Oglądając film, zastanawiałem się czy jest ponadczasowy i czy zasługuje na miano
klasyki ? Myślę, że wszystko w tym filmie ma swój specyficzny klimat. Różowe buty które
Holly wyjmuje z lodówki na początku filmu, kieliszek w którym pije mleko gdy budzi ją Paul
(Fred), później pije kawę w słoiku, kanapa która tak naprawdę jest starą wanną, telefon
schowany do walizki. Nawet zatyczki do uszu Holly oraz niezapomniany Pan Yunioshi.
Fantastyczne dialogi, gra aktorów. Nawet kot w tym filmie zagrał rewelacyjnie (choć ich
podobno było kilka). Prócz tego niezapomniany klimat Nowego Jorku. A piosenkę którą
zaśpiewała w filmie Audrey „Moon River” jej głos potrafi rozkruszyć nie jedno serce. I
pomyśleć, że producent chciał ją wyciąć. Kreacje jakie stworzył Hubert de Givenchy dla
Audrey są do dziś na pierwszych stronach magazynów mody, oraz inspiracją dla
projektantów. Wszytko to nadaje uroku temu filmowi.
Nie rozumiem tych przemyśleń ludzi co do roli Holly, którą powinna zagrać Marilyn
Monroe, osobiście nie wyobrażam sobie jej w tym filmie. Uważam, że Audrey Hepburn
miała większy talent aktorski, niż Marilyn Monroe (tutaj mogę się narazić fanom tej
drugiej), jednak to moja opinia. Odnoszę wrażenie, że filmy z Audrey mają specyficzny
klimat, magię a sama aktorka czego by się nie podjęła zamieniała to w złoto. Postać jaką
stworzyła mimo, że jest to Pani do „towarzystwa” jest jej najbardziej charakterystyczną rolą
w jej dorobku aktorskim. I wcale tak tej roli nie kojarzymy. Reżyser stosuje fajne metafory.
Kiedy myślę, Audrey Hepburn zawsze przychodzi mi na myśl „Śniadanie u Tiffaniego”.
Może jeszcze słów kilka o roli Paula. George Peppard sprostał postawionemu zadaniu,
znakomicie odegrał rolę pisarza. Przystojny, wysoki nienagannie ubrany, posiadał ten
błysk w oku. Gra z taką aktorką jak Audrey wymagała naprawdę sporo. Pomyśleć że do
roli Paula brany był pod uwagę Steve McQueen Dobrze jednak, że odmówił mając inne
zobowiązania. Ja będąc na miejscu Georga, chyba nie dał bym rady. Aktorka potrafiła
przyćmić chyba wszystkich. Może się powtórzę ale miała w sobie tą magię, za którą
kochali ją ludzie.
Reżyser Blake Edwards wcześnie nie znany z małym dorobkiem, stworzył prawdziwy
klasyk kina. Myślę, że wyreżyserowaniem „Śniadania u Tiffaniego” reżyser dołożył
cegiełkę do Oscara honorowego jakiego otrzymał w 2004 roku za całokształt pracy jako
reżyser. Choć Edwards bardziej jest kojarzony z serią o różowej panterze i za nią właśnie
otrzymał w/w nagrodę.
Podsumowując, film absolutnie ponadczasowy, klasyka pełną gębą to film do którego
wrócę nie raz. Na mojej półce z filmami zajmuje jedno z honorowych miejsc. To jedyny
film który potrafi poprawić mi humor. Absolutnie 10/10 szkoda, że takich filmów już nie
robią.
Zgadzam się Klasyka sama w sobie ! Uwielbiam 10/10 Pięknie napisane, ps.ja oglądałem ten film już jakieś 5 razy ;)
Dzięki, że się ze mną zgadzasz. Film jest moim wypróbowanym lekiem na chandrę, zły humor i wszystkie absurdy ówczesnego świata. Ja oglądałem go chyba już 7 razy :) I na pewno będzie więcej. Pzdr