Po tylu pozytywnych opiniach na forum liczyłem na coś ciekawszego, nie tak monotonnego. Od połowy filmu miałem nadzieję na zaskakujący finał, w którym okaże się, że to bohater grany przez Connery'ego jest mordercą, a podejrzany musiał zginąć, bo domyślił się prawdy.
To by było dosyć przewidywalne oraz ograne rozwiązanie fabularne, nie sądzisz? Ten film jest dramatem psychologicznym, a nie kryminałem.
Przekaz filmu jest głębszy - w każdym z nas tkwi potwór - bohater okazał się pałać nienawiścią do winowajcy, nie ze względu na cierpienie ofiar. Agresja bohatera była reakcją na odkrycie w sobie tych samych instynktów co u sprawcy zbrodni.