Niby banalna historia, ale film ma w sobie jakąś magię, delikatność mimo tego, że, obiektywnie patrząc, bohaterowie aniołami nie są :) ale tutaj to nie razi, przeciwnie, Holly wręcz ma się ochotę przytulić jak dziecko :) Film to też swoista kapsuła czasu. Cudowny Manhattan w tle, ktorego dzisiaj już w takiej formie nie ma bo przeminął z wiatrem czasu, co budzi nostalgię... I piękna muzyka oraz kultowa piosenka Moon River :)) To wszystko składa się w piękną całość, która potrafi otulić, jak aksamitny kocyk ;)) Lubię jak kino przenosi w inny, lepszy wymiar, gdzie wszystko wydaje się ładniejsze i szlachetniejsze, i dobrze się kończy :) bo rzeczywistość, która otacza, jest wystarczająco przyziemna i przytłaczająca a ludzie bezinteresownie parszywi.