Pierwsza scena hipnotyzuje starym kinem a całość klimatem 'tamtych' lat, tak samo jak świetna Hepburn... i tyle. Film ogólnie spoko no ale nie arcydzieło.
Za najlepszy film Edwardsa uchodzi Przyjęcie a nie ten. I ma ledwie 3000 głosów. Ten kult tej jakby nie patrzeć nudnawej komedii romantycznej jest zastanawiający. Ma swój urok niewątpliwie ale żeby wybił się w pamięć mas nad mu podobne?