można było klepać po tyłku laleczki, nabijać się z Murzynów i zboczeńców i zaliczać bez obaw panienki ! Co do samego filmu, to Clint chyba dopiero uczył się reżyserki, bo potencjał był niezły:zabójcy, szpiedzy, Eiger, wspinaczka.. sporo aktywów jak na jeden film. Tylko Kennedy w roli zabójcy cały czas kojarzył mi się z gliniarzem z "Nagiej broni" i nie umiem już faceta brać na poważnie. Sumując : jak na 75' może było to wystarczające, teraz raczej rozczarowuje.