film znośny, potrafi porwać widza z krzesła. Niestety tonie w banale co scena z udziałem wspaniałego (tylko tacy ludzie zasiadają przecież na fotelu świata), nieomylnego (no ba!), rodzinnego (nawet gdyby kostucha zapukała do drzwi), prawego najwierniejszego patrioty (reszta to zadymiarze i ludzie słabej wiary) i znawcy prawa konstytucyjnego (przeczytał ją aż 50 razy) Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Produkcja na zlecenie administracji Georga W. Busha. Jeżeli się zignoruje powyższe film zdatny do spożycia. p.s. nie można jednak zignorować, że zdaniem twórców scenariusza prawo amerykańskie sięga poprzez Hiszpanię i pustynię Kara-kum aż po Galaktykę Oriona (naturalnie wszyscy chętnie się tej jurysdykcji poddają).