To zaskakujący film. Jest źle zrealizowany (straszne efekty specjalne, takie odpustowe; zdjęcia są dość ciemne; choreografia walk często śmieszna; aktorstwo momentami fatalne - sporo osób swoje kwestie najzwyczajniej w świecie duka) i ma dość głupią fabułę (naznaczony złą karmą chłopak dowiaduje się od zamieszkującego w jaskini boga, że musi zabić tysiąc osób, aby doznać duchowego oświecenia), ale... Właśnie, jest jedno, zasadnicze ale.
Z biegiem czasu film nabiera głębi, coraz mocniej przykuwając uwagę, a pod koniec wręcz ociera się o arcydzieło, pokazując ogromną przemianę bohatera, który porzuca zabijanie, przywdziewa habit i przyjmuje z pokorą gniew rodzin pomordowanych osób. Niebagatelną rolę odgrywa tu też jego matka, której mało nie zabił w nadziei osiągnięcia magicznej liczby tysiąca żywotów.
W drugiej połowie filmu jest kilka świetnych zrealizowanych scen (jak choćby walka przy zaćmieniu słońca z kilkudziesięcioma wojownikami), bardzo wiarygodnie i pouczająco wyglądają też momenty wahania i dokonywania wyborów zarówno przez bohatera, jak i przez osoby, które spotyka na swojej drodze. A wszystkiemu towarzyszy niesamowita, chóralna, szalenie wzniosła muzyka.
I drobna uwaga - z pewnością nie należy tego filmu traktować jako horroru. Tu nic nie straszy, a na gore też nie ma co liczyć.
Daję 8/10 ze względu na słabe aktorstwo (choć możliwe, że to tylko taka lokalna maniera grania) i kilka fabularnych płycizn.