Kosmonauci wpadają w dziurę czasową i trafiają na Ziemię 300 lat po apokalipsie. W tej przyszłości cywilizowani ludzie żyją w wielkiej bazie pod ziemią, podczas gdy na powierzchni rządzą mutanty (zmutowani ludzie, którzy cofnęli się do epoki kamienia łupanego). Większość filmu dzieje się we wspomnianej bazie, gdzie kosmonauci próbują przekonać starszyznę do wyjścia z ukrycia i odbudowania ludzkości na powierzchni. Na początku i na koniec jest walka z jaskiniowymi mutantami. Aha, na początku jest też atak dwóch przezabawnie zrobionych wielkich pająków, coś czego nie można przegapić.
Co ty człowieku piszesz?! Jacy kosmonauci, to byli Amerykanie więc jak coś to astronauci i nie 300 lat tylko dobrze ponad 400 lat od apokalipsy i 500 lat od czasów z których przybyli . . . czy ty aby na pewno uważnie oglądałeś ten film?
A teraz trochę od siebie. Odnoszę wrażenie, że autor tego filmu to amerykański propagandzista (co nie dziwi biorąc pod uwagę rok powstania), który próbuje połączyć western z sci-fi i silną dawką politycznej proamerykańskiej propagandy.
Już połączenie dwóch pierwszych dało efekt śmieszności. Czterech podstarzałych kowbojów zgrywających ważnych naukowców i geniuszy w przedmiotach ścisłych leci rakietą na Marsa. Rakieta jest ciasna, mała, prymitywna i podobno wielokrotnie przekracza prędkość światła (aha:)). Ciekawy jest ekwipunek astronautów - no za cholerę nie potrafię znaleźć odpowiedzi na pytanie po co astronautom w kosmosie są potrzebne: skórzane kurtki, plecaki, śpiwory albo najlepsze - rewolwery, zwłaszcza, że mieli robić tylko zdjęcia a nie lądować.
Widziałem wiele filmów SF, starszych i nowszych, które miały lepsze i gorsze pomysły na fabułę ale w większości z nich gdy gdzieś jakiś element odstawał od reszty potrafiłem to w logiczny sposób wytłumaczyć. W przypadku tego filmu moja wyobraźnia niespodziewanie się skończyła.
Ich zachowanie po wylądowaniu też nie jest logiczne. Szwendają się po nieznanej (jeszcze) planecie ładując się w pułapki w których wychodzą dzięki wiernym rewolwerom z których potrafią wydać po kilkanaście strzałów. Scena z pluszowymi pająkami spowodowała u mnie atak śmiechu podobnie jak pseudo-zwiady w których jeden z dzielnych bohaterów poświęca się idąc na zwiad . . . aby po kilku krokach zostać osaczonym i zaatakowanym przez zmutowanych troglodytów.
Wniosek nasuwa się sam: western + Sci-fi = CRAP!
Wracając do propagandy: Wszyscy czterej bohaterowie do zdrowi, silni, zdecydowani, mądrzy i biali Amerykanie. Z całą pewnością patrioci i weterani drugiej wojny światowej. Wszyscy uznają za najważniejsze wartości rodzinne, które jednak schodzą na drugi plan jeśli w grę wchodzi dobro narodowe. Ich przywódca dr. Eldon stacjonował w Japonii, gdy jego żona z dziećmi leciał aby go odwiedzić ich samolot spadł i wszyscy zginęli, mimo to dumny Amerykanin nie załamał się i nadal wiernie służy Ameryce. Inny członek załogi zostawił na Ziemi żonę z dziećmi lecą na tą ekspedycję. Wszyscy są przyzwoici, dobrze wychowani, zgodni, posłuszni, pogodzeni z losem i tak idealni, że wręcz nieludzcy. Kieruje nimi obowiązek pomocy ludzkości, nie wiedza co to strach . . . och! ach!
Inna sprawa, że w filmie nie widziałem ani jednego czarnego, ani jednego Azjaty czy Araba. Nie widziałem ich ani przed ani po katastrofie. Czyżby wyginęli? A może po prostu ich nigdy nie było? Może nie mieli takiej woli przetrwania jak biali, albo budowniczowie podziemnych krypt po prostu ich nie wpuścili.
Wszystko w tym filmie jest żałosne, zarówno elementy fabularne (intryga, jej rozwiązanie, kreacja świata i postaci, happy end wywalczony 'nowoczesną bazooką', itp.), Efekty specjalne (Rakieta zrobiona z zapalniczki nastawionej na max płomień, pluszowe pajaki), a nawet scenografie i charakteryzacje.
Film jest nędzny, próbuje być ciekawy ale mu nie wychodzi. Nie tego się spodziewałem . . . właściwie to ja już nie wiem czego się spodziewałem po tym filmie ani jak to się stało, że to coś obejrzałem. Być może uległem autosugestii, że skoro powstało w tym samym roku co 'Forbidden Planet' to pewnie będzie tak samo dobry. Srodze się zawiodłem.
Oceniam 1/10
Jak już coś człowieku piszesz, to prosimy z kulturą, a nie na dzień dobry się dopie*dzielasz, do jakichś mało istotnych szczegółów, które napisałem w swojej notce. A można by było bez tego, nie?
Masz absolutną racje, przepraszam :) Nie mogłem się jednak powstrzymać jak zobaczyłem wyraz 'kosmonauci'