nic dziwnego, że film wydaje się zawierać jakąś magię, skoro jest na swój sposób baśnią, baśnią osadzoną w Nowym Jorku w latach 60. Film, równie jak główna bohaterka nie stąpa po ziemi rzeczywistości, ale cóż w tym złego? - jak najbardziej nic, bo dzięki temu film ma taki, a nie inny klimat, a klimat to podstawa w dobrym filmie. Do tego sztandarowy w tym filmie "Moon River" - który stał się również klasykiem.
W tym filmie nie ma płynnego przejścia scenicznego, poszczególne sceny tworzą jakby pojedyncze zamknięte całości, które są tak dobrze zrobione , że je zapamiętujemy. Tak jak scena początkowa, pierwsze spotkanie Holly i Paul'a, scena gdy Holly śpiewa Moon river w oknie. Jakby je powycinać i obejrzeć pojedynczo, zachowały by magię i nadal były dobre i o to właśnie chodzi w dobrym filmie.