jeśli nie jesteś fanem amerykańskiego kina na pewno nie znajdziesz w tym ani nic
śmiesznego, ani nowego. Myślę, że film się już dawno zestarzał i generalnie wydaje mi się
głupi lub po prostu naiwny. Jedyne dlaczego warto obejrzeć to agrument że jest to klasyka
kina amerykańskiego. Jest jak słaba książka przez którą trzeba przebrnąć. Nie śmiałem się,
nie przeżywałem, "wielka audrey" grała jakby się ciągle wygłupiała. A temat przecież o
prostytucji kobiet i mężczyzn oraz daleko posuniętym materializimie. Mogłoby być kilka
momentów dramatycznych, ale po co... tyle
Książa Trumana Capote na podstawie której naręcono ten film ma o wiele bardziej dramatyczny wydźwięk, w sumie kończy się całkiem inaczej. "Wielka Audrey" wypadła dobrze, zgodnie z książkowym pierwowzorem, postać przez nią grana była właśnie taka lekko postrzelona:)
zobaczę Rzymskie Wakacje to będę mógł ocenić czy jest rzeczywiście wielka... narazie miałem wrażenie że oglądam rzutką i lekką komedię, która powinna i jest dramatem z nutą uśmiechu
Ja nie jestem fanem kina amerykańskiego ale skusiłem się na ten film. Jestem zadowolony, film co prawda płytki, naiwny, powierzchniowy ale ma niesamowity klimat, to coś.
Zgadzam się z Tobą, głupota, naiwność bija z tej "klasyki kina" na odległość. Jak dla mnie w tym filmie nic się nie dzieje. Obejrzałem ze względu na wielką Audrey ale też mnie nie przekonała.Pozdrawiam
Kłopot z tym filmem polega właśnie na tym że może on się wydawać naiwny,ale wcale taki nie jest.Pozdrawiam.
też uważam, że on wcale nie jest naiwny...film z przesłaniem. (nie warto bać się miłości, trzeba ryzykować nawet jeżeli ma się nie udać i nie tylko to jedno przesłanie)
Masz rację.Jest tam cała masa przesłań tylko trzeba je samemu odszukać.Pozdrawiam.
dla mnie tez przecietny i nudny, wogole nie rozumiem zachwytow nad tym filmem - wydaje sie wrecz plytki
Warto też zważyć na to, że film ma 50 lat. W porównaniu z filmami robiącymi w Hollywood teraz, z wszelkimi efektami specjalnymi, jest po prostu inny, odbiór u ludzi też jest inny. Ma w sobie to coś, ja na przykład uwielbiam go oglądać. Pokazuje naiwność dziewczyny wierzącej w miłość a jednocześnie się jej bojącej. Prostytucja i materializm nie mogły być pokazane zbyt mocno, moim zdaniem, żeby nie wywołać jakiegoś wielkiego skandalu.
nie można zrzucać na to że jest stary, przypominam że Lolita Kubricka byla z 62 a stanowił ten film o jeszcze trudniejszym wątku :] ja nie szukałem efektów, raczej spodziewałem się głebii i jakiegoś bardziej filmowego obrazu, symbolicznego i wieloznacznego. Coś co zmienia Cię po wyjściu z kina, takich filmów jest bardzo mało, ale też na tyle dużo że ja jeszcze ich wszystkich nie widziałem i nie zobaczę pewnie do końca życia, a ten sprawił że zabrał mi czas na zobaczenie tego czego szukam :)
Ten film nie do końca jest naiwny. Jest raczej lekki, postać Holy jest taka właśnie - lekka. Sam film jest bardziej o pogoni za marzeniami, o trudnych wyborach w życiu no ale przede wszystkim to jest to historia o miłości. Ja należę do miłośników prozy Trumana i nie mogę powiedzieć, żeby to była moja ulubiona książka. Nie wiem czy się ze mną ktoś zgodzi, ale Holy wydaje się dużo mniej figlarna i dziewczęca czy beztroska w książce. Jest raczej kokietką twardo stąpającą po ziemi. Zresztą podobno jest to postać zainspirowana pewną przyjaciółką Capote. Tak czy inaczej film jest uroczy a ja przepadam za tym nostalgicznym klimatem lat 50-tych w US. Ja wiem, że były to trudne czasy dla kobiet i czarnych i mniejszości w ogóle. Ale nie jest to kino zaangażowane społeczne i pokazuje jedynie pewien wycinek rzeczywistości - tu: miłość i marzenia. "Moon river, wider than a mile...":)