniem, często ze złością, siedziałam do końca, żeby po prostu znać ten film zaliczany do klasyki, a tu nagle kilkanaście końcowych minut filmu potrafiło zupełnie zmienić moje zdanie. Magic ;)
Kretynka czy nie, grająca Holly Audrey Hepburn naprawdę miała wielki urok osobisty i to ona jest głównym magnesem w "Śniadaniu...". Czy to wielkie kino? W swoim gatunku na pewno się wyróżnia, choć specjalistą nie jestem. Dobrze się ogląda, a upływ czasu żadnej krzywdy filmowi Edwards nie zrobił - wciąż jest lepszy od większości podobnych tematycznie, nowych obrazów.