Nie ma co ukrywać: historyjka jest banalna -ot jeszcze jeden Anglik trafia do USA w czasach hipisow, wojny w Wietnamie i Martina Luthera Kinga, zakochuje sie z wzajemnoscia, ale czasy jakie sa, takie sa i troszke sie wszystko pokomplikuje :P. Nie historia jest tutaj jednak wazna, ale sposob jej opowiadania. Jeden bohater wyglada, jak Hendrix, inny (glowny) ma na imie Jude (by pasowalo do piosenki), motyw z niechcianym wyjazdem do Wietnamu, jak z "Hair", fotografie lecacych helikopterow nad Wietnamem, jak z "Czasu Apokalipsy". Obraz w zdjeciach narkotycznego transu pomazany, jak gdyby wymalowany farba. Jak przymus do wojska -to musi byc obraz zolnierzy przywalonych olbrzymia Statua Wolnosci, ktora musza taszczyc. Wujek Sam z plakatow musi ozyc i chwytac lapskiem biednego poborowego, zolnierze przeprowadzajacy pobor sa wszyscy tacy sami, niczym maszyna, wiec musza miec maski. Wszystko jest skrajnie nachalne, jak gdyby Taymor mowila -patrzcie na kicz -to on jest tutaj wazny. I trzeba przyznac -ze to sie kupuje. Po prostu trzeba patrzec i sluchac muzyki "The Beatles". Aranżacje niektorych piosenek robia WIZUALNE wrazenie. Moim osobistym faworytem jest fragment ze "Strawberry Fields". Piekne sa zdjecia "podwodne" (kto widzial, wie o czym mowie). Bardzo dobry jest Jim Sturgess jako Jude. Niezle NAPISANA (dialogi!) jest scena przy stole w trakcie Święta Dziękczynienia. Urocze sa tez sceny w szpitalu (z ksiedzem), ta ze spiewajacym przy samochodzie malym czarnoskorym chlopcem, z Salma Hayek wstrzykującą morfinę-dziewczynę :P, "Hey, Jude..." (Max krzyczący "Jude, Jude, Jude, Jude" byl przezabawny), wprowadzenie Jude'a w studenckie zycie :P i taniec poborowych z zolnierzami (mocno sado-masochistyczny). Jesli gdzies jest w tym filmie subtelnosc -to w budowaniu postaci Azjatki-lesbijki (z pytan kobiety siedzacej kolo mnie w kinie: "O co chodzi?" wnioskuje, ze nie zalapala, ze adresatem jej piosenek sa zawsze kobiety -swoja droga polskie tlumaczenie jest w tych momentach zenujace -przymiotniki powinny byc przetlumaczone w formie zenskiej, nie meskiej! -czyzby tlumacz tez nie zalapal???). Film jest dobrze sfotografowany i poprowadzony. Historia rozwija sie dosyc logicznie, choc nie zawsze linearnie -np. piosnka wprowadzajaca gitarzyste Sadie -nim go zaangazuja -jest na poczatku troche "ni w piec, ni w dziewiec" -ot jakis dziadek zaczyna spiewac w metrze, a potem za nim cale miasto. Co zreszta bylo urocze. :P I bardzo musicalowe -w tradycyjnym w gruncie rzeczy znaczeniu tego slowa. I w sumie latwo byloby mi przelknac ta pochwale kiczu, ktory trzeba po prostu lykac (zwlaszcza, ze niczego innego nie spodziewalem sie po autorce "Tytusa Andronikusa" i "Fridy), gdyby nie dwa elementy: Bono i scena z cyrkiem -pierwszy probuje grac, jak na AKTORA przystalo, ale nie potrafi (i jest zenujacy), druga byla juz ZBYT kiczowata, nawet, jak na Taymor (i jak na moja osobista wytrzymalosc). A i scenke z gigantyczna Statua, o ktorej wspominalem, mozna sobie bylo darowac. Tak wiec: warto obejrzec, bo to ciekawy film pod wzgledem formalnym, ale znak jakosci "Filmweb poleca" to jednak przesada. Daje 7/10.
Oh, jak ostro ;) Jednak, jak to się mówi - gusta są różne :) Mnie np cała scena z piosenką "I want you" wbiła w fotel, a już zwłaszcza motyw ze statuą. Niesamowite wykorzystanie i zinterpretowanie piosenki Lennona, naprawdę :) Czyż ta wolność (symbolizowana przez statuę) naprawdę nie była dla tych chłopców ogromnie ciężka? Wprawdzie nie walczyli o swoją wolność... ale skojarzenie jest jasne :) W pewnym sensie może chodzić tez o patriotyzm (statua też go mogła symbolizować) i dla tychże chłopaków był to naprawdę przymusowy patriotyzm... Także dla mnie to mocna, świetna scena :)
Zgadzam się natomiast, że Bono to pomyłka.. Dobrze że za wiele nie ma go na ekranie ;)
Nie wiem jednak, co Ci się nie podoba w imieniu głównego bohatera :) Przecież tu właśnie chodziło o odnośniki do piosenek The Beatles :) Jude, Lucy, Sadie, Prudence, dr Robert, nawet się zastanawiałam, czy Max to nie czasem mała aluzja do "Maxwell' silver hammer" ;)
A dialogi nie tylko przy święcie Dziękczynienia są świetne ;) Ze względu na wielość piosenek nie ma ich dużo, ale moim zdaniem wszystkie są bardzo dobre i inteligentne. Powiedziane jest tyle, ile trzeba, ni mniej ni więcej. Jest też kilka humorystycznych scen, a to wszystko razem czyni z tego filmu obraz miły dla oka i ucha. I o to w nim chodzi :)
Ja daję 9/10 :)