jest brak jakiegoś głębszego przekazu. Jest pięknym, nostalgicznym i niesamowitym portretem Włoch lat 30stych, ze wspaniałą atmosferą, ale nie niesie za sobą niczego więcej. Nie skupia się na żadnym wątku jakoś specjalnie, pokazuje tylko rok z życia mieszkańców włoskiego miasteczka. Albo nawet aż, bo jest to też niewątpliwie portret Włoskości, podobnie, jak Amelia Francuskości, Zorba Greckości, a filmy Barei komunistycznej Polskości.
Nie wiadomo, jak na to patrzeć. I czy i jak oceniać.
"jest to też niewątpliwie portret Włoskości" raczej prowincjonalnych Włoch...
Przesłaniem może być to, że tak naprawdę ta ludowa część Włoch zupełnie nie interesowała się Państwem, żyła w swoim świecie - i to miało też swoją cenę, narodziny faszyzmu.
Niestety napiszę, że "nie zrozumieliście" :) Fellini w tym filmie (jak i w innych) daje aktywnemu widzowi możliwość przewartościowania szeroko rozumianej kultury. Gromadzi mnóstwo odniesień mitologicznych (Zeus pod postacią byka, krzyk ptaka zwiastujący Apokalipsę itd..), które okazują się nadzwyczajnie żywotne, gdy odnieść je do własnych doświadczeń (nie tyle "życiowych", co tych "wewnętrznych") - (podobną strategię mamy też np. w "Sklepach cynamonowych" Schulza). Stąd nieprzypadkowo akcja zamknięta w roku - wpisana w odradzający się cykl "życia" (zresztą znowu mitologiczny).
Film "nie niesie przekazu", bo nie jest to komunikat. Z pełną premedytacją Fellini daje nam możliwość "procesu rewitalizacji kultury". Mówiąc najprościej: nie zastanawiajmy się "co autor miał na myśli", tylko potraktujmy ten film jako własne "doświadczenie".